Przejdź do treści

Nadciśnienie i dieta niskosolna: dlaczego każą Ci mniej solić?

Żyjemy w czasach, w których wszystko co dobre dla człowieka zostało zakazane przez wzgląd na jego zdrowie. I tak – nie można jeść jajek, masła, czerwonego mięsa i smalcu – bo to prowadzi to chorób cywilizacyjnych. I nie można też solić. Bo sól to – tak jak cukier – biała śmierć. Podwyższa ciśnienie krwi, co z kolei zwiększa ryzyko zawałów i udarów oraz innych chorób.

W USA sól została ogłoszona wrogiem numer 1 – nawet przed tłuszczem, cukrem i alkoholem. I o ile w przypadku cukru ten nieco wytarty slogan ma racjonalne i naukowe uzasadnienie, to w przypadku soli już niekoniecznie.

Jaką prasę ma hipertensja? Co się pisze o soli?

Artykuł opublikowany w Stylu (09/2011) jest wywiadem (a raczej zestawem pytań i odpowiedzi) z dietetyczką. Można z niego przeczytać, że „nadmiar w diecie grozi poważnymi schorzeniami: nadciśnieniem tętniczym, kamicą nerkową, udarem mózgu, zawałem serca, osteoporozą i zwiększonym ryzykiem raka żołądka”. Podobnie wygląda to na stronach fundacji Pro-Test:

„U wielu z nas spożywanie zbyt dużych ilości sodu może prowadzić do nadciśnienia. To, w jakim stopniu sód będzie podnosił ciśnienie, zależy od wieku. Najbardziej na nadciśnienie spowodowane słoną dietą narażone są starsze osoby. Z kolei długo utrzymujące się podwyższone ciśnienie może doprowadzić do chorób serca i zawału.”

Ile więc jemy tej soli my, Polacy? Instytut Żywności i Żywienia podaje, że w 2009 roku było jej (w przeliczeniu z sodu na sól) ok 11,5g dziennie na osobę. Samej soli kuchennej – 9g (pozostała część – 2,5g – to przeliczenie sodu zawarego w innych pokarmach – warzywach, mięsie – na sól). A co zaleca WHO? Nie więcej niż 6g soli (łącznie, po przeliczeniu). Czyli połowę tego, co jemy obecnie. Oho – robi się groźnie.

Skąd tyle soli w moim jedzeniu?

Sól i nadciśnienie

Jeśli zsumujemy wszystkie źródła sodu, które są bardzo powszechne w naszej diecie (sól zawarta w wyrobach piekarniczych, produktach wysoce przetworzonych, garmażeryjnych, wędlinach) oraz sód występujący naturalnie w warzywach, owocach i mięsie – okazuje się, że rzeczywiście całkiem sporo go spożywamy. Do tego dochodzą jeszcze inne substancje, bez których przetważanie żywności byłoby w zasadzie niemożliwe – jak np. konserwant benzoesan sodu albo wzmacniacz smaku glutaminian sodu.

Czy jest się czego obawiać? Jak wynika z cytatów powyżej (oraz opinii powtarzanej w mediach, ale i wśród lekarzy), sól powoduje nadciśnienie tętnicze, choroby układu krwionośnego i serca oraz przyczynia się do zawałów. Skąd taka opinia? Zanim odpowiem na to pytanie, pokażę na przykładzie jak wygląda zawartość sodu (soli) w niektórych pokarmach, jakie spożywamy. Zaczniemy od tych zakazanych:

Czy chipsy są słone?

W jednym z artykułów pisałem o GDA – na etykiecie GDA opisana jest także zawartość sodu. Aby dowiedzieć się, ile to jest soli kuchennej, trzeba wartość sodu (podawana w gramach lub mg) pomnożyć 2,5 razy.

Np. te solone chipsy ziemniaczane w jednej porcji (25g) mają 0,05g sodu – to znaczy, że stanowi to równowartość 0,05 x 2,5 = 0,125g soli. Jeśli weźmiesz pod uwagę, że opakowanie chipsów, które znika w większości domów przy jednym filmie to 200g chipsów (duża paczka), to znaczy, że wraz z nimi zjada się 1g soli. Norma WHO – jak wspomniałem – zaleca spożycie maksymalnie 6g soli, więc możesz w ramach tego limitu zjeść… 6 wielkich opakowań tych chipsów dziennie (w sumie 1,2 kg solonych chipsów). Szok?

Ale przecież chipsy są cholernie słone! Orzeszki też!

Właśnie. W zasadzie nie zawierają wiele soli, a większość ludzi uważa chipsy za bardzo słone. A jak jest z orzeszkami ziemnymi? W 100g jest 0,43g sodu co daje 1,075g soli. Puszka orzeszków zazwyczaj waży 150g więc soli jest tam odpowiednio 1,6125g. Znowu – okazuje się, że możesz zjeść 4 puszki takich solonych orzeszków aby dobić do limitu 6 gramów soli na dobę. Dużo, co?

Problem w tym, że opisałem dwa produkty, na których sól widać. Zwyczajnie – jeśli przyjrzysz się chipsom albo orzeszkom – zobaczysz kryształki soli. Dodatkowo uzyskujesz bardzo słony smak (wysoka intensywność soli) dlatego, bo jej tłem jest stały, lekko słodki, monotematyczny smak (ziemniaków lub orzeszków). Ten sam efekt „intensywnej soli” odczujesz, kiedy posolisz słodkiego arbuza albo pomidora. Wystarczy niewiele soli, a poczujesz jej moc i intensywność. Z tego samego powodu zazwyczaj nie solę mięsa (ani innych potraw) w ogóle, dopiero kiedy jest już na talerzu.

Czy chleb jest słony?

Zupełnie inaczej wygląda to w sytuacji, kiedy produkt spożywczy jest bardziej przetworzony albo zawiera wiele różnych składników. Innymi słowy, jeśli produkt będzie słodki, trzeba dla wydobycia pełni smaku dodać więcej soli. Np. keczup czy chleb.

Keczup firmy Helmann’s zawiera w 100g aż 0,9g sodu (więc 2,25g soli). Oczywiście trzeba być wyjątkowym amatorem keczupu, aby zjeść go 100g (choć to możliwe), to bardziej wymownym przykładem jest chleb, tak powszechnie jedzony nie tylko w Polsce (w USA chleb jest pierwszym źródłem sodu!): jedna kromka chleba ma od 0,1 do 0,2g sodu (0,25-0,5g soli)!

Porównaj proszę chleb i słone chipsy. Na śniadanie albo kolację przeciętne dziecko zjada 1-2 kromki chleba, do tego jakiś plasterek wędliny (słony) albo sera żółtego (słony). Bez trudu to „zdrowe” śniadanie przekracza 1g soli.

Skąd tyle sodu w chlebie? Nie tylko z soli. Technologie piekarnicze nie obejdą się dzisiaj bez dodatku wodorowęglanu sodu (soda oczyszczona). Oba te składniki mają wpływ na wyrośnięcie i strukturę pieczywa oraz jego sprężystość (wiązanie glutenu). Ponadto sól kuchenna (chlorek sodu) jest naturalnym konserwantem.

Dlaczego rodzice nie pozwalają dzieciom jeść chipsów?

Ciekawie zachowują się „odpowiedzialni” rodzice, kiedy ich dziecko chce zjeść całą wielką paczkę chipsów: dostaje limit (albo całkowity szlaban) „bo chipsy są słone i niezdrowe”. Jeśli należysz do takich rodziców, to za chwilę doznasz prawdziwego szoku.

Płatki śniadaniowe – Anna Przybylska mówi, że są zdrowe!

Codzienne śniadanie niemal każdego dziecka: płatki z mlekiem. Poświęcę na nie kiedyś cały osobny tekst, ale tu skupię się na soli. Komunikat prasowy firmy Nestle informuje, że w jednej porcji 30g mają „nie więcej niż 135mg sodu” (0,135g). W komunikacie mamy też radosną nowinę „znanej aktorki i lubianej mamy” Anny Przybylskiej, która rekomenduje te płatki na reklamach jako dobre i zdrowe śniadanie („Zawsze zwracam szczególną uwagę na to, co podaję moim dzieciom do jedzenia„). Pomijam już monstrualną zawartość cukru (9g cukru w 30g porcji) – zobaczmy jak wypadają płatki pod kątem zawartości sodu.

