Nie jest to może indyjska potrawa ale co tam. Eksperymentowałem bardzo mocno z curry masala i wyprowadziłem coś następującego. Śledzie na słodko-ostro z curry. Ot, po prostu użyłem tej mieszanki indyjskich przypraw bo w ferworze walki baza którą zrobiłem najbardziej „w głowie” skojarzyła mi się z rybami – smażonymi albo właśnie śledziami matjasami. Do rzeczy.
Składniki
- 800g śledzi a’la Matjas (używałem zarówno w oleju od Lisnera jak i zwykłych, z wody) Szklanka oliwy (zwykła, extra może być gorzka)
- Trzy, cztery wielkie cebule
- Szklanka rodzynek
- Łyżeczka (jeśli ostre) lub dwie duże łyżki (jeśli łagodne) mieszanki curry; 3 ziarna ziela angielskiego, łyżeczka nasion kolendry, 2 liście laurowe
Przygotowanie śledzi
- Zalewamy rodzynki wrzątkiem na 5 minut, później odcedzamy
- Jeżeli śledzie są zbyt słone – moczymy je 2-3 godziny w wodzie albo mleku. Zmieniamy płyn 2-3 razy w zależności od „słoności” ryb. Ja lubię mocno słone więc tylko je przepłukuję. Kroimy je na 4 cm kawałki
- Na gorącą patelnię wlewam pół szklanki oliwy, dalej wrzucam pokrojoną w grube plastry cebulę, duszę żeby zrobiła się szklista ale nie przysmażona, następnie dodaję curry oraz zmielone lub zmiażdżone przyprawy i liście laurowe. Smażę na dużym ogniu ciągle mieszając około 3 minuty. Następnie dodaję rodzynki i studzę wszystko. Jak już jest zimne – wlewam resztę oliwy. Czekam aż zupełnie ostygnie.
- Przekładam w słoiku warstwami: śledzie, cebula, śledzie, cebula… itd. i trzymam w lodówce minimum dobę.
Jeżeli ktoś lubi więcej oliwy – nie widzę przeszkód. Można dodać też przecieru pomidorowego razem z rodzynkami. Nie polecam zamiast curry dawać chili.
