Jako dziecko zajadałem się kiełbasą, robioną w słoikach jeszcze na świniobiciu. To był „produkt”, który zaraz po kaszance (nazywanej w moich stronach „kiszką”) znikał w mgnieniu oka po uboju wieprzka. Kiedy już się owo dobrodziejstwo skończyło, czasem odnajdywałem jego smak w niegdysiejszej konserwie turystycznej (z zielono-żółtym paskiem), jednak to co obecnie można znaleźć w takiej puszce niewiele ma wspólnego z taką pyszną, domową mielonką ze słonawą galaretką i mocnym smakiem czosnku i pieprzu.
Przepis na kiełbasę w słoiku
Dlatego dzisiaj będzie przepis na domową kiełbasę w słoiku – taką konserwę, ale o niebo lepszą. Prostota tego mięsnego przetworu polega na tym, że w zasadzie nie wymaga jakichś specjalnych umiejętności kulinarnych a i lista składników jest w zasadzie uboga i nie wymaga ścisłego przestrzegania jeśli chodzi o rodzaje mięsa.
Składniki:
- 1 kg mięsa wieprzowego
Mięso to może być mieszanką mięsa wołowego i wieprzowego, w zasadzie z dowolnych części zwierząt. Najczęściej stosowane przeze mnie kombinacje to: 1/3 łopatki wieprzowej, 1/3 gulaszu wołowego i 1/3 podgardla albo tylko łopatka wieprzowa lub łopatka wieprzowa z boczkiem pół na pół. Każde inne mięso również się nada (kozina, jagnięcina, konina), choć nie próbowałem robić tego z drobiem. Mięso musi być surowe, nie może być podwędzane ani wcześniej solone czy peklowane. - 1 łyżeczka soli (jeśli ktoś woli bardziej słone można 2 łyżeczki, jednak z czasem mięso zacznie się zakwaszać i samoistnie się „dosoli”)
- po 1. łyżeczce: majeranku, mielonego pieprzu,
- pół szklanki wody
- 3 ząbki czosnku
Wykonanie:
- Mięso płuczemy, dzielimy na mniejsze części i mielimy w maszynce o grubych oczkach jeden raz. To o tyle istotne, że raz przemielone mięso ciągle jest jeszcze dość zwarte, a o to chodzi w naszej domowej konserwie. Jeśli ktoś chciałby zastosować kupione mielone mięso (są w sklepach mieszanki garmażeryjne), to owszem, można, jednak one mielone są bardzo drobno (na tzw. kutrze), i produkt gotowy ma nieco inną konsystencję.
- Do zmielonego mięsa dodajemy wodę, przyprawy i siekany czosnek
- Po wymieszaniu, masę mięsną umieszczamy w słoikach (najlepiej małych, pół litrowych), do wysokości 3/4, ugniatając mięsto tak, aby nie było w środku powierza. Zakręcamy słoiki szczelnie i umieszczamy w garnku z wodą w taki sposób, aby woda sięgała do wysokości mięsa. Warto na dno garnka położyć szmatkę, żeby słoiki nie popękały podczas gotowania.
- Stawiamy garnek na średni ogień i doprowadzamy do wrzenia. Zmniejszamy ogień do minimum, aby tylko woda „bulgotała” i w takie warunki utrzymujemy przez 1 godzinę.
- Słoików nie wyjmujemy, czekają na następny dzień
- Po 24 godzinach powtarzamy proces – gotujemy wodę, i znowu godzinę na małym ogniu, aby woda leniwie „bulgotała” przez 1 godzinę.
- Prewencyjnie, ponownie powtarzamy proces po 24 godzinach.
- Jeszcze ciepłe słoiki wyjmujemy i układamy do góry dnem na noc. Rano można je odwrócić, wszystkie powinny mieć wklęsłe pokrywki. Gdyby któraś nie była dobrze zassana, należy wymienić pokrywkę i powtórzyć proces. Albo przeznaczyć to mięsto na coś innego (gołąbki, lasagne, do jedzenia saute).
Tak wykonana apertyzacja (a w zasadzie w domowych warunkach jest to wielokrotna pasteryzacja) jest potrzebna po to, aby zlikwidować wszystkie możliwe siedliska bakterii wewnątrz słoika, w tym ich przetrwalnikowe fromy.
Słoiki trzymamy w lodówce przez okres maksymalnie 3-4 miesięcy. U mojej babci trzymało się je w ziemiance całą zimę i kiełbasa zawsze była dobra. Jeśli dotrzymała ;)
Zawartość słoików można jeść już następnego dnia, ale najlepsze są po 4-6 tygodniach. Wówczas mięso nabiera smaku, wytwarza się pyszna galaretka i miła dla oka otoczka tłuszczu. Kolor nie będzie tak różowy jak w sklepowej konserwie, ale to dlatego, bo używamy soli, a nie soli peklującej.
Uwagi
- Jeśli masz więcej mięsa, musisz wydłużyć czas gotowania. Z 1 kg wychodzi ok, 4 słoików 400ml i tutaj 1 godzina wystarczy. Przy 2kg potrzeba półtorej godziny, przy 3kg 2 godziny, oczywiście z założeniem, że wszystkie są pasteryzowane na raz. Można to zrobić również w piekarniku (najpierw temp na 170 stopni, kiedy zauważysz że zawartość się gotuje zmniejsz na 120 i trzymaj odpowiednio długo).
- Gdyby po dłuższym okresie przechowywania okazało się, że wieczko zostało
„wydęte” istnieje podejrzenie, że pojawiły się bakterie gnilne lub jad
kiełbasiany – lepiej taki słoik wyrzucić z zawartością, niż ryzykować.
Mi osobiście nie zdarzyło się to nigdy, choć raz w miesiącu robię taką
słoikową kiełbasę. - Jeśli chcesz uzyskać więcej „galaretki”, zamiast pół szklanki daj 1 szklankę ciepłej wody i rozpuść w niej łyżkę żelatyny.
Co uzyskujemy?
Jak widać wykonanie nie jest zbyt trudne (może trochę pracochłonne), składniki nie są jakoś specjalnie wyszukane – ale zobacz co uzyskujemy:
- Pyszną konserwową mielonkę, której nie zastąpi nawet najlepsza sklepowa konserwa czy wędlina,
- Zero chemikaliów, konserwantów czy sztucznych barwników – w Internecie jest wiele przepisów, które zawierają sól peklującą – azotyn sodu. On zachowuje różowy kolor mięsa, ale mi szaro-różowy wcale nie przeszkadza, a dodatkiem jest tylko sól,
- Wygodną formę na „przechowanie” mięsa, którego akurat mamy w nadmiarze (promocja w sklepie, wiejski dostawca półtuszy, świniobicie itp).
Jeśli smakowała Ci taka kiełbasa w słoiku – albo pamiętasz smak jakichś innych domowych specjałów garmażeryjnych – napisz mi to w komentarzu! A jeśli interesuje Cię technologia produkcji konserw, zobacz tutaj.