Szybkie porównanie: płatki Nestle mają 500mg sodu a chipsy 200mg sodu w 100g produktu. Oznacza to, że płatki mają 2 i pół razy więcej sodu niż chipsy! I co? Dalej będziesz bronić dziecku chipsów? ;)

Specjalnie zrobiłem to porównanie po to, aby pokazać Ci że bazowanie na stereotypach albo nieuzasadnionych przekonaniach jest zwyczajnie nieracjonalne.

Zawartość soli w jedzeniu - porównanie

Jak widać – pod kątem zawartości soli – słone chipsy wygrywają zarówno z chlebem, płatkami śniadaniowymi, orzeszkami czy keczupem. O wędlinach nie wspomnę.

Teraz już widzisz, że nie wszystko złoto, co się świeci. Ale skąd wziął się pęd ku diecie niskosolnej? Dlaczego zaleca się ograniczenie spożycia soli i sodu? Oto odrobina historii i faktów.

O tym, jak dowiedziono, że sól ponosi winę za nadciśnienie tętnicze…

Na początku XX wieku francuscy lekarze zauważyli u sześciu pacjentów znacznie podwyższone ciśnienie – istotny czynnik ryzyka w chorobach serca – i sprawdzili, że osoby te używały dużo soli w swojej diecie. Wydali więc oświadczenie, że duża ilość soli powoduje hipertensję. Ten wielki skrót myślowy, którego dokonali zaważył na opinii soli na kolejne sto lat.

W latach 40 minionego wieku dr Walter Kempner, wykładowca i badacz Uniwersytetu Duke stał się sławny w efekcie skutecznego leczenia osób z podwyższonym ciśnieniem krwi za pomocą ograniczania (a w zasadzie eliminacji) soli. Późniejsze badania potwierdziły, że zmniejszenie podaży soli w diecie pomaga obniżyć ciśnienie u osób chorych na hipertensję.

Świat przemilczał jednak fakt, że Doktor Kempner leczył osoby które już miały rozwinięte trwałe i wysokie nadciśnienie. Badania, które były wykonywane później, przez szereg lat i na bardzo dużych próbach wykazały, że nie ma kompletnie żadnego powodu, dla którego osoby z normalnym ciśnieniem tętniczym miałyby ograniczać ilość soli (sodu) w swojej diecie. Innymi słowy – jeśli już chorujesz na hipertensję ograniczenie soli może je obniżyć (o tym jak bardzo – za moment). Ale jeśli Twoje ciśnienie jest normalne, nie ma to najmniejszego sensu. Mało tego – może okazać się szkodliwe (o czym przekonasz się za chwilę).

Nie udało się niestety przez cały XX wiek przeprowadzić dowodu, jakoby zmniejszona ilość sodu w diecie (eliminacja soli) miała mieć zbawienny wpływ na zdrowie i życie zdrowych osób. Mimo, że próbowano wykazać szkodliwość nadmiaru soli w rozmaity sposób.

Najbardziej spektakularną próbą było badanie z lat 70 (L.Dahl). Karmiąc szczury dużą dawką sodu (ekwiwalent 500g sodu dla człowieka – Polak przeciętnie zjada ok 5-6g sodu) udało się wywołać u nich nadciśnienie. Już na pierwszy rzut oka widać, że stężenie sodu było monstrualne. Logicznie wnioskując, taka ilość sodu mogłaby negatywnie oddziaływać nawet na słonia – nie przeszkodziło to jednak amerykańskim senatorom pracującym w komisji żywienia uchwalić zaleceń ograniczenia spożycia soli wśród Amerykanów nawet o 85%.

Jaki związek ma nadciśnienie ze spożyciem soli?

Mimo, że wraz z rozwojem technologii sposoby i narzędzia służące do badań stają się coraz bardziej precyzyjne, ciągle nie udaje się znaleźć korelacji (związku) pomiędzy spożyciem soli a chorobami (serca, żołądka, układu krwionośnego, mózgu).

W 1988 roku porównano ciśnienie krwi z ilością przyjmowanego sodu w 52 badaniach i nie znaleziono żadnej korelacji pomiędzy podażą sodu a nadciśnieniem. Co ciekawe, populacja która przyjmowała najwięcej soli (14g dziennie) miała niższą medianę ciśnienia krwi niż populacja która przyjmowała ok 7 gramów dziennie.

W 2004 roku, niezależna organizacja Cochrane Collaboration (zajmuje się badaniami nad chorobami i zdrowiem, non-profit) opublikowała 11 badań, w których zmniejszano podaż soli. W długim okresie diety niskosolne (niskosodowe) – w porównaniu ze zwykłymi dietami (typowymi, tradycyjnymi modelami żywieniowymi) obniżały ciśnienie skurczowe (to pierwsze, wyższe) u zdrowych ludzi średnio o 1,1 mm słupa rtęci a rozkurczowe (to drugie, niższe) o 0.6 mm słupa rtęci.

Spójrz jeszcze raz na te wartości: 1,1 i 0,6 mmHg – skoro idealne, wzorcowe ciśnienie wynosi 120/80 mmHg oznacza to różnicę poniżej 1%! Czyli – niskosolna dieta obniżyłaby to ciśnienie do wartości 119/79. W 2003 roku ta sama organizacja przeanalizowała kolejnych 53 badań (tym razem były one krótkookresowe) i wniosek był ten sam: długoterminowe korzyści z diety niskosodowej są niewielkie.

W 2006 roku American Journal of Medicine opublikował badanie, które porównywało spożycie sodu przez 78 milionów Amerykanów z ryzykem śmierci na skutek choroby serca w ciągu 14 lat. I wynik był taki, że im więcej sodu spożywali, tym mniej było zgonów z powodu chorób serca.

W 2007 roku European Journal of Epidemiology opublikował wyniki pięcioletnich badań 1500 starszych osób, w których nie znaleziono żadnego związku pomiędzy ilością sodu w moczu a występowaniem choroby wieńcowej lub śmiercią.

Metaanaliza siedmiu badań (łącznie 6250 badanych) opublikowana w American Journal of Hypertension potwierdziła, że nia ma silnego dowodu, który potwierdziłby, że obniżenie spożycia soli zmniejsza ryzyko zawału, chorób serca czy śmierci albo nadciśnienia u zdrowych osób.

Metaanaliza z 1998 roku (obejmowała 114 badań) opublikowana w JAMA nie potwierdziła że istnieje jakakolwiek przesłanka zdrowotna, dla której należałoby ograniczać sól. W 1990 roku tę konkluzję podtrzymało kolejne badanie.

Osobiście do wszystkich metaanaliz podchodzę bardzo ostrożnie (pisałem o nich przy okazji artykułu o cholesterolu), ale nawet, jeśli weźmie się każde z badań z osobna, obraz pojawia się dość wyraźny: sól nie szkodzi zdrowym osobom.

Badanie DASH z 2001 roku, przeprowadzone na 412 osobach (z ciśnieniem między 120-159/80-95mmHg) przez 30 dni wykazało jedynie, że zmniejszone spożycie sodu przy stosowaniu diety DASH (dieta dla osób z nadciśnieniem) obniża ciśnienie krwi. Nie ma w nim odpowiedzi na to, czy zmniejszy hipertensję albo obniży ryzyko zachorowania na choroby serca – zwyczajnie, trwało zbyt krótko.

I w końcu najnowsze badania. Prof. Jan Staessen na łamach The Journal of the American Medical Association (JAMA) przedstawił wyniki swoich długoletnich badań, które były upublicznione także w Polsce. Wynik był następujący: po przebadaniu 3681 Europejczyków przez 8 lat pod kątem związku spożycia soli z nadciśnieniem wykazano, że spożycie soli nie miało żadnego wpływu na rozwinięcie się nadciśnienia.

