– 90dkg świeżego łososia
– 1/3 szklanki cukru
– 1/3 szklanki grubej soli (może być kamienna)
– 1/3 szklanki listków koperku
– pieprz
Do sosu:
– 2 łyżki musztardy francuskiej
– łyżeczka miodu (spadziowy, kwiatowy – byle prawdziwy)
– 1 żółtko
– 2 łyżki białego wina (obojętnie jaki rodzaj)
– pół szklanki oliwy z oliwek
– 2 łyżki posiekanego koperku
– ocet, sól, pieprz
1. Łososia przekrój wzdłuż na połowy i usuń ości. Jeśli nie umiesz filetować ryb, kup gotowe płaty.
2. Zmieszaj cukier, sól i pieprz. Natrzyj tym całą rybę.
3. Dno naczynia posyp warstwą koperku, połóż na nim połowę łososia, skórą do spodu. Posyp koperkiem i połóż drugą połowę, skórą do góry. Posyp resztą koperku i przyprawy.
4. Naczynie przykryj folią i dociśnij obciążonym talerzem. Odstaw do lodówki na dobę.
5. Ze wszystkich podanych składników przyrządzić sos. Wszystko prócz oliwy i koperku ubij trzepaczką. Na koniec, stale ubijając dodawaj oliwę (jak do domowego majonezu) a na koniec posiekany koperek.
6. Oczyść łososia z marynaty. Zdejmij skórę, pokrój wpoprzek na kawałki i podawaj z sosem. Przybierz plasterkami cytryny i listkami koperku.
A co powiesz Rafał na Rakfisk? :)
Nigdy tego nie jadłem (rakfisk to „kiszona ryba” – zazwyczaj łosoś lub pstrąg, który po osoleniu „psuje się” tzn fermentuje w beczce przez 3 miesiące). Miałem okazję, ale to nie było wykonanie, którego chciałem spróbować (marzyło mi się raczej jakieś „lokalne”, a nie „sklepowe”). Ponieważ nie znam „wzorcowego” smaku, nie chcę robić go w domu – bo nie wiem do czego mam dążyć :)) Ale w podobny sposób mój dziadek kisił baraninę :)
PS. Natomiast jadłem już kiszone śledzie (Surstromming) :)) Od tamtego momentu wiem, dlaczego są w czołówce najbardziej smrodliwego jedzenia razem z durianem :))
Osobiście jadłem jako suplement przez siebie fermentowane mięso. Mogę polecić choć nie każdy pewnie będzie w stanie.
Strasznie mnie ciekawi sposób Twojego dziadka na kiszoną baraninę? Mógłbyś podać. Zwłaszcza, że mam akurat sporo mięsa w pełni naturalnej karmionej tłustej owcy. :)
Jah Maya, to bardzo „hardkorowe” danie. Nie mam na nie przepisu, ale zapytam ojca, jak dokładnie było przygotowywane. On robił je z moim dziadkiem i swoimi braćmi. Z grubsza wiem, że mięso oddzielało się od kości (to bardzo ważne) i kroiło na relatywnie cienkie kawałki, układane w dębowej beczce na przemian przesypywanej solą (i przyprawami – czosnek i pieprz). Tej soli było sporo, bo to ona miała wyciągnąć wodę z mięsa. Beczkę dociskało się denkiem i obciążało solidnym kamieniem. Już po kilku dniach woda wypływała na wierzch i w ten sposób beczka czekała jakiś czas (ale nie wiem ile). Po kilku miesiącach po wierzchu beczki pływała gruba warstwa łoju, który zajadaliśmy z kaszą albo pajdą chleba :) Mięso było miękkie, jak pieczone w rękawie, ale z charakterystycznym smakiem.
Innym sposobem było też suszenie szynek, ale to już wieprzowe (podobnie jak parmeńskie).
Dzięki. Będę czekam. Bardzo mnie interesują takie ludowe przepisy zwłaszcza z naszych rejonów. Hard-core mi nie straszny. Zdecydowaną większość jem na surowo i jadłem już 5 miesięczną niesoloną koninę.
Czy Twój Dziadek pochodził może ze wschodu?
Jak chcesz możesz mi napisać prywatnie.