Nawet pokazały coś innego: wysokie ciśnienie tętnicze rozwinęło się u 25% badanych, ale wcale nie u tych, którzy jedli soli najwięcej (6g dobowo), ale u tych, którzy spożywali jej najmniej (2,5g – więc tyle, ile zaleca WHO). Badania te były szeroko krytykowane, jednak jeżeli zestawi się je z szeregiem przeprowadzonych wcześniej badań i eksperymentów, wyniki dają do myślenia.

Hipertensja i sól: dyskusja

Z jednej strony mamy środowiska, które przez lata wyznawały zasadę, że sól to „samo zło”, z drugiej mamy inne grupy oświecone wynikami badań z ostatnich kilkunastu lat, które przeczą dogmatom wyznawanym przez tych pierwszych.

Pikanterii całej tej wojnie dodaje fakt, że naukowcy w ciągu minionych dwóch dekad potwierdzili wielokrotnie, że problemem nie jest sól sama w sobie – ale ilość potasu, który ma z nią istotny związek. Jeśli jesz dużo soli i jednocześnie w Twojej diecie znajduje się dużo potasu – podwyższone ciśnienie tętnicze Ci nie grozi. To dlatego, że w istocie chodzi o proporcję pomiędzy sodem i potasem (to właśnie te pierwiastki odpowiadają za regulację ciśnienia krwi). Okazuje się, że niskie spożycie potasu ma taki sam wpływ na poziom ciśnienia jak wysokie spożycie soli. I wszystko się zgadza, bo przeciętny człowiek spożywa dziennie o 1,5g potasu za mało, poza tym, sól kuchenna zazwyczaj jest pozbawiona potasu (w odróżnieniu od soli kamiennej czy morskiej).

Intrygujące jest także to, że typowa dieta śródziemnomorska (która uchodzi za zdrową) zawiera o połowę więcej soli niż zaleca WHO czy American Heart Association. W zasadzie większość osób mieszkających na wybrzerzach mórz będzie przyswajać więcej soli choćby z uwagi na drogę oddechową a mimo to, jakoś nie zauważa się, aby te większe ilości sodu im jakoś specjalnie szkodziły. Ba, nawet tzw. „dietę śródziemnomorską” uznaje się za prozdrowotną (choć prawdopodobnie z innych względów – obfitości antyoksydantów /wino, likopen z pomidorów, zielone warzywa/ oraz jednonienasyconych kwasów tłuszczowych /oliwa/).

Co może się stać, kiedy zmniejszysz ilość sodu w swojej diecie?

Sód i sól to bardzo ważne składniki odżywcze. Kiedy ich brakuje – Twoje ciało zaczyna produkować i wyzwalać aldosteron i reninę, które działając wspólnie – podnoszą ciśnienie krwi. To tłumaczy, dlaczego osoby, które usuną ze swojej diety sól nadal mają podwyższone ciśnienie krwi i dodatkowo – mogą narazić się na poważne kłopoty ze zdrowiem.

Jakie to mogą być kłopoty? Bardzo groźne: sód bierze udział w większości czynności fizjologicznych i chemicznych w naszym ciele: kontroluje ilość wody, umożliwia transport międzykomórkowy czy przewodzenie impulsów elektrycznych w układzie nerwowym.

Szczególnie groźna jest hiponatremia – to sytuacja, która dotyka najczęściej sportowców wysiłkowych, np biegaczy długodystansowych, albo osoby, które pracują fizycznie w trudnych warunkach (huty, kopalnie). Lub podczas długotrwałego opalania się czy saunowania.

Hipontremia to stan obniżonego poziomu sodu we krwi spowodowany przyjmowaniem nadmiernej ilości wody. To ważne zwłaszcza w dzisiejszym świecie, który wciska nam kit, że musimy pić przynajmniej 1,5-2 litry wody na dobę (co jest kłamstwem, wskazywałem już to w komentarzach, ale popełnię na ten temat jeszcze osobny artykuł).

Inna rzecz, że to bardzo trudne, aby zdrowa osoba podniosła poziom sodu w swoim organizmie. A skoro to większa ilość sodu ma podnosić ciśnienie – to powinno być go więcej, prawda?

Dlaczego to trudne? Bo większe spożycie sodu (soli), wywołuje większe pragnienie. Innymi słowy – sód jest rozcieńczany do właściwego na daną chwilę stężenia, a nadmiar jest usuwany przez nerki wraz z moczem (albo przez skórę, z potem). Gdy funkcja nerek (lub gruczołów potowych) jest upośledzona, dochodzi od koncentracji sodu i kłopotów zdrowotnych, wynikających z tego upośledzenia, tak samo jak w przypadku upośledzenia każdego innego organu (np. ślinianek czy ucha albo stawów).

Coś jeszcze. Sól jest jednym ze źródeł chloru dla człowieka. Ktoś powie – po kiego grzyba mi chlor? Mam w Domestosie i na basenie – i wcale nie kojarzy mi się jakoś przyjemnie! No cóż – znowu się zdziwisz. Chlor jest Ci niezbędny do życia.

Co sprawa, że możesz trawić pokarm? Poza układem pokarmowym – to soki trawienne. A jednym z ważniejszych jest kwas solny, znajdujący się w Twoim żołądku. Z czego się składa? Z chloru i wodoru (HCl). Ów chlor w dużej mierze pochodzi właśnie z soli (NaCl), bo nie występuje w tkankach roślinnych czy zwierzęcych w dużych ilościach (występuje w wodzie mineralnej, także w czystej, słodkiej wodzie oraz w mięsie). Osobom zainteresowanym chemiczną stroną powstawania tego kwasu w naszym ciele polecam początkowy fragment tego tekstu.

Last but not least. Przeprowadzono także badania, z których wynika że seniorzy, którzy ograniczają spożycie soli mają najwyższe ryzyko złamań kości oraz przedwczesnej śmierci.

Kto promuje dietę niskosolną w Polsce?

W Polsce szał niskosolny (niskosodowy?) jest powszechny i bardzo podobny do szału „bez cukru”. Informacje typu „bez soli” albo „niska zawartość soli” znajdziecie na wielu produktach – od przekąsek (fistaszki, chipsy, chrupki) na daniach gotowych kończąc (sosy w słoikach). Powstał nawet specjalny serwis MniejSoli.pl, który przekonuje rodaków o szkodliwości diety bogatej w sól.

Co ciekawe, partnerem i promotorem portalu jest marka Morliny, produkująca wędliny i mięso. Jak wiadomo, nie da się wyprodukować wędlin bez użycia odpowiedniej ilości soli lub związków sodu (peklosól, benzoesan sodu, glutaminian sodu) bo sól pełni rolę konserwanta, więc już na pierwszy rzut oka widać, że akcja ta raczej ma nakłonić konsumentów do sięgania po produkty tej firmy niż do świadomej i rzeczowej edukacji ludzi na temat diety bogatej w sól. Tym bardziej, że na stronie marki Morliny nie znajdziecie żadnej informacji o ilościach sodu (soli) używanych do produkcji ich wyrobów.

Nieco dwuznaczny jest również patronat nad całą akcją dr. n.med. Krystyny Knypl, prowadzącej bloga o nadciśnieniu i przesalaniu, który obiektywizmem (ani merytoryczną wartością czy ilością treści) również nie grzeszy. Po osobie z takim tytułem i wiedzą ekspercką oczekiwałbym raczej obiektywnej informacji lub otwartej polemiki niż utrzymywania status quo soli jako zła wszelkiego, pomimo wielu dowodów, które pokazują sól w zgoła odmiennym świetle niż próbuje to robić ów serwis.

Co mówi polskie Ministerstwo Zdrowia?

Polski Instytut Żywności i Żywienia wspierany przez Ministerstwo Zdrowia wcale nie zauważa badań, które cytowałem. Nadal jego zalecenia są jasne: sól należy ograniczać. Oczywiście w osobnym dziale dotyczącym soli publikuje tylko takie informacje, które mają jego stanowisko uwiarygodnić przeciętnemu czytelnikowi.

O tym, jak bardzo jedne zalecenia rządowe nie trzymają się kupy z innymi działaniami ministerstwa (nie tylko polskiego) niech świadczy fakt jodowania soli spożywczej (co ma rzekomo eliminować choroby tarczycy). Jednoczesne zalecanie zmniejszenia ilości soli sprawia, że zmniejsza się także ilość przyjmowanego w ten sposób jodu. Jak widać, działania podejmowane odgórnie w wielu przypadkach muszą być skazane na niepowodzenie, bo zawsze będą próbowały leczyć skutki, a nie przyczyny chorób (nadciśnienia czy tarczycy). Przeczytasz o tym w programie eliminacji niedoboru jodu w Polsce na lata 2006-2008 /kontynuowany teraz/).

Nie oznacza to, że sól może bez ograniczeń jeść każdy, wspomniałem, że osoby z chorobami nerek istotnie powinny ograniczać jej spożycie. W USA u 30% Amerykanów, którzy już zmagają się z nadciśnieniem obniżenie ilości sodu poprawiłoby ich stan zdrowia (i przedłużyło życie). Problem w tym, że dotyczy to raptem 1/10 całej populacji mieszkańców USA – pozostała część może jeść sól bez obaw.

Gary Taubes, którego już znasz z tekstu o odchudzaniu napisał obszerny artykuł na temat soli (znajdziesz go poniżej, jest podlinkowany). Po więcej informacji, które mogą być przydatne osobom interesującym się wpływem soli i sodu na podnoszenie ciśnienia krwi zapraszam tutaj, tutaj, tutaj i tutaj.

Co o tym myślę?

Wspomniany Gary Taubes w swoim artykule dla NY Times podaje przykład badań publikowanych przez włoskich naukowców, gdzie badano 100 tysięcy ludzi z 30 krajów. Wnioski były zaskakujące: średnie spożycie soli w ciągu 50 lat było stałe, niezależnie od tego, że np. w USA od 40 lat zaleca się ograniczanie soli. To pokazuje – jak pisze Taubes – że spożycie soli jest niezależne od naszych przekonań i świadomych zachowań dietetycznych. Najwyraźniej jeśli potrzebujemy jej więcej, uzyskujemy ją z innych źródeł niż solniczka.

Sól jest niezdrowa! Nie sól tyle! Będziesz chorować na nadciśnienie! – takie ostrzeżenia były – i nadal są – kierowane pod adresem osób, które używają chlorku sodu w ilościach większych, niż zalecają kolorowe (i nie-kolorowe) czasopisma, środowiska lekarzy oraz ministerstwa zdrowia wielu krajów. Ja osobiście wychodzę ze zdroworozsądkowego założenia – zdrowy organizm sam sobie krzywdy nie da zrobić. I jak widać – mój pogląd wynika z faktów naukowych. A o prawdziwej przyczynie nadciśnienia – wszechobecnej fruktozie – napiszę w kolejnym artykule.

I bardzo chętnie poznam Twoją opinię na temat soli i nadciśnienia – napisz mi komentarz poniżej!

Dołącz do 581 subskrybentów!

Zapisz się na mój darmowy kurs emailowy a dowiesz się między innymi:

Ebook dla Ciebie
Ebook dla Ciebie

  • jak w sklepie odróżnić trujące ziemniaki od dobrych?

  • co gotować w domu, żeby oszczędzić czas

  • czemu podwyższony cukier jest większym problemem niż cholesterol?

  • które choroby możesz wyleczyć albo złagodzić dietą?

Dodatkowo otrzymasz bezpłatnie ebooka "52 skuteczne psychorady", który ułatwi Ci wpływanie na ludzi i lepsze życie!

1-2 maile w tygodniu pełne informacji, wskazówek i ciekawostek dotyczących jedzenia, gotowania i zdrowia.

Dołącz do 581 subskrybentów!

Zapisz się na mój darmowy kurs emailowy a dowiesz się między innymi:

Ebook dla Ciebie
Ebook dla Ciebie

  • jak w sklepie odróżnić trujące ziemniaki od dobrych?

  • co gotować w domu, żeby oszczędzić czas

  • czemu podwyższony cukier jest większym problemem niż cholesterol?

  • które choroby możesz wyleczyć albo złagodzić dietą?

Dodatkowo otrzymasz bezpłatnie ebooka "52 skuteczne psychorady", który ułatwi Ci wpływanie na ludzi i lepsze życie!

1-2 maile w tygodniu pełne informacji, wskazówek i ciekawostek dotyczących jedzenia, gotowania i zdrowia.

33 komentarze do “Nadciśnienie i dieta niskosolna: dlaczego każą Ci mniej solić?”

  1. powinny być ustalane nagrody za obalanie mitów

    i Pan Panie Rafale przodowałby w ilości takich nagród
    jeszcze raz dziękuję za kolejne ciekawostki – cenne na dodatek
    tak jak Pan zauważył, mamy tendencje do skrajności – jak sól beee to nie jeść wcale
    ja też od kilku lat używam mniej soli ale to w przypadku gdy np. na kanapkach układam plastry pomidorów, rzodkiewek, ogórków – tych warzyw nie solę bo bez soli mają bogatszy smak …. a zaczęło się od tego, że kiedyś piekarnia w której kupuję chleb wypuściła partię bochnów nieposoloną (przez przypadek) …. okazało się, że chleb taki niemożliwy do zjedzenia jest, zaczęłam tak eksperymentować i jest kilka potraw, które ciężko jest jeść bez soli jak np. jajecznica, puree ziemniaczane czy właśnie wspomniany chleb – innych rzeczy mogę nie solić. Są jednak i takie „smakołyki”, do których w zasadzie soli się nie daje np. sałatki owocowe – ale ja zawsze szczyptę dołożę bo smak bogatszy takiej sałatki. I na koniec faktycznie – nasz organizm najlepiej wie czego i w jakiej ilości mu potrzeba … żebyśmy tylko chcieli to usłyszeć / odczytać

  2. Nigdy nie ograniczałem ilości spożycia soli , tej zwykłej – kuchennej i zawsze miałem ciśnienie 85-95/ 50-65 – czułem się świetnie – bez ospałości itp…. Teraz mam 64 lata i zacząłem obniżać poziom spożywanej soli …. no i ciśnienie mi „podskoczyło” – 105-125/ 68 – 76 – i więcej muszę spać !!! Co jest „grane” – czy to moje lata, mniejsza ilość soli , czy też jedno i drugie ??!! Jem też mniej tzw. ostrych potraw (pikantnych). Nie wiem, co mam już o tym wszystkim myśleć. Zawsze uważałem, że to „przyroda” – że tak musi być. I dlatego się nie frustrowałem i nie chorowałem, ale teraz niby bardziej świadomy …zaczynam popełniać błędy – NIE DOSTRZEGAJĄC NATURY. Chyba pozostawię to losowi i przestanę się przejmować stereotypami. Wracam do „STANDARDOWEGO, ZŁEGO ODŻYWIANIA SIĘ, czyliż do NATURY !!! Jak mój organizm czegoś nie potrzebował, to mi to nie smakowało a wręcz odrzucało mnie od tego. Tak np. jest z czipsami – po zjedzeniu kilku listków – źle się czuję, mdli mnie i nie tylko. Kiedyś jadłem słodycze w wielkich ilościach , dzisiaj mogę bez problemów – jeden kawałek dziennie (mały , a najlepiej – czekolada gorzka Wedla lub gorzka z chili – pychota). Mleko ? – każda ilość – najlepiej z ryżem , a mleko tylko 3,2 – 3,5 % UHT . Są takie – PILOS z Lidla,teraz rzadko i MILSANI z Aldiego (ALDI), jest stale.
    Jak mi to służy , to dlaczego mam rezygnować ==>> i tak samo jest z solą, masłem – tylko 82%, serami/serkami wysokotłuszczowymi, pikantnymi potrawami itd. A piję kawę , tę niezdrową (rozpuszczalną), palę papierosy (ponoć dużo 20-27 dziennie) . I „odpukać” – unikam lekarzy od wielu lat. lubię miód, nie unikam czosnku i ceb uli !! i to by było na tyle. Jerzy S. czytaj jak KOSMOS.

  3. Witam,

    artykuł jest dla mnie bardzo rzeczowy i otworzył mi oczy na ogólnie rozumiany problem solenia potraw. Przyznam, że nigdy nie miałam problemu z nadciśnieniem tętniczym ani z nerkami, ale sól zawsze ograniczałam, a nawet nauczyłam się bez niej jeść praktycznie wszystko, co się codziennie soli. Odkryłam w ten sposób nowe smaki, które według mnie są dużo lepsze niż po dodaniu soli. Jednak cały czas miałam z głowie zapisane, że jest ona zła. Po raz kolejny uwierzyłam prasie, telewizji bez sprawdzenia, czy rzeczywiście tak jest. Dziękuję za publikowanie rzeczy o których się powszechnie słyszy a o których się tak mało wie.

    Pozdrawiam serdecznie

  4. Kolejny bardzo ciekawy artykuł.

    Natomiast pod koniec pisze Pan:
    „Ja osobiście wychodzę ze zdroworozsądkowego założenia – zdrowy organizm sam sobie krzywdy nie da zrobić. I jak widać – mój pogląd wynika z faktów naukowych.”
    Tu jak rozumiem ma Pan na mysli pogląd o soli, bo z tym, że (nawet zdrowy) organizm nie da sobie krzywdy zrobić to mam wątpliwości. Być może wilk, który żyje na wolności i kieruje się instynktem nie dałby sobie zrobić krzywdy (choć i tu mam wątpliwości, bo jak widać po zwierzetach udomowionych one gdy mają kontakt z człowiekiem tracą na zdrowiu), jednak człowiek który jest narażony na tyle manipulacji, używek czy innych substancji które wplywają na nasze zmysły i zaburzają nasze postrzeganie potrzeb, może bardzo błędnie myśleć, że coś jest dla niego dobre, a zwyczajnie jego organizm jest od tego w jakimś sensie uzależniony. Nawet w jednym komentarzu już widać efekt takiego podejścia.
    Idealnym przykładem to cukier…

    1. Panie Pawle, słusznie Pan zauważył. Ale celowo napisałem „zdrowy organizm” zamiast „organizm”. Nie trudno dowieść, czy organizm, który jest uzalezniony od używek (więc jego funkcje fizjologiczne są warunkowane dostępem do jakiejś substancji stymulującej) można nazwać zdrowym czy nie.

      Oczywiście takie stawianie sprawy sprawia, że dojdziemy do wniosku, że nie ma zdrowych ludzi i będzie w tym sporo racji bo w wielu przypadkach, nawet gdybyśmy chcieli używać nieprzetworzonego pożywienia, to nie dysponujemy laboratoriami w kuchniach, aby potwierdzić, że istotnie to co jemy jest „czystą formą jedzenia”. Prostym przykładem jest nadmierne dodawanie glutaminianu sodu do każdego rodzaju pożywienia – co sprawia, że smak zaczyna się otępiać (zapach podobnie) – identycznie działa sól czy ostre przyprawy – osoba która dużo soli/słodzi/przyprawia będzie coraz mniej wrażliwa na daną substancję i będzie potrzebować dla utrzymania tych samych wrażeń smakowych coraz większych ilości tejże substancji.

      Pomijam już kwestie manipulacji marketingowej – w tym tekście chciałem jednak zwrócić uwagę na zdroworozsądkowe podejście do tego całego szału antysolnego.

      Inną sprawą jest to, że osoby, które odstawiają substancje zwyczajowo nadużywane (np sól czy cukier) zaczynają zauważać dość szybko pozytywne zmiany zachodzące w ich odczuciu smaku czy zapachu.

  5. Dziękuję za ciekawy, obalający kolejne mity artykuł:)
    Nie przesadzam ograniczaniem soli odkąd dość juz dawno temu przeczytałam, co ktos mądry napisał o tym, że ważniejsza jest równowaga sodowo-potasowa od ilości spozywanej soli i że dopóki ta równowaga jest zachowana, to można, oczywiście w rozsądnych granicach, sobie solić.

    Wspomniano tu o sportowcach: mądrzy dietetycy i lekarze zalecają osobom narażonym na silne pocenie (utrata sodu) – a więc uprawiającym sporty, wykonującym fizyczną pracę czy nawet po prostu w czasie upałów – pić właśnie wodę lekko posoloną.

    No i jeszcze dodam tylko coś, co zostało tylko wspomniane: sól soli nierówna ==> należy się wystrzegać czystego NaCl, którym jest sól kuchenna warzona – to jest to zło w czystej postaci ;). Natomiast sól morska czy kamienna, zawierająca wiele innych mikroelementów (w tym właśnie potas, o czym w artykule napisano) jest zdrowa i niezbędna.
    Ale uważajcie i czytajcie uważnie, co jest na opakowaniu soli! Można natknąć się na sól „naturalną morską”, która ma w składzie sól kuchenną i ekstrakt wody morskiej (!)

    1. Hopajsiup, dziękuję za uwagi dotyczące „niby” morskiej soli, to rzeczywiście powszechny przypadek. Osobnym problemem jest fakt, że każdego rodzaju sól jest jodowana (co wcale nie zmienia ryzyka zachorowań na niedoczynność tarczycy). Gdzieś widziałem taką niejodowaną sól kamienną – jeśli ktoś ją ma w domu albo zna marki dostępne w sklepach – proszę o informację w komentarzu, przyda się wielu osobom!

  6. Witam,
    porusze temat troche z innej beczki a mianowicie…
    choruje od jakiegos czasu na zespół jelita drażliwego.Od ok pół roku stosuje diete low carb i objawy ustąpiły.2 tyg temu nastąpiła remisja i szczerze mówiąc nie moge sobie z nią poradzic.Wspomnę ze ok raz na tydz oddaje sie samowolce i jem wszystko.Zauwazylem jednak wzmozone objawy choroby przy tej okazji wiec samowolke odstawie na bok.Czy mozesz mi cos poradzic bo czuje sie fatalnie…

  7. Witam,
    porusze temat troche z innej beczki a mianowicie…
    choruje od jakiegos czasu na zespół jelita drażliwego.Od ok pół roku stosuje diete low carb i objawy ustąpiły.2 tyg temu nastąpiła remisja i szczerze mówiąc nie moge sobie z nią poradzic.Wspomnę ze ok raz na tydz oddaje sie samowolce i jem wszystko.Zauwazylem jednak wzmozone objawy choroby przy tej okazji wiec samowolke odstawie na bok.Czy mozesz mi cos poradzic bo czuje sie fatalnie…

  8. Czytałem równiez na forach ze gotowana marchewka ma zbawienny wplyw na leczenie tej choroby…mozesz to potwierdzic ?

    1. Krzyś, zespół jelita drażliwego jest powszechnym schorzeniem (szacuje się, że cierpi na nie 20% populacji), choć nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że ta choroba go dotyka. Zwyczajnie większość ludzi wychodzi z założenia, że trwałe zatwardzenie (albo rozwolnienie) to norma. To jak bardzo jesteśmy chorzy widać wyraźnie, zwłaszcza kiedy obserwuję ilość leków i produktów medycznych, które mają leczyć zaparcia lub rozwolnienia. Choroba ma kilka postaci, każda wymaga nieco innego traktowania, dlatego najlepiej zwrócić się do gastrologa.

      W przypadku tej choroby największym problemem są produkty zawierające cukier i węglowodany w wielu postaciach (fermentowalne oligosacharydy, disacharydy, monosacharydy i alkohole polihydroksylowe). W internecie najwięcej informacji znajdziesz po angielsku, zazwyczaj wpisując w Google „IBS FODMAP”.

      Temat nadwrażliwości jelita jest bardzo obszerny i pewnie znajdzie miejsce w osobnym artykule na tej stronie, ale postaram się w skrócie go przedstawić w komentarzu. Obecnie uważa się, że przyczyną powstawania tej choroby jest narmierny rozwój flory bakteryjnej w jelitach. Ocenia się, że rozrost ten wywołany jest nadmiernym spożywaniem węglowodanów i wielocukrów (ponieważ rozwijają się kolonie bakterii odpowiedzialnych za trawienie FODMAP). Produkty uboczne metabolizmu tychże bakterii (gazy fermentacyjne) prowadzą do uszkodzeń i poliferacji nabłonka ścianek jelita co może wywoływać reakcje autoimmunologiczne
      oraz alergie. Inną przyczyną może być także brak lub niewystarczająca produkcja pewnych enzymów
      trawiennych przez co niestrawione polisacharydy trafiają do jelit a następnie przyczyniają się do nadmiernego rozwoju flory bakteryjnej. Z linka, który przytoczyłem wyżej można także się dowiedzieć, że równie istotnym czynnikiem jest także kwestia psychologiczna i psychiczna (obciążenie stresem psychicznym).

      Jak wspomniałem, przyczyn może być kilka, jest też kilka wersji tej choroby. Jeśli chodzi o dietetyczny sposób jej „obsługi” to w każdym przypadku jest taki sam – należy unikać produktów, które sprzyjają objawom oraz namnażaniu się niepożądanych kolonii bakterii.

      Jakich produktów unikać, a jakich można używać bezpiecznie? Listę dobrych (ubogich w FODMAP) i zakazanych (bogatych w FODMAP) podobną do tej można spotkać w każdym niemal czasopiśmie i na ulotce, które traktują o tej chorobie.

      I dla wielu osób ta lista będzie wystarczająca, jednak ciągle zawiera ona produkty, które zawierają FODMAP – i u wielu osób, mimo stosowania zaleceń low-FODMAP nadal występują objawy zespołu jelita drażliwego. Osobiście sam odczuwam lekki dyskomfort kiedy przesadzę z ilością produktów pochodzenia zbożowego (u mnie to równowartość 20g mąki).

      Propagatorzy diet niskowęglowodanowych zalecają aby z diety usunąć całkowicie cukry (poza czystą glukozą), produkty mączne, owoce oraz produkty zbożowe, i odżywiać się wyłącznie tłuszczami (z roślinnych tylko oliwa), mięsem oraz podrobami. Sukcesywnie można włączać do diety warzywa zawierające niewielkie ilości skrobii, stopniowo przechodząc do tych bogatych w skrobię. Produkty mleczne należy spożywać wyłącznie w postaci sfermentowanej (kwaśna śmietana, kefir, jogurt, sery żółte).

      Niestety obserwacja organizmu jest nieodzowna. A samowolki – zakazane. Wynika to z tego, że podczas takiego „day-off” dostarczasz bakteriom porcji pożywienia. Nawet, jeśli w tygodniu je jakoś „zdusiłeś” i organiczyłeś ich kolonie, to możliwe jest, że ta jednodniowa dawka daje im kopa i wszystko wraca do stanu poprzedniego. To trochę jak ze ślimakiem, który w dzień wychodzi po pniu 1 metr, ale w nocy zsuwa się 2 metry.

      Mam nadzieję, że choć trochę pomogłem Ci w zmaganiu się z Twoją chorobą – zapewniam, że na łamach serwisu pojawi się odrębny artykuł na temat zespołu jelita wrażliwego i nadwrażliwości jelit.

  9. Dziekuje za wyczerpujaca odpowiedz i ciesze sie ze niedlugo temat tej choroby bedzie poruszony szerzej.Nurtuje mnie jeszcze 1 zasadnicze pytanie a maianowicie czy diete low carb moge śmiało stosowac przy tej dolegliwosci, bo wg wytycznych zywieniowych o ktorych przeczytalem na paru stronach, nalezy unikac tluszczu i jesc raczej potrawy lekko strawne…

  10. Przesplonej potrawy nie zjesz a niedosoloną poślesz na śmietnik. Wszystko w granicach zdrowego rozsądku i do smaku a na sterowane badania lepiej nie zwracać uwagi. Bardzo ciężko jest oszukać organizm i jego samoregulację a jeszcze ciężej zmusić do nie naturalnych zachowań co jest bardziej szkodliwe w skutkach niż tzw. nieezdrowe odżywianie się wbrew trendom, które są bardziej groźneniż całe smakowite zło zjadane z apetytem. Smacznego.

  11. Rafał, bardzo ciekawie piszesz o odżywianiu. Przed chwilą zakupiłam PDF , tylko jedna uwaga. Jak poczytałam te profesjonalne szablonowe teksty zachęcające do zakupu, to generalnie mi się odechciało kupować. To straszne dla mnie. Bardzo się łamałam, generalnie mnie tego typu teksty odrzucają na kilometr. Ma sie wrażenie, ze blog, odpowiadanie na komentarze, to tylko składowa marketingu. Na pewno nie one mnie zachęciły. Ma się wrażenie, że Ty to nie Ty, ale firma która zajmuje sie sprzedażą danego towaru i tyle.
    Jeśli chodzi o artykuły i komentarze wzbudzasz zaufanie i jestem przekonana że to będzie zajmująca lektura.
    Ostatnio wpadłam na ciekwy artykuł na temat odżywiania. Ciekawa jestem Twojej opinii czy z czymś sie w nim nie zgadzasz i dlaczego.
    Ja mam generalnie mętlik w głowie jeśli chodzi o odżywianie. Nie tak dawno zdecydowałam się na dietę oparta na tłuszczach a po jakimś czasie byłam u pewnej Rosjanki ktora diagnozuje badając aurę. Jak tylko zbliżyła ręce do mojej głowy, od razu mówi: tłusta krew, o jej jaka tłusta krew. No to ja jej na to, że jestem na diecie opartej na tłuszczach. A ona mi mówi, że nie ma nic przeciwko tej diecie, jest ona dobra, ale nie dla każdego. Ze ja mam za słabe soki żołądkowe i taką dietą mogę sobie zrobić krzywdę. Mowiła, że z moją grupą krwi, powinnam być wegetarianką, a jeśli mięso to tylko drobiowe, a generalnie powinnam sie kaszami odżywiać. Tak mnie nastraszyła, że zrezygnowałam z tej diety, sama nie wiem. Mam nadzieję że książka mnie zmotywuje, bo cóś na bycie wegetarianką nie bardzo mam ochotę :-)
    http://dzieckonmp.wordpress.com/2010/02/09/wstrzasajaco-proste-przepisy-na-zdrowe-zycie/

    1. Grażyno, dziękuję za zakup i Twoją opinię. Wiem, tekst na stronie ebooka jest specyficzny, ale to wynik tego, że sprzedaż i marketing jest moim chlebem codziennym, stąd trudno mi się od tego całkowicie oddzielić i nic na to nie poradzę :)

      Jeśli chodzi o linka oraz informacje w nim zawarte, najpierw moja „ogólna” opinia: sam jestem zwolennikiem Hipokratesowego „Niechaj pożywienie będzie lekarstwem, a lekarstwo pożywieniem” stąd upatruję wielu szans w medycynie ludowej, fitoterapii (jako poprzedniczce farmakologii) a szczególnie we właściwym odżywianiu. Mam dla tych dziedzin szczególny szacunek, nawet, jeśli nie ma jednoznacznych dowodów na to, że pewne praktyki z naukowego punktu widzenia są racjonalne.

      Zawsze jednak staram się poddać wątpliwości i krytyce to, z czym się stykam i tak samo jest z wiedzą Ojca Jana Grande (i innych), głównie w ten sposób, że weryfikuję podawane fakty przez filtr badań naukowych oraz obecnego stanu wiedzy, ewentualnie znajdując świadectwa historyczne.

      W tekście, który podlinkowałaś znalazłem wiele rzeczy, co do których sam nie mam wątpliwości i z którymi zgadzam się absolutnie. Na przykład, to, że kości wraz z wiekiem stają się dziurawe niczym pumeks, co jest skutkiem niewłaściwego odżywiania i roztrwonienia buforu wapniowego, czy też krytyka cukru, dżemów, legumin i konfitur.

      Jednak w wielu miejscach autor artykułu używa bardzo wielu uproszczeń (np. antykamica nerkowa – osobiście nie spotkałem się z nazwą takiej choroby) a w niektórych miejscach wręcz wykazuje się brakiem zdrowego rozsądku. Oto kilka przykładów.
      „Pijąc mocną herbatę Azjaci nie chorują nigdy na grypy i nie podlegają napromieniowaniu nawet bomby atomowej. Stwierdzono to w Japonii i po wybuchu czarnobylskim.” Nie trzeba mieć doktoratu z radiologii, aby wiedzieć że wszystkie żywe organizmy (ale i większa część przyrody nieożywionej) podlegają napromieniowaniu. Nie każda istota może odczuwać wpływ tego napromieniowania na tym samym poziomie (są mniej i bardziej odporne gatunki), i choć niewielkie dawki napromieniowania mają zbawienny wpływ na wiele organizmów (np. umożliwiając mutacje), to te duże czynią zniszczenie. Ludzkość nie zna skutecznego sposobu ochrony przed radioaktywnymi izotopami (a właściwie energią, którą ze sobą niosą) ponieważ docierają one do człowieka każdą drogą (oddychanie, odżywianie), powodując rozpad DNA komórek i obumieranie tkanek.

      Kolejne cytaty: „serce nie pociągnie bez litra mleka na dobę” – gdyby była to prawda, wszystkie ssaki po wyjściu z okresu niemowlęcego (oseskowego) powinny umrzeć na chorobę serca.

      „Wszystko co jest niepotrzebne wyparuje z parą, a żelazo i różne paskudztwa z rur osiądą na ściankach i woda jest i miękka i czysta.” w przypadku odparowywania wody proces jest dokładnie odwrotny – to para zawiera wodę najczystszą (wszak w ten sposób robi się wodę destylowaną), a minerały pozostają w roztworze, sukcesywnie zwiększając swoje stężenie wraz ze zmniejszaniem się ilości wody w garnku.

      Podobnie opis z „zasysaniem” przez pusty żołądek żółci do jego wnętrza. Refluks żółciowy, który istotnie występuje u wielu osób, ma swoją pierwotną przyczynę w tzw nerwicy wegetatywnej, a nie w tym, że żołądek jest pusty. Większość zwierząt wyposażonych w pęcherzyk żółciowy zazwyczaj ma pusty żołądek a mimo to nie zapada na refluks. Zalecenie Ojca jest takie, żeby jeść 8 drobnych posiłków bez tłuszczu. To nielogiczne z punktu widzenia antropologicznego ale i homeostazy organizmu – nigdy w historii człowieka (ale i drapieżnych zwierząt) nie było sytuacji, w której ten był syty cały czas, ciągle. Nigdy też nie miał czasu na to, aby 8 razy dziennie „tracić czas” na jedzenie. Z kolei beztłuszczowa dieta prowadzi tylko go pogorszenia stanu – żółć zaczyna tworzyć złogi w pęcherzyku, a następnie kamienie.

      Ogólnie w wielu miejscach użyte jest sformuowanie „to już jest udowodnione” przy czym autor nie podaje żadnego badania, które miałoby to udowadniać – rozumiem zamysł (chodziło o to, aby niepotrzebnie nie obciążać czytelnika) ale to stawia jednocześnie ten tekst w nieco kłopotliwej sytuacji.

      Jeśli zaś chodzi o Twoją dietę – prawdopodobnie będzie tak, że kogo nie odwiedzisz – każdy powie swoją własną filozofię i będzie starał się przekonać Cię do własnej wizji. Ja nie staram się przekonywać kogoś w oparciu o swoje upodobania żywieniowe (nawet, kiedy postępuję źle to wiem że to ma zły wpływ na mój organizm, np pijąc alkohol w większych ilościach), nie lubię tez toczyć „świętych wojen” z „wyznawcami” innych modeli żywieniowych – jeśli uczestniczę w polemice, to zawsze stosuję merytoryczne i obiektywnie uznane argumenty.

      W moim przekonaniu powinnaś poszukiwać i słuchać odpowiedzi swojego ciała – już samo to, że zaczynasz unikać cukru i nadmiaru przetworzonej żywności sprawia, że „głos” ciała będzie wyraźniej słyszany. Nie jestem zwolennikiem „katowania się” dietą tylko w imię tego, że to modne, inni tak robią albo tak wypada. Może bowiem okazać się, że na pewne pokarmy reagujesz lepiej niż na inne.

      Ostatnio spotkałem przypadek osoby która do mnie napisała, że po jedzeniu jajek czuje się dyskomfortowo (niestrawność?). Zasugerowałem, żeby sprawdziła to następująco: zrobiła jajecznicę z samych białek, a następnie, za 2 dni zjadła jajecznicę z samych żółtek. Okazało się, że po jajecznicy na białkach występowały gastro-problemy, po żółtkach – nic. Większość ludzi nawet nie wie, że białko kurzego jaja ma pełnić funkcje ochronne dla żółtka i zawiera wiele alergenów oraz białek, których jedyną rolą jest „uprzykrzenie” amatorom jajek ich jedzenie (przecież jajka nie mają innego systemu obrony – ani nie mogą uciekać, ani nie mogą ugryźć agresora). To tylko taki przykład, który pokazuje jak „słuchanie” organizmu umożliwia opracowanie własnego modelu żywieniowego, który sprawia że dobrze się czujemy i żyjemy w zdrowiu.

  12. Zaczęłam czytać książkę na monitorze. Szkoda, że nie mogę wstać od kompa dopiero gdy skończę czytać ostatni rozdział. Tak ciekawie piszesz :-)

  13. Dzięki za wyjaśnienia. Kurcze, temat o nadciśnieniu, a ja o czymś innym, nie wiem czy tak mile czy nie mile widziane? Trudno sie odessać od tej lektury :-) Ale co? w dzień nie ma czasu na czytanie. Na razie doczytałam do mleka i przetworów mlecznych :-) Moja córka, gdy była mała bardzo chorowała na drogi oddechowe. Kiedyś jak była w szpitalu, pewna pani mi powiedziała, że jej sąsiadki dzieci przestały chorować odkąd przestała podawać mleko. Posłuchałam i problemy się skończyły. Ja sobie robie kefir z grzybka tybetańskiego, no ale na mleku sklepowym bo mi sie na rynek po mleko nie chce chodzić. Teraz grzybek mam zamrożony, bo jestem na głodówce. Ale po tym co poczytałam w Twojej książce o mleku, postanowiłam, że jak co, to zrobie kefir rzadziej tzn. wtedy kiedy będę miała mleko swojskie. Troche mnie obrzydza, takiego słodkiego bym sie nie napiła, ale w kefirze co innego :-)
    Jeśli masz jakiś pogląd na temat grzybka, chętnie sie dowiem. Choć generalnie nie powiem, żebym nie mogła żyć bez kefiru, tak zaczęłam pić dla eksperymentu, może z dwa tygodnie przed głodówką. A teraz tą głodówkę dokończę skoro już zaczęłam, tylko jak przejść z niej na normalne (mam na myśli niskowęglowodanowe) odżywianie. Z głodówki sie wychodzi na sokach a potem na owocach, warzywach. A jakbym tak od razu na jajeczka na miękko przeszła? :-))) tak od maleńkich ilości? co prawda, jeszcze nie doczytałam co masz do powiedzenia o jajkach, ale domyślam sie że są OK :-)skoro na diecie optymalnej są wskazane. Jajka mam z głębokiej wsi :)w ciągłej dostawie, od kilku miesięcy nie kupilam w sklepie jednego jajka. Jak juz przerobię tą książkę, to zakupie drugą z przepisami. Pozdróweczki

  14. Jurku, masz rację ! Ja mam 62 lata, od 93r nie jem miesa, ryb, smalcu. Jem codziennie 2 jajka sadzone na sniedanie – reguła :) Czasami jeszcze wieczorem kogel – mogel z 2 jaj. Solę tyle ile mi potrzeba, by mi smakowało :)Pije b. mało ok. 2 !( wmuszam w siebie ) szklanki herbaty bez cukru, ale lubię słodycze :(, pieczywo i dobre jedzenie, co spowodowało dużą nadwagę! Ciśnienie mam idealne 120/90 i wszystkie badania w normie! Dodam, że jesienią do wiosny piję soki warzywnoowocowe prawie codzieniie ponad pół litera.Życzę wszystkim zdrowia :)

  15. Dodam jeszcze, że zawsze mnie zastanawiało, dlaczego zwierzętom daję się sól do lizania, tzw lizawki? Dostają zwierzęta dzikie i hodowlane ! Dlatego, że w naturalnym środowisku maja jej za malo !!!Zwierzęta biorą tyle ile chca i my też powinniśmy przyjmować tyle ile potrzebuje organizm. On sam powie nam, ze jest przesolone :))

  16. Rafale, dziękuję za kolejny przydatny i wartościowy artykuł!
    Właśnie zajadam solone chipsy, bo od kilku dni mam wielką ochotę na coś słonego. Zastanawiałam się czy robię sobie krzywdę jedząc solone jedzenie, i czy to normalne, że organizm czasami tak bardzo się go domaga…

    1. Dottie, organizm sam umie wysyłać nam sygnały, o ile nie został „ogłuszony” ogromną ilością „szybkich” węglowodanów lub używek w postaci kawy/tytoniu/alkoholu. Bardzo trudno jest „przesolić” ponieważ naturalnie ciało oczekuje większej ilości wody (wzrasta pragnienie). Słuchaj siebie i obserwuj zmiany :)

  17. Mam pytanie odnośnie soli potasowej która pojawiła się w sklepach. Sole typu fita firmy o’sole w składzie jest 35% KCl oraz 65% NaCl. Mieszanka soli smakuje dziwnie, jest słona ale ma taki lekko nieprzyjemny smak.
    Jaki powinien wg. pana prawidłowy stosunek spożywanych soli NaCl i KCl w diecie. Czy można taką sól fita spożywać bezpośrednio, czy może lepiej przygotować odpowiedni stosunek wagowy mieszając ze zwykłą solą?
    Dodam, że w internecie wypisują że stosunek KCl/NaCl w diecie powinien być wiekszy od 1, niemniej jednak ciężko zaufać artykułom zamieszczonym bez podparcia poważnymi badaniami naukowymi.

    1. kiki, jestem zwolennikiem stosowania soli kamiennej lub morskiej. Inne formy „chemiczne” do mnie nie przemawiają. Ilości, które spożywamy są tak niewielkie, że wahanie proporcji pomiędzy jej składnikami ma znaczenie raczej symboliczne (dopóki mówimy o makroskładnikach).

  18. Komentarz do tematu: jajecznica z samych żółtek, czy z całych jajek? Od kilku miesięcy jem same żółtka. Na początku spróbowałem takiej – nie smakowała. Przy trzech jajkach usunąłem jedno biało – było ok. Testowo z samych żółtek – dalej nie smakowała, ale po jakimś czasie usunąłem drugie białko, zachowując proporcję dwa całe jajka + dwa żółtka. Znowu po jakimś czasie okazało się, że jajecznica zrobiona z całych jajek przestaje smakować, a dalsze ograniczanie białek nie przeszkadza. W ten sposób doszedłem do jajecznicy z samych 5 żółtek. Za każdym razem smażonej na własnoręcznie przygotowanym „smalczyku” z podgardla + boczek wędzony. Soli wystarcza tej ze „smalczyku”. Danie jest bardzo szybkie i łatwe w przygotowaniu. W tej chwili zjedzona testowo lub z konieczności, np. w podróży, jajecznica z całych jajek da się zjeść, ale jest zdecydowanie gorsza niż ta z samych żółtek. A więc kolejny przykład na to, że odczuwanie smaku jest bardzo subiektywne.

  19. czy sól kamienna to przypadkiem nie sól.morska? tzn będąca kiedyś nią? i co sądzisz rafale o soli himalajskiej??

    1. Jan, istotnie – każda sól (naturalna) była kiedyś morską wodą. Podobnie jak sól himalajska. Różnią się jednak między sobą tym, że powstały z zasolonej wody o różnym składzie chemicznym. I podobnie jak w Polsce są „fani” soli ciechocińskiej, wielickiej czy kłodawskiej, tak w globalnym ujęciu są „fani” soli himalajskiej, z Morza Martwego czy Azowskiego. Każda z nich zawiera mikroelementy (makro też) pomocne w metabolizmie i funkcjonowaniu organizmu. Osobiście nie mam konkretnych preferencji (póki jest to sól naturalna).

  20. Warto by dodać moim zdaniem, że rafinowana sól jednak jest szkodliwa ale to ze względu na proces rafinacji. Natomiast prawdziwe, naturalne sole : kamienna, morska /choć to też sprawa dyskusyjna ze względu na zanieczyszczenia akwenów, z których tę sól się pozyskuje/, himalajska są pełne związków mineralnych i tylko takie powinny pojawiać się w naszym menu.

  21. Uwielbiam Twoje artykuły. Choć jestem tu nowa to przez weekend spędziłam 5h na czytaniu ich. Jesteś nieoceniony!

  22. no tak z tymi cipsami to bywa roznie w auchan sa tanie i z mala awartoscia oleju w lidlu odwrotnie tluste natomiast w biedronce chyba najbardziej slone jakie jadlem, czlowiek chce jesc zdrowo a wychodzi ze tylko becaluje zdrowo, przygladalem sie soli mrskiej w markecie jest bielutka jak pasta do zębow a w internecie pisa ze ma byc szara i nawet wilgotna, pozniej wpadl mi inny pomysł na sól niskosodowa i co wychodzi ze maozna kupic za mniej jak 3 zł pol kilograma a inna firma zada 11 za kilogram, tylko czy ta sól jest niskosodowa czy moze koljna lipa a bylo by milej mie 7 gram dziennie czyl o 2 gramy wiecej, zero zaufania, sprzedawcy i producenci klamia! klamia! w zywe oczy a my chorujemy i umieramy na zawaly itp, maja to gdzies a to ja nazywam katastrofa w zyciu czlowieka za ktora powinii karac dozywotnia kara wiezienia bez mozliwosci wczesniejsego zwolnienia

  23. Swietny blog, niezaleznie od zawartosci porywajaco napisany. Tak przyjemnie się go czyta w odroznieniu od wysypu dzisiejszych pol-analfabetow, z ktorych kazdy rwie się do pouczania. Co za straszne czasy, kiedy kazdy moze pisac choc wydawalo się, że Stanislaw Staszic mial racje chcac udostepnic kazdemu obatelowi moznosc pisania!
    Jedyne, czego nie rozumiem, to tej nowej ewangelii, “w USA sól…” “w USA chleb…” “w USA 30%…” “1/10 całej populacji mieszkańców USA” “w USA od 40 lat” itd. itd. Czy ja coś przespalem, czy nie ma juz Albanii?
    To smutne, że po tylu latach zycia w ZSRR wpadlismy pod rynne tej samej niewoli umyslu USA. I smutne, że Papuga Narodow zdegradowala się do papugi juz tylko jednego kraju gangsterow.
    USA jest bardzo daleko i nas nic nie obchodzi, wrecz nam szkodzi. Dookola nas sa ci sami, co w roku 1938 i na nich trzeba uwazac. Rosja, Niemcy, Czechy, Szwecja, Francja i Anglia też prowadza badania i kto wie, czy nie sa to badania mniej skrumpowane niz te z krainy bomby atomowej.
    Pozdrawiam i zycze wspanialej kontynuacji ku pozytkowi nas wszystkich otumanionych telewizją!

  24. I moze jeszcze jeden detal. Z calym szacunkiem, “technologia” jest metodą przygotowania i prowadzenia procesu wytwarzania lub przetwarzania. Zatem zdanie, “Mimo, że wraz z rozwojem technologii…” winno brzmiec, „Mimo, że wraz z rozwojem techniki…” (Polskie znaczenie hasla “technologia” jest bardziej restrykcyjne od angielskiego.)
    Pozwalam sobie zwrocic autorowi uwage tylko ze wzgledu na wysoki poziom Jego blogu.

Skomentuj powinny być ustalane nagrody za obalanie mitów Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *