Przejdź do treści

Chcesz mieć zawał serca? Jedz stanole i sterole roślinne!

Zachwyt współczesnego świata nad tzw. żywnością funkcjonalną jest tak wielki, że ludzie zapomnieli o zdrowym rozsądku. To, że większość konsumentów jest zbyt leniwa, aby poznać fakty dotyczące żywności to jedna strona medalu. Drugą jest to, że korporacje produkujące żywność funkcjonalną robią co mogą, aby pokazywać tylko te informacje, które służą promocji ich produktów a ukrywać to wszystko co nie służy ich biznesowi. Dzisiaj będzie o stanolach i sterolach roślinnych, które obniżają poziom cholesterolu oraz ustrzegą Cię przed zawałem serca. Przynajmniej wg. reklam, bo nauka, fakty, wyniki badań i doświadczeń pokazują coś innego.

Co to jest żywność funkcjonalna?

Żywność funkcjonalna to taki rodzaj pokarmu, który „wykonuje” jakąś czynność. Np. podnosi odporność, likwiduje łysienie, obniża ciśnienie, podnosi aktywność umysłową i rozwija inteligencję. Albo zmniejsza ryzyko zachorowania na choroby serca i układu krążenia. I dzisiaj zajmę się tym ostatnim.

Żywnością funkcjonalną jest na przykład probiotyk Actimel, wspomniana margaryna Flora Pro Active czy Benecol albo Danacol obniżające cholesterol albo probiotyczne herbaty leczące zespół jelita drażliwego czy działające przeciwzapalnie.

Co ciekawe, żywność funkcjonalna nie jest niczym nowym. Była wcześniej. Nie od dziś wiadomo, że przy zaparciach najlepiej jest jeść otręby albo suszone śliwki a na odrobaczenie doskonałe są świeże pestki z dyni. Problem pojawił się wówczas, gdy żywność funkcjonalna zaczyna być projektowana przez człowieka w konfiguracjach, które nie występują ani nie występowały w swojej naturalnej postaci w takim stężeniu, jak pojawiają się w produktach dostępnych w sklepie.

Jak zrobić biznes na żywności funkcjonalnej?

Na ludzi działają tylko dwie emocje, które sprawiają że chcą coś kupić: przyjemność oraz strach. Zazwyczaj robi się tak: produkuje się spot telewizyjny (a dokładniej całą kampanię we wszystkich mediach), który pokazuje konsekwencje jakiegoś zachowania.

Na przykład: osoba, która źle się odżywia cierpi na zaparcia. Zaparcia prowadzą do chorób układu pokarmowego oraz całego organizmu. Mamy strach. I teraz – jeśli chcesz łatwo, lekko i przyjemnie pozbyć się tego strasznego uczucia i poprawić swój żywot – zjedz nasz jogurt Activia i „będziesz czuć się dobrze”.

Drugi obrazek: dziecko kicha i smarka, często jest przeziębione i siedzi w domu, gdy jego koledzy bawią się na śniegu. Chore dziecko to dramat dla rodzica. Ale oto przychodzi wybawienie: wystarczy pić raz dziennie buteleczkę probiotyku Actimel, aby podnieść odporność organizmu. Był strach – jest zadowolenie i przyjemność.

Co równie ważne, w większości przypadków nie ma jednoznacznych wyników badań oraz testów, które potwierdziłyby skuteczność żywności funkcjonalnej. Organizm ludzki jest maszyną tak bardzo skomplikowaną, że fakt iż coś zostaje obniżone/podwyższone na skutek jedzenia jakiegoś specyfiku nie oznacza automatycznie, że zlikwidowane zostaną wszelkie bolączki, które powszechnie przypisuje się podwyższonym lub obniżonym stanom onego czynnika.

Metabolizm większości substancji oraz ich wpływ na funkcje organizmu ciągle pozostaje nieodkryty, co zobaczysz choćby oglądając popularny serial „Dr House” gdzie często diagnozy są wypadkową wiedzy, obserwacji, indywidualnego przypadku pacjenta i… szczęścia. Dlatego łatwo jest manipulować opinią publiczną oraz przekazem w mediach. A po co to robić?

Kasa, kasa, kasa…

W produktach tego typu kryje się ogromny potencjał ekonomiczny ponieważ rynek żywności funkcjonalnej rozwija się bardzo dynamicznie, a ceny takich produktów są wielokrotnie wyższe niż ich „niefunkcjonalnych” odpowiedników.

W sytuacji, kiedy rynek dystrybucji produktów (czyli sklepy) się konsoliduje (czyli łączy w duże sieci) pozycja producenta jest coraz trudniejsza. Kiedyś miał tysiąc sklepików i każdemu mógł dawać inne ceny na swoją margarynę. Dzisiaj wszystkie się zrzeszyły w sieć i to one dyktują za ile chcą kupić towary producenta.

Dlatego żywność funkcjonalna jest zbawieniem dla gigantów korporacyjnych takich jak Unilever czy Kraft albo Raisio – a to dlatego, bo zamiast sprzedawać zwykła margarynę za 3,75 (Delma 500g) zł mogą sprzedawać margarynę co obniża cholesterol – za 20 i więcej złotych (Benecol 22 zł za 400g, Flora Proactiv 17 zł za 400g). A odpowiednia akcja marketingowa i szum medialny wokół „złego cholesterolu” zapewnia zbyt nawet przy tak wysokich cenach.

Kto wymyślił obniżanie cholesterolu?

Wszyscy zostaliśmy przekonani, że zawał serca jest efektem złej diety, a dokładniej – podwyższonego poziomu cholesterolu. Przekonały nas – konsumentów – do tego publikacje w mediach na temat prac biochemika Ancela Keysa, który w 1950 zaproponował teorię którą później „udowodnił”, a stanowiła ona, że wysoki poziom cholesterolu oznacza zawał serca. Dlaczego „udowodnił” a nie udowodnił?

Otóż wybrał on do swojej pracy 22 społeczności (narodowości) i zbadał w nich spożycie tłuszczów zwierzęcych (cholesterol występuje tylko w tłuszczu zwierzęcym) oraz ilość zgonów na skutek zawałów serca. Ale do opracowania wyników wybrał tylko 7 takich, gdzie korelacja mięcy konsumpcją tłuszczu a ilością zawałów była wysoka – czyli wraz ze wzrostem spożycia tłuszczu zwierzęcego, rosła ilość zgodnów spowodowanych chorobami serca, a tam, gdzie jadało się go mało – było mało zawałów.

Wniosek wydawał się być oczywisty – dieta bogata w nasycone kwasy tłuszczowe (tłuszcz zwierzęcy) jest przyczyną zawałów serca. Problem w tym, że w pozostałych 15 krajach nie było żadnego związku więc je po prostu pominął aby dowód mógł być uznany za prawdziwy. Przykładowo zauważono tzw. francuski paradoks – Francuzi konsumują ogromne ilości tłuszczu zwierzęcego a zapadalność na choroby układu krwionośnego i zawały serca są statystycznie znikome.

Co ciekawe, do badań zaproszono wyłacznie mężczyzn i to nie metodą losową ale wybierano konkretne osoby. Już kilka miesięcy po opublikowaniu wyników wnioski z tych badań poddano ostrej krytyce w świecie naukowym i podważono ich wyniki.

Ancel Keys w swoim życiu wielokrotnie zmieniał własne poglądy. W 1953 postulował, że wszystkie rodzaje tłuszczu zwiększają poziom cholesterolu, oraz, że za choroby układu krwionośnego tak samo odpowiedzialne są tłuszcze zwierzęce i roślinne. W latach 1957-59 głosił że wszystkie tłuszcze są takie same, potem że to uwodornione tłuszcze roślinne (margaryny) są problemem, potem, że tłuszcze zwierzęce są problemem.

Niezależnie od dobrej woli badacza, mylne wnioski z badań zapoczątkowały wojnę z tłuszczem zwierzęcym i cholesterolem. I co równie ważne – teoria zapoczątkowana przez Keysa już dawno została obalona, choć jej zasięg był tak rozległy, że niektórzy uznają ją za stwierdzony fakt i pewnik. Nawet dziś.

Cholesterol = zawał serca? Tak. Ale tylko w reklamie!

Tak jak w przypadku każdego produktu decydującego o zdrowiu i życiu, również i na cholesterolu można zbić miliardy dolarów strasząc ludzi, jak to jego wysoki poziom ma rzekomo prowadzić do zawałów serca i choroby wieńcowej.

Niedługo po Keysie podniesiono w mediach następujące fakty: u osób, które umarły na zawał serca znaleziono złogi cholesterolowe w żyłach i tętnicach. Wniosek: nadmiar cholesterolu odkłada się w tętnicach, blokuje je a to prowadzi do zawału i udarów. Logiczne prawda?

Nikt nie promował już w mediach obalenia tych doniesień, kiedy ustalono że złogi cholesterolowe powstają w wyniku uszkodzeń tętnic, których przyczyn jeszcze nie znamy (wszystko wskazuje na wirusy i wolne rodniki). Cholesterol jest jakby brygadą ratowniczą, która stawia się w miejscu wypadku.

Jak do tego dochodzi? Kiedy ścianka dowolnej komórki zostanie naruszona natychmiast zostaje „naprawiona”. A ponieważ nabłonek komórek składa się niemal wyłącznie z cholesterolu to jest on „wzywany” z krwi (dowozi go LDL) na miejsce zdarzenia, aby „zakleić” dziurę w ściance. I dzieje się to w organiźmie każdego ssaka (i wielu innych zwierząt). Gdy uszkodzenie zostanie usunięty, wówczas lipoproteina HDL „zabiera” brygadę ratowniczą cholesterolu rozcieńczając ją i wspólnie trafiają do wątroby. Dlatego HDL nazywany jest „dobrym”, bo poprzez ten mechanizm ułatwia obniżenie stężenia cholesterolu we krwi.

Sekcje zwłok osób cierpiących na choroby związane z metabolizmem tłuszczu (gdy organizm nie umie gospodarować cholesterolem – wrodzona, genetyczna hiperlipidemia) wykazały, że gromadzi się on w pierwszej kolejności w wątrobie, później w narządach wewnętrznych i skórze a na końcu tworzy złogi w naczyniach krwionośnych. Ale o tym już nikt nie trąbił tak głośno, bo to uszczupliłoby porftele wielu ogromnych firm żyjących z podsycania cholesterolowego strachu. Brzmi jak spiskowa teoria dziejów, prawda? Tak po prostu działa ten biznes! Wszystko jest opisane w tej książce (online w pdf, po angielsku), ze szczegółami. Zanim przejdę dalej, jeszcze jedna informacja.

Inną, bardzo istotną przyczyną arteriosklerozy naczyń krwionośnych jest fluor zawarty w wodzie i paście do zębów. Badania dowodzą, że to fluor odpowiada za zwapnienie żył i tętnic oraz choroby układu krwionośnego. Obecny jest w postaci fluorku sodu obecnego w paście do zębów oraz w wodzie (niektóre kraje nadal fluoryzują wodę „w trosce” o zęby obywateli). Co równie ciekawe, fluorek sodu nie ma wcale działania przeciwpróchniczego (wręcz przeciwnie, powoduje próchnicę), natomiast ma je witamina D i nie ma żadnych skutków ubocznych.
Wróćmy do cholesterolu.

Cholesterol – pole do nadużyć

Tłuszcz zwierzęcy i cholesterol są tematem o tyle wdzięcznym w „obróbce” marketingowej, bo… nie ma wzorca poziomu cholesterolu! Tak samo jak witamin czy mikroelementów!

Zastanów się: jeśli zlecisz lipidogram przy badaniu krwi, otrzymasz zakres tolerancji dopasowany do Twojej płci i czasem do wieku. Do oznaczenia poziomu cholesterolu całkowitego oraz jego frakcji zupełnie nie bierze się czynników dużo istotniejszych jak na przykład grupa etniczna i genotyp, rodzaj aktywności zawodowej oraz życiowej, przebyte choroby oraz ogólny stan zdrowia w momencie badania.

Innymi słowy – ja, trzydziestoparolatek otrzymam te same zakresy tolerancji co inny mężczyzna w moim wieku, który jest cięzko pracującym na platformie wiertniczej Eskimosem, który nigdy w życiu nie jadł marchewki. Osoba w tej samej rodzinie, która jest po przeszczepie będzie miała te same „widełki” pomiarowe co zdrowy równolatek! Wegetarianin i mięsożerca, astmatyk i cukrzyk, sportowiec i anorektyk.

Specjalnie przejaskrawiłem porównanie po to, aby uzmysłowić Ci jak różne metabolizmy mają ludzie – nie tylko na różnych kontynentach ale często w tej samej rodzinie!

W efekcie – każdemu można powiedzieć, że ma za wysoki poziom cholesterolu. Skoro nikt nie zna punktu odniesienia to można dowolnie tym manipulować i to własnie robią koncerny farmaceutyczne i producenci żywności funkcjonalnej. Wspomniana wyżej książka (i link do niej w pdf) dość zgrabnie to obnaża.

Margaryny i jogurty obniżające poziom cholesterolu

Skoro cywilizacja znalazła już wroga numer jeden – można na tym robić biznes. Na pierwszy ogień poszedł rynek medyczny.

Bayer wyprodukował lek o nazwie ceriwastatyna, który po przejściu badań klinicznych został dopuszczony do obrotu pod marką Lipobay (Baycol). Jego zażywanie gwarantowało obniżenie cholesterolu – a przez domniemanie, o którym napisałem powyżej – miało chronić przed chorobami serca i układu krwionośnego.

Po kilku miesiącach okazało się, że lek trzeba wycofać z obrotu, ponieważ ilość zgonów i ataków serca jest tak duża, że kolos farmaceutyczny – firma Bayer – musiała odstąpić od jego produkcji i sprzedaży.

Dopuszczenie tego leku do obrotu było zgodne z literą prawa i regulacjami krajów, w których był sprzedawany – to znaczy lek miał przeprowadzone wszystkie testy i badania kliniczne. Dopiero obrót lekiem przyniósł śmiertelne żniwo na międzynarodową skalę.

Nie kijem go to pałką!

Skoro nie wyszło z farmaceutykami – korporacje poświęciły swój czas i środki na poszukiwanie substancji, które potrafiłyby zredukować poziom cholesterolu i jednocześnie można byłoby je sprzedawać jako żywność. Funkcjonalną. To między innymi dlatego, że do wprowadzenia żywności funkcjonalnej na rynek nie potrzeba tak restrykcyjnych badań i dopuszczenia do obrotu. W USA rynku leków pilnuje restrykcyjna FDA. A żywności już nie.

Odkryto i opatentowano technologię pozyskiwania stanoli i steroli roślinnych, które – to udowodniono bezsprzecznie (o czym za chwilę) – obniżają poziom cholesterolu we krwi.

Co to są stanole i sterole roślinne?

Zwierzęta, aby żyć potrzebują substancji budulcowych oraz regulujących ich metabolizm – hormonów. Do ich wytwarzania potrzeba wielu składników. Początkiem (prekursorem) większości z hormonów steroidowych jest cholesterol właśnie – kwas tłuszczowy pochodzenia zwierzęcego, który ludzie i inne ssaki mogą wytwarzać w swojej wątrobie. U roślin jest podobnie, z tym, że odpowiednik cholesterolu to fitosterol. Stanole zaś są syntetyzowane ze steroli w komórkach roślin. Innymi słowy, jeśli jemy rośliny, jemy też fitosterole. A jeśli jajko, boczek, kurę i cielęcinę – to jemy cholesterol.

W jaki sposób człowiek wchłania cholesterol?

Aby zrozumieć działanie Benecolu, Danacolu czy Flory ProActiv pokażę najpierw jak wchłaniany jest cholesterol. Dzieje się to w jelicie cienkim.

Boczuś, jajeczko oraz cielęcinka, którą zjedliśmy zostaje strawiona i podróżuje sobie jelitem cienkim w celu wchłonięcia. W towarzystwie soli kwasu żółciowego (on również ma w swoim składzie cholesterol) z cząstek cholesterolu tworzą się grupki, tzw micele. I te micele dopiero mogą być wchłonięte przez jelito.

Tak wchłonięty cholesterol dzielony jest na 2 grupy: 60-70% trafia do krwioobiegu aby odżywiać komórki, pozostała część trafia żyłą wrotną do wątroby oraz dwunastnicy (tam jest magazynowany lub wykorzystywany do produkcji kwasu żółciowego). O typach cholesterolu i lipoproteinach (VLDL, LDL, HDL) i ich roli w organiźmie pewno kiedyś napiszę w osobnym tekście.

W jaki sposób sterole roślinne obniżają poziom cholesterolu we krwi?

Jak wspomniałem, sterole roślinne są praktycznie klonami „zwierzęcego” cholesterolu. W jelicie cienkim, kiedy dochodzi do budowania micel cholesterolowych, roślinne sterole i stanole zajmują miejsce cholesterolu.

Ilość micel, która się tworzy jest skończona a wchłanianie ograniczone do proksymalnego (bliższego) odcinka jelita, więc pozostała część cholesterolu, która nie uformwała micel zostaje wydalona. Ponieważ z micele zawierają część fitosteroli to ilość wchłoniętego cholesterolu jest niższa.

Kiedy tylko odkryto ten fakt, powstały produkty obniżające poziom cholesterolu takie jak Flora pro-active, Danacol i Benecol i trafiły na światowe rynki ze swoimi agresywnymi kampaniami marketingowymi które umacniały tylko cholesterolową fobię.

Reklamy były często bardzo sugestywnyme – np. choć w spocie czy na pudełku produktu nie padało ani jedno słowo o obniżeniu ryzyka zawału albo choroby wieńcowej, wszystko sugerowało że produkt ze sterolami istotnie w ten sposób działa.

Robi się to za pomocą pewnego zabiegu na przykład: „Chroń swoje serce przed zawałem! Spożywając produkt [nazwa] bogaty w sterole roślinne obniżasz poziom cholesterolu!”. Nikt tu nikomu nie obiecuje, że jego serce będzie ochronione. W komunikacie jest wezwanie do troszczenia się o serce oraz mowa o tym, że konsumpcja steroli obniża poziom cholestreolu co istotnie jest prawdą. Jednak ludzki umysł traktuje ten komunikat w sposób następujący: „Jeśli będę jadł [produkt] który ma sterole roslinne to obniżę poziom cholesterolu a więc ochronię serce przed zawałem. Bezczelna manipulacja? To jeszcze nie wszystko!

W Wielkiej Brytanii Unilever, producent margaryny Flora Proactiv miał problem po tym, jak umieścił tak „sugestywny” komunikat w reklamie. I później zmienił jej treść. Chodziło o dodanie bezprawne stwierdzenia oznajmującego jakoby Flora Pro.active pozwalała utrzymać w zdrowiu naczynia krwionośne. Bo nigdy takiego działania w tej margarynie nie badano ani nie udowodniono. Chodziło o wywołanie „transpozycji” umysłu, którą opisałem wyżej.

Roślinne sterole mogą być szkodliwe dla serca

Dr J. Plat z kolegami z holenderskiego Uniwersytetu w Maastricht poinformował, że roślinne sterole mogą przyczynić się do rozwoju chorób serca bardziej niż podniesiony poziom cholesterolu. Ponieważ roślinne sterole są niemal identyczne jak cholesterol, Plat sprawdził czy oksyfitosterole (to utlenione fitosterole powstające np. podczas smażenia na olejach roślinnych albo po utlenieniu ich w organiźmie poczas procesów trawiennych) można odnaleźć w krwi. Oksycholesterol powstaje również podczas smażenia (utlenianie cholesterolu), z tą różnicą, że utlenia się w znacznie wyższych temperaturach.

Okazało się, że we krwi są obecne owe oksyfitosterole, i to jest ich całkiem sporo. Znaleziono około 1,4% utlenionego sitosterolu. Wydaje się niewiele, ale to 140 razy więcej niż 0,01% utlenionego cholesterolu! Największe zagrożeniem jakie wynika z obecności utlenionych steroli w organizmie człowieka jest takie samo jak w przypadku tłuszczów trans (obecnych w margarynach na skutek uwodornienia [utwardzenia] olejów roślinnych). Sprowadza się to toksycznego oddziaływania na ścianki jelit oraz prowokacji procesów nowotworowych.

Innymi słowy, gdy jemy produkty smażone na olejach roślinnych powstają utlenione fitosterole (np. oksysitosterol) który działa toksycznie na jelito (pdf po polsku) i je uszkadza. Ulteniony cholesterol – równie toksyczny – również jest obecny ale jest go 140 razy mniej przy spożyciu tej samej dawki.
Badania naukowe pokazują po raz kolejny, że smażenie na olejach roślinnych jest szkodliwe dla zdrowia. Ciekawe publikacje w tym temacie znajdują się także tutaj i tutaj.

Ja sam jestem zwolennikiem picia niektórych olejów i oliwy ale wyłącznie w formie surowej, i tylko tych, które tłoczone są na zimno. A wszystko inne smażę na smalcu lub tłuszczu gęsim.

Sterole roślinne czyli jak zostać kobietą

Ponieważ sterole w roślinach pełnią zbliżoną funkcję do cholesterolu i konkurują z nim w naszym organiźmie są odpowiedzialne za deregulację gospodarki hormonalnej. Uogólniając – „upośledzają” produkcję testosteronu co często prowadzi do łysienia (również u kobiet) oraz w pewnym stopniu feminizują środowisko hormonalne mężczyzn. Z tego powodu też sitosteroli używa się w suplementach wspomagających leczenie prostaty (gruczołu krokowego).

Ja nie mówię, że fitosterole są złe…

Owszem, są dobre ale te, podawane w normalnym, naturalnym pożywieniu, które jemy na codzień – warzywach, owocach, nasionach i orzechach. Za naturalny poziom konsumpcji uważa się 3-5 mg na 1 kg masy ciała. Oznacza to, że przy mojej wadze 96 kg mogę bezpiecznie jeść ok 300-500mg fitosteroli. Fitosterole mają bowiem działanie przeciwzapalne, hamują odczyny alergiczne, pobudzają rozkład tkanki tłuszczowej, pobudzają procesy krwiotwórcza, chronią krwinki czerwone, zapobiegają kamicy i mają działanie przeciwnowotworowe.

Ale jak mawiał Paracelsus: „Wszystko jest trucizną i nic nią nie jest! To dawka czyni truciznę!”. Producenci „zdrowych margaryn” zalecają spożycie na poziomie 2000mg na dobę (bez rozróżnienia masy ciała), bo ta ilość zapewnia obniżenie poziomu cholesterolu o 10%. Oznaczałoby to – dla mnie – przekroczenie dopuszczalnej dawki 4-7 krotnie!

Przypomnę tylko że zwiększenie dawki ponad 6mg na 1 kg hamują androgenny wpływ męskich hormonów sterydowych (m.in. testosteronu). Nie ma z tym żartów: dr Różański pisze: „Niektóre metabolity fitosteroli mogą naśladować w organizmie typowe hormony i konkurować z nimi o receptory w komórkach ciała, modyfikując w ten sposób wiele czynności fizjologicznych.” Konsekwencji tego „naśladownictwa” długo nie poznamy.

Badania opublikowane w 2008 roku na ludziach i zwierzętach ujawniły, że sugerowanie iż żywność funkcjonalna stworzona do obniżania cholesterolu w istocie podwyższa ryzyko wystąpienia zawału serca.
Rok później (2009) naukowcy poszli krok dalej: przebadali wpływ steroli roślinnych zawartych w tzw. „zdrowych margarynach” takich jak Benecol i Flora Proactiv czy „zdrowych jogurtach” takich jak Danacol. Wyniki badań były bezdyskusyjne: sterole roślinne te istotnie obniżają poziom cholesterolu. Drugi równie bezdyskusyjny wniosek był następujący: sterole roślinne zwiększają ryzyko chorób serca. Mimo to producenci nadal nazwyają swoje produkty „dobrymi dla zdrowia”.

Popularna i powszechna idea jakoby produkty zwierzęce, a w szczególności tłuszcz (nasycone kwasy tłuszczowe) i białko miałyby w jakikolwiek negatywny sposób wpływać na ludzki organizm a w szczególności układ krwionośny i serce (z zawałami włącznie) nie ma absolutnie żadnego poparcia w danych i faktach włącznie z badaniami prowadzonymi na polu biochemi lipidów (tłuszczów).

W tym miejscu wspomnę, że Dr Ancel Keys, który zapoczątkował tę ideę swoją hipotezą z 1953 roku i rozpoczął krucjatę pod nazwą „tłusta dieta powoduje choroby serca” nigdy nie sugerował zmniejszenia spożycia tłuszczu zwierzęcego. Zalecał zmniejszenie spożycia oleju roślinnego.

Cholesterolu nie można obniżyć do zera!

Po pierwsze, byłoby to niebezpieczne. Cholesterol jest niezbędny do życia. Jest nie tylko prekursorem hormonów, ale przede wszystkim budulcem każdej komórki w naszym ciele. Odpowiada za wiele bardzo istotnych funkcji dlatego… organizm wytwarza go samodzielnie. I to w dużych ilościach!

Okazuje się, że 80% cholesterolu wytwarzanego jest przez nasze ciało, a tylko 20% przyjmowane jest z pokarmem. Innymi słowy, wegetarianie, którzy przecież nie jedzą mięsa też mogą mieć podwyższony poziom cholesterolu jeśli ich gospodarka lipidowa jest zachwiana, bo ich wątroba wytworzy go nadmiar gdy brakuje go w pokarmie, a akurat trzeba odbudować komórki podczas rekonwalescencji.

Gospodarka lipidowa zawsze jest w stanie wewnętrznej równowagi: jeśli przyjmujesz za mało cholesterolu w pożywieniu, wątroba sama go wyprodukuje. Jeśli masz go za dużo – nie obawiaj się, nie wchłoniesz go całego. Wchłoniesz tyle, ile będzie możliwe podczas przesuwania pokarmu w jelicie, ilości stworzonych micel oraz soli kwasu żółciowego. Pozostała, niestrawiona część trafi do kału. Jeśli nie wierzysz, zrób test: zjedz kostkę masła i potem obserwuj kał. Zapewniam Cię że będzie miał luźną konsystencję i pływał po powierzchni wody – właśnie przez tłuszcz, który nie został strawiony.

Nie ma związku między poziomem cholesterolu, a chorobami układu krążenia

Zobacz video:

Aborygeni mają najniższy poziom cholesterolu oraz najwyższy poziom zachorowalności na choroby układu krwionośnego. Szwajcarzy – dokładnie odwrotnie – wysoki cholesterol i niską zachorowalność.

Chcesz wiedzieć więcej na temat ryzyka chorób serca i steroli, statyn i obniżania poziomu cholesterolu? Tutaj masz materiały do lektury dla ciekawych tematu (niestety głównie biochemia, naukowo i po angielsku):

Tutaj świetna książka prof. Ravnskov’a na temat faktów dotyczących cholesterolu i manipulacji wokół jego roli w organizmie i wpływu na zdrowie i stan serca.
A historia firmy Unilever z margaryną Flora proactive oraz kombinacje, jak zrobić ją „zdrową” i dochodową są tutaj

Kilka ciekawostek, na koniec

Ja zawsze smażę wyłącznie na smalcu (wieprzowym, gęsim lub kaczym). Jeśli policzyć jajka, masło, smalec, boczek i oliwę oraz orzechy kokosowe – zjadam codziennie monstrualną ilość tłuszczu i cholesterolu. A mimo to, mój lipidogram rzadko przekracza 5 mmol/l cholesterolu całkowitego, zaś HDL zawsze jest wyższy od LDL.

Powszechnie przyjęło się również, że nasycone kwasy tłuszczowe (zwierzęce) są „złe” dla naszego organizmu, smalec w szczególności. Jeśli i Ty tak sądzisz, musisz wiedzieć, że mleko kobiece podawane oseskowi składa się z tłuszczu mlecznego zawierającego 20% więcej nasyconych kwasów tłuszczowych niż słonina i smalec! Czy myślisz, że natura świadomie szkodziłaby młodemu życiu?

I wisienka na torcie: sterole roślinne w Benecolu pozyskiwane są z pulpy sosnowej (mówiąc prościej, z trocin sosny), a w margarynie Flora Proactive z oleju sojowego. Więcej tutaj.

Podsumowanie

Sterole roślinne – fitosterole

Stanole i sterole roślinne istotnie obniżają poziom cholesterolu. Ale powodują zawały serca oraz inne choroby.Promowane przez media produkty zawierające stanole i sterole roślinne (fitosterole) takie jak margaryna Flora Pro.activ czy jogurty Benecol i Danacol albo suplementy diety (np. Sterolea) bez wątpienia obniżają poziom cholesterolu.
Niestety ukrywa się przed konsumentami wyniki badań przeprowadzonych na bardzo szeroką skalę, przez wiele lat które jasno pokazują, że dieta bogata w sterole roślinne prowadzi do zawałów serca oraz chorób.
Obniżanie poziomu cholesterolu jest bardzo szkodliwe, zarówno dla osób, które już mają problemy z chorobami układu krwionośnego, jak i dla tych, którzy żyją w napięciu (poprzez obniżenie produkcji kortyzolu).

Ocenił Rafał Mróz: 1.0 gwiazdek
*

Temat cholesterolu, sposóbów na obniżenie cholesterolu jest wiecznie żywy – jak pokazałem, głównie dzięki uczynnym przedsiębiorstwom, które dbają o to, aby nie brakło klientów na ich suplementy, farmaceutyki i żywność funkcjonalną. Napisz mi komentarz jeśli masz swoje zdanie na ten temat!

Aktualizacja 03-07-2012:
Właśnie opublikowano artykuł z wynikami badań przeprowadzonych na 1000 dorosłych, z których wynika, że przyjmowanie statyn powoduje zmęczenie i obniżenie ilości energii. Uczestnicy badania brali placebo (grupa kontrolna) oraz jedną z dwóch statyn (grupa eksperymentalna) a następnie oceniali na skali poziom swojej energii oraz zmęczenia po ćwiczeniach fizycznych. Okazało się, że wydolność i ilość energii osób z grupy eksperymentalnej była znacząco niższa niż z grupy kontrolnej, przy czym bardziej doświadczały tego kobiety.

Dołącz do 581 subskrybentów!

Zapisz się na mój darmowy kurs emailowy a dowiesz się między innymi:

Ebook dla Ciebie
Ebook dla Ciebie

  • jak w sklepie odróżnić trujące ziemniaki od dobrych?

  • co gotować w domu, żeby oszczędzić czas

  • czemu podwyższony cukier jest większym problemem niż cholesterol?

  • które choroby możesz wyleczyć albo złagodzić dietą?

Dodatkowo otrzymasz bezpłatnie ebooka "52 skuteczne psychorady", który ułatwi Ci wpływanie na ludzi i lepsze życie!

1-2 maile w tygodniu pełne informacji, wskazówek i ciekawostek dotyczących jedzenia, gotowania i zdrowia.

Dołącz do 581 subskrybentów!

Zapisz się na mój darmowy kurs emailowy a dowiesz się między innymi:

Ebook dla Ciebie
Ebook dla Ciebie

  • jak w sklepie odróżnić trujące ziemniaki od dobrych?

  • co gotować w domu, żeby oszczędzić czas

  • czemu podwyższony cukier jest większym problemem niż cholesterol?

  • które choroby możesz wyleczyć albo złagodzić dietą?

Dodatkowo otrzymasz bezpłatnie ebooka "52 skuteczne psychorady", który ułatwi Ci wpływanie na ludzi i lepsze życie!

1-2 maile w tygodniu pełne informacji, wskazówek i ciekawostek dotyczących jedzenia, gotowania i zdrowia.

235 komentarzy do “Chcesz mieć zawał serca? Jedz stanole i sterole roślinne!”

  1. Wspaniały artykuł ! Jestem w szoku! Co prawda na owe prozdrowotne margaryny nigdy bym sie nie zdecydowała bo za bardzo lubie świeży chlebek z masełkiem ale smalec i tłuste miesiwa to z diety dawno już wywaliłam właśnie ze względu na ten „niedobry” cholesterol. Przeszłam na smazenie na olejach a tu proszę ! – pora się przeprosić ze smalczykiem ze skwareczkami!

    1. beaciu, problem w tym, że ludzie nauczyli się złych nawyków żywieniowych. Głównie z lenistwa i oszczędności czasu (co widać doskonale w zachodnich społeczeństwach, gdzie w sklepie można kupić wyłącznie gotowe dania). Jedzenie tłuszczu i białka razem z cukrem i węglowodanami to typowa dieta „korytkowa” – tym żywią się za przeproszaniem świnie i dlatego szybko tyją. Biochemia – w odróżnieniu od dietetyki – jest nauką ścisłą. Tutaj niczego nie da się ukryć. Natomiast funkcjonowanie organizmów jest różne i zmienia się w czasie i środowisku. Nie zmienia to jednak faktów wypływających z obserwacji i badań – jedzenie białka i tłuszczu z wyeliminowaniem cukru i węglowodanów – wcale nie szkodzi (mimo, że utrzymuje organizm w stanie lekkiej kwasicy metabolicznej), a nawet jest zalecane w przypadkach rekonwalescencji, kiedy organizm musi się odbudować. W przeciwieństwie do żywienia się cukrem i węglowodanami które powodują tycie i wymagają podawania insuliny (im więcej cukru tym wyższe dawki – a praktycznie wszystkie węglowodany muszą być przekonwertowane do glukozy, aby zostały strawione).

      Jeszcze jedna rzecz, która w kontekście cholesterolu jest istotna: otóż cholesterol jest również prekursorem hormonu stresu – kortyzolu. Kortyzolu nie da się wyprodukować z czegoś innego – cholesterol jest tutaj niezbędny. Po co komu hormon stresu? Przecież nikt nie chce być zestresowany! O! Właśnie! Oto sedno – nikt nie chce być zestresowany! Kiedy organizm się denerwuje (jest odczuwalny stres) wówczas do układu uwalniany jest kortyzol który dzięki swojemu działaniu potrafi ten stres zlikwidować. Nie tylko na poziomie psychologicznym ale przede wszystkim na poziomie fizjologicznym. A dokładniej: kortyzol umożliwia uwalnianie glukozy do krwi (dostawa szybkiej energii) w sytuacjach stresogennych. Ponadto: podnosi krzepliwość krwi, działa antyalergicznie i przeciwzapalnie, stabilizuje pracę serca i układu krwionośnego oraz – hamuje procesy nowotworzenia (rozrozstu komórek – wszystkich, również nowotworowych). Jest niezbędny w prowadzeniu gospodarki wodno-elektrolitowej, białkowej, tłuszczowej i węglowodanowej. Niska podaż cholesterolu to niskie stężenia kortyzolu – a to oznacza upośledzenie powyższych funkcji. Oraz więcej stresu i nerwów przez błahe powdy :)

  2. Bardzo ciekawy artykuł, wiele wyjaśniający. Nabijanie klientów w butelkę już dawno podejrzewałam, oglądając chociażby reklamy 'aktywnych’ jogurtów… Podobny efekt uzyskiwałam pijąc maślankę i przegryzając śliwkami ;) Może nawet bardziej gwałtowny :D
    Serdecznie dziękuję również za 'rozświetlenie’ tematu cudownych margaryn nic nikomu nie gwarantujących ;)
    I pozdrawiam.

    1. Czyli lekarze kardiolodzy,w tym profesorowie uczelni medycznych w Polsce i Europie są zatrudnieni w firmach produkujących benecol ? Płacą im za reklamę swoich produktów.
      Ostra teza.

  3. Wcześniej miałem informacje na ten temat, ale teraz poznałem go dokładnie dzięki Tobie Rafale. Przesyłam tego maila wszystkim znajomym. Wielkie dzięki. Serdecznie pozdrawiam Tadeusz

  4. Już dawno z mojej diety wyrzuciłam wszelkiego rodzaju margaryny a w mojej kuchni króluje masło i smalec i o dziwo wszyscy jesteśmy zdrowsi. Zaczęłam wsłuchiwać się w swój organizm i jego potrzeby i wiem czego potrzebuje i co mu słuszy a co nie, a za artykuł dziękuję. Bardzo pouczający.
    Pozdrawiam

    1. Romantyczne podejście, bo ja wsłuchując się w potrzeby organizmu jadłbym codzienie ptasie mleczko i czekoladę, a alkoholik wiadomo co. Trzeba by się odnowić także ze smysłem smaku.

  5. Nigdy nie przemawiały do mnie reklamy opisane w artykule i miałam podświadome przekonanie, że histeria cholesterolowa została rozpętana przez koncerny. Rozsyłam artykuł do znajomych (wśród nich są lekarze) i ciekawa jestem ich reakcji. Może to nie jest najważniejsze, ale ciekawi mnie czy jesteś „medykiem”. Wielkie dzięki za ogrom pracy włożonej żeby nas wyrwać z tego zaczarowanego kręgu. Serdeczności :-)

    1. Małgorzato, lekarzem nie jestem, zawodowo zajmuję się między innymi szkoleniami sprzedawców. Natomiast jeszcze jako nastolatek interesowałem się biochemią, później, wraz z rozwijaniem swojej pasji kulinarnej – dołączyła chemia kuchenna i fito- oraz herbologia. Biochemia wiedzie jednak prym w moim pozazawodowym hobby.
      Nie poluję na czarownice, po prostu próbuję pokazywać to, co często jest skrywane bardzo głęboko przed ludźmi w kontekście żywienia. Na przykład wszechobecny cukier (sprawdź „zdrowe” jogurty – większość ma 15% cukru w swoim składzie – czyli 3 łyżeczki w 100g!), dyskredytowanie nasyconych kwasów tłuszczowych (wszystkie zwierzęce tłuszcze), promowanie diety bogatej w błonnik jako zdrowej czy pamiętaną z mojego dzieciństwa obowiązkową fluoryzację, która miała wzmacniać zęby i likwidować próchnicę.
      Nie jestem wyznawcą teorii wszechobecnego spisku, choć w niektórych przypadkach w kwestii żywności i leków trudno jest o inny wniosek (Kampania społeczna „Pij mleko będziesz wielki” sponsorowana przez producentów nabiału – podczas gdy nauka udowodniła, że spożywanie nabiału nie wpływa na budowanie kości, a wręcz przeciwnie, sprzyja rzeszotnieniu i osteoporozie).

    1. @zryjpasze: rzeczywiście, smalec wieprzowy ma raczej niespecjalny zapach, ale mi on nie przeszkadza. Inna sprawa, że mięso wieprzowe smażone na smalcu wieprzowym własnie ma moim zdaniem idealny smak. Na każdym innym tłuszczu smakuje nieco inaczej. Niestety nie mogę nigdzie trafić na łój wołowy (już wytopiony). Czasem, jeśli potrzebuję go w dużej ilości to wytapiam go samodzielnie z błon i złogów które kupuje w zaprzyjaźnionej ubojni. A jeśli chodzi o smalec kaczy i gęsi – u mnie najbliżej i najłatwiej dostać je na Węgrzech i przy każdym pobycie tam kupuję go w słoikach albo plasitkowych pudełkach. Jeśli ktoś chce kupić to smalec po węgiersku to „zsir”. Kaczy – kacsa zsir; Gęsi – liba zsir.
      Dla ciekawskich tajemnic łoju wołowego – jest najlepszym naturalnym tłuszczem do smażenia wysokotemperaturowego, ma długi okres trwałości i wysoki punkt dymienia. Co ciekawe, frytki McDonalds były pierwotnie smażone właśnie na łoju wołowym. Później firma „przekalkulowała” sobie, że traci w ten sposób klientów, którzy są wegetarianami i opracowali olej roślinny z dodatkami olejów na bazie silikonu (krzemu) dzięki czemu można go ogrzewać wielokrotnie, prawie w nieskończoność a on i tak nie straci swoich właściwości ani nie będzie śmierdział spalenizną. Związki silikonowe są niestrawne więc zostają wydalane nienaruszone.

  6. Dzięki za rzetelny tekst wyjaśniający zawiłości i zależności naszego organizmu. Oczywiście podzielę się tym mailem z bliskimi na których zdrowiu mi bardzo zależy. Życzę wytrwałości w zdobywaniu tego typu wiedzy i proszę o dzielenie się nią dalej z nami.Pozdrawiam

  7. bardzo dziekuje za wspanialy, rzetelny artykul. Czytalam go z prawdziwa przyjemnoscia i co najwazniejsze jest napisany bardzo dostepnym jezykiem. Trafilam na ta strone przypadkiem, szukajac przepisu na syrop z czosnku i od 4 godzin nie robir nic innego tylko doslownie wtapiam sie w te ciekawe artykuly. Dziekuje za wszystkie informacje i pozdrawiam

  8. Jeszcze jedna informacja, dla osób które zamierzają stosować produkty zawierające stanole i sterole roślinne w celu rzekomego obniżenia ryzyka wystąpienia chorób układu krążenia (miażdżycy, zawału serca, arteriosklerozy) takie jak Sterolea, Flora Pro.activ, Benecol, Danacol, czy Pro Serce (dostępne w Biedronce).
    Okazuje się, że sami producenci na opakowaniach produktu piszą jasno: „Istnieje wiele czynników ryzyka chorób serca. Zmiana jednego z nich nie daje pełnej gwarancji obniżenia ryzyka”. Ten tekst zobaczysz też na stronie Benecolu (kliknij w składniki). Dodatkowo jogurty Danacol zawierają aspartam (słodzik), którego rakotwórcze działanie jest już dzisiaj bezdyskusyjnym faktem – zobacz film: http://video.google.com/videoplay?docid=-2305973265509284580

  9. Gratulacje, ogromna pogłębiona wiedza. Nie wiedziałam o tłuszczu stosowanym do frytek w McDonalds. Kilka razy w życiu jadłam takie frytki i zawsze strasznie cierpiałam na żołądek, dlatego omijam McDonalds. Co do mleka i serów w zapobieganiu osteoporozy jestem zaskoczona.

  10. Witam,świetny temat,świetnie opisany.Zawsze rodzinie zadaje pytanie/bo jem masło nie margarynę/-Dlaczego chorym i dzieciom podaje się masło?Widocznie zdrowsze niż margaryna.Jestem subskrybentem „SOS w kuchni”Polecam,wiele ciekawostek tak jak w tym artykule.Pozdrawiam

  11. Od dawna jestem przekonana o tym ze firmy swiadomie wykorztstuja podswiadomosc klientow reklamujac swoje produkty na szeroka skale wykorzystujac do tego celu media po to aby oglupic do tego stopnia klienta aby ten na ten tychmiast wykupowal ogromne ilosci reklamowanych produktow.

  12. Panie Rafale napisal Pan, że „Niska podaż cholesterolu to niskie stężenia kortyzolu – a to oznacza upośledzenie powyższych funkcji.” No więc chciałem nieco rozwiać moje wątpliwości i opisać moją sytuacje. Mam dosyć mocno zawyżony choresterol w wieku 26 lat, co wg Pana słów powinno uwalniać więcej kortyzolu. Jeśli ten owy kortyzol ma działanie antystresowe to dlaczego ja tak często jestem zestresowany? Druga sprawa, w jednym z artykułów(w Men`s Health zdaje mi sie) wyczytałem, iż kortyzol powoduje tycie w okolicach brzucha i to właśnie on odpowiedzialny jest za nasze „bębenki”. Z kolei, wiele artykułów mówi nam „Otyłość prowadzi do podwyższenia poziomu cholesterolu we krwi” i tak koło sie zamyka… Osatnia sprawda to działanie antyalergiczne. No więc „wykryto” u mnie atopowe zapalenie skóry, a przecież w wyniku podwyższonego cholesterolu mam dużo antyalergenów, czyż nie? Na koniec dodam, że przez długi czas byłem wegetarianinem. Nie wiem czy to taka dieta czy problemy dnia codziennego, ale coś mnie totalnie wyniszczyło i psychicznie, i fizycznie. Zauważyłem u siebie wiele chorób, które wcześniej nie istniały a niby ich występowanie jest uwarunkowane genetycznie. Wróce do słowa „wykryto”, które specjalnie napisałem w cudzysłowie. Jeszcze całkiem niedawno, wewnętrzna strona moich rąk na zgięciu w łokciach, codziennie była pokryta swędzączymi wypryskami. Lekarka zaleciła mi stosowanie hipoalergicznych środków do higieny osobistej i dała maść sterydową jako środek do leczenia a nie zapogiegania wypryskom. Nigdy nie użyłem, żadnych hipoalergicznych środków pomimo zaleceń lekarza. Musze jeszcze wspomnieć, że choroba ta pojawiła sie u mnie kiedy moja dieta opierała sie na fastfoodach i mrożonkach ze sklepów. Od kiedy zmieniłem diete, moje ciało też sie zmieniło. Przewlekła, genetycznie uwarunkowana choroba AZS zaczeła przemijać, do tego stopnia, że nie mam już wyprysków w ogóle, a potarcie skóry w miejscach występowania wyprysków nie powoduje jej podrażnienia. Można powiedzieć, że ustabilizowałem sie psychicznie, bez zażywania żadnych środków uspokajających. Z perespektywy czasu zauważyłem, jak dużo zależy od naszej diety, ale co z tego, skoro jeden artykuł przeczy drugiemu jeśli chodzi o zasady zdrowego żywienia.

    Pozdrawiam

  13. @znerwicowany: dziękuję za Twój komentarz, do którego się odniosę. Jednak zanim to zrobię nadmienię to co pisałem już wiele razy na łamach artykułów: nie jestem ani lekarzem ani dietetykiem. Biochemia i chemia kuchenna oraz zagadnienia diet są moim hobby które jednak traktuję bardzo serio, poświęcając im mnóstwo czasu każdego dnia oraz swojego zdrowia kiedy to na własnej skórze testuję różne sposoby żywienia.

    W kwestii kortyzolu: chyba nieprezycyjnie się wyraziłem, lub źle mnie zrozumiałeś. Chodziło mi o to, że brak lub zbyt niskie (niż akurat jest wymagane) stężenie kortyzolu (np. w sytuacji stresowej) może prowadzić do chorób i powikłań zdrowotnych. Rzeczywiście jest również tak, że jego nadwyżka produkcyjna (np. u osób, które mają genetycznie podniesiony kortyzol lub żyją w permanentnym, ciągłym stresie) sprawia, że osoby tyją w określony sposób, jednak wynika to (w uproszczeniu) z tego, że mobilizując glukozę (cukier) następnie organizm wyzwala insulinę aby ten cukier zagospodarować. A insulina jest – co już powszechnie wiadomo – największym promotorem otyłości. Tak więc artykuł z Mens Health o którym piszesz mówi w pewnym stopniu prawdę.
    Dobry opis działania kortyzolu (może nieco zbyt techniczny, choć pod koniec zawiera reklamy komercyjne) znajdziesz tutaj: http://slawomirambroziak.pl/legalne-anaboliki/kortyzol-domowe-sposoby-na-obnizenie-jego-poziomu/
    Co jeszcze warto przypomnieć – z punktu widzenia fizjologii i biochemii naszego ciała, stres to nie tylko sytuacja, w której człowiek czuje że się denerwuje (np. po kolizji samochodowej). To może być również sytuacja fizjologiczna, której organizm się nie spodziewa lub oddziałuje niekorzystnie na prawidłowe jego funkcjonowanie (np. drobne naciągnięcie mięśnia, rana, ugryzienie komara, zaskoczenie, uderzenie zimna po wyjściu z sauny, oparzenie ręki, bezdech, chrapanie). Wówczas po prostu wydzielanie kortyzolu i adrenaliny jest nieco mniejsze ale ciągle jest to oddziaływanie jakiegoś stresora.

    W drugiej kwestii też masz rację: otyłość prowadzi do podwyższenia cholesterolu. Ale nie odwrotnie. Znowu upraszczająć – z tego powodu, że jest więcej „ciała” więc więcej komórek, które trzeba obsłużyć stałą dostawą cholesterolu (za pomocą białek LDL i VLDL) – oznacza to, że organizm musi go produkować (lub dostarczać z pożywieniem) więcej. Otyłość nie wynika ze spożycia cholesterolu czy tłuszczu ogólnie – powodowana jest w zdecydowanej ilości przypadków przez insulinę – dietę bogatą w cukry. Otyłego Eskimosa nie uświadczysz, choć ich dieta składa się głównie z tłuszczu.

    Sam piszesz o tym, gdy przy diecie na „fast foodach” czułeś się wyniszczony – a w tego rodzaju posiłkach ilość cukru jest conajmniej onieśmielająca (15g na 100ml). Podobnie jak i w przetworzonej żywności (jogurty, napoje gazowane, wyroby gotowe „z pudełka” tzw convinient food). O wpływie cukru na zdrowie i zachowanie ludzi jeszcze napiszę, bo to równie ciekawy temat.

    Kwestie antyalergiczne oraz kortyzol – udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że glukokortykoidy hamują procesy zapalne i alergiczne. Jednak stężenia kortykoidów nasze ciało nie może zwiększać w nieskończoność zaś alergeny mogą docierać nieomal bez limitu (np. podczas pylenia przez drogi oddechowe a dodatkowo przez układ trawienny i skórę). Stąd duża dawka kortyzolu może bardziej zaszkodzić (jw) niż pomóc zwalczyć objawy alergii.

    Napisałeś „przez długi czas byłem wegetarianinem” jednak z dalszej części już nie wywnioskowałe, czy nadal nim jesteś. I last but not least: na wstępie zaznaczyłeś, że masz „dość mocno zawyżony cholesterol”. Jeśli nie jesteś osobą ze zdiagnozowaną hiperlipidemią to – powtórzę ponownie to, co pisze wielu uznanych naukowców – nie ma czegoś takiego jak „podwyższony poziom cholesterolu” ponieważ każdy człowiek ma go na innym poziomie w wyniku bardzo wielu przyczyn (indywidualne na poziomie jednostkowym). Powtórzę ponownie – nie ma żadnego związku pomiędzy śmiertelnością w ogóle a nawet śmiertelnością związaną z chorobami serca i krążenia a stężeniem cholesterolu. Zobacz wyniki poziomu cholesterolu oraz śmiertelność na tym wykresie: http://renegadewellness.files.wordpress.com/2011/02/cholesterol-mortality-chart.pdf

    Dla wyjaśnmienia – hipercholesterolemia to genetyczna choroba która uniemożliwia przyswajanie cholesterolu we krwi. Objawia się tym, że komórki wysyłają sygnały że potrzebują cholesterolu, białka LDL przenoszą go z wątroby we krwi, jednak upośledzone receptory komórek nie mogą go wychwycić. W efekcie jego stężenie we krwi wzrasta do wartości ekstremalnie wysokich. Badania pokazują, że ok. 1% populacji jest dotkniętych tą chorobą.

  14. Największe znaczenie w zawałach ma brak ruchu , przemęczenie i stres ?

    Zainteresowałem się sterolami bo pomagają zapobiegać wypadaniu włosów i dawka w tych lekach nie przekracza 200 mg więc artykuł bardzo ciekawy zmuszający do myślenia :) Być może stosowanie ich nadmiaru w celu obniżenia cholesterolu jest złym posunięciem i dobrze że autor to naświetlił jednak w innych lekach jest cała masa pomocniczych substancji aktywnych a sterole są dodatkiem. Sterole powoduję lepsze ukrwienie a tym samym działają podobnie do tabletek na potencję ;)sterole są roślinnym odpowiednikiem ludzkich sterydów być może stąd ten niekorzystny wpływ na serce przy ich nadmiarze.

    1. @Łysolek: fitosterole to nie są sterydy. Fito-sterol jest roślinnym odpowiednikiem zwierzęcego chole-sterolu. Dopiero z chole-sterolu produkowane są hormony sterydowe i steroidowe. A u roślin z fito-sterolu.
      Jeśli chodzi o łysienie, to jest dokładnie odwrotnie – tzn to fitosterole powodują obniżenie produkcji hormonów androgennych (głównie testosteronu) co jest najczęstszą przyczyną łysienia (poza przyczynami genetycznymi). Z tego powodu mężczyźni są bardziej owłosieni niż kobiety :)

      Problemem jest zamiana testosteronu w dihydrotestosteron który – jak zbadano – sprzyja trwałemu wyniszczeniu mieszków (cebulek) włosowych (ale również przerostowi gruczołu krokowego, tzw prostacie). Zwiększenie stężenia dihydrotestosteronu jest istotnie zauważalne wówczas, gdy testosteron podawany jest z zewnątrz, np. w formie dopingu.

      I w tym miejscu działanie fitosteroli jest o tyle dobre, że ponieważ obniżają produkcję testosteronu to powstaje wówczas mniej jego aktywnej postaci dihydrotestosteronu.

  15. Po przeczytaniu tego artykułu prawie wszystkie moje wiadomości na temat cholesterolu zostały po prostu wywalone do góry nogami.Teraz widzę że aby mieć znów to wszystko ułożone muszę dużą łopatą przekopać spory szmat internetu.Od jutra biorę się za kopanie :)

    1. W świetle obecnej wiedzy naukowej i medycznej nie ma żadnego dowodu na to, że przyczyną miażdzycy (dokładniej – miażdżycy tętnic ponieważ dotyka wyłącznie tętnic) jest podwyższony poziom cholesterolu. Stopień zwężenia światła tętnic nie zależy od diety bogatej lub ubogiej w tłuszcze zwierzęce (cholesterol). Organizm człowieka i tak produkuje go 4 razy więcej niż jest w stanie wchłonąć z pokarmem (nawet w reklamach Benecolu, Flory proactive, Danacolu czy Sterolea oraz na ich opakowaniach jest napisane, że za pomocą diety można zmniejszyć ten poziom o ok. 5%).

      Mechanizm tworzenia płytek miażdżycowych nie jest do końca poznany. Wiemy z czego się składają, ale nie wiadomo dlaczego dochodzi do ich powstawania. Gdyby rzeczywiście przyczyną zwężania tętnic był cholesterol, proces ten powinien być równomierny we wszystkich tętnicach. Patologowie w wielu doświadczeniach analizowali tętnice mózgowe oraz aorty pacjentów, którzy zmarli na skutek chorób układu krwionośnego i nigdy nie zaobserwowali jednorodności zmian w głównych tętnicach ciała.

      Badania były prowadzone w wielu miejscach: np w Kanadzie, USA, Indiach, Polsce, Gwatemali. Przeprowadzano nawet badania angiograficzne (Szwecja) i nigdzie nie znaleziono związku pomiędzy miażdżycą a poziomem cholesterolu. Żaden „wykres” obrazujący związek między poziomem cholesterolu a stopniem miażdżycy nie układał się w rosnącą linię: wyglądał raczej jak rozgwieżdżone niebo.

      Szczegóły i obszerny artykuł (niestety po angielsku) znajdziecie tutaj. Dodatkowo, są wyraźne dowody (a nie przesłanki) na to, że wysoki poziom cholesterolu CHRONI przed miażdżycą oraz infekcjami.
      Dla przykładu, w Szwajcarii po II Wojnie Światowej ilość zgonów spowodowanych chorobami serca zmniejszyła się (o 20% u mężczyzn i 40% u kobiet), podczas, gdy konsumpcja tłuszczu zwierzęcego zwiększyła się o 20%.

      Cholesterol może być jedynie czynnikiem ryzyka. Inne czynniki ryzyka to np. palenie papierosów, stres, przemęczenie, alkohol, wysoki poziom trójglicerydów. Wyjaśnię jeszcze na czym polega różnica pomiędzy przyczyną choroby a czynnikiem ryzyka wystąpienia choroby.
      Wyobraź sobie dyskotekę, gdzie na scenie występuje jakaś gwiazda. W środku bawi się 200 osób. Nagle, ktoś przypadkiem odkrywa, że gwiazda została zamordowana, a jej ciało znajduje się w garderobie. Przybywa policja, zamyka dyskotekę i w środku przeprowadza dochodzenie. Każdy z 200 osób jest podejrzanym. Winny jest tylko jeden. Albo kilku, jeśli to był współudział. Podejrzani – to czynniki ryzyka. Zbrodniarz – to przyczyna. Wśród podejrzanych są zarówno niewinii ludzie, jak i morderca. Na tym polega różnica, którą pomija się w wielu informacjach na temat cholesterolu i chorób układu krwionośnego. A nawet, jeśli się jej nie pomija to zwyczajnie się jej nie wyjaśnia. Czynnik ryzyka przecież brzmi groźnie, prawda?

  16. Jeżeli tak to czemu podwyższony poziom trójglicerydów jest odpowiedzialny za np. zapalenie trzustki są badania pokazujące taką zależność?

  17. @Mario: Jak wiadomo, kluczową funkcją trzustki jest produkcja hormonów pomagających w metaboliźmie cukru m.in. insuliny – hormonu umożliwiającego metabolizm glukozy.
    Glukoza jest przyswajana wprost, bez jakiejkolwiek syntezy – jeśli była spożyta lub z wątroby, która ją wytworzyła lub uwolniła ze zgromadzonego glikogenu. Większość węglowodanów w dzisiejszej diecie człowieka to węglowodany oczyszczane przemysłowo (cukier, biała mąka, ryż, skrobia ziemniaczana), głównie cukry proste i złożone. Tak więc dieta statystycznego Polaka (ale nie tylko, dotyczy to każdego mieszkańca świata „zachodniego”), która obfituje w produkty mączne, cukry i ziemniaki jest dietą która wymusza dużą produkcję insuliny.
    I generalnie nie było by w tym nic groźnego (poza obciążeniem trzustki), gdyby nie fakt, że przy dużym i trwałym obciążeniu organizmu insuliną na poziomie komórkowym pojawia się insulinoodporność. Innymi słowy, aby komórka mogła przyswoić tą samą ilość glukozy potrzebuje więcej insuliny (insulinoodporność jest również przyczyną otyłości). Więcej insuliny – to większy wysiłek trzustki i ponownie kolejne stadium insulinoodporności – i koło się zamyka. Powstaje niewydolność trzustki i najczęściej otyłość a potem cukrzyca.

    Co z tym wspólnego mają trójglicerydy (triglicerydy)?
    Gdy trzustka otrzymuje sygnał o pojawieniu się cukru produkuje insulinę. Ta, przekazuje cukier (glukozę) z krwioobiegu do komórek. Jednocześnie insulina sprawia, że glukoza jest wiązana w wątrobie w postaci glikogenu tworząc „zapas” energii. Gdy organizm „głoduje” trzustka wytwarza hormon „przeciwny” do insuliny – glukagon – uwalniając cukier z wątroby (jakby „rozbijając” cząsteczki glikogenu ponownie na glukozę).

    Jeśli jednak magazyny będą pełne a we krwi nadal znajduje się glukoza (a to właśnie dzieje się u ludzi przy obecnym, wysokowęglowodanowym sposobie odżywiania) – trzustka umożliwia przetworzenie ich w trójglicerydy. Choć trójgliceryd jest związkiem gliceryny i trzech kwasów tłuszczowych to powstaje on nie tylko dlatego, bo ktoś je tłuszcz. Owszem, również wtedy – ale kwasy tłuszczowe nasza wątroba potrafi (dzięki Bogu) syntetyzować niemal ze wszystkiego.
    Ponieważ glukoza jest bogatym źródłem tlenu, a nie może krążyć po organiźmie zostaje zamieniona na trójglicerydy. Z tych wytwarza cholesterol, gdyż w ten sposób odzyskuje sporo wodoru, który może spalić i uzyskać z niego sporo wartościowej energii. Otrzymane w ten sposób trójglicerydy można zmagazynować ponownie – tym razem w większym magazynie – naszej tkance tłusczowej.

    Z tego powodu osoby, które nawet nie jedzą tłuszczu ale żywią się cukrem mają wysoki poziom trójglicerydów (oraz cholesterolu). I tyją. Bo insulina indukuję zamiane cukru w tłuszcz.

    Aby obniżyć poziom trójglicerydów u dorosłego człowieka wystarczy zmniejszyć konsumpcję wszystkich węglowodanów (produkty mączne, zbożowe, ziemniaczane, cukry, owoce i warzywa) do poziomu 100g na dobę. W większości przypadków po kilkunastu dniach ustępują objawy insulinoodporności, zmniejsza się waga ciała i poprawia ogólne samopoczucie.

    1. Marian: Niestety „im dalej w las tym więcej drzew”. Innymi słowy – jeśli to „tylko” silna insulinoodporność to rzeczwiście można to odwrócić za pomocą minimalizacji węglowodanów.
      Podobnie w przypadku cukrzycy typu 2 (która najczęściej jest wynikiem otyłości) – zmniejszenie węglowodanów przy dużej podaży białka i tłuszczu może ją całkowicie wyleczyć co wielokrotnie badali jeszcze niemieccy i austriaccy naukowcy przed II Wojną Światową. Warto mieć na uwadze, że w tym typie cukrzycy trzustka jest działającym organem (może produkować za mało insuliny lub za dużo w wyniku insulinoodporności) – inaczej niż w typie 1.

      W przypadku cukrzycy typu 1, kiedy następuje autoagresja (system immunologiczny atakuje i niszczy komórki trzustki, przez co trzustka nie produkuje już insuliny) wówczas tego rodzaju dieta może jedynie złagodzić skutki cukrzycy (najczęściej do tego stopnia, że ilość przyjmowanej insuliny jest znikoma, ponieważ we krwi krąży niewielka ilość glukozy) jednak przyjmowanie insuliny z zewnątrz jest nieodzowne.
      Węglowodany są niezbędne do przeprowadzenia wielu procesów biochemicznych (np. krwiotwórczych) stąd glukoza we krwi będzie zawsze, z tą różnicą, że w niższym stężeniu niż w przypadku diet bogatowęglowodanowych. Osoby zainteresowane „gorzką prawdą o cukrze” zapraszam do wysłuchania wykładu dra Roberta Lustiga: http://www.youtube.com/watch?v=dBnniua6-oM (znowu niestety po angielsku).

    1. @Wacek: to nie Kwaśniewski wymyślił odżywianie niskowęglowodanowe. Jeśli już – to jest propagatorem tego rodzaju żywienia w Polsce (tak jak w innych krajach są/byli Atkins, Ponomarenko, Ravnskoff czy Taubes). Zakwaszenie organizmu które zapewne masz na myśli ma niewiele wspólnego z dietą ubogą w węglowodany. Powiem więcej – jeśli ktoś uważa, że dieta uboga w węgowodany jest szkodliwa dla zdrowia, niech zwróci swój umysł ku Eskimosom, Indianom Ameryki Pólnocnej czy rdzennym mieszkańcom koła podbiegunowego. Wszyscy oni odżywiają się wyłącznie białkiem zwierzęcym i tłuszczem. Nie cierpią na choroby znane „zachodniemu” światu ani też nie żyją krócej (zazwyczaj dłużej) niż „cywilizowani” ludzie.

      Prawdopodobnie mylisz pojęcia ketozy, która jest naturalnym stanem u każdego człowieka z kwasicą ketonową właściwą dla cukrzyków lub osób z zachwianym metabolizmem glukozy. A dokładniej:
      Ketoza jest stanem, w którym z braku cukrów organizm wytwarza energię z tłuszczu. Aby tego dokonać zamienia tłuszcz na ciała ketonowe (ketony – wśród nich np. aceton i kwas acetooctowy).

      Ketony te są efektywniejszą formą pozyskiwania energii niż glukoza (np. dla mięśnia sercowego i mózgu ketony są efektywniejsze o 25% – wynik badań dra Richarda Veech’a) a dodatkowo potrafią przenikać barierę krew/mózg tak samo jak glukoza. Ketoza zakwasza organizm, ale nie jest to stan nienaturalny i ten rodzaj zakwaszenia nie jest groźny. Inaczej jest w przypadku osoby chorej na cukrzycę lub takiej, która ma wysoką insulinoodporność zapoczątkowaną dietą bogatą w cukry i węglowodany oczyszczone. Wówczas powstaje ketokwasica cukrzycowa:

      Ponieważ na skutek odporności na insulinę komórki nie mogą się odżywiać glukozą (ciągle wołają „jeść!”) organizm przestawia się na produkcję energii z tłuszczu. Powstają ciała ketonowe i zasilają komórki. Ale we krwi znajduje się także glukoza w dużym stężeniu – która wraz z acetonem może doprowadzić do śpiączki cukrzycowej oraz uszkodzeń narządów wewnętrznych.

      Dla podsumowania: metabolizm wszystkich ssaków drapieżnych utrzymywany jest w stanie ketozy bez najmniejszego uszczerbku na ich zdrowiu i życiu. Nie jedzą węglowodanów – bo i skąd?

      1. Witam , w takim razie po co natura stworzyła węglowodany skoro są szkodliwe dla organizmu, dajmy np. kasze różnego rodzaju, przecież są cholernie wartościowe, to co mamy ich nie jesc? wiadomo człowiek jest jakby drapieżnikiem wiec jego menu powinno stanowić mięso i tłuszcze a co z owocami warzywami, mamy je minimalnie spozywac? tzn co to jest minimalnie, heheh

  18. choćby z żołądków zwierząt roślinożernych które zjadają w całości a czasami same zjadają rośliny mój pies zjadał trawę nagminnie a uwielbiał ziemniaki i kaszę

    1. @Wacek 1: oczywiście masz rację – psy i inne zwierzęta mięsożerne zjadają rośliny ale zgodzisz się ze mną, że jest to raczej dodatek do diety niż baza (podstawa). Innymi słowy, udział procentowy tych dodatków nie przekracza 3-5% w diecie podstawowej (mięsnej). To, że ludzie żywią psy węglowodanami nie ma nic wspólnego z ich naturalnymi nawykami (porównaj psy dingo czy wilki w środowisku naturalnym).
      Druga sprawa drapieżniki zjadają tylko niektóre trzewia (serce, wątroba) – treści żołądka nie zjadają z prostej przyczyny – zawiera dużo kwasów (głównie solny). W pierwszej kolejności zjadają mięso, kości i tłuszcz jako pokarm najbardziej pożądany i jakościowy. Koty nie pożerają upolowanych mysz i kretów w całości, a wiele drapieżników pozostawia skórę i trzewia, którymi później żywią się inni mięsożercy (padlinożercy). I w końcu – zgodzisz się ze mną, że proporcjonalnie – zawartość żołądka (nadtrawione rośliny) np. u antylopy, która została upolowana przez stado lwic jest procentowo niewielkim udziałem wobec mięsa, tłuszczu i kości więc nawet, jeśli treść żołądka byłaby konsumowana (a nie jest, ponieważ zawiera duże stężenia kwasu solnego) to węglowodany tutaj zawarte ciągle nie przekraczałyby tych kilku procent.
      Dzięki za Twoje odpowiedzi, robi się ciekawy wątek :) Chyba wkrótce napiszę tekst z tym związany :)

  19. Jestem zachwycony.
    Panie Rafale, pomieszało mi się w głowie ale czuję więź braterską z pańskimi opiniami.
    Trafiłem tutaj szukając pomocy w sprawie kamieni w woreczku ale sprawa wysokiego cholesterolu, trójglicerydów też mnie dotyczy.
    Z wielką uwagą czytam i tak „przez skórę” uważam, że masz Pan rację.
    Na razie nie dyskutuję, nuszę jeszcze raz przeczytać.
    pozdrawiam Waldek

    1. Panie Waldku, nie chodzi mi o to, żeby mieć rację – zależy mi raczej na tym, żeby ludzie zaczęli się zastanawiać nad pewnymi faktami odsuwając na bok marketing i mrzonki forsowane w mediach (tak jak było widać to na przykładzie zachowań rządów i firm farmaceutycznych w przypadku pandemii świńskiej grypy).

      Kwestia kamieni żółciowych: ta dokuczliwość przeradzająca się w chorobę obejmuje nawet 30% populacji powyżej 60 roku życia. W zasadzie nie ma znaczenia jakiego rodzaju ma Pan kamienie (cholesterolowe, barwnikowe). Zazwyczaj leczy się je laparoskopowo (farmakologia tradycyjna rzadko przynosi dobre i trwałe efekty) choć metod jest więcej (np. litotrypsja).
      Osobiście bardzo mnie to dziwi, że złogi które są wynikiem złego odżywiania próbuje się leczyć w ten sposób. Logika wszak podpowiada, że jeśli nie wyeliminuje się przyczyny to zabieg taki trzeba będzie powtarzać.

      Jak powstają kamienie żółciowe? Żółć jest substancją produkowaną przez wątrobę i jest niezbędna w trawieniu tłuszczy. Gdy jesteśmy głodni, wątroba produkuje żółć „na zapas” i umieszcze go w pęcherzyku żółciowym. Kiedy zjemy posiłek bogaty w tłuszcze żółć zostaje uwloniona z pęcherzyka. Jeśli posiłem zawiera niewiele tłuszczu, wówczas nie ma potrzeby uruchamiania tego magazynu i wątroba „dodaje” żółci bezpośrednio.

      Wiadomym jest, że przyczyną powstawania złogów i później kamieni żółciowych jest pozostawanie pęcherzyka żółciowego w nieruchomości tj. w sytuacji, gdy zagazynowana w nim żółć nie musi być uwalniana (przy diecie ubogiej w tłuszcz) – wówczas występuje tzw. zastój żółci a przez to upośledzona zostaje funkcja jego wypróżniania, kiedy tłuszcz w diecie się pojawia.
      Oto efekty: jesli osoba praktycznie nie je tłuszczu, wówczas nie odczuwa dolegliwości (ponieważ nie ma potrzeby uwalniania nadmiernych ilości żółci). Zmagazynowana żółć zagęszcza się i tworzy złogi a potem kamienie żółciowe.
      Wówczas, gdy nagle zje większą ilość tłuszczu pęcherzyk żółciowy chce uwolnić zmagazynowaną żółć, ale nie może się ona wydostać z uwagi na owe złogi. W efekcie mamy ból, a tłuszcz nie zostaje strawiony (zmieniona konsystencja i kolor stolca).
      Z tego powodu powstał pogląd, że to tłuste jedzenie sprawia, że pojawiają się kamienie, podczas gdy jest dokładnie odwrotnie: stała obecność tłuszczu w diecie sprawia, że żółć uwalniana jest jest cały czas, przez co trudniej o jej zgęstnienie i powstanie złogów oraz zatkanie przewodu żółciowego. W innym wypadku Inuici i Eskimosi umierali by w młodym wieku z powodu kamicy żółciowej.

      Na szczęście kamienie żółciowe można usunąć biochemicznie. Oto sposób. Przez okres usuwania kamieni należy trzymać się zaleceń diety ubogowęglowodanowej tj. ok 50g węglowodanów na dobę, białka ok 80g, tłuszczu 2-3 razy więcej niż białka. Bonifratrzy zalecają rozpoczęcie dnia od połowy szklanki oliwy na śniadanie. Jeśli oliwa jest dla Pana nie do przeskoczenia – proponuję zastąpić dwoma orzechami kokosowymi (cena ok 3-4 zł za 2 szt). I co ważne – ponieważ przy zmianie diety (która powinna trwać ok 10 mcy, choć małe kamienie można w ten sposób rozpuścić po kwartale) kamienie sukcesywnie mogą przechodzić przewodem żółciowym do dwunastnicy – trzeba „za wczasu” zaopatrzyć się w leki przeciwbólowe i rozkurczowe (np. No-Spa). Nie jest również tajemnicą, że doskonałe waściwości rozpuszczalne tego rodzaju kamieni ma ocet jabłkowy (pity 6 razy dziennie po łyżce, jeśli cierpi Pan na zgagę również pomoże, można pić więcej).

  20. Witam dosyć ciekawy wątek.
    Też od pewnego czasu interesuje się zdrowym żywieniem i uważam, że świadomość i edukacja polskiego społeczeństwa jest zatrważająco zła…
    @ waldek.1956.AD:
    Jeżeli chodzi o kamienie w woreczku żółciowym to serdecznie polecam Panu pozycję do przeczytania (bo warto) amerykańskiego naturopaty
    Andreas’a Moritz’a – Niezwykle płukanie wątroby i woreczka żółciowego.

  21. Rafale, gratulacje!!! wspaniały artykuł, rzetelnie przedstawiłeś informacje i obalasz mit o cholesterolu! Trzeba propagować te wiadomości wśród swoich znajomych, niech ludzie zyskują świadomość jakimi kłamstwami są nasączani przez reklamy koncernów farmaceutycznych. A przy okazji dzięki za wszystkie maile z super poradami i artykułami :)pozdrawiam

  22. Co mogę tu dodać? Mój syn kiedyś powiedział: „Ludzie są głupi. Milionom zdołano wmówić, że margaryna jest zdrowsza niż masło”.

  23. Aż nie mogę uwierzyć, by ktoś nie profesjonalnie, ale z pasji aż tak dogłębnie zgłębiał wiedzę fachową. Egzamin z biochemii na studiach pamiętam jako najwyższą szkołę jazdy. Gratuluję podejścia do problemu. Bardzo odpowiada mi takie podejście – rzadko nawet od fachowców można tak dogłębnie dowiedzieć nie tylko co się dzieje, ale i dlaczego. Uświadamianie naszego społeczeństwa i edukacja bardziej przypomina indoktrynację.
    Ucząc chemii od po 30 latach stwierdzam, że wcale nie czynię tego w zgodzie z tzw. programami, bo te tylko ogłupiają. Za to coraz częściej uczę nie tego co wiemy, ale uświadamiam czego nie wiemy. Szczególnie gdy to dotyczy chemii organicznej i tego jaką rolę związki i procesy pełnią w organizmach żywych. Podręczniki i programy ograniczają się do haseł – np. tłuszcze nasycone są dla organizmu szkodliwe. A ja myślę, że taka edukacja jest jeszcze bardziej szkodliwa.
    Pozdrawiam i dziękuję za pasję i wiedzę, o której wstyd się przyznać sporo już zapomniałam ;)

    1. Danuto, dziękuję za pochlebny komentarz :) Moja wiedza jest niestety ograniczona, choćby do źródeł – o ile biochemia jest nauką ścisłą, to zachowanie organizmu/komórek w tak bardzo złożonym środowisku już niekoniecznie jest łatwe do przewidzenia i często jest tak, że badania oznajmiające fakty mają się nijak gdy zestawi się je razem. Innymi słowy nie zawsze z 1+1+1 daje 3.
      Inna rzecz jest taka, że dzisiaj prawdziwych naukowców jest jak na lekarstwo. Mam w rodzinie trzech naukowców uniwersyteckich, pracujących w różnych labolatoriach. Wyjaśnili mi to w ten sposób: badania zlecają firmy lub agendy rządowe. Sam ich temat już determinuje nacisk na jakiś konkretny rezultat np. „wpływ zapinania pasów na zmniejszenie liczby ofiar śmiertelnych wypadków samochodowych” czy „wpływ zawartości fluoru w diecie na zmniejszenie zjawiska próchnicy wśród ludzi” (celowo je uprościłem). Badania takie prowadzi się przez wiele lat, mają duże budżety więc dają pracę i środki naukowcom. I teraz – jeśli wnioskiem końcowym z tych badań będzie coś przeciwnego, niż zakłada zlecający – zazwyczaj labolatorium to traci możliwość uczestniczenia w kolejnych badaniach – ludzie tracą pracę, czasem autorytety. Stąd „naukowcy” zamiast dopasowywać hipotezę do rezultatu badania, robią dokładnie odwrotnie – dopasowują badanie do założonej wcześniej hipotezy – bo za jej udowodnienie otrzymają nagrodę w postaci kolejnych zleceń.
      Wygodne jest np. manipulowanie tzw. ślepością badań. Badania najbardziej wiarygodne są podwójnie ślepe tj. ani pacjenci nie wiedzą czy jedzą lek czy placebo, ani też lekarze, którzy ich badają nie wiedzą, do której z grup (lek/placebo) dana osoba należy. Tak przeprowadzone badania, przy założeniu rzeczywiście losowo wybranej próby są bardziej miarodajne, niż badania „nieślepe” tj takie, które informują pacjentów czy będą leczeni placebo czy lekiem oraz poinformują też lekarzy, kogo aktualnie badają – leczonego czy „oszukiwanego”. Zarówno pacjenci jak i lekarze w drugim przypadku będą kierować się własnymi sugestiami oraz wewnętrznym przekonaniem.
      Ale z punktu widzienia marketingu – jedno i drugie to „badania naukowe”.

      Innym przypadkiem jest manipulowanie wynikiem badań w taki sposób, aby prawda naukowa pozostała nadal obiektywna, natomiast marketingowo można to już różnie zinterpretować. Przykładowo, badania nad statynami dały wyniki (w uogólnieniu) takie, że przez 10 lat leczenia statynami 100 osób były 2 zgony spowodowane chorobami serca/zawałem. W grupie kontrolnej leczonej przez 10 lat placebo były 3 zgony. Oznacza to, że 10-letnie leczenie pozwoliło zachować życie 1 osobie dzięki statynom. Jak to sprzedać? Co napisać na opakowaniu? Że przez 10 lat musisz łykać nasze leki, żeby zmniejszyć ryzyko śmierci na zawał o 1%??

      I tu wkracza marketing: porówujemy naszego 1 uratowanego do 3 zgonów i uzyskujemy 1/3. I na pudełkach z lekiem można już napisać: „Obniża ryzyko ataku serca o 36%” – zobacz, to autentyk – reklama leku Lipitor: http://blog.riskmanagers.us/wp-content/uploads/2011/12/lipitor2.jpg

      Masz absolutną rację w tym, że program nauczania (nie tylko w szkole, ale w całym systemie edukacji) ogłupia, zamiast pomóc poznawać świat. Niestety – jako społeczeństwo musimy komuś ufać. W innym przypadku, mielibyśmy 38 milionów indywidualistów, a każdy z nich sam by się uczył, leczył, ubierał…

  24. teza za tezą,a dowodów ja na lekarstwo. Wystarczy chwytliwy temat,wypowiedź w tonie sensacji i żyłka psychologa. Sprytne ale fachowe jak teorie o UFO.

    1. @qulka: co konkretnie masz na myśli? gdzie tutaj jest brak dowodów lub ton sensacji? chętnie poprowadzę z Tobą polemikę jeśli przedstawisz fakty, wyniki badań i dowody pochodzące z badań klinicznych (a nie obserwacyjnych) a nie jedynie swoją nic nie mówiącą opinię „teroii UFO”. Jestem otwarty na dialog.

  25. Rafale.Piszesz:”Aby obniżyć poziom trójglicerydów wystarczy zmniejszyć konsumpcję węglowodanów do poziomu 100g na dobę.” Brakuje mi tu doprecyzowania. Czy to cała dieta dzienna? W najlepszym przypadku dostaczy ona 300kcal.Czy jest to dieta tylko na czas obniżenia poziomu tróglicerydów?Pozdrawiam.m.

    1. @michałek: 100g o których wspomniałem to całkowita dobowa ilość węglowodanów. W zasadzie i tak jest zbyt wysoka ale wielu osobom odżywiającym się głównie węglowodanami (ryż, kasze, makaron, mąka, ziemniaki, cukier) w zupełności wystarcza. W moim przekonaniu i z doświadczeń zrobionych przez osoby, które za moją namową tego spróbowały, 100g przez 2 tygodnie to ilość wystarczająca, potem można ją sukcesywnie zmniejszać aż do 1g na kilogram NALEŻNEJ wagi ciała (więc nie obecnej, tylko tej, którą organizm powinien mieć naturalnie – w wielkim uproszczeniu jeśli odejmiemy od wzrostu 100 – podkreślam W WIELKIM UPROSZCZENIU).

      Pozostałą część kalorii (już do woli, bez ograniczenia) można pozyskiwać z białka zwierzęcego oraz tłuszczy zwierzęcych (są zdrowsze niż roślinne ponieważ nie wymagają tak wielkich ilości antyoksydantów podczas metabolizmu). Dla większości osób wystarczy trzymać się proporcji 3x więcej tłuszczu niż białka (w gramach).

      Skąd się biorą trójglicerydy we krwi?
      Wnikliwy czytelnik tekstu (oraz komentarzy) wywnioskuje, że duża ilość węglowodanów jest „rozkładana” w organiźmie na dużą ilość cukru (glukozy), która nie może zostać od razu i natychmiast spalona przez komórki (wykład nt szlaku dla dociekliwych). Glukoza wędruje więc do wątroby i tam zostaje „przemontowana” w trójglicerydy (do jednej cząstki glicerolu (gliceryny – pochodnej glukozy, doskonałego „energetyka”) oraz trzech kwasów tłuszczowych. W taki sposób trafia za pomocą krwioobiegu do tkanki tłuszczowej – tuż przed jej drzwiami zostaje ponownie „rozmontowany” i wchodzi do wnętrza komórki tłuszczowej gdzie zostaje na nowo „zmontowany” w trójgliceryd i tam sobie czeka aż go będą potrzebować. Problem w tym, że przy dużej podaży węglowodanów (a więc cukru we krwi) nigdy nie dochodzi do opróżnienia magazynu tkanki tłuszczowej z trójglicerydów, ponieważ we krwi cały czas krąży zarówno insulina jak i cukier oraz zmontowane z niego trójglicerydy, które wędrują do tkanki tłuszczowej systematycznie ją powiększając. Dopiero brak insuliny we krwi uruchamia glukagon – hormon, który umie „otworzyć” magazyny i wypróźnić je z trójglicerydów, które chętnie zużyją komórki. Jest to proces bardzo precyzyjny i nie jest tak, że minimalna ilość glukagonu uwalnia wszystkie trójglicerydy zalewając nimi nasze ciało.

      Ten proces dobrze opisany jest tutaj.

  26. Rafale.Dziekuję za obszerne wyjasnienia.Teraz spróbuję ustalić dla siebie odpowiednią dietę opierając się na Twych informacjach i wymienionych w likach źródłach.

  27. ,,Druga sprawa drapieżniki zjadają tylko niektóre trzewia (serce, wątroba) – treści żołądka nie zjadają” – ja bym tu polemizował. Psy w naturze polują na gryzonie, ptaki i raczej rozpruwają najpierw ich brzuch jedząc wnętrzności (wraz z ziarnami), a dopiero potem biorą się za resztę.

    1. Wiele drapieżników (lwy, tygrysy, niedźwiedzie, wilki) zjada w pierwszej kolejności organy miękkie: wątrobę, serce oraz nerki (źródło i źródło). Żołądków nie zjadają przede wszystkim z uwagi na kwas solny, który tam występuje (u ssaków) lub toksyczne środowisko bakteryjne (jak u waranów czy innych jaszczurek). Nie znam zachowania dzikich psów ani nie trafiłem na badania, które wskazywałyby różnicę w ich zachowaniu w porównaniu np. do wilków.
      Wiele obserwacji zoologicznych wykazywało, że drapieżniki (ssaki i ptaki) potrafią bardzo precyzyjnie „ominąć” niesmaczne fragmenty np. pęcherzyk żółciowy w wątrobie czy żołądek właśnie.

  28. z Pana wypowiedzi wynika że ze swoją wagą 96 kg może Pan zjeść około 0,5 g fitosteroli na dobę.Mam w związku z tym pytanie ile to jest owoców , warzyw, nasion, orzechów na dobę?

    1. Pani Basiu, przykładowe zawartości fitosteroli na podstawie badań D. Kritchevsky’ego (w mg na 100g produktu):

      Olej lniany 338
      Oliwa 176
      Kalafior 18
      Cebula 15
      Marchew 12
      Pomarańcza 24
      Banan 16
      Jabłko 12
      Wiśnia 12
      Brzoskwinia 10
      Gruszka 8
      Migdały 143
      Pistacje 108
      Orzechy laskowe 108

      Fragment takiej listy znajduje się również tutaj, zaś obszerniejszy dokument wraz ze sposobem pomiaru tutaj.

      Z tej tabeli widać, że aby zjeść 500mg (0,5g) fitosteroli na dobę, musiałbym zjeść 5 kg brzoskwiń albo wypić nieco ponad szklankę oliwy lub 2 kg pomarańczy. Codziennie.

  29. zwykły olej lniany czy olej budwigowy (z oleofarmu)? I mam pytanie czy słyszał Pan o diecie dr Budwig a jeśli tak to co Pan o niej sądzi?

    1. Pani Basiu, badania które zacytowałem mówią o oleju lnianym tłoczonym na zimno (podobnie jak w przypadku oliwy – chodzi o niskokwasową oliwę extra vergine).

      Dietę dr Joanny Budwig znam dość dobrze. Stosowałem ją eksperymentalnie (póki co nie cierpię na nowotwór, chyba, że o tym nie wiem) przez okres 6 miesięcy, zużywając przez ten czas – o ile dobrze pamiętam, ponad 10 litrów oleju lnianego i sporo białego sera i „chudych” produktów nabiałowych, wędzonych makreli i śledzi, zielone warzywa i sporo owoców. Ciekawostką jest spożywanie zabitych drożdży (kompleks witamin B).

      Dieta ta polega na promocji produktów bogatych w siarkę (tzw. grupy tiolowe), ponieważ siarka jest jednym z najsilniejszych antyoksydantów w naszym ciele, cyjanków (zawartych w oleju lnianym), właściwej promocji kwasów Omega 3 do Omega 6 (stąd tłuste ryby morskie oraz len), kompleksu witamin B oraz zmniejszenia stężenia glukozy.

      W diecie tej widzę jednak pewne wady i niekonsekwencje. Oto one (niektóre subiektywne, odnoszą się do mojego samopoczucia):
      – ogromne (monstrualne!) zapotrzebowanie na wodę. Zazwyczaj przekraczałem 1,5 – 2 l wody na dobę (duża podaż białek).
      – niższa odporność i wolniejsza regeneracja organizmu, migreny,
      – konieczność zjadania owoców co uważam za niekonsekwencję – skoro mamy eliminować glukozę, to należy odejść od owoców. Ale i od białek, ponieważ one są metabolizowane do glukozy kiedy jest ich nadmiar.
      – niepotrzebne utrudnianie metabolizmu tłuszczu i niezrozumiały dla mnie wniosek dr Budwig, w którym stwierdza że wysokonasycone tłuszcze działają degeneracyjnie na organizm człowieka. Tłuszcze wysokonasycone są lepszym paliwem niż niskonasycone (mają więcej wodoru czyli dają więcej energii), ponadto nie wymagają antyoksydantów ani energetycznie kosztownych procesów spalania.

      W moim przekonaniu (bazując na opublikowanych badaniach) diety ketogeniczne + podaż witaminy B17 potrafią zadziałać efektywniej w zwalczaniu nowotworów. Dieta Budwig tworzy pewien system który ma „wytruć” komórki nowotworowe, działając jakby „na około”, podczas, gdy dieta ketogeniczna zwyczajnie je zagłodzi. Ten system polega na karmieniu komórek miksem kwasów tłuszczowych z siarką (grupy tiolowe), podczas gdy diety ketogeniczne (gdzie paliwem jest tłuszcz lub ketony) po prostu nie zawierają cukru, który jest im niezbędny.

      Dieta dr Budwig nie może być poszerzona o dietę wysokotłuszczową, ponieważ nie można na niej zjadać żadnych innych tłuszczów (szczególnie zwierzęcych). Natomiast stosując dietę wysokotłuszczową, można ją uzupełniać o związki grup tiolowych, np dodając do potraw olej lniany.

      Dieta jest stosowana – i w moim przekonaniu powinna być stosowana – przez wszystkie osoby chore na nowotwory lub podejrzane o schorzenia na tle nowotworowym. Wielki plus za odważną promocję leczenia nowotworów poprzez podawanie witaminy B17 (letril, o którym wcześniej poinformował świat dr Ernst Krebs, udowadniając jej leczniczy wpływ na niemal wszystkie rodzaje nowotworów).
      Kolejny plus za to, że informuje ludzi o tym, że komórki rakowe mają błędy metaboliczne, przez co mogą się odżywiać jedynie glukozą – tak więc brak glukozy powoduje „zagłodzenie” komórek nowotworowych. Już na początku XX wieku Otto H. Warburg (późniejszy noblista) ogłosił tę prawdę, ale jak wspomniałem w swoich artykułach, po dwóch wojnach światowych, powoływanie się na badania Niemców i Austriaków w powojennej Europie czy w ogóle świecie było nie do przyjęcia. Niestety, wytrzebiona przez komunistów polska przedwojenna elita lekarzy i chemików nie miała jak wypromować tej wiedzy w naszym kraju, za co płacimy do tej pory radioterapią, chemioterapią i innymi nieskutecznymi terapiami antynowotworowymi.

      Ogromną zasługa dr Budwig było mówienie otwarcie o tym, że obecnie stosowane metody walki z nowotworami są nieskuteczne, zaś jakość życia po ich stosowaniu jest bardzo niska, a samo życie po terapii trwa bardzo krótko. Udowadniając naukowo skuteczność leczenia nowotworów poprzez likwidację procesów glikolizy oraz podaż witaminy B17 (i innych cyjanków obecnych w oleju lnianym) była wielokrotnie nominowana do nagrody Nobla, jednak nigdy jej nie otrzymała. Zmarła na początku XXI wieku. Dużo informacji na temat tej diety znajduje sie na stronie Primanatura.

  30. zaczęłam dietę dr Budwig pod koniec czerwca nie w pełnym wymiarze:4 łyżki stołowe oleju niecałe pół kostki chudego twarogu 3-4 łyżki stołowe jogurtu (oczywiście to miksowałam)+ 1x w tygodniu musli, osobno 2 łyżeczki świeżo zmielonego siemienia lnianego + parę truskawek(lub ćwiartka jabłka lub plaster ananasa) + łyżka jogurtu i dwa razy w tygodniu 4 łyżki owsianki. Tak wyglądały moje śniadania, na obiad kasza pęczak (brązowy ryż,soczewica) z sosem pieczarkowym robionym na wodzie lub warzywa na parze np kalafior fasolka itp. i niestety 1 większy lub 1,5 mniejszego ziemniaka (przed chwilą przeczytałam Pana artykuł o nich),rzodkiewka lub ogórek lub kiszony ogórek lub sałata itp, na kolację najczęściej owoce np 2,3 nektarynki lub 2 jabłka lub inne i 2x w tygodniu 3-4 łyżki owsianki.Zero słodyczy, pieczywa ,białej mąki, innych tłuszczy, wędlin i jakichkolwiek gotowych produktów. Przez 5 tygodni cztery razy zjadłam mięso (kiełbaski które sama zrobiłam na parze) jednorazowo około 10 dkg.Piłam zieloną lub czarną herbatę i wmuszałam w siebie wodę (wcześniej ją zamrażałam)rzadko udawało mi się przekroczyć1 litr i 2 filiżanki słabej rozpuszczalnej kawy z mlekiem.Przez pierwsze 2 tygodnie nie czułam głodu i musiałam sobie przypominać że powinnam coś zjeść(wcześniej dużo jadłam bo rzuciłam palenie}, 45 – 50 minut po zjedzeniu śniadania (wyżej opisanego)czułam się jak po wypiciu np 50g alkoholu: dobry nastrój i bardzo dużo energii.Po 3 tygodniach znikł mi cały celulit, w bardzo widoczny sposób poprawił mi się wygląd skóry i zeszłam 2 rozmiary w dół.Kilogramy straciłam później. Po 5 tygodniach zrobiłam przerwę w diecie (bardzo dużo imprez rodzinnych i pobyt gości w moim domu)na 2 tygodnie i efekt jest taki że skóra znowu jest sucha (podczas diety nie używałam żadnych kremów ani balsamów) nie jestem w tak pogodnym nastroju przez cały dzień i czuję się głodna w godzinę po zjedzeniu posiłku.Dziś przeczytałam twój artykuł i nie wiem co robić dalej.

    1. Pani Basiu, gratuluję wytrwałości w tej diecie. Wg mnie jest dość restrykcyjna, aby w niej wytrwać na dłużej. Sam fakt, że „chce się” od niej odstąpić (np. przy imprezie rodzinnej) pokazuje, że nie jest to sposób żywienia który może przeobrazić się w nawyk żywieniowy.

      Obserwacje, które Pani zauważyła są typowe przy odstawieniu węglowodanów łatwoprzyswajalnych oraz zwiększeniu w diecie kwasów tłuszczowych omega-3 a zmniejszeniu omega-6.

      Problem z wodą ma chyba zdecydowanie więcej osób na tej diecie. Jest ona konieczna dla prawidłowego odprowadzania mocznika. Człowiek został wyposażony w poczucie pragnienia kiedy ilość wody w ustroju zaczyna spadać.

      Natomiast przy nadmiernej podaży wody (zwłaszcza czystej, takiej jak zaleca dr Budwig – osobiście picie takiej wody jest dla mnie nieuzasadnione a nawet szkodliwe) organizm musi ją usunąć (i to robi poprzez nerki albo wypocić). Jednak zanim to zrobi, musi ją „stonizować” – tzn. doprowadzić do stanu, w którym będzie mogła przejść przez ustrój – podgrzać/ochłodzić, uzupełnić w niej elektrolity (które musi skądś pozyskać). W efekcie organizm musi dodatkowo wykonać (codziennie!) mnóstwo pracy – zupełnie niepotrzebnej.

      Jeśli chodzi o to „co dalej” – proponuję Pani – jeśli tylko dobrze się Pani czuje na tej diecie i zwyczajnie lubi Pani to jedzenie (dla wielu osób gorzki olej lniany jest nie do przełknięcia) to proszę przy niej trwać. Jedzenie przecież powinno sprawiać przyjemność!

      Jeśli będzie Pani chciała spróbować czegoś innego może Pani spróbować dowolnej diety ketogenicznej (tłustej) ponieważ każda z nich jest niskowęglowodanowa.

  31. od wczoraj czytam Pański blog (prawie 7 godzin)bardzo się cieszę że na niego trafiłam. Raz tylko trafił mi się olej gorzki(jak były duże upały) to go wyrzuciłam i kupiłam następny z dnia dostawy do apteki(ta pasta bez żadnych dodatków bardzo mi smakuje na szczęście).Ponieważ nie znam języka niemieckiego to wszystkie informacje mam ze strony primanatury więc proszę o info o jaką czystą wodę chodzi.Znalazłam film o wodzie który dał mi dużo do myślenia stąd moje zamrażanie wody którą piję (w upały z dodatkiem cytryny i liści mięty).Nie mam Pańskiej wiedzy (bardzo nad tym boleję)ale z tego filmu zrozumiałam że zmiana stanu skupienia wody zmniejsza jej napięcie powierzchniowe przez co może przenikać do komórek zabierając z nich odpady (taki mi się nasunął wniosek po bardzo szybkim pozbyciu się celulitu)może przyczyna była jednak inna.

    1. Pani Basiu, gratuluję wytrwałości, niewiele osób poświęciło na niego aż tyle czasu za jednym razem :)
      Gorzki olej lniany zdarza się bardzo często, niekoniecznie musi być zjełczały – zazwyczaj sposób uprawy i czas zbioru lnu determinuje zarówno jego smak jak i oleistość rośliny – podobnie jest z oliwą z oliwek.

      Homogenizacja oleju z serem niekoniecznie musi być zdrowa. Problem ten (konkretnie krowiej oksydazy ksantynowej) jest bardzo często poruszany, dobrze został opisany tutaj. W diecie dr Budwig homogenizacja oleju i sera ma sprawić, że w jelicie zostane wchłonięte znacznie więcej oleju (Omega 3 oraz witamina B17) niż gdyby nie został rozbity na drobniejsze elementy.
      Sam również jestem zwolennikiem maksymalnego upraszczania naszemu organizmowi procesów trawiennych (miksowanie, krojenie, duszenie, smażenie, dokładne gryzienie i żucie pokarmu) jednak jestem daleki od mielenia wszystkiego w jedną papkę – wychodzę z założenia, że gdyby natura tego chciała, wyposażyła by nas w żołądek z blenderem (albo choć 3-4 żołądki, tak jak u trawożerców).

      Ja czerpałem wiedzę na temat tej diety z anglojęzycznych książek kupionych na brytyjskim Amazonie (bezpłatna wysyłka do Polski po przekroczeniu 20 funtów):
      Flax Oil as a True Aid against Arthritis, Heart Infarction and Cancer
      Cancer: The Problem and the Solution

      W obu temat wody był poruszany jednak nie mogłem go zrozumieć od strony biochemicznej. Podawanie absolutnie czystej wody (zaleca się nawet zdemineralizowaną, taką jak do chłodnic samochodowych!) jest – jak pisałem – bezsensownym utrudnianiem pracy. Organizm musi sam uzupełnić w tej czystej wodzie brakujące mikroelementy aby była możliwa do wprowadzenia do obiegu. Woda stanowi 70% masy ciała każdego z nas. Ale nie jest to czysta woda. Najlepiej wiedzą to sportowcy, którzy – jeśli po wysiłku będą pić absolutnie czystą wodę (wysiłek pozbawia elektrolitów, które trzeba uzupełnić np, potas czy sód) mogą… umrzeć z pragnienia. Ich ogranizm bowiem będzie musiał zmobilizować wszystkie zapasy potasu, magnezu, wapnia i sodu aby uzdatnić taką wodę i wprowadzić ją do obiegu. Zabierając te związki do uzdatnienia wody brakuje ich w mięśniach – i najczęściej dochodzi albo do ciężkiej zapaści albo śmierci.

      Woda wchłaniana jest w naszym układzie trawiennym w różny sposób i w różnych odcinkach. Najczęściej poprzez dyfuzję, osmozę albo transport aktywny – i jest to wchłanianie raczej cząsteczkowe (H2O) niż kropelkowe, tak jak może to sobie wyobrazić przeciętny człowiek. Dyfuzję opisywałem już w przypadku opisywania procesu kiszenia ogórków (osmoza jest procesem zbliżonym). Skomplikowany mechanizm transportu aktywnego opisany jest tutaj.

      Nie wiem jaki film o wodzie Pani obejrzała ale jeśli była to „Woda – wielka tajemnica” – jest w nim mnóstwo błędów i niedorzeczności. Napięcie powierzchniowe istotnie zależy od temperatury substancji – np. woda w fazie gazowej ma mniejsze napiecie powierzchniowe niż kiedy jest lodem. Jednak ta, która znajduje się w naszym żołądku po wypiciu, zostaje ogrzana do temp. 36,6 i jej napięcie jest takie jak w tej temperaturze być powinno. Dodatkowo w żołądku mogą znajdować się substancje trawienne, które to napięcie zmniejszają tak jak czyni to płyn do mycia naczyń.

      Usuwanie toksyn z organizmu jest powiązane z wodą, jednak nie jest ona tak istotna jak powszechnie się sądzi. Stanowi po prostu „środek transportu” dla toksyn, których wątroba nie umie już przetworzyć. Jeśli jednak mechanizmy detoksykacji nie będą działać (a przy żywieniu bogatym w węglowodany tak własnie jest) wówczas żadna ilość wody nie pomoże usunąć toksyn.

  32. czytam dalej a temat jest dla mnie bardzo pilny bo przekonałam rodziców do jedzenia pasty i bardzo mocnego ograniczenia mięsa i innych tłuszczy a na ich zdrowiu bardzo mi zależy co jest zrozumiałe.
    Mama ma białkomocz i uszkodzoną nerkę jeszcze w tym miesiącu ma mieć pierwszą dializę, ma nadciśnienie (po paście się uregulowało),lekarz poinformował ją że uszkodzenie nerki nastąpiło z powodu kilkunastoletniego przyjmowania leków na nadciśnienie które jej przepisywano. Na jakimś spotkaniu „lekarz” namówił ją do zakupu ziół (instytut uncaria) które zawierają związki sterydowe szkodliwe w jej sytuacji. Dzwoniłam do nich chcąc poznać skład i skonsultować z mądrym nefrologiem i dowiedziałam się że skład ma facet w głowie bo się boi konkurencji i jest to tajemnica handlowa.

    Żadnych wypowiedzi forumowiczów pod ich stroną ( to o czymś świadczy)a ziółka marne 1600 PLN(mama ma 74 lata). W tym tygodniu zrobimy wszystkie badania i porównamy wyniki (mama zrobiła wszystkie badania i dopiero po nich zaczęła jeść pastę).

    Nie jestem fanatyczką ale medycyna konwencjonalna tak często wyrządzała krzywdę w mojej rodzinie (też pomagała sztuczna zastawka aortalna u mojego taty usunięcie kamieni żółciowych) i tu mój kolejny dylemat bo przeczytałam Pan wpis o powstawaniu kamieni i ich usuwaniu. Wierzę Panu. U taty efekty pasty są bardzo duże: spadek wagi dobre samopoczucie dużo takiej energii witalnej a u mamy nie jest to takie jednoznaczne (może z powodu zatrucia organizmu przez nerkę) tato badania ma wyznaczone na początek września to zobaczymy.

    Sama w 2005 zrobiłam sobie krzywdę pijąc alveo po 7 miesiącach (schudłam rewelacyjnie) nabawiłam się bardzo dużej nadczynności tarczycy a leczenie farmakologiczne poczyniło duże szkody i sama je przerwałam wyrzuciłam produkty z jodem, przestałam jeździć nad morze i od 6 lat wyniki mam idealnie w normie (ft3 i ft4 badam sobie co kwartał nie jest to drogie). Uraz do suplementów mi pozostał. Od listopada czytałam i szukałam informacji o paście i dopiero pod koniec czerwca zaczęłam. Jeśli ma Pan jakieś dane jak w przypadku mojej mamy zadziałała by dieta tłuszczowa (zgadzam się że bliższa nam mięsożercom a nie trawożercom) to będę bardzo wdzięczna. Zawsze mogę ją przestawić i tatę też.

    1. Pani Basiu, w przypadku białkomoczu dawniej zalecało się dietę wysokobiałkową. Wydawało się to oczywiste – skoro ogranizm traci białko, trzeba je dostarczać w większych ilościach. Obecnie stosuje się dietę niskobiałkową – a dieta wysokotłuszczowa (np. Kwaśniewskiego czy Atkinsa) jest dietą właśnie niskobiałkową. Istotne jest to, aby ta niewielka ilość białka to było białko najwyższej jakości (np. z żółtek). Wszystkie parametry ciśnienia oraz krwi na diecie ketogenicznej ulegają znaczącej poprawie.

      Co do rozmaitych „ziółek” i suplementów mam zdanie raczej podobne do Pani. Jeśli jemy mądrze, wówczas nie ma potrzeby suplementacji. Niestety obecnie promowany model żywienia (przewaga węglowodanów, kwasów omega-6) sprawia, że w naszym pożywieniu brakuje antyoksydantów, mikroelementów i witamin, które są niezbędne do prawidłowego spalenia tych substancji. A i to nie udaje się z sukcesem, bo często powstają w trakcie tego procesu różne, trudno-rozkładalne substancje.

      Nie mam obecnie żadnych wiarygodnych informacji na temat diety wysokotłuszczowej oraz problemów z nerkami (w sensie wyników analiz, badań czy raportów), a same wypowiedzi na forach nie są miarodajne, ale jeśli tylko trafię na taką informację, niewątpliwie ją zamieszczę. W mojej rodzinie jest pewna bardzo młoda dama, która ma problemy z nerkami i jestem poniekąd zainteresowany sposobem leczenia jej problemów.

  33. Dzień dobry.
    Ja jestem świeżo po badaniach okresowych. Cholesterol mam 6,4 mmol i lekarz starszy mnie że od 6,8 zaczyna się farmakologiczne zbijanie. od 20 ponad lat jestem wegetarianinem i wszyscy się dziwią moim wynikom bo raczej tą dieta sprzyja niskim wynikom. Mam stresującą pracę, używam alkohol ale też uchodzę za osobę w miarę wysportowaną. Raczej zdrowo się odżywiam dwa razy w tygodniu jem 4 jaja sadzone lub jajecznicę. Mam 38 lat i pomyślałem, żeby te margaryny bogate w sterole stosować i tak trafiłem na pański artykuł. Jeśli miałby pan czas jakoś skomentować, dać wskazówki „jak żyć” będę wdzięczny.

    1. Panie Rafale (miło mi powitać mojego imiennika). Pierwszą i chyba najważniejszą rzeczą jest pełen lipidogram. Sama informacja o poziomie cholesterolu całkowitego jest w zasadzie bez znaczenia. Może się bowiem okazać, że dominują u Pana lipoproteiny HDL nad LDL i VLDL a poziom trójglicerydów (TG) jest minimalny. W tym temacie polecam książkę prof. Hartenbacha (krótka, łatwo się ją czyta choć jest zbyt dużo powtórzeń).

      Napisał Pan, że stosuje dietę wegetariańską. Mitem jest, że dieta ta niejako gwarantuje korzystny lipidogram, co za chwilę postaram się udowodnić. Dieta ta ma kilka niewątpliwych zalet (np. utrzymywanie alkalicznego odczynu organizmu), jednak z punktu widzenia gospodarki lipidowej nie jest korzystna dla organizmu. Do syntezy cholesterolu w organiźmie wegetariańskim jeszcze wrócę, teraz jeszcze słowo na temat stosowania margaryn bogatych w sterole.

      Otóż – jeśli przyjrzy się Pan tym margarynom i jogurtom (Flora ProActive, Benecol, Danacol czy Sterolea lub inne), to na każdym opakowaniu (i na reklamie) znajdzie Pan informację, że za pomocą diety ORAZ aktywności fizycznej cholesterol można obniżyć maksymalnie o 15%. Precyzyjniej: samą dietą nie więcej niż o 5%. Innymi słowy, nawet, gdyby jadł Pan same jogurty ze sterolami, i tak nie zmniejszyłby Pan swojego cholesterolu o więcej niż 5%. A przecież Pan jest wegetarianinem, więc poza jajkami 2x w tygodniu NIE JE PAN CHOLESTEROLU, gdyż ten występuje wyłącznie w mięsie, tłuszczu i nabiale zwierząt! Powiem więcej – znam wegan, którzy nie jedzą w ogóle produktów pochodzenia zwierzęcego z miodem na czele, a mimo to ich poziom cholesterolu wcale nie jest niższy od Pańskiego! I zaręczam – nawet, gdyby pili jogurty i jedli margaryny – ich cholesterol nie spadł by ani o 1 promil! Dlaczego?

      Z bardzo prostego powodu. W artykule opisałem jak działają fitosterole. Otóż zajmują w micelach miejsce cholesterolu, przez co mniej dostaje się go do organizmu. Skoro więc w Pana diecie i tak tego cholesterolu jest niewiele, zjadanie codziennie fitosteroli nie ma najmniejszego sensu, ponieważ micele będą się tworzyć wyłącznie z fitosteroli. W Pana organiźmie cholesterol pochodzi z produkcji własnej („ostrzejszy” obraz można uzyskać po obserwacji pełnego lipidogramu HDL, LDL, VLDL, TG wykonanego 15 godzin po ostatnim posiłku).

      Jakim cudem Pana organizm produkuje aż tyle cholesterolu? Z… oszczędności. Winę ponosi nadmierna podaż węglowodanów (pozornie oczywista u wegetarian, choć znam takich, którzy są na diecie ketogenicznej będąc jednocześnie jaroszami). W artykule na temat otyłości i sposobów na schudnięcie opisałem jak działa metabolizm, nie będę go tutaj wklejał, istotne jest z niego to, że każdy strawiony węglowodan staje się prędzej czy później cukrem – glukozą. U wegetarian to glukoza stanowi podstawowe paliwo zasilające w energię wszystkie komórki ciała. A niestety – im gorsze paliwo, tym więcej tlenu potrzebuje do spalenia i uzyskania energii. O tym, że jest to gorsze paliwo napisałem i wykazałem w linkowanym artykule (choćby z uwagi na niższą kaloryczność).

      Po co organizm wegetarianina produkuje cholesterol?
      Z tego samego powodu co u każdego innego człowieka – opisałem to w tekście powyżej. Ale jest jeszcze jeden powód. Organizm osoby odżywiającej się pokramami wysokowęglowodanowymi ma do dyspozycji nadmiar glukozy. Glukoza jako cukier jest śmiertelnie szkodliwa dla organizmu, dlatego insulina usuwa go z krwioobiegu przesuwając do odżywiania komórek. Jeśli sobie z tym nie radzi, powstaje insulinoodporność, a później cukrzyca.

      Jeśli osoba odżywiająca się gółwnie węglowodanami jest bardzo aktywna – świetnie, wówczas cała glukoza jest spalana. Jeśli nie – przetwarzana jest na trójglicerydy (tutaj organizm odzyskuje tlen), a te – na cholesterol (a tu odzyskuje wodór). Przemiana ta pozwala na uzyskanie lepszej efektywności energetycznej. Zawsze u osoby z wysokim poziomem trójglicerydów można „w ciemno” powiedzieć, że odżywia się wysokowęglowodanowym pokarmem. Mało tego, osoba z wysokim TG ma w swoim ciele dwie maszyny – jedną, która zamienia glukozę na trójglicerydy i drugą, która przerabia trójglicerydy na cholesterol. W efekcie mamy wysokie TG i wysoki cholesterol. Taki proces chemiczny wymaga dostaw ogromnych ilości energii, białka, witamin, mikroelementów oraz tlenu. Nie jest tajemnicą, że bez białka węglowodany nie mogą być spalone, a jak wiadomo, w produktach roślinnych ilość istotnych dla człowieka aminokwasów (istotnych, to znaczy łatwych do „wmontowania” we własne białka, bez potrzeby ich przeróbki) jest albo niewielka, albo są w nieodpowiednich proporcjach. Oznacza to, że aby spalić daną ilość węglowodanów, trzeba zjeść jeszcze bardziej obfity w białko posiłek. Bez tego, węglowodany zostaną zamienione w trójglicerydy a te w tkankę tłuszczową i cholesterol. W ten sposób nasze ciało oszczędza witaminy, mikroelementy i białko.

      To bezsensowna praca, którą lepiej oszczędzić jedząc cholesterol (np. w postaci żółtek czy masła).

      Szczególnym problemem jest fruktoza. Jest to cukier prosty, tak samo jak glukoza. Ma jednak kilka „wrednych” właściwości. Jedną z nich jest właśnie to, że z fruktozy powstaje więcej cholesterolu niż z glukozy. O ile organizm człowieka w drodze różnych reakcji może powstrzymywać spalanie czy rozmaite przemiany glukozy, o tyle z fruktozą nie umie tego zrobić. Dlatego o wiele korzystniej jest unikać fruktozy i zamiast niej spożywać węglowodany bardziej złożone (choćby skrobię z ziemniaków).

      Aby wytworzyć cholesterol potrzebna jest specjalna „maszyna”. Nazywa się NADPH (nukleotyd adenozynodwufosfopirydynowy). Bez tej maszyny synteza cholesterolu w ścianach tętnic nie nastąpi. Aby powstał NADPH potrzeba jednej z trzech reakcji chemicznych, jednak w największej ilości powstaje z glukozy przetwarzanej w szlaku (cyklu) pentozowym (w heksozowym cholesterol wytwarzany jest w 300 razy mniejszych ilościach). Wniosek jest prosty: bez glukozy i bez jej spalania w szlaku pentozowym wytwarzanie cholesterolu jest niemożliwe.

      I jeszcze jedna ważna rzecz na koniec: nie ma dowodu na to, że cholesterol pokarmowy podawany dowolną drogą (dożylnie, doodbytniczo, odustnie, dojelitowo, domięśniowo) odkładał się w tętnicach. Natomiast znakowana promieniotwórczo glukoza owszem (szczególnie w towarzystwie insuliny). Odkładała się w postaci zsyntetyzowanego z niej cholesterolu.

      Nie jestem lekarzem ani nawet biochemikiem. Jeśli zechce Pan wykorzystać moje sugestie – proszę to zrobić na własne ryzyko. Ale gdybym był na Pana miejscu, był wegetarianem i chciał obniżyć poziom cholesterolu i trójglicerydów, jadłbym codziennie, przez 2-4 tygodnie po 8 żółtek (w różnej postaci), orzechy kokosowe, pił oliwę z oliwek i całkowicie unikał wszelkiego cukru, miodu oraz owoców, produktów mącznych i pochodnych od zbóż, a ilość przyjmowanych węglowodanów zmniejszył do 1g na 1kg należnej masy ciała. Poziom cholesterolu we krwi przy takiej diecie zmniejszy się dramatycznie po 5-6 dobach. Proszę wówczas wykonać badanie z pełnym lipidogramem (po 15-18 godzinach od ostatniego posiłku, to bardzo ważne!). Poziom cholesterolu we krwi spada najszybciej, zanim spadnie w tkankach minie ok 4 tygodni (w zależności od metabolizmu). Aktywność fizyczna przy tym nie jest konieczna. Podobnie z eliminacją alkoholu, o ile nie przekracza 200ml wytrawnego wina na dobę (inne alkohole są wykluczone).

      1. „Aby wytworzyć cholesterol potrzebna jest specjalna „maszyna”. Nazywa się NADPH (nukleotyd adenozynodwufosfopirydynowy). Bez tej maszyny synteza cholesterolu w ścianach tętnic nie nastąpi.”

        Moment, czy ja dobrze rozumiem? Czy cholesterol w przypadku miażdżycy nie przykleja się do ścian tętnic, a jest 'tylko’ tworzony w ich obrębie? Chyba nie, gdyż słowo 'synteza’ oznacza otrzymanie nowego obiektu w wyniku połączenia dwóch innych, zatem za sprawą NADPH cholesterol zostaje 'włączony’ w obręb ścian tętnic.

        Bardziej adekwatne wydaje mi się to drugie rozumienie, ale na wszelki wypadek piszę o swojej wątpliwości. Jak to jest z tą syntezą, Rafale? :)

        1. Troptyn, cholesterol nie jest tylko produkowany w wątrobie (ani nie pochodzi tylko z pożywienia) – jego produkcja odbywa sie także na poziomie komórkowym i tam dochodzi do syntezy, o której pisałem (czyli wytworzenia cholesterolu).

          Jak pisałem już w komentarzach powyżej, nie ma dowodu na to, że cholesterol „przykleja” się do ścian tętnic – to raczej mit promowany przez wizualizacje umieszczone w reklamach telewizyjnych leków przeciwcholesterolowych. Owszem, cholesterol krążący we krwi (więc pochodzący w większości z wątroby) jest wiązany w blaszkach miażdzycowych tętnic (mechanizm ich powstawania nie został całkowicie poznany), jednak uważa się, że to raczej wynika z potrzeby szybszego „uzupełnienia” pewnej ilości tego związku w uszkodzonym miejscu (co wydaje się być logiczne, w sytuacji gdy wykorzystywany jest do budowy błon komórkowych).

          Szerzej całe zagadnienie wyjaśnione jest w książce Uffe Ravnskova, ale polecam też wyjaśnienie dr Jana Kwaśniewskiego (wiem że niektórzy mnie przeklną, choć jak niejednokrotnie pisałem, zupełnie nie rozumiem fanatycznej niemal nienawiści wielu środowisk wobec jego osoby): http://www.kfd.pl/dieta-niskoweglowodanowa-a-miazdzyca-208601.html/

  34. Panie Rafale,
    Mam pytanie dotyczące tłuszczu do smażenia. Co Pan sądzi o fryturze w kostkach
    produkowanej z oleju palmowego? Albo smalcu z łoju wołowego? ostatnio wypróbowałam obie opcje i jestem zadowolona. O korzyściach płynących z obu tłuszczy gdzieś czytałam, że ponoć najlepsze. Będę wdzięczna za odpowiedź.
    Pozdrawiam,
    Monika

    1. Moniko, łój wołowy (podobnie jak tłuszcz gęsi czy kaczy do pieczenia drobiu) jest rewelacyjny. O dobrodziejstwie stosowania tłuszczy nasyconych pisałem w tekście o smalcu oraz o tyciu i odchudzaniu. Nie wszyscy wiedzą, że przez kilkanaście pierwszych lat istnienia sieci McDonalds frytki (i wszystkie inne produkty) były tam smażone właśnie na łoju wołowym. Zmiany na olej syntetyczny (to jest olej roślinny z dodatkiem produktów silikonowych, dzięki czemu praktycznie się nie przepala i można z niego korzystać bardzo długo – czy ktoś widział jak w McDonalds wymieniają olej? Przy takim ruchu i popycie na ich frytki powinni to robić przynajmniej raz na godzinę!) były spowodowane chęcią powiększenia rynku o wegetarian. Przez wiele lat istniały w USA stowarzyszenia, domagające się przywrócenia w McDonalds smażenia na łoju wołowym.

      Jesli zaś chodzi o olej palmowy (podobnie kokosowy) to również jest on dobrym tłuszczem, ponieważ to jedyne roślinne źródła nasyconych kwasów tłuszczowych (w na tyle dużym stężeniu, że opłaca się produkować z nich tłuszcze spożywcze) – dla wegetarian może to mieć istotne znaczenie.

      Olej palmowy jest niesłusznie krytykowany. Niesłusznie i idiotycznie, bez wsparcia jakichkolwiek argumentów naukowych, bazując zazwyczaj na tekście napisanym przez kogoś, komu się wydawało albo używał daleko idących skrótów myślowych.

      Za przykład podam tę kwestię: olej palmowy zawiera w swoim składzie ponad 50% kwasu laurynowego. Ten kwas tłuszczowy jest kwasem nasyconym. Wszyscy podnoszą argument, że jest bardzo szkodliwy ponieważ podnosi poziom cholesterolu. Prawda. Podnosi. Tyle tylko, że we frakcji lipoprotein HDL (proszę przejrzeć źródła tutaj / w sekcji Potential medicinal properties/). Czyli jest zbawienny dla naszego zdrowia. Ten sam kwas zawierają zwierzęce tłuszcze nasycone.

      Oleje roślinne (w tym również palmowy i kokosowy) spotyka się na rynku w trzech postaciach: surowej (tłoczony na zimno), rafinowanej (poddany rafinacji, oczyszczeniu, często homogenizacji i zazwyczaj ogrzany w tych procesach) oraz utwardzonej (poprzez uwodornienie tak jak w margarynach).

      O szkodliwości tłuszczów trans powstających podczas uworodnienia nikomu nie trzeba chyba mówić (a jeśli trzeba to chętnie to wyjaśnię). Dlatego także w przypadku zakupu oleju palmowego należy zwracać uwagę, czy nie jest on utwardzony. Zazwyczaj na opakowaniu pisze: surowy/z pierwszego tłoczenia, rafinowany albo rafinowany utwardzony. Utwardzenie raczej na 100% odbywa się metodą uwodornienia, przy której powstają szkodliwe tłuszcze trans.

      Dlatego – jeśli olej palmowy lub kokosowy – to tylko surowy lub rafinowany.

      A jeszcze ciekawy i rzeczowy artykuł o oleju kokosowym.

  35. Panie Rafale może wie Pan jak w ciągu 5-6 dni obniżyć poziom cukru w surowicy. Domyślam się że wyeliminowanie węglowodanów (pieczywo , płatki, makarony),słodycze, ciasta ,owoce pewnie pomoże ale co jeszcze wyeliminować i co najważniejsze, co jeść przez ten czas by wynik był dobry?

    1. Pani Basiu
      Poziom cukru we krwi podnosi się zawsze po bogatowęglowodanowym posiłku. Im wyższy jest indeks i ładunek glikemiczny, tym szybciej ten poziom się podnosi. Przykładowo, spożycie 50g miodu (ig 60) podniesie cukier szybciej i na wyższe stężenia niż spożycie 50g kaszy gryczanej (ig 40) ponieważ zarówno indeks glikemiczny jak i ładunek glikemiczny kaszy jest niższy.

      Oba te wskaźniki określają wpływ zjedzonego węglowodanu na poziom cukru. Sam IG mówi jedynie o tym jak szybko dany węglowodan zamieni się w cukier we krwi. ŁG = (ilość węglowodanów w gramach x IG) podzielone przez 100. Jeśli coś ma ŁG mniejszy niż 10 to znaczy, że nieznacznie podnosi cukier, jeśli 20 i więcej – podnosi go znacznie i zazwyczaj na dłuższy czas.

      Poruszanie się pomiędzy IG i ŁG jest dość kłopotliwe, ale to jedyny sposób analizy diety osoby, która chce jeść dużo węglowodanów. Kłopotliwość polega na tym, że nie wszystkie produkty, które mają wysokie IG mają jednocześnie wysoki ŁG (arbuz ma IG 72 a ŁG 4 więc w efekcie nieznacznie podnosi cukier – banany mają IG 54 ale ŁG 12 więc znacznie więcej w porównaniu do arbuza).

      Jeśli podwyższony poziom cukru utrzymuje się od dłuższego czasu zawsze towarzyszy temu nadciśnienie i/lub nadwaga oraz związane z tym konsekwencje (najczęściej migreny). Jest to wyraźny sygnał informujący o insulinoodporności. Innymi słowy, produkowana przez trzustkę insulina jest niewystarczająca do tego, aby przekierować cukier z krwi do komórek. Krąży więc w obiegu co może później rodzić komplikacje wynikające z odkładania się go w organach i uszkadzania ich (nerki, wątroba, tętnice). Zazwyczaj w takiej sytuacji występuje również podwyższony poziom cholesterolu oraz trójglicerydów.

      Najistotniejszą rzeczą, aby zmniejszyć ten poziom cukru – tak jak w przypadku każdej insulinoodporności – jest usunięcie z diety węglowodanów, ze szczególnym naciskiem na węglowodany proste i cukry proste – produkty słodkie, mączne i ziemniaczane oraz strączkowe. Jedynym źródłem węglowodanów w ilości nie przekraczającej 1g na 1kg ciała powinny być warzywa (najlepiej zielone, czerwone, żółte). Istotne jest również przestrzeganie dobowej dawki białka, nie przekraczającej 1g na 1kg należnej masy ciała.

      Cukier bowiem nie pochodzi jedynie z węglowodanów. Większość białek, które spożywamy (bez znaczenia czy roślinnych, czy zwierzęcych) składa się z dwóch rodzajów aminokwasów: glukogennych (z których może powstać glukoza) i ketogennych (z których nie powstanie glukoza a inny, efektywniejszy rodzaj paliwa – ciała ketonowe). Są i takie, które mają właściwości zarówno glukogenne jak i ketogenne (np. tryptofan).

      Jeśli w naszej diecie białka będą dominować, to po zaspokojeniu potrzeb regeneracyjnych i budulcowych, nadwyżka białek jest przekształcana w glukozę albo ciała ketonowe. Ponieważ wększość z nich jest glukogennych, wytwarzana jest z nich glukoza (procesy te odbywają się w wątrobie). Z glukozą jest później tak samo, jak z każdą inną (pochodzącą np. ze zjedzonego cukru czy miodu) – albo jest wprowadzana do komórek jako paliwo (z pomocą insuliny) albo tworzy się z niej trójglicerydy, które są magazynowane w tkance tłuszczowej.
      To taki mechanizm „zabezpieczający” nas przed głodem, gdyby nagle okazało się że mamy dostępne w diecie wyłącznie białko.

      Innym faktem jest natomiast to, że będąc nawet na diecie wyłącznie białkowej to ilość glukozy wytwarzanej w taki sposób nie jest na tyle duża, aby wywołać insulinoodporność i utrzymywać na stale podniesiony poziom cukru we krwi.

      Pozostaje pytanie co jeść. Ja bym je jednak nieco zmienił: nie co jeść, ale jak jeść. Doskonale wiem, że dla osoby, której nawykiem żywieniowym było codzienne jedzienie chleba i ziemniaków w ilości przekraczającej 400g dziennie a do tego nabiał stanowiący 200 i więcej gramów „przeskoczenie” na tłuszcz może być dramatem. I jest – zwłaszcza w 3 dobie (wieczorem), kiedy syndrom odstawienny jest najbardziej dokuczliwy. Ale zalecałbym zgromadzenie wokół siebie możliwie największej ilości tłuszczy, które taka osoba lubi. To może być tłuszcz oliwy, która będzie wraz z octem balsamicznym przyprawiać sałatę, pomidory i ugotowane na twardo jajka. To może być avocado z czosnkiem i oliwą, zmiksowane na „pesto” podawane do jajecznicy, pieczony boczek, kogel-mogel z kakao i odrobiną cukru, tłuste ryby (śledź, łosoś), panierowany w bułce tartej ser źółty smażony na oliwie albo maśle albo bita śmietana z malinami czy bigos na podgardlu albo żeberka z kapustą na smalcu.

      Generalnie, po przyjrzeniu się większości dań, z każdego z nich – po eliminacji złych węglowodanów – można zrobić coś, co będzie sycić dzięki dodaniu dużej ilości smacznego tłuszczu (np. pleśniowy ser Rokopol ma prawie 30g tłuszczu i 18g białka w 100g, i można z jego użyciem zrobić sałatki albo sosy do mięs) a jednocześnie będzie dobrze wyglądać i smakować po dodaniu „dobrych” węglowodanów (kapusta kiszona, sałata, pomidory, ogórki, papryka itp).

  36. Czyli tak przez 5 dni dieta bez pieczywa , kasz i innych produktów zbożowych bez cukru napojów słodzonych itp. za to mięso jajka tłuste sery pomidory ogórki kapusta kalafior sałata avocado oliwa z oliwek małe ilości ziemniaków
    a co z twarogiem herbatą i kawą?. Wyczytałam gdzieś na forum że wypicie 2 szklanek wody godzinę przed badaniem trochę wypłucze cukru ze krwi ale wydaje mi się to trochę dziwne

    1. Zarówno kawa jak i herbata działają moczopędnie, co w przypadku dużej ilości wypijanych płynów a następnie dużej ilości kawy/herbaty może zmniejszyć ilość cukru we krwi. Nie są to jednak ilości bardzo duże – jesteśmy wszak uzależnieniy od funkcji nerek, które jeśli są zdrowe istotnie mogą „wypłukać” pewną część cukru.

      Samo wypicie wody generalnie niczego nie załatwia, ponieważ woda ta wcale nie trafia wprost do krwioobiegu (gdyby tak było, to nagle mielibyśmy w żyłach i tętnicach 2l płynu więcej a nasza krew by się rozrzedziła).

  37. Witam :)
    Mam pytanie. otóż kupiłam masło klarowane, czy jest to dobry tłuszcz do przyrządzania potraw? Np. jajecznicy, smażenia kurczaka… Dziękuję za odp.
    pozdrawiam:)

    1. Justyno, o ghee (tłuszczu wytopionym z masła, tzw sklarowanym maśle) wspominałem już niejednokrotnie w swoich komentarzach oraz wątkach we wpisach na tym blogu.

      Zwykłe masło zawiera białko, które sprawia że temperatura dymienia masła bardzo się obniża. W zwykłym maśle wynosi ona ok. 170 stopni. Dlatego należy je ogrzewać krótko, (gdy widać już małe bombelki na patelni) i używać do przygotowywania potraw z jajek, którym wystarcza 40-50 stopni do ścięcia. Jeśli przekroczymy temperaturę dymienia w maśle tworzy się rakotwórcza akroleina (była używana jako gaz bojowy podczas I Wojny Światowej) dlatego np. do obsmażania polędwicy należy używać masła klarowanego (wystarczy ogrzać je do temp 40-50 stopni i usunąć z powierzchni wtorzącą się pianę). Klarowane masło można ogrzewać do 250 stopni a to więcej niż większość olejów.

      Już samo masło jest zdrowe i zdecydowanie zdrowsze niż wszystkie oleje roślinne (za wyjątkiem oliwy i tłuszczu kokosowego i palmowego, które mają również bezdyskusyjne zalety). Z czego wynika ów pro-zdrowotny wpływ?

      Masło oraz wiele innych produktów nabiałowych (głównie sery i śmietana ale masło w największym stężeniu) zawiera kwas masłowy. Dość łatwo go wykryć – np. w zjełczałym tłuszczu mlecznym wyczuwa się zapach wymiocin. Ma „gorzki” zapach ale smak łagodny, nawet słodki.
      Istnieją badania, które wykazały, że sole i estry kwasu masłowego (maślany) potrafią wpływać na likwidację ognisk zapalnych w przewodzie pokarmowym, hamować rozwój komórek rakowych w jelitach a nawet mają wpływ na wydłużenie życia (badania na zwierzętach). Kwas masłowy ponadto podnosi poziom interferonów, które są substancjami przeciwwirusowymi.

      Niewiele osób wie, że masło klarowane świetnie nadaje się do gojenia ran (z uwagi na rozwiniętą florę bakterii kwasu mlekowego) co dawniej było wykorzystywane w Polsce, a dzisiaj chyba już tylko w Indiach, gdzie ghee ma ugruntowaną pozycję na liście leków skórnych i układu pokarmowego.

      Masło klarowane przechowywane w lodówce można zużyć w ciągu 4-6 tygodni, choć u mnie świetnie trzyma się nawet 3 miesiące. Kiedy przetrzyma się za długo, zaczyna dominować zapach kwasu masłowego – otruć się nim trudno (w stężeniach obecnych w takim zjełczałym maśle), ale sam zapach jest dość przykry.

  38. Dziękuję za odpowiedź. Pana stroną zainteresowałam się po tym jak mąż otrzymał wynik cholesterolu na poziomie 240 co oznacza dietę beztłuszczową i leki – wg lekarza oczywiście. Oboje jesteśmy młodzi, mamy ok 30 lat. Ja dodatkowo karmię obecnie piersią moje 4 miesięczne dziecko. Zainteresowałam się dietą niskowęglowodanową. I mam spory problem… Odstawiliśmy zupełnie słodycze, ale pozostaje problem posiłków gdzie dominował chleb (sniadanie, kolacja) . Po prostu nie mamy co jeść:) Oboje nie przepadamy za wieprzowiną, jednak zdecydowałam się na parę dań i dobrych wędlin, niestety zapach wieprzowiny i samażonego boczku w całym domu trochę mnie zniechęca;)
    Jednak nie poddaję się, zmniejszyliśmy dośc mocno węgle, ziemniaki smażę na smalcu (niewileką ilość ziemniaków) i co dalej? Co z surówkami? Z owoców zostawilismy głownie jabłka, mięso…? Kurczak:/ ale robiony na tłusto. I jestem w kropce. Jak jeść, skoro jest tyle ograniczeń? Czy koniecznie trzeba jeśc mięso z tłuszczami codziennie? Jajka bardzo lubimy, możemy jeśc codzień, ryby też. Ale jak z tym chlebem? Zaczynam się poddawać i jestem bliska powrotu do śniadan z musli, tradycyjnych obiadów i kolacji w postaci kanapek z serami i warzywami… proszę o jakąś wskazówkę.

    1. Justyno,
      dietę niskowęglowodanową i jednocześnie wysokotłuszczową możesz stosować bez obaw przy karmieniu piersią. W temacie karmiących matek, w polskojęzycznej części Internetu można trafić tylko na wątki dotyczące diety optymalnej Kwaśniewskiego, która (z niezrozumiałych dla mnie przyczyn) zyskała łatkę infantylnej albo pseudonaukowej (np. tu i tu), ale w angielskiej części jest mnóstwo przykładów, (jak np. ten), wystarczy zapytać o low-carb diet breastfeeding albo paleo diet breastfeeding.

      Problem cholesterolu Twojego męża (który w moim przekonaniu w ilości 240mg/dl nie daje żadnych podstaw do obaw, gdyby przekraczał 350 i utrzymywał się tak cały czas, przy znacznej nadwadze oraz tendencji rodzinnej, wówczas owszem, byłby wart skupienia się na jego obniżaniu) wcale nie jest jakiś specjalnie wyjątkowy, jak pokazałem w przytoczonych w tekście badaniach, wcale nie należy go traktować z jakimś szczególnym nabożeństwem a już nie mówiąc o obawach. Jeśli istotnie jest on „nienaturalny” dla jego organizmu, to na diecie lowcarb + wysokotłuszczowej obniży się, aczkolwiek istotniejszy jest profil lipidowy a nie cholesterol całkowity. Może bowiem okazać się, że na ów wynik składa się większość HDL a mniejszość LDL i VLDL.

      Jeśli Twój mąż chce robić testy niech spróbuje, ale z góry mogę przewidzieć wynik: stosując leki i zmianę diety na niskotłuszczową redukcja będzie niezauważalna natomiast zdecydowanie pogorszy się jego samopoczucie.

      Niezależnie od tego, czy wybierze farmakoterapię czy „tłustą” dietę na zmianę poziomu cholesterolu (więc jego obniżenie lub podniesienie) na poziomie komórkowym trzeba poczekać kilkanaście tygodni. Najszybciej ta zmiana widoczna jest we krwi, dopiero później na poziomie ustrojowym, kiedy organizm się „wysyci” albo „wytraci” cholesterol.

      Jeśli chodzi o zastępstwo chleba i produktów mącznych – bardzo istotne jest, abyście grutnownie przestrzegali limitów węglowodanów i białka. W Twoim przypadku będzie tutaj nieco więcej „luzu” ponieważ jesteś matką karmiącą, ale w trosce o jakość pokarmu zrezygnuj ze zbóż bo jak zapewne wiesz, to one odpowiadają za wszelkiej maści wysypki, uczulenia oraz gazy, kolki i niestrawności u dzieci. Kobiety karmiące powinny jeść (jeśli muszą i nie mogą się obejść) wyłącznie pieczywo pszenne, z najniższego wyciągu – mąka ma być maksymalnie „biała”, bez otrąb (np. typ 380).

      Ja osobiście nie miałem potrzeby jedzenia czegoś na wzór chleba – po zjedzeniu bardzo kalorycznego śniadania nie czuję głodu przez 9-10 godzin, więc raczę się dopiero kolacją – ale czasem mnie kusiło, żeby zrobić taki pseudo-chleb. Kwaśniewski zaleca w zastępstwie chleba tzw. placki optymalne – smażone na smalcu „racuchy” z białego sera, jajek i odrobiny mąki. Sam je czasem robię, są dobre (ja jem je z majonezem, boczkiem i ogórkiem kiszonym). Tutaj jest przepis na video. Próbowałem także placków z kaszy jaglanej oraz chleba orzechowego.

      Znam osoby, którym wieprzowina nie podchodzi, a mimo to nadal odżywiają się „tłusto” stosując oliwę (sałatka z sera, sałaty, prażonego słonecznika, pomidorów i oliwy), żółtka jajek i całe jajka (wszelkiej maści omlety i jajecznice z warzywami, „doładowane” masłem), podroby (wątróbka drobiowa, nerki cielęce i wieprzowe), leczo na oliwie. Sporo zmienia samodzielne upieczenie boczku w piekarniku – nie wiem czy próbowałaś, ale warto zaryzykować, podobnie jeśli chodzi o zrobienie konserwy mięsnej (może być wołowa albo mieszana), sam często na śniadanie piję pół litra słodkiej śmietany 30% z malinami (albo i bez).

      Surówki pozostaw, pod warunkiem, że nie dodajesz do nich cukru ani miodu. Świeże (i kiszone) warzywa w większości zawierają wodę a ilość węgli jest w nich niewielka (poza kilkoma wyjątkami np. burakami czy marchewką). Jabłka są problemem o tyle, że zawierają dużo fruktozy (słodkie), lepiej zamienić je na kwasne (np. szare renety zamiast goldenów). Jeśli masz ochotę na frytki – to je zrób i usmaż na smalcu. Jeśli na placki ziemniaczane – usmaż je na smalcu i podaj ze śmietaną (albo sosem pomidorowo-śmietanowym). Ryby morskie są również dobrym źródłem tłuszczu i białka. Generalnie jedynym ograniczeniem jest trzymanie się limitu węgli i unikanie cukru.

      Jeśli bardzo trudno Ci jest się trzymać tych wytycznych – trzymaj w ryzach tylko węgle, a jedz białko i tłuszcz (więc mięso bez ograniczeń) – wówczas to również dieta niskowęglowodanowa, ale bliższa diecie paleo czy Atkinsa (dla mnie była „gorsza” – wymagała więcej wody, miałem gorszą cerę i nieco gorsze samopoczucie).

      Kilka przykładów „moich” posiłków pokazałem w komentarzach przy artykule na temat przyczyn tycia i sposobie na chudnięcie.

  39. Moj maz mial nieznacznie podwyzszony cholesterol i trig.Nie palil nie naduzywal alkoholu a mimo to…..nadcisnienie tetnicze utrwalone,arytmia komorowa,chor.niedokrwienna serca.Miazdzyca naczyn wien. -70% skutek stent.. Lekarze nakazali brac statyny nie ze wzgledu na chol. a ze wzgledu na implantowany stent….Kto ma racje zatem? Pozdrawiam.

    1. Katarzyno, przypadek męża, który opisujesz jest zaawansowanym stadium, który zaowocował stentami (albo bypassami w niektórych przypadkach). Przyczyną miażdżycy nie jest wysoki poziom cholesterol (co najwyżej jest objawem, skutkiem miażdżycy), dzisiaj nauka już jest tego pewna, o czym napisałem w tekście.

      Nie jestem lekarzem dlatego trudno mi jest wypowiadać się w konkretnych przypadkach, zwłaszcza gdy stan wskazuje na dłuższy okres utrwalania procesu chorobowego. Nawet lektury książek, o których wspominam (np. prof Hartenbacha, który jest kardiochirurgiem), choć ponownie potwierdzą, że cholesterol nie jest problemem – nie sprawią, że zmienisz swoje podejście wobec medycyny w konkretnym przypadku Twojego męża z prostej przyczyny – emocji, które wiążą się ze zdrowiem i życiem bliskiej osoby i jednocześnie presji środowiska (rodziny, znajomych) oraz autorytetu lekarzy prowadzących.

      Jeśli jest tak, że stenty „pracują” dłużej przy niskim stężeniu cholesterolu to należy je obniżyć, natomiast nie sądzę (badania na to wskazują), aby sterole i stanole potrafiły w skuteczny i trwały sposób bezpiecznie obniżyć jego poziom a już na pewno nie zmienią struktury lipidowej krwi. Być może konieczność obniżenia cholesterolu wynika z jakichś technicznych aspektów związanych ze stentami.

  40. Rafale dlatego napisalam „maz mial nieznacznie podwyzszony chol~240.Ale wysoki poz.trojglicerydow ~210.Nigdy nie jadl „tlusto”bo nie lubi,zatem taka az miazdzyca u 40 latka uprawiajacego sport byla szokujaca rowniez dla lekarzy.Od zabiegu( w zeszlym roku)jest na diecie tzn.gotowanie na parze tylko piers kurczaka lub losos mniej slodyczy soli…oxzywiscie z poxzatku kupowalismy benacol,ale zrezygnowalismy gdy lekarze kategorycznie nakazali zazywac statyne ktora ma za zadanie hamowac proces powstawania blaszki miazdzycowej.Statyny maja chronic tetnice przed zablokowaniem ich przez skrzep i usprawniac prace komorek srodblonka wyscielajacego naczynia krw. jednym slowem maja poprzez redukcje zlego chol. powstrzymywac postep miazdzycy i stabilizowac blaszke miazdzycowa.Ale skoro chol.nie jest bezposrednia przyczyna powstawania miazdzycy a jedynie wynikiem powstalym na skutek wczesniejszych uszkodzen tetnicy (ktore chol.jedynie wypelnil ale tym samym utworzyly sie zlogi) to rzeczywiscie walka z chol. zamiast pierwotnym sprawca uszkodzenia naczyn wydaje sie nie miec wiekszego sensu.Pytanie jednak co ,na skutek czego naczynia ulegaja uszkodzeniu, ktore to uszkodzenia wypelnia „zly”chol.
    Sama nie wiem co robic… ale do czasu az nie bedzie wiadomo co wywoluje miazdzyce to strach przed „konsekwencjami niestosowania sie do zalecen lekarzy „kaze brac statyne.

    1. Kasiu, gdybym znał przyczynę miażdżycy sądzę, że byłbym ważniejszy niż Papież, Putin i Obama w jednej osobie. Nikt nie zna przyczyny tej choroby, choć naukowcy i wielu lekarzy znają pewne istotne czynniki ryzyka. Dotychczas „oczywistym” było np. palenie papierosów i nadal ten wniosek jest podtrzymywany. Kwestia cholesterolu przez szereg lat była conajmniej tak samo istotna jak palenie tytoniu, jednak od wielu lat promowane są wyniki badań (wcale nie najnowsze bo niektóre mają już prawie 100 lat), z których wynika, że wysoki cholesterol nie jest przyczyną chorób serca i układu krwionośnego. Owszem, istnieje pewna dodatnia korelacja pomiędzy np. ilością zawałów a stężeniem cholesterolu (ale jest to korelacja w bardzo wąskim zakresie próbek i wyników), jednak należy mieć na uwadze, że korelacja nie jest przyczyną (choć potocznie tak się uważa). Przykładowo, istnieje duża korelacja pomiędzy prędkością a ilością wypadków na drodze. Jednakże, kiedy problem przeanalizuje się dokładnie okazuje się, że prawdziwą przyczyną wypadków nie jest nadmierna prędkość (w Niemczech, gdzie na autostradach nie ma ograniczeń ilość wypadków jest daleko niższa, a zgodnie z zaobserwowaną korelacją powinna być przecież wyższa), ale np. kiepski stan dróg, pojazdów lub złe umiejętności kierowców. Per analogiam, można powiedzieć że jeśli grubość lodu na jeziorach wzrasta, wzrasta też ilość spalanego węgla – mimo tak oczywistej korelacji wszyscy wiedzą, że lód nie robi się grubszy od tego, że ludzie więcej palą w kotłowni, tylko od tego, że spada temperatura i z tego powodu ludzie muszą więcej palić w piecu.

      Z Twojej wypowiedzi wynika, że jesteś daleko bardziej świadoma roli cholesterolu oraz masz większą wiedzę na ten temat niż większość ludzi.

      Cholesterol na poziomie 240mg nie jest niczym szokującym, osobiście twierdzę, że jest nawet w dolnej granicy dla aktywnego mężczyzny w sile wieku.
      Natomiast poziom trójglicerydów świadczy o tym, że dieta obfituje w węglowodany oraz białko i jak sama piszesz istotnie tak jest – mąż nie lubi tłustego jedzenia (więc odżywia się drugim „tandemem” – po szlachecku – białko z węglowodanami pół na pół, zapewne wcześniej nie unikał też alkoholu do posiłku – piwo, drink).

      Skrzepy, których się obawiasz to co innego niż złogi cholesterolowe powstające przy blaszce miażdżycowej. Jeśli stany zapalne
      ścian tętnic są częste, wówczas organizm poza wieloma innymi substancjami wysyła tam też cholesterol, co sama opisałaś bo istotnie tak wygląda proces regeneracji błon komórkowych tętnic (i wszystkich innych).

      Jak wspominałem, choć przyczyna miażdżycy nie jest znana (i prawdopodobnie jeszcze długo nie będzie, bo jest to wiele czynników a dodatkowo są one specyficzne jednostkowo), to wiadome jest, że najgroźniejszymi „niszczycielami” błony komórkowej w ogóle są kwasy tłuszczowe omega-6 oraz glukoza. Są też wolne rodniki, które przy diecie bogatej w powyższe substancje (więc oleje roślinne oraz cukier i węglowodany). Wg najnowszych badań to właśnie trójglicerydy są silniejszym czynnikiem ryzyka ryzyka zachorowania na choroby serca niż wysoki poziom cholesterolu u kobiet. Badania te dowodzą również wielu niekorzystnych oddziaływań diety bogatej w węglowodany (podnoszącej TG) np. obniżanie poziomu HDL.

      Aby obniżyć poziom trójglicerydów najlepiej jest usunąć węglowodany w postaci wszelkich cukrów, owoców, produktów mącznych oraz ziemniaczanych z diety, na bazę kaloryczną potraw wybrać produkty bogate w kwasy tłuszczowe omega-3 (olej lniany, tłuste morskie ryby). Dla Twojego męża to może być bardzo trudne – jeśli nie będzie umiał w taki sposób się odżywiać, niech chociaż spróbuje odżywiania wg niskiego ładunku glikemicznego, albo diety czysto białkowej z niewielką ilością węglowodanów (bez obaw, wbrew obiegowej opinii nie da się na niej wywołać kwasicy). Ostatecznie, mąż może spróbować odżywiać się żółtkami jaj (bez ograniczeń, choć 10-12 na dobę powinno wystarczyć) przez 7-10 dni – wówczas profil lipidowy ulegnie zdecydowanej poprawie, zaręczam.

      W moim przekonaniu taka dieta skutecznie może obniżyć stany zapalne w organiźmie (w przypadku tętnic są to tak niewielkie zmiany, że nie powodują wzrostu OB) a jednocześnie obniżyć TG, zmniejszyć TC oraz LDL i VLDL a zwiększyć HDL. Nie bez znaczenia są też kwestie samopoczucia i energii witalnej. Na statynach przyjmowanych przez 4 i więcej miesięcy – jestem pewien – mąż może być bardziej rozdrażniony, apatyczny i mniej skłonny do podejmowania aktywności. I ostatnia kwestia – wyniki badań wcale nie będą istotnie lepsze, ale to możesz sprawdzić już samodzielnie. O ile TC może nieznacznie spaść to spadnie również HDL a chyba nie o to chodzi.

      Tak jak napisałaś na końcu, ta bezradność wywołana własnym poczuciem „racji”, presji lekarzy i środowiska jest najczęściej największym problemem i sam często jej doświadczałem, choć przy zdecydowanie mniejszych kłopotach zdrowotnych. Trudno mi tutaj cokolwiek doradzać, bo nie jestem na Waszym miejscu. Osobiście bardziej ufałbym leczeniu przez dietę niż przez farmakologię w takim wypadku, zwłaszcza, jeśli po pewnym okresie leczenia farmakologicznego i zgodnego z medycyną nie uzyskiwałbym istotnych zmian w swoim samopoczuciu.

      1. „Kwestia cholesterolu przez szereg lat była conajmniej tak samo istotna jak palenie tytoniu, jednak od wielu lat promowane są wyniki badań (wcale nie najnowsze bo niektóre mają już prawie 100 lat), z których wynika, że wysoki cholesterol nie jest przyczyną chorób serca i układu krwionośnego. Owszem, istnieje pewna dodatnia korelacja pomiędzy np. ilością zawałów a stężeniem cholesterolu (ale jest to korelacja w bardzo wąskim zakresie próbek i wyników), jednak należy mieć na uwadze, że korelacja nie jest przyczyną (choć potocznie tak się uważa).”

        Jestem już całkiem zdezorientowany. To jak to w końcu jest? Poziom cholesterolu (jakikolwiek poziom) ma wpływ na choroby serca, czy nie ma? Tytuł artykułu oraz wzmianka o leku Lipobay (i informacje płynące z naszej niedawnej wymiany mailowej) wskazują na zwiększenie ryzyka zachorowania na serce w wyniku obniżenia poziomu cholesterolu.

        Z drugiej strony w komentarzach pod tym artykułem (jeszcze nie wszystkie przeczytałem, siedzę nad nimi dopiero od 5 godzin) i w jego końcówce piszesz o braku związku między chorobami serca i poziomem cholesterolu.

        Jest w końcu ten związek, czy go może nie ma, a może są niepotwierdzone przesłanki za jakimś związkiem z jakimś tam poziomem cholesterolu?

        Jeszcze jedna myśl mi się nasuwa. Jeśli istniałby silny związek przyczynowo-skutkowy między niskim poziomem cholesterolu a chorobami serca, to jak do tego miałaby się dieta wysokowęglowodanowa i wysokotłuszczowa? Ludzie jedzący wysokowęglowodanowe posiłki mają wysoki poziom cholesterolu, który jest wytwarzany przez ich organizmy. Zatem nie powinni mieć chorób serca, z racji tego właśnie wytworzonego cholesterolu. Analogicznie ludzie na diecie wysokotłuszczowej mają obniżony poziom cholesterolu (względem ludzi 'wysokowęglowodanowych’), zatem powinni chorować na serce. Ale nic takiego nie mam miejsca, wysokotłuszczowi mają się lepiej, a wysokowęglowodanowi gorzej. W czym tkwi robiący różnicę szczegół? Czyżby chodziło o HDL, LDL i VLDL?

        Przy okazji muszę pokazać jedną rzecz:

        http://www.wprost.pl/ar/16835/Uwaga-Lipobay/

        Bayer wycofał lek Lipobay z powodu jego szkodliwych interakcji z innym lekiem, a nie z powodu szkodliwego wpływu zbyt niskiego poziomu cholesterolu. Ale to może być tylko marketingowa zagrywka…

        „(…) wiadome jest, że najgroźniejszymi „niszczycielami” błony komórkowej w ogóle są kwasy tłuszczowe omega-6 oraz glukoza.”

        W jaki sposób uszkadzają one błony komórkowe? Co do glukozy to przychodzi mi na myśl zakwaszające działanie, ale co do omega-6 nie mam pomysłu.

        1. Troptyn, dziękuję za wnikliwą lekturę tekstu i komentarzy. Dzięki Tobie zauważam, że to co piszę nie zawsze może być zrozumiałe – to upośledzenie języka pisanego wobec mówionego.

          Od kilku lat promowane są badania (choćby poprzez publikacje książek czy artykułów w różnych mediach, czasem też mainstreamowych) które isotnie „zdejmują” winę z cholesterolu jeśli chodzi o choroby serca. Jak wspominałem, wcześniej było pewnym nietaktem, aby powoływać się na prace biochemików czy dietetyków niemieckich i austriackich (z uwagi na przegraną wojnę). Dzisiaj nie ma to już znaczenia i zwraca się uwagę na dokonania, a nie na narodowość.

          Nie ma i nigdy nie było bezpośredniego związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy występowaniem czy natężeniem chorób układu krwionośnego i zawałów serca a poziomem cholesterolu, w szczególności ilością cholesterolu dietetycznego (przyjmowanego z pożywieniem). W rozumieniu „statystycznym” oznacza to, że osoby które miały wysoki poziom cholesterolu chorowały tak samo często jak te, które miały niski oraz, osoby które nie chorowały w ogóle miały zarówno wysoki jak i niski poziom cholesterolu. Badania pokazały coś innego: stałe obniżanie cholesterolu poniżej pewnego osobniczo indywidualnego poziomu powoduje zespół chorób w tym choroby układu krwionośnego (co jest oczywiste, jako że cholesterol jest prekursorem wielu enzymów i hormonów).

          Różnice pomiędzy korelacją (która niejednokrotnie występuje) a przyczyną są ogromne, o czym pisałem w cytowanym przez Ciebie komentarzu.

          Komentarz do Twojej ostatniej hipotezy: opisujesz w niej sytuację typowego mieszkańca zachodu, który „miesza” paliwa: je węglowodany i tłuszcz. Istotnie, jego lipidogram pokaże wysokie TG i TC. I prawdopodobnie (piszę to ostrożnie) zachoruje na serce lub choroby układu krwionośnego, ale przyczyną tej choroby nie będzie wysoki poziom cholesterolu (co potwierdziło wiele badań, np to w którym patomorfolodzy badali stan tętnic u osób zmarłych na zawały i odkryli, że blaszki miażdżycowe zawierały zaledwie 1% cholesterolu oraz to, że znajdowały sie tylko w niektórych tętnicach – zupełnie nie było ich np. w tętnicach mózgu). W takim przypadku korelacja pomiędzy wysokim poziomem cholesterolu a śmiercią na zawał będzie bliska 1 (wysoka), natomiast przyczyną nie będzie cholesterol ale np. zespół metaboliczny (stan przedcukrzycowy lub cukrzyca).
          I odwrotnie, u osób które jedzą wyłącznie tłuszcz (albo białko i tłuszcz albo tylko białko, lub białko i węglowodany, jak Japończycy) poziom cholesterolu będzie niski (co nie zmienia faktu, że i oni mogą zapaść na choroby serca bo jak napisałem – CHOLESTEROL NIE JEST ICH PRZYCZYNĄ). Proporcje poszczególnych frakcji lipoprotein – choć ważne – w tych konkretnych rozważaniach nie mają istotnego znaczenia (bo rozważamy cholesterol w ogóle).

          Na temat Lipobay i podobnych wycofanych leków jest bardzo wiele informacji, dopiero przejrzenie większości na dany temat (o danym leku) daje pewne szersze spektrum i pogląd na sprawę. Choćby Wikipedia podaje kilka linków dość obiektywnie pokazujących kilka faktów. Jak wspomniałem, książka Uffe Ravnskova pokazuje statyny w pełniejszym świetle (także ich dobry wpływ, o ile są to te występujące naturalnie, w typowych, naturalnych stężeniach).

          Co do negatywnego wpływu omega 6 – to jest on bardzo szeroki. Od promocji rozwoju komórek nowotworowych aż po zwiększanie ilości chorób powodowanych przez stany zapalne oraz odpowiedzi autoimmunologiczne. Do tego dochodzą „drobne” zespoły i syndromy metaboliczne (które zazwyczaj po pewnym czasie przeobrażają się w choroby). Jednym z mechanizmów jest choćby to, że omega 6 są „montowane” w błony komórkowe tak jak omega3. Innymi słowy – nasz organizm stwierdza „z braku laku dobry kit” i bierze do budowy to co ma pod ręką. W efekcie zamiast trwałych, elastycznych i odpowiednio przepuszczalnych błon pojawiają się mniej/bardziej szczelne i sztywne, które nie spełniają swojej roli tak jak powinny.

          Co do glukozy, sprawa jest prostsza w obserwacji: wystarczy wyobrazić sobie co dzieje się w organiźmie osoby która albo nie produkuje (i nie podaje sobie) insuliny albo jej organizm jest wysoce odporny na insulinę (w obu przypadkach glukoza zaczyna „dominować”, dochodzi o ketokwasicy cukrzycowej i w efekcie do ciężkiej niewydolności organizmu i śmierci. U cukrzyków efekty można obserwować też na tzw. „stopie cukrzycowej” (uszkodzenia tętnic). Podobnie jak w przypadku omega 6, wpływ glukozy na stan zdrowia jest równie szeroki.
          W obu przypadkach mówimy o nadmiarach (np. zbyt dużej ilości glukozy co owocuje insulinoodpornościa albo zbytnią dominacją omega6 w diecie).

  41. Dzień dobry.Chciałem napisać o moim doświadczeniu z Dietą Optymalną Kwaśniewskiego.Stosowałem tą dietę 10 lat temu przez okres pół roku,gdyż miałem problemy żołądkowe,probleby po tym czasie minęły.Jednak po 2 miesiącach od stosowania diety zacząłem mieć bóle w okolicy serca i nadciśnienie tętnicze(wcześniej nie miałem).W trakcie diety ważyłem produkty i pilnowałem stosunku-białka-tłuszczu i węglowodanów co jest podtawą tej diety.Przyznam się,że w czasie jej stosowania zdarzyło mi się (3 razy w miesiącu) spożyć alkohol najczęściej w postaci wódki.Wiem ,że wódka to cukry,tak więc wtedy stosunek węgli do tłuszczu i białka był zachwiany.Przeczytałem w internecie-„Stałej diety tłustej nie wolno zakąszać do wódeczki w dawkach biesiadnych (wtedy to nie jest dieta optymalna, tylko tucz cholesterolowy, przy czym odkładany tłuszcz i cholesterol są wytwarzane w wątrobie z metabolitów etanolu)”.Czy to prawda?W książkach i na pochwalnych stronach diety Kwaśniewskiego jest napisane,że w trakcie jej stoswania miażdżyca cofa się spada nadciśnienie.Do teraz leczę nadciśnienie,mam miażdżycę-dieta mi zaszkodziła.Przez ostatnie 10 lat jadałem chudo i z dużą ilością węglowodanów-nadciśnienie przez lata wzrastało.Zastanawiam się czy powrót do diety Kwaśniewskiego cofnie mi miażdżycę?

    1. Karwa, dziękuję za Twój głos w tej sprawie. Na wstępie zaznaczę, nie jestem wcale wyznawcą diety dr. Kwaśniewskiego. W zasadzie trafiłem na niego „na końcu” swoich poszukiwań sposobu odżywiania, który jest dobry dla organizmu. Mojego i kilkudziesięciu osób, które znam. Stąd zamiast używać słowa „dieta optymalna” używam bardziej „naukowych” – dieta niskowęglowodanowa i wysokotłuszczowa (czasem zamiennie z dieta ketogeniczna, low-carb). Analizowałem kilka diet i opracowań ludzi, których listę możesz znaleźć tutaj (jest tam także Kwaśniewski). I do wszystkiego podchodziłem z rezerwą, póki nie upewniłem się badaniami do których na szczęście mam dostęp (baza internetowa), jak opisywane w owych publikacjach i pracach mechanizmy i reakcje biochemiczne zachodzą. Do tego oczywiście własne doświadczenia kiedy eksperymentując na sobie zmieniam sposoby odżywiania na pewien czas aby mieć porównanie subiektywne.

      Metabolizm alkoholu jest zagadnieniem bardzo złożonym i ciągle jeszcze nie do końca poznanym, mimo, że jest on węglowodanem (a te znamy już bardzo dobrze) o czym wspomniałem w tekście o pustych kaloriach. Niestety, nie testowałem na sobie długotrwałego wpływu alkoholu na lipidogram, ale mogę podeprzeć się wynikami badań, które wykazały, że przewlekłe spożycie alkoholu polepsza profil lipidowy krwi w ten sposób, że podnosi HDL i obniża LDL bez zmiany cholesterolu całkowitego oraz trójglicerydów (badania po polsku, jednak na niewielkich grupach mężczyzn). Tutaj, tutaj i tutaj podobne wyniki, ale ciągle na niewielkich grupach.

      Niestety, nie wiadomo jak wyglądała dieta badanych osób, ale z całą pewnością można potwierdzić prozdrowotne działanie alhololu w niewielkich dawkach (badania mówią o 20-40g czystego etanolu na dobę). W końcu nasz organizm sam go wytwarza. A raczej – robią to bakterie i drożdże zasiedlające nasze jelita.

      Spotkałem kilka publikacji (np. dr. Ewy Bednarczyk-Witoszek czy dr. Kwaśniewskiego) które informowały, że przy wysokotłuszczowej i niskowęglowodanowej diecie alkohol może podnosić ogólny poziom cholesterolu jednak sam u siebie tego nie zaobserwowałem (tłumaczą oni przy tym proces biochemiczny jego powstawania). Cytowane powyżej badania pokazują coś przeciwnego, ale jak nadmieniłem – nie napisano jak wyglądała codzienna dieta badanych.

      Niewątpliwe jest to, że na „tłustej diecie” niskowęglowodanowej zanikają wszelkie objawy chorobowe związane z układem krwionośnym (i nie tylko) – wystarczy przeszukać bazy medyczne pod kątem „low-carbohydrate diet” – linki do wyników badań podawałem wielokrotnie w swoich komentarzach. Pisałem już także o tym, że przyczyną miażdżycy nie jest cholesterol ale uszkodzenia tętnic powodowane głównie przez nadmiar kwasów tłuszczowych omega-6 (oleje rośline) oraz nadmiar cukru w diecie (węglowodany i odpowiedź insuliny).

      Jak sam piszesz, także jedzenie „zgodnie z zaleceniami” czyli chudo – nie przynosiło efektów – co więc tracisz powracając do diety Kwaśniewskiego (czy innej niskowęglowodanowej)? I tak musisz się podjąć jakiegoś „eksperymentu” – czy to faramakologicznego czy dietetycznego.

      Trudno mi powiedzieć co mogło sprawić, że dieta tłuszczowa Kwaśniewskiego wywołała u Ciebie pogorszenie zdrowia (nadciśnienie i miażdżyca). Najczęściej jest tak, że wieloletnie „zaległości” są niemożliwe do odrobienia w krótkim czasie – i wówczas pół roku czy rok mogą nie wystarczyć aby organizm się zregenerował (choć nie we wszystkich przypadkach ta regeneracja będzie całkowita, niestety w wielu zmiany są nieodwracalne).

  42. Witam,
    ja już zgłupiałam odnośnie stanoli i steroli.. temat przeze mnie trochę „przewałkowany” I za niezły artykuł uważam np. ten:
    http://czasopisma.viamedica.pl/nt/article/view/12306/10144

    Pisze Pan bardzo ciekawie, choć nie ukrywam, że sama musiałabym się zastosować do pewnych (nowych dla mnie) wytycznych, by móc się przekonać np. do diety wysokotłuszczowej. Szczególnie,że stosuję dietę zrównoważoną (czyli wszystkiego po trochu) i od zawsze wydawało mi się,że jest to „dieta” najlepsza.
    Zdaję sobie też sprawę ze związków trujących znajdująch się w pomidorach czy ziemniakach, ale wydaje mi się, że wszystko w małych ilościach nie powinno negatywnie wpływać a nasze zdrowie.

    Eh no nie mogę przekonać się do tego smalcu.. chyba spróbuję z łojem wołowym, tylko tak eksperymentalnie:)

    1. mika, znam ten artykuł (i wiele jemu podobnych) ale nie ufam takim publikacjom. Dla osób, które nie znają „metodologii” naukowych tekstów informuję, że we wszystkich badaniach, w których widnieje słowo „KONSENSUS” znależy zwracać baczną uwagę na wszelkie wnioski (i same artykuły). Konsensus, jak wiadomo z definicji słownikowej, jest inaczej mówiąc „porozumieniem” stron, które mają różne (czasem sprzeczne) poglądy. W opracowaniach naukowych używa się go zawsze, kiedy badacze dochodzą do różnych wniosków, z sumy których nie można wysnuć jednego wspólnego będącego jednocześnie w zgodzie ze „składowymi”. Wtedy pracuje się nad konsensusem. Ja ustąpię trochę, Ty trochę, każdy inny też kawałek – i będziemy mieć wspólny wniosek. O konsensusach w kwestii cholesterolu świetnie pisał Uffe Ravnskov w swojej książce „Cholesterol – naukowe kłamstwo”, ale podam bardziej „namacalny” przykład:

      Siedzimy w 10 osób w pokoju i prezentujemy swoje wyniki badań na temat tego, jakiego koloru jest Słońce. Jedni sądzą że białe, inni że żółte, inni, że pomarańczowe, a jeszcze inni że nie ma barwy bo kolor nadaje mu atmosfera ziemska. Żeby ustalić jeden wspólny wniosek, w drodze konsensusu każdy „wybiera” ze swojego badania pewną tezę, która nie będzie się kłócić z innymi. I tak powstaje konsensus, który mówi, że Słońce jest koloru białego, ponieważ wszystkie najgorętsze substancje spotykane na Ziemi taki kolor przybierają łącząc widma wszystkich długości fal, choć zasadniczo barwa zależy od punktu obserwacji bo skład atmosfery ma na nią wpływ – i tak kolor czerwony, pomarańczowy oraz żółty również są barwą Słońca na Ziemi a poza ziemią Słońce barwy nie ma, ma jedynie swoją jasność. W ten sposób doszliśmy do konsensusu, który jest zgodny z prawdą a jednocześnie kompletnie nic nie mówi zwykłemu zjadaczowi chleba i może być niespójny z tezą główną (czyli że Słońce jednocześnie ma i nie ma barwy albo zależy ona od warunków w punkcie obserwacji). To oczywiście mój własny przykład, ale tutaj możesz przeczytać np. o konsensusie w sprawie globalnego ocieplenia, który w wielu miejscach jest niespójny z ogólną tezą i został podważony.

      Cytowany (i linkowany) przez Ciebie dokument jest dobrym źródłem, jednak nie przeceniałbym go, bez gruntownego zbadania źródeł i cytacji. Już w zadniu „Zachowanie proporcji między podażą energii, zgodną z zapotrzebowaniem, a jej wydatkowaniem zapobiega nadwadze i otyłości oraz cukrzycy typu 2, czyli kolejnym
      istotnym czynnikom ryzyka miażdżycy [3–5].” bibliografia jest mocno przeterminowana, ponieważ teoria bilansu kalorycznego została wielokrotnie podważona po roku 2004 (a niemieccy i austriaccy dietetycy i biochemicy podważyli ją już końcem XIX wieku).

      Na koniec – mika, absolutnie nikogo nie namawiam na zmianę swojego sposobu żywienia. Ty, jak piszesz, odżywiasz się w sposób „zrównoważony” – jeśli dobrze się przy tym czujesz i nie cierpisz na żadne dolegliwości – świetnie. Chodzi przecież o to, żeby jeść to co się lubi i czerpać z tego przyjemność i korzyść w postaci zdrowia. Moja szwagierka jest wegetarianką, i choć suplementuje się ogromnymi ilościami rozmaitych tabletek jest z tego zadowolona, czuje się zdrowa i szczęśliwa. O to chodzi – a nie o to, kto ma rację (np. w odwiecznym dylemacie czy człowiek to roślinożerca czy mięsożerca).

      Moją „rolą” może być jedynie ujawnienie pewnych konsekwencji wynikających z takiego czy innego sposobu odżywiania w oparciu o dostępną wiedzę. Przykładowow, spożywanie wątroby drapieżników okołobiegunowych może powodować śmierć w wyniku przedawkowania witaminy A, podobnie jak zbyt dużo szczawianów (szpinak, szczaw) w towarzystwie węglowodanów prowadzi do kamicy żółciowej.

      A co do łoju – jest jeszcze inny niż smalec. Nie wiem co przypadnie Ci bardziej do gustu :) Może jednak ghee?

  43. Dziękuję bardzo za odpowiedź Panie Rafale.

    Powiem tak, piszę teraz pracę dyplomową na temat „dieta a choroby serca” i jestem w kropce ;P Chyba muszę przestudiować jeszcze wiele artykułów, książek- także te, które poleca Pan na swojej stronie, żeby rozwiać całkowicie me wątpliwości. Z drugiej strony, większość dietetyków jak i profesorów wykładających na dietetyce, trzyma się chyba nadal „starej wersji” odnośnie poziomu cholesterolu całkowitego mającego wpływ na choroby serca czy zbawiennym wpływie stanoli właśnie..

    Tak, wydaje mi się, że ghee będzie najlepszym rozwiązaniem:)

    1. Cóż, mika, masz więc do wyboru – albo iść pod prąd i mieć pod górkę z pracą (wersja ambitna) albo wybrać konformizm (wersja praktyczna) – sam byłem kiedyś w podobnej sytuacji pisząc swoją pracę magisterską na studiach.

      Niestety, wiele nobilitowanych osób nie lubi zmieniać poglądów (to przeczy ich status quo) i wolą powtarzać to, co jest „oczywistą oczywistością” nad którą nikt nie chce się zastanawiać, niż podejmować trudne dyskusje i brać pod uwagę upadek swojego autorytetu. Wspomniany przeze mnie Uffe Ravnskov dowiódł, że cytacje badań, które podawały wyniki sprzeczne (ale prawdziwe) z tzw. obowiązującą doktryną naukową były rzadziej cytowane niż takie, które tę doktrynę umacniały.

      Doskonałym przykładem może być dr Klimer McCully, który odkrył, że za uszkodzenia tętnic (i miażdżycę) odpowiedziana jest homocysteina a nie cholesterol. Został niemal natychmiast „wykluczony” z naukowego świata, zwolniono go z pracy, nie mógł jej później znaleźć przez wiele lat na żadnej katedrze, nie cytowano jego badań, procesowało się z nim wiele firm farmaceutycznych. Możesz poczytać całą jego historę na stronach NY Times. Albo wygugluj jego nazwisko, znajdziesz wiele ciekawych artykułów na temat tego, jak niewygodne dowody można zdyskredytować aby nie przeczyły dogmatom – albo biznesowi i rządom które wydają pieniądze na ochronę zdrowia.

  44. Dziękuję za odpowiedź.Sam jestem na rozdrożu co dalej z sobą począć.Mieszkam 3 mieście i mam bliziutko do Arkadii w Jastrzębiej Górze z dietą optymalną.Mam zapytanie czy zna pan z życia osoby będące na diecie optymalnej z dobrym skutkiem?Czy ma pan linki osób które wyleczyły problemy z sercem?Tu jest fajny blog naszego rodaka z Kanady który jest na tłustej diecie od lat,przytacza wiele badań i ich wyników,może być to dla pana panie Rafale cenne źródełko-http://stan-heretic.blogspot.com/.Pozdrawiam.

  45. Miałem przyjemność rozmawiać z panią dietetyczką od Diety Optymalnej.Tak więc na wstępie wyjaśniła mi,że skoro po jej stosowaniu mam nadciśnienie to na D.O.nie byłem gdyż miałem zapewne niezachowane proporcje.Nie zaprzeczam mogły pojawić sie błędy,bo mylić się jest rzeczą ludzką,jednak to z jaką łatwością z automatu pani zakwalifikowała mnie do nie bedących na D.O.dało mi do myślenia.W książkach Kwaśniewski nie pisze ,że mogą być problemy zdrowotne ,gdy np.od czasu do czasu nie zachowamy proporcji białek-tłuszczu i węgli.A znając ludzką naturę ta dieta może być nudna,od czasu do czasu ktoś nie wytrzyma i zje słodycze,owoce.Tak więc sprytnie Kwaśniewski o wadze proporcji i negatywach nie pisze,a powinno to być napisane tłustym drukiem skoro niesie tak poważne komplikacje jak na moim przykładzie.Z pewnoscią ten fakt został pominięty by były wysokie nakłady książek.Wiele osób na forach,w internecie poleca tą dietę jak zjedzenie rogala z masłem,na luzie bez odpowiedzialności,bo mi służy i czuję się świetnie…Jednak diabeł tkwi w szczegułach i powinni oni od razu uświadamiać o niebezpieczeństwach.Znalazłem opisy lekarzy o ujemnych skutkach u ludzi,o chorobach przez tą dietę.Jeśli pół roku u mnie wystarczyło na nie do końca D.O.by wieku 29 lat nabyć się nadciśnienia ,to zgony w takim razie są całkiem realne u starszych,w momencie odstępstw i grzeszków od czasu do czasu.Także Kwaśniewski podkreślał,że na D.O.rak przez niską ilość cukrów nie może się rozwijać,zaprzeczeniem tej tezy są Optymalni-Morgano,Adam Jany i inni którzy zmarli na nowotwory.Tak więc nie tylko zdarzają się cuda uzdrowienia,lecz ta dieta może być niebespieczna i może stanowić zagrożenie dla życia, w przeciwieństwie do wielu diet które stosowali na luzie znajomi i nic skrajnego z nimi się nie działo.Pozdro..

    1. karwa, niestety optymalna Pani doktor miała rację – kiedy już decydujesz się na „tłustą dietę” to odstępstwa od niej (nie tyle okazjonalne ile regularne np. ścisły post w piątki czy sobotnie imprezy zakrapiane alkoholem z nieoptymalnym jedzeniem) mogą (ale nie muszą) mieć konsekwencje zdrowotne, najczęściej uwidaczniające się nadciśnieniem oraz niemal zawsze podniesionym cholesterolem (oraz LDL). Sam piszesz o sobie, ze byłeś na „nie do końca DO” – wnioskuję więc, że odstępstwa były posiłkami słodko-tłustymi.

      Natomiast należy mieć na uwadze (i lekarze i osoby żywiące się niskowęglowodanowo), że tabele wartości odżywczych są zbiorem pewnych średnich wartości podanych tam produktów. Przykładowo, w tabelach podana jest zazwyczaj „marchew” ze swymi wartościami białka, tłuszczu, węgowodanów i witamin, podczas gdy marchew można hodować na kilka sposobów, z kilku odmian, w różnych warunkach klimatycznych – a to wszystko wpływa np. na zawartość cukrów czy witamin. Tak jest w zasadzie z każdym produktem (np, jabłka mają różny stopień kwaśności, boczek różny stopień otłuszczenia itp). Stąd też lekarze zalecający diety low-carb (mniejsza o Kwaśniewskiego, mam na myśli wszystkich lekarzy) silnie zalecają analizę własnego zachowania oraz obserwację organizmu na zadawany pokarm bardziej, niż analizę wartości odżywczych. 50 tysięcy lat temu to było proste, bo żywność nie była modyfikowana. Teraz nasz ponderostat (mechanizm pilnujący równowagi żywieniowo-wagowo-wydajnościowej) jest cały czas „chwiany” jedzeniem, które jest podrabiane. Zjawisko ponderostatu oraz pojęcie jego „ustawienia” (tzw. set-point) będzie jeszcze przedmiotem szerszego artykułu.
      Z tego właśnie marginesu błędu tabel kalorycznych tak istotne jest obserwowanie swojego organizmu. Może bowim się okazać, że proporcje białka, tłuszczu i węglowodanów są wyliczane poprawnie, ale surowce użyte do zrobienia pokarmów mają inne ilości niż podano w tabelach. Wówczas osoba zupełnie nieświadomie przestaje się żywić niskowęglodowanowo.

      Szybka reakcja rzeczonej pani doktor może wynikać z tego, że pewne patologie żywieniowe ponoć dość dobrze widać na twarzy. Nie mam na tyle dużego doświadczenia, żeby je rozróżniać, choć odróżniam już np. wykwity skórne powstałe na skutek nadmiaru cukru i białka. Sądzę jednak, że możliwa jest ocena (może nie diagnoza, ale wstępna ocena) na podstawie wyglądu zewnętrznego (jest to wszak częścią każdej diagnozy lekarskiej, od psychiatrycznej po dentystyczną).

      Druga sprawa, diety niskowęglowodanowe (pomijam czy to białkowa, czy tłuszczowa) wcale nie muszą być monotonne, choć dla wielu osób są z różnych przyczyn (np. nie potrafią gotować, nie mają na to czasu, nie lubią jesć w ten sposób a chcą tylko osiągnąć cel np. zrzucić wagę, czasem pewne zachowania żywieniowe są nałogowe np. poranne płatki z mlekiem czy słodkie ciastko do kawy). W zalęzności od tych przyczyn u jednych osób dieta przeobraża się w model żywieniowy u innych nie (i wracają do innego sposobu żywienia). Ja zawsze będę zwolennikiem opcji, która mówi o tym, że jedzenie ma dawać radość i być źródłem satysfakcji – szeroko pojętej. Jedzenie może też leczyć i utrzymywać organizm w dobrej kondycji. To jednak wymaga większego zaangażowania.

      Prawdą jest to, co napisałeś o „rogalu z masłem” ale prawda ta dotyczy na równi wszystkich diet. Ludzie kompletnie nie zdają sobie sprawy z tego jaki wpływ na ciało ma pożywienie. Często bardziej przejmują się benzyną, jaką wlewają do auta (czy ta z Orlenu, czy z BP czy może z Shella) albo szamponem do włosów niż tym, czym różni się jedna śmietana od drugiej i która jest zdrowsza i lepsza. To sprawia, że również diety polecają bez namysłu. Człowiek jest mechanizmem bardzo silnie zindywidualizowanym i to co działa u jednego nie musi działać tak samo u drugiego. Oczywiście są pewne paradygmaty, ale to raczej wskazówki niż pewniki w kontekście jednostki. Np. wiadomo, że tempo rozkładu alkoholu wynosi ok 10g na godzinę ale u każdej osoby może się różnić – z uwagi na płeć oraz tempo metabolizmu (aktywne szlaki metaboliczne) czy zdolność rozkładu aldehydu octowego. Podobnie jest z wszystkim innym – z dietami również. Ktoś osiągnął swój efekt za pomocą diety A więc będzie ją polecał innym, którzy chcą osiągnąć ten sam efekt, choć osoby te wcale nie muszą go osiągnąć bo ich organizm jest zwyczajnie inny. Są sportowcy, którzy osiągają najlepsze wyniki żywiąc się węglowodanami (uzysk energii w glikolizie) i są tacy, którzy mają najlepsze wyniki żywiąc się tłuszczem (użysk z beta-oksydacji).

      Jeśli zaś chodzi o nowotwory, temat jest bardzo złożony, natomiast faktem jest to co napisał dr Kwaśniewski (ale i inni), że nowotwór nie może się rozwijać przy braku glukozy. Zwróć uwagę na znaczenie słów. Nie może się rozwijać (nawet, jeśli powstanie np. w wyniku silnego promieniowania radioaktywnego, które z dietą nie ma wiele wspólnego). Jednak nawet, gdy osoba odżywia się niskowęglowodanowo MOŻE umrzeć na nowotwór, kiedy ilość czynników negatywnych, działających pronowotworowo jest duża (np. przy wspomnianym silnym i ciągłym promieniowaniu radioaktywnym, które uszkadza DNA komórek). Chodzi jednak o to, że ilość komórek nowotworowych na diecie niskowęglowodanowej (a raczej – tłustej, bo z białek także powstaje glukoza) jest zdecydowanie mniejsza niż na tradycyjnym modelu żywieniowym.

      Ja osobiście nigdzie nie znalazłem informacji (ważne: potwierdzonej badaniami, a nie gdybania jakiegoś lekarza, który mówi jedynie o obserwacji) o tym, że diety niskowęglowodanowe wywołują negatywne skutki zdrowotne (choć przekopałem już mnóstwo baz z raportami badań).

  46. Na moim przykładzie widać,że sprawa nie jest tak prosta.Gdy byłem na D.O. i przed nią nigdy nie miałem nadciśnienia,dopiero zrobiło mi się po skończeniu diety,tak więc pani dietetyczka wniosek wysnuła,ze były jakieś błędy w proporcjach tak więc na D.O.nie byłem.Starałem sie ważyć produkty i pilnować proporcji,wielu optymalnych mówiło,że błędy popełniali latami zanim wypracowali optymalny model(tak więc proporcje do końca nie są stałe).Faktem jest,że dzisiejsza przetworzona i”uszlachetniona”żywność różni się od tej z przed lat.Ja na pewnej stronie znalazłem opis i badania pewnej starszej pani bedącej na D.O. kilkanaście lat,która miała zmiany miażdżycowe udowodnione konoranografią(nie mam niestety linku).Faktem jest też,że ja nie znalazłem potwierdzenia w postaci badań na skuteczność tej diety w dłuższym przedziale czasowym.Pan Kwaśniewski pisze,że miażdżyca jak każde działanie biochemiczne tak jak powstaje może się cofać,co jak podaje ma miejsce przy D.O. do 3 lat.Nigdy pan Kwaśniewski nie potwierdził tej tezy,przykładami i badaniami w postaci np.koronarografi stwierdzającej miażdżycę i jej cofnięcie,wspomniał gdzieś o badaniu dna oka(jestem optykiem,refraktometrystą)i to badanie wykonane przez różnych okulistów przynosi różne wyniki,tak więc do końca nie jest miarodajne.W internecie jeśli chodzi o ustąpienie miażdżycy to wiele osób ogólnie pisze o ustąpieniu szumu w uszach,wyregulowaniu nadciśnienia,polepszeniu kondycji i nastroju,jednak nie podaja wyników badań.Jest to swoiste gdybanie.Wielu nowych wielbicieli traktuje D.O.jako chwilowy sposób na schudnięcie,poprawę nastroju.Ja z pewnym luzem potraktowałem D.O.tak i wiele osób nieuświadomionych do końca,może odstępować od złotych proporcji.W każdej publikacji pana Kwaśniewskiego tłustym drukiem powinno być na wstępie napisane o wadze proporcji w tej diecie i przykrych konsekwencjach ,gdy nawet od czasu do czasu odstąpi się od tych proporcji.Możliwym jest,że gdy produkty są”uszlachetnione”,lub gdy ludzie zgrzeszą owocem,cukierkiem,alkoholem na tej diecie mogą potem zachorować.Ja przez negatywne doświadczenie(nadciśnienie)doszukuję się gdzie jest prawda,bo wiadomo,że pisząc książki pan Kwaśniewski kierował się nie tylko szlachetną misją ratowania narodu,ale także prozaicznie chciał zarobić z tąd nie ma nigdzie o problemach i powikłaniach na tej diecie.Ta dieta nie jest tak prosta jak wiele diet,ona jest niezwylke skomplikowana,przez to zachowanie proporcji białek-tłuszczu i węgli,lub też nie tzn.wielu optymalnych lekarzy w tej chwili po latach doświadczeń modyfikuje proporcje pod indywidualne przypadki,jak wyżej napisałem ludzie sami dochodzą do swoich proporcji latami,”wsłuchując się w siebie”.Tak więc ta dieta to wielki eksperyment,na ludziach, bo do wielu wniosków można dojść po latach.Do tego od wielu lat brakuje naukowych dowodów w postaci badań nad skutecznością i negatywami tej diety.Tak więc wiele rzeczy jest mitami,deklaracjam-niepewny to grunt,ludzie często bez wyjścia podejmują ten krok i sa na D.O.,jednak wielu by się odchudzić lub poprawić nastroje powinno się zastanowić…Ja leczyłem problemy z żołądkiem fakt wyleczyłem,ale do końca życia będę walczył z nadciśnieniem,zwolennicy i czerpiący korzyści z tej diety mówią,że to wina tego co zaryzykował i jeśli zgrzeszył to nie był na D.O.,jednak w wielu publikacjach i dyskusjach brak uświadomienia i wiele niedopowiedzeń,niedopracowań ma miejsce.po prostu w wielu przypadkach przeczytanie książek to zbyt mało,powinna być konsultacja wymiana doświadczeń w trakcie przechodzenia na ten model żywienia bo ludzie czytający jak i autor są po prostu niedoskonali.

  47. Dodam tylko,że na wielu forach przeciwnicy ostro ścierają się ze zwolennikami Diety Optymalnej(sam w czymś takim uczestniczyłem z tytułu złego doswiadczenia jako sceptyk,ale poszukujący).Będący za dietą nie przedstawiają konkretnych dowodów naukowych jeśli już to oni są dowodem,ale i przeciwnicy również nie mają dowodów naukowych,opisują czasem swoje złe doświadczenia lub kogoś z otoczenia(rodzina,sąsiad,kolega itp.).Nasuwa mi się,że przyjmując,że wielbicieli i zdrowych jest dość sporo którzy mogli mieć np.amputację nogi,dalsze powikłania w cukrzycy i są zadowoleni z efektów. To jeśli też pewna ilość opisanych zgonów w trakcie diety miała miejsce,to powiem,że może to być prawdopodobne tzn.być może ci co zmarli przez tą dietę nie do końca i zawsze ją ściśle stosowali bo nie do końca pełen zachwytu nad swoim odkryciem i uzdrowionymi pan Kwaśniewski napisał o ryzyku jakie ponoszą wchodząc w to żywienie.Dieta jest w takim razie bardzo skrajna bo z jednej strony na szali stawia się uzdrowienie i życie uleczonych a z drugiej jest ewentualność utraty zdowia i życia przy niedociągnięciach,grzeszkach w proporcjach.Pytanie czy ktoś jest w stanie podać kiedy i ile grzeszków jest w stanie zaszkodzić?!Tego nikt nie wie nawet pan Kwaśniewski.Tak więc lekarze którzy pracują w służbie zdrowia nie znający szczegułów i niuansów tej diety mają prawo ją krytykować gdyż docierają do nich pacjenci , pokrzywdzeni przez tą dietę(niewiedzę swoją czy autora?!),gdyż bezwarunowo uwierzyli poruszając się ogólnikami, a diabeł i zagrożenie tkwi w szczegułach…Pan Kwaśniewski balansuje na krawędzi życia i śmierci i jak wielu naukowców ma manię wielkości…wydarł wielu pacientów z ramion śmierci nie bacząc na drugą stronę medalu w postaci chorujących,pokrzywdzonych…ufających i nierozumiejących do końca jak JA…

  48. karwa, pozwól, że odpowiem na Twoje trzy komentarze w jednym, żeby pewne rzeczy uporządkować.

    Niestety, z wieloma Twoimi wnioskami nie mogę się zgodzić. Głównie z pierwszym, który jest przyczyną pozostałych – pisałeś, że byłeś „prawie na diecie DO” – była niskowęglowodanowa i wysokotłuszczowa (czyli Optymalna, Kwaśniewskiego), kilka razy w miesiącu nie przestrzegałeś jej reguł i to stało się przyczyną (wg. optymalnego lekarza) Twoich kłopotów z układem krążenia. Wybacz moją brutalność, ale nie możesz pisać, że byłeś na DO, skoro były w niej ustępstwa. To tak, jakbym ja napisał, że jestem wegetarianinem, ale kilka razy robię sobie ustępstwo, zajadając się tatarem i mielonymi. Przyznasz sam, że trudno w takiej sytuacji byłoby mi uzyskać ewentualne profity zdrowotne z takiej diety (skoro jej nie przestrzegam). To ma głęboki sens biochemiczny – choćby z tego powodu, że te „odstępstwa” sprawiają, że organizm nie do końca zmienia szlaki metaboliczne a wiele enzymów potrzebnych do trawienia węgli nadal pozostaje nadaktywnych.

    Rzeczywiście jest tak, że tabele tabelami, ale przede wszystkim należy obserwować własny organizm (samopoczucie, nastrój, ochotę na jakieś potrawy, apetyt, kondycję, komfort snu, wygląd cery itp) – dlatego optymalni dopiero po pewnym czasie takich obserwacji wypracowują właściwe dla siebie proporcje.

    Pan Kwaśniewski (z tego co mi wiadomo) nie cytował badań, bo jak utrzymuje w swoich książkach – nikt nie chciał finansować podobnych badań. Istotnie, na świecie było ich więcej, jednak dotyczyły raczej diet wysokobiałkowych niż wysokotłuszczowych. Przykładowych kilka badań podaję poniżej:
    Obszerny artykuł wraz z przypisami naukowymi na temat pozytywnego wpływu diety niskowęglowodanowej na miażdżycę u dzieci znajduje się na blogu lekarza Roberta Su. Tutaj artykuł o tzw. Amerykańskim paradoksie – nasycone kwasy tłuszczowe zapobiegają chorobie wieńcowej serca. Tutaj wyniki badań na kobietach w których stwierdzono, że nawet w zwykłej diecie (tłuszcz stanowi ok 25% diety) węglowodany wykazały się pozytywną korelacją z rozwojem miażdżycy. Z resztą, w każdej bazie medycznej można trafić na podobne wyniki badań oraz artykuły. Warto je przeanalizować pod kątem cytacji – gdzie zostały użyte i w ten sposób sprawdzić dyskusyjność (i wiarygodność) tych wyników.

    Sam podajesz informację, że analiza jednego przypadku niczego nie udowadnia. Zgadza się. Często nawet cała grupa etniczna daje inne wyniki niż inna (różnice w genomie), jednak pewne szersze analizy dają pewien obraz. Jeśli chcesz o nich poczytać, polecam Ci książkę Uffe Ravnskoffa, którą polecałem w artykule – „Cholesterol – naukowe kłamstwo”.

    Zapewniam Cię, że żadna dieta nie jest prosta. Czasem siła nawyku jest tak silna, że trudno się odzwyczaić od wieloletnich nałogów. Potwiedzi Ci to każdy diabetyk, który musi pilnować cukru. Albo osoba chora na celiaklię, która musi unikać glutenu. Dieta to nie jest zabawa – to zmiana modelu żywieniowego, do którego organizm jest przyzwyczajony (ma rozbudowane szlaki metaboliczne oraz enzymy).
    Link do wątku forum, który podałeś rzeczywiście jest bardzo „lekkomyślny” w sensie poziomu dyskusji, ale to samo ma miejsce w każdym kolorowym czasopiśmie (dla kobiet i dla mężczyzn) bo diety sprzedają się najlepiej – i nikt nie będzie się przejmował pełną informacją na ich temat.

    Gdybym miał użyć porównania odnośnie „eksperymentu” z dietą, o którym piszesz, użyłbym tego: ludzie znają nylon od kilkudziesięciu lat, i nikt nie zbadał jak on zadziała na ludzi w długim okresie czasu. Sztuczne tkaniny mogą być groźne dla ludzi. I jestem pewien, że są osoby, które są uczulone na takie materiały. To też jest „wielki eksperyment na ludziach. Ja osobiście jestem bardziej pewien diety niskowęglowodanowej (tłustej albo białkowej) bardziej niż czegokolwiek, choćby z tego powodu, że na te 3-6 milionów lat jakie ludzie żyją na ziemi, częśćiej obcowali z białkiem zwierzęcym niż produktami rolnictwa więc nasz genom również jest „zaprogramowany” na taki rodzaj pożywienia (powszechny kiedy człowiek prowadził zbieracko-łowiecki tryb życia zamiast obecnego, osiadłego, rolniczo-hodowlanego).

    Wracają na koniec do Kwaśniewskiego i jego książek – on jasno pisze o tym jak działa jego dieta, pokazuje konsekwencje typowego sposobu żywienia (nazywa go korytkiem), podobnie jak pisze o sposobie wprowadzania tej diety, obserwacjach reakcji organizmu (np. kiedy człowiek jest chory albo osłabiony). Ponieważ nie może być przy każdym, kto stosuje promowaną przez niego dietę, trudno jest za pomocą „ogólnie” pisanej książki opisywać zjawiska szczegółowe, indywidualne, choć próbuje to robić publikując listy od pacjentów (kiedy czytałem tę książkę pierwszy raz, myślałem, że te listy to forma „przechwalania się” skutecznością jego diety, później zrozumiałem że chodzi raczej o pokazanie indywidualnych przypadków).

    I w końcu – rozumiem też Twoje poszukiwanie i próbę wyjaśnienia swojej sytuacji zdrowotnej i związane z tym emocje i irytację. Problemem (nie tylko Twoim) jest to, że istotnie nikt nie przeanalizował Diety Optymalnej (choć uczestników badania by nie brakło, jestem pewien), żeby cokolwiek potwierdzić lub zaprzeczyć. Ale ogólna koncepcja żywienia niskowęglowodanowego została przebadana i wyniki mówią, że dieta ta jest zdecydowanie zdrowsza niż tradycyjny, zrównoważony model żywienia.

  49. Dziwnie się trochę czyta Twoje opinie. Z jednej strony piszesz, że związki przyczynowo-skutkowe między spożywaniem tłuszczu i występowaniem cholesterolu a różnymi chorobami nie są dokładnie znane. Z drugiej strony autorytatywnie potępiasz spożywanie węglowodanów. Jak gdybyś był hodowcą drobiu lub producentem smalcu. Tak to brzmi. Podobnie krytykujesz picie wody. Ja słyszałem, że 2 litry płynów na dzień to absolutne minimum. Za to w końcu uwierzyłem w istnienie cholesterolu. Dotąd uważałem, że on nie istnieje, bo ani ja go nigdy nie widziałem, ani nie znam nikogo, kto by go widział:-D

    Mimo tych wątpliwości zadam Ci 2 pytania:

    1. Co sądzisz o ryżu?

    2. Co wg Ciebie złego jest w gotowych daniach mrożonych?

  50. szaryczłowieku, dzięki za krytyczny komentarz. W moim artykule nie pisałem, że związki przyczynowo-skutkowe pomiędzo konsumpcją tłuszczu zwierzęcego (a więc cholesterolu) są nieznane – tylko to, że konsumpcja tłuszczu zwierzęcego nie ma żadnego wpływu na choroby układu krążenia. Ani na śmiertelność ogólnie (link do wykresu wyników badań podawałem). To samo napisał dr Uffe Ravnskov w swojej książce (wskazuję ją w artykule) podając setki przypisów i analizując drobiazgowo dziesiątki badań. Polecam dociekliwym.

    Zwróć uwagę, że potępiając nadmierną podaż węglowodanów podaję konkretne powody oraz wyniki badań. Żeby nie było, że jestem jakimś węglowodanowym szowinistą – jestem zdecydowanie przeciwny wszystkim rafinowanym (od mąki po cukier) oraz niektórych pochodzących z warzyw (ziemniaki, buraki, marchewka) i owoców (przez fruktozę, cholerstwo jeszcze gorsze niż glukoza). Sam spożywam te wszystkie pokarmy, ale nigdy nie przekraczam 80g dobowo. Przy 100 nie zauważyłem istotnej zmiany samopoczucia, ale tak już się nauczyłem i w taki sposób przyrządzam swoje posiłki. Świetnie (zarówno dla biochemików jak i zwykłych zjadaczy chleba) o węglowodanach napisał dr. Michalak, podobnie wyrazą się podręcznik Biochemii Harpera. Również o tym, dlaczego są składnikiem diety niekorzystnie wpływającym na zdrowie.
    I nie jestem producentem wędlin, smalcu czy hodowcą „żywizny” (chociaż marzy mi się kilka owieczek na podorędziu :)), zawodowo zajmuję się szkoleniami sprzedawców.

    Jeśli chodzi o wodę – prezentujesz typowy pogląd wielu ludzi – „słyszałem, że trzeba pić 1,5 (2) litry wody na dobę”. Niektórzy dodają „najlepiej mineralnej/niegazowanej/destylowanej/deszczowej/mokrej/jakiej tam chcesz”. Rzeczywiście jest tak, że u osób, których dieta jest przeładowana węglowodanami, obok łóżka stoi butelka wody. Serio, możesz to zauważyć najłatwiej u otyłych. W przypadku osób, które żywią się głównie tłuszczem lub białkiem i tłuszczem podaż wody jest relatywnie niewielka (w moim przypadku w upalne dni na plaży nie przekraczała 1 litra). Kiedy tylko zmniejszałem ilość tłuszczu na rzecz węglowodanów, pragnienie natychmiast rosło, co jest naukowo wytłumaczalne w procesie spalania węglowodanów przy glikolizie. Natomiast beta-oksydacja kwasów tłuszczowych pozwala uzyskać z każdego grama tłuszczu 1 gram wody (dlatego wielbłądy mogą „pić” ze swoich garbów tłuszczowych).
    Spożywanie wody „na siłę” jest szkodliwe i napisałem już o tym we wcześniejszych komentarzach – chodzi głównie o jej tonizowanie przed wprowadzeniem do organizmu. Trzeba ją podgrzać lub ochłodzić, usunąć niepotrzebne składniki (np jeśli jest to wypita herbata) albo dodać potrzebnych elektrolitów (np sodu, wapnia czy potasu) z własnych „zapasów”, zazwyczaj kości. Z tego powodu, wielu hutach, gdzie robotnicy pili dużo, otrzymywali słoną wodę (z solami mineralnymi) albo mleko.

    Ile należy pić? Odpowiedź jest prosta: dokładnie tyle, aby zaspokoić pragnienie. Ani więcej, ani mniej. Dla jednego to będzie 5 litrów na dobę, dla innego 500ml. Co należy pić? Najlepiej czystą wodę (ale nie destylowaną), może być mineralna (ale nie musi). Żadnych soków, herbat czy napojów gazowanych albo alkoholu. Temat pragnienia jest dość rozległy i na pewno opiszę go szerzej.

    Cieszę się, że „uwierzyłeś w ducha” jakim był dla Ciebie cholesterol :)) Tylko sie go nie bój, jak każą reklamy!

    Ryż. O jakim ryżu mówimy? Zakładam, że chodzi Ci o zwykły, popularny ryż biały, oczyszczony. Jedno z najczystszych źródeł skoncentrowanych węglowodanów, w zasadzie pusta kaloria (nie dostarcza żadnych mikroelementów, chyba, że mówisz o czarnym, niełuskanym ryżu albo basmati). Z tego powodu produkt ten jest wykluczony we wszystkich dietach niskowęglowodanowch (low-carb). Oczywiście, są narody, które żywią się ryżem a mimo to, nie są otyłe. Przykładem mogą być Japończycy – jedzą zwyczajowo ryby (w niektórych regionach nawet 300kg rocznie!) z ryżem. Białko i węgle. Na takiej diecie nie utyją (nie mieszają „paliw”) w przeciwieństwie do Chińczyków, którzy dodają do ryżu tłuszcz (wieprzowina, kaczki itp).
    Jedyną zaletą ryżu jest to, że nie zawiera glutenu – dlatego zjadłbym go chętniej niż produkty zbożowe (choć nie mam celiaklii). Ale oczywiście nie przebije kaszy jaglanej czy gryczanej :)

    Jeśli chodzi o gotowe produkty mrożone (pierogi, krokiety, mielone, widziałem nawet ślimaki z masłem) – zasadniczo bym się tego nie tknął. Wystarczy spojrzeć na etykietę i listę składników, zawierającą cały zestaw przeciwutleniaczy (zdrowo, wszyscy mówią że są potrzebne!), barwników i konserwantów (żeby ładnie i długo wyglądać w trumnie :)), zazwyczaj sporo wypełniających dodatków (mięso – białko sojowe, produkty mączne – zmodyfikowaną skrobię), a skoro już są te wypełniacze, to trzeba uzupełnić aromaty („żeby Polska była Polską – tj, pierogi z mięsem smakowały jak z mięsem, a nie papką tłuszczowo-sojowo-białkową).
    Raz kupiłem sobie „komplet” takiego jedzenia, żeby „poznać wroga”. Zapach był nawet niezły, ale smak plastikowy. Skończyło wśród uradowanego ptactwa srok i gawronów. Trochę, jak porównanie chińskiej zupki do prawdziwego rosołu czy pomidorowej.

    Sądzę, że są na rynku takie produkty, które nie zawierają tego całego syfu i badziewia i robione są tradycyjnymi metodami garmażeryjnymi, ale chyba jest ich mniejszość. Warto czytać to, co jest napisane na etykiecie – choć nie wszystko jest podawane (np, nie ma obowiązku opisywania procesu technologicznego co w niektórych przypadkach ma znaczenie).

  51. Dzięki za odpowiedzi. Jestemk laikiem w sprawach żywienia, ale kieruję się intuicją, co chyba popierasz („pij dokładnie tyle, aby zaspokoić pragnienie”).

    Również Twoje odpowiedzi brzmią ciekawie, dlatego pomęczę Cię jeszcze trochę pytaniami.

    Zanim je zadam, powiem najpierw, skąd usłyszałem o tym piciu – od 85-letniego dziadka, który miał energię i wyglądał na 60. Jego 84-letnia żona również. Rzeczywiście pili co najmniej 2 litry soku jabłkowego i wody mineralnej lub mieszanki ww./dzień.

    Soki owocowe też są „be”? A owoce – dlaczego? A soki warzywne, np. pomidorowy? Herbaty owocowe? Co złego jest w napojach gazowanych? Pepsi? A kakao?

    Jeśli w składzie mrożonki „nic” nie ma, to mogę uznać, że jest dobra?

    Dlaczego białko sojowe jest złe? Czasem jem kotlety sojowe i mi smakują.

    Co złego jest np. w modyfikowanej skrobi czy w ogóle w modyfikacjach genetycznych? Wg mnie (laika) różnica między genami np. kurczaka a genami pomidora jest znacznie większa niż pomiędzy genami kukurydzy zmodyfikowanej a nie zmodyfikowanej. W dodatku kod genetyczny człowieka jest jeszcze inny i powielany automatycznie od już istniejącego wzorca, niezależnie od kodu spożywanych (modyfikowanych lub nie) produktów. Tak?

    Na koniec o pieczywie. Rozumiem, że chleb biały odradzasz i nawet się z tym zgodzę – smakuje mi dopiero, gdy inni uważają go za „stary”. A co powiesz o chlebie razowym? Słonecznikowym (i z innymi ziarnami)? Pieczywie chrupkim typu chleb ryvita – mi smakuje.

    1. szaryczłowieku, to zdecydowanie za dużo pytań na raz :) Nie, żeby mnie przerażał ich zakres ile to, że każdy z tematów to obszerny kawał informacji, jeśli wyjaśniać to dokładnie. No nic, spróbujmy :)

      Co do intuicji – ona świetnie działała u ludzi jeszcze przed wynalezieniem rolnictwa – jakieś 10 tyś lat temu. Wtedy ponderostat człowieka był programowany przez znane mu od milionów lat jedzenie. Niestety, wraz z rolnictwem oraz obróbką żywności niejadalnej (np poprzez jej mutowanie i krzyżówki zbóż czy ziemniaków albo kukurydzy) naturalna intuicja żywieniowa ulegała sukcesywnym wariacjom. Przez ostatnie 100 lat w szczególności – ilość kalorii oraz sposób ich trawienia zmienił się dramatycznie w typowym ludzkim posiłku, natomiast ponderostat nadal pozostaje z ustawieniami sprzed tysięcy lat – najlepiej widać to na przykładzie insulinoodporności oraz cukrzycy. Aby dzisiaj podnieść sobie cukier na stałe, wystarczy wypijać dziennie litr napojów owocowych lub gazowanych. To dawka ok 150g cukru. Obecnie aby uzyskać taką ilość cukru np. z jabłek trzeba by ich zjeść ok 1,5kg (średnio zawierają 10g cukrów w 100g jadalnych części jabłka). Dawniej owoce nie były krzyżowane więc zawartość cukrów była w nich niższa więc ta ilość powinna być zwiększona. Ale załóżmy dla tej kalkulacji, że pozostawimy cukier na poziomie 10% wagi jabłka. Przypomnę tylko, że 100g glukozy daje zaledwie 400kcal. Żeby uzyskać 2000kcal (zalecana ilość w tzw. „dzisiejszej” dietetyce) trzeba by zjeść tych jabłek 5×1,5kg co daje 7,5kg. No, znajdz odważnego, który jest w stanie to zrobić. I nie jest krową albo koniem :)
      To główny problem dla ludzi żyjących w czasach przed-rolniczych. Ale nie jedyny:
      1. w niektórych strefach klimatycznych (umiarkowana, śródziemnomorska) owoce występowały sezonowo więc przez pewną część roku były niedostępne
      2. nawet wówczas, gdy były dostępne oraz w strefach zwrotnikowych czy tropikalnych gdzie owoce występują cały rok – ludzie musieli konkurować o nie ze zwierzętami
      3. nawet kiedy udało się te owoce zerwać, trudno było je magazynować bo szybko gniły.
      4. za tym owocowym cukrem trzeba się było nachodzić i nawysilać, aby go zdobić. Nie mówiąc już o miodzie.
      Z tych między innymi powodów w owych czasach ludzki ponderostat miał ustawiony tzw. set-point w optymalnym miejscu i wszystko działało bez zarzutu.

      Dzisiaj, współcześni ludzie nie mają kompletnie żadnego problemu z dostępem do kalorii. W każdej kuchni mają kilkadziesiąt TYSIĘCY kcal w rozmaitych postaciach – mąki, cukru, oleju, masła, chleba, mięsa, słodyczy i słodkich napojów lub produktów nabiałowych. Wszystkie one są efektem sztucznej (z naturalnego punktu widzenia) rafinacji i tak już ulepszonych produktów pierwotnych. Dlatego nasz ponderostat nie umie sobie z nimi poradzić – choć wyglądają, pachną i smakują jak to, co ma zapisane w swojej „genetycznej pamięci” to działają zupełnie inaczej niż może się tego spodziewać. Stąd otyłość i większość chorób – mają bowiem swój początek w jedzeniu jak mawiał Hipokrates.

      Nawet temat napojów jest problemem dla ponderostatu – on zna tylko wodę. Nie zna soków, wina, herbaty – ludzie gasili pragnienie wodą. Dlatego nasz organizm się „dziwi” jakim cudem dalej chce się nam pić, skoro wypiliśmy pół litra płynu. Tyle, że był to słodki. Temat tego jedzeniowo-wagowo-energetycznego mechanizmu jakim jest ponderostat jest interesujący, dlatego za jakiś czas o nim napiszę więcej. Tyle w kwestii intuicji – w zasadzie nikt z nas jej już nie ma. Można liczyć tylko na swoje świadome wybory, choćby z tego powodu, że dzisiaj to co wygląda jak mięso wcale nie musi nim być.

      Jak wspomniałem, kwestia zapotrzebowania na wodę jest indywidualnie zróżnicowana i zależy od masy czynników (klimatu, diety, aktywności i wieku w szczególności) – dlatego nie ma co patrzeć na cudze wzorce, choćby najbardziej rozpropagowane czy „zdrowe”. Trzeba pić wtedy, kiedy czuje się pragnienie i przestać pić kiedy zostaje zaspokojone. Znam palacza, który ma 89 lat. To nie oznacza, że palenie wydłuża życie.

      Kolejne tematy: soki owocowe oraz słodkie napoje gazowane. Oba napoje są źródłem łatwo dostępnego cukru o którym pisałem cały ten artykuł oraz nadmieniałem w wielu komentarzach. Jest pewna zaleta soków (ale naturalnych, a nie tych produkowanych w kartonach) tzn. uzyskuje się z nich – poza cukrem – także pewną ilość witamin i mikroelementów. Problem jednak w tym, że najczęściej są one w trudnej do przyswojenia dla ludzi postaci albo ich ilości są na tyle niewielkie, że nie mają wpływu na działanie organizmu w długim okresie czasu. Substancje te najczęściej są wykorzystywane bezpośredno w procesie metabolizmu cukru pochodzącego z tych owoców. Trzecia rzecz – soki są „skoncentrowaną” wersją owoców. Pokazałem Ci przykład z jabłkami – 7,5kg jabłek to ogromna ilość do zjedzenia. Ale jeśli przerobić je na sok, wówczas wyjdzie nie cały litr płynu, który będzie zawierał niemal tyle samo cukru ile jabłka. Taka koncentracja w naturze jest bardzo rzadko spotykana (miód jest specyficznym wyjątkiem).

      Kakao to temat bardzo szeroki – ponieważ jest tak jak kawa czy tytoń – używką. Ma bardzo silne działanie pobudzające (większość ludzi nie wie jak smakuje prawdziwe kakao, bo wszystkie spotykane w Europie mają obniżoną zawartość tłuszczu i są rafinowane) zawiera kofeinę oraz podobnie działającą do kofeiny teobrominę oraz niektóre substancje zbliżone do opiatów (egzorfiny). Stąd czekolada tak świetnie nadaje się do polepszania podłego humoru. I uzależnia. Generalnie nie jest zbyt dobrze, aby spożywać kakao często i w dużych ilościach ale jak to z używkami bywa – trudno się oprzeć :) Ja sam lubię gorzkie i tłuste kakao, ale nie mam jakoś specjalnie często na nie ochoty.

      Oczywiście mrożonka pod względem organoleptycznym i smakowym nie dorówna świeżo przyrządzonej potrawie, ale jeśli nie widzisz w składzie nic dziwnego i takie jedzenie Ci smakuje – jedz bez przeszkód (jak wspomniałem, problemem może być proces technologiczny o którym nie trzeba pisać na etykiecie).

      Skrobia modyfikowana to coś innego niż żywność modyfikowana genetycznie (GMO) (choć można zrobić skrobię modyfikowaną z ziemniaków modyfikowanych genetycznie). O GMO już pisałem w osobnym tekście, temat nie jest tak błahy jak może Ci się wydawać. Zobacz też stronę http://www.alert-box.org. Ta modyfikowana skrobia, to naturalna skrobia ziemniaczana, sojowa czy kukurydziana, która przez obróbkę (fizyczną czy chemiczną) ma zmienione właściwości (np wiąże więcej wody dzięki czemu zagęszcza jogurty i daje wrażenie tłuszczu na podniebieniu). Innymi słowy kolejny produkt, który słuszy do tego, aby oszukiwać nasze zmysły sprzedając nam substytuty zamiast oryginałów. Wiele produktów bez skrobii modyfikowanej (np keczup) miałyby konsystencję raczej „biegunkowatą” a chyba nie o to chodzi :). Dodatkowo skrobia modyfikowana może mieć większy ładunek i indeks glikemiczny niż zwykła niemodyfikowana skrobia – może podnosić cukier we krwi bardziej niż „naturalny” odpowiednik. Tę skrobię możesz spotkać w keczupie właśnie oraz w większości produktów nabiałowych, w wędlinach oraz produktach light.

      I w końcu o pieczywie. To że coś komuś smakuje, nie znaczy że mu służy (choćby przykład wyżej – skrobia modyfikowana sprawia, że keczup z nią lepiej smakuje niż bez niej). Człowiek jest „wszystkożercą” więc nie pogardzi żadnym jedzeniem. Technologia żywności jest po to, żeby zamienić to co niejadalne w to co jadalne. Tak też działo się ze zbożami. Wieleset pokoleń krzyżowanych zbóż dało w efekcie to, co widzimy dzisiaj w piekarniach – mąki z takich gatunków ziaren, które w zasadzie są bardzo bogatym źródłem energii w postaci węglowodanów (skrobia, niektóre cukry).

      Generalnie zboże jest dla ptaków i niektórych zwierząt (np bydła, koni). Ptaki, które są przystosowane do żywienia się ziarnem mają specjalny, dodatkowy żołądek (tzw. żołądek mięśniowy) w którym po pierwsze – ziarna fermentują w bardzo zróżnicowanej florze bakteryjnej, po drugie – są rozdrabniane. Podobnie jest np. z krowami, które tych żołądków mają bodaj cztery. I o ile samo rozdrabnianie w przypadku ludzi robiły żarna (a później młyny) o tyle z fermentacją był problem. Więc zaczęto używać zakwasu.
      Po jaką cholerę fermentować mąkę? Ano trzeba sobie odpowiedzieć „na jedno ważne, ale to zajebiście ważne pytanie” jak mawiał Laska w filmie Chłopaki nie płaczą. Co jest najważniejszym celem życia zboża? Nie, no nie to, żeby wyżywić ludzi czy zwierzęta. Ani nie to, żeby ładnie wyglądać kiedy wiatr kładzie łany na rozległych polach. Celem każdej rośliny (w tym zboża) jest zasianie maksymalnie dużej ilości swoich nasion w celu przedłużenia gatunku i zwiększenia populacji (to tak jak z ludźmi ;)). Ponieważ rośliny nie mają nóg – to nie moga uciekać przed krowami, które chcą je zjeść. Nie mają pazurów więc nie mogą się bronić przed ptakami, kiedy te chcą zjeść ich największy skarb – ziarna. Więc bronią się inaczej. Straszliwie i najbardziej podstępnie ze wszystkich sposobów obrony. A czasem nawet ataku. Używają broni chemicznej.

      Wszystko po to, żeby najeźdźca, który zdecyduje się na konsumpcję pożałował tego tak bardzo jak tylko jest to możliwe. Ze śmiercią włącznie. Wszystko zależy od tego, ile waży amator ziaren, jak bardzo jego przewód pokarmowy jest przystosowany do ich trawienia (patrz ptaki) oraz jak często te ziarna je. Garnitur chemikaliów obejmuje kilka tysięcy substancji (a i tak nie wszystkie jeszcze oznaczono). Ale najpowszechniejsze z nich to saponiny, hemaglutynina, inhibitory proteaz i amylaz (ślinowej i trzustkowej), goitrogeny, szczawiany, fityny oraz glikoalkaloidy (pisałem o nich w tekście o ziemniakach). O jednej z tych toksyn – kukurbitacyna – to świetny naturalny sposób na robaki. O tym jak działa każda z nich poczytasz choćby w Wikipedii. Jak widać z powyższego, chleb „pełnoziarnisty”, który ma być najzdrowszą substancją pod słońcem prawdopodobnie istotnie jest zdrowy – ale dla kur. Dla ludzi jest trucizną. Temat mąki już kiedyś poruszałem w tekście jaka mąka do czego, ale odezwało się po nim wiele maili, więc do tematu zbóż jeszcze powrócę.

      Człowiek podczas krzyżówek starął się wychodować takie zboża, które mają mało toksyn w swoich ziarnach ale niestety nie udało się ich wyeliminować całkowicie. Stąd konieczne jest fermentowanie mąki (zaczyn na zakwasie) zanim upiecze się chleb ale i ten proces nie eliminuje wszystkich toksyn. Tyle tylko, że dzisiaj robi się to coraz rzadziej. Proces technologiczny takiego wypieku jest kilkakrotnie dłuższy i droższy a wynik może być za każdym razem inny (chleb może smakować inaczej, produktywność może być zmienna). Dlatego piekarnie stosują już gotowe mieszanki smakowo-spulchniające (a marketowe piekarnie to już musowo) i uzyskują piękne, identyczne bochenki, które smakują tak jak klient oczekuje. Nie za słodko, nie za kwasno – każdy znajdzie coś dla siebie wśród rozmaicie nazywanych bochenków posypywanych chyba już wszystkimi rodzajami nasion jakie zna natura. Czekam na chleb posypany trocinami, one też są zdrowe. Dla korników.

  52. Podoba mi się zdecydowanie, z jakim o tym piszesz. Widać, że stoi za tym solidna wiedza. Nie znałem terminu „ponderostat” i trudno go gdzieś znaleźć, ale intuicyjnie czuję, o co chodzi. Czy ten ponderostat nie zmienia się wraz ze zmieniającymi się warunkami życia i nowymi źródłami pokarmu?

    W ogóle żeby nie było za łatwo, to mam jeszcze kilka pytań:-D

    Płatki owsiane z mlekiem? To też zboże, ale to się wydaje takie oczywiste, że owsianka na mleku jest zdrowa:-)

    I na deser: byłeś/chodzisz czasem do MacDonaldsa?

    1. Szaryczłowieku, cieszę się, że moje opisy są na tyle czytelne że można je zrozumieć bez specjalistycznego kursu z biochemii ;)

      Ponderostat jest mechanizmem, o którym w zasadzie nie dowiesz się od żadnego dietetyka (zupełnie nie wiem dlaczego), choć jest on powszechnie opisywany w profesjonalnych źródłach (choćby niemieckich czy angielsko-języcznych). Rzeczywiście w polskojęzycznej części internetu bardzo trudno o jakiekolwiek informacje na jego temat. A to dziwne – bo jego istnienie jest bezdyskusyjne (każda żywa istota posiada ten mechanizm, z roślinami włącznie). Hipotezy dotyczą „jedynie” sposobu jego działania czy raczej oddziaływania zmiennych środowiskowych i wewnętrznych na jego działanie – choć niektóre udało się potwiedzić (linki do badań podam niżej).

      Czymże jest ów ponderostat? Zwrócę się na chwilę to mechanizmu bardziej znanego, który każdy z nas może zaobserowować na sobie: każdy utrzymuje temperaturę własnego ciała na poziomie 36,6 stopnia Celsjusza. Czy tego chcemy czy nie – nie mamy na to wpływu świadomego (chyba, że zjemy coś mocno rozgrzewającego np. aspirynę czy duże ilości ostrej papryki). Nasz organizm w jakiś magiczny sposób wie kiedy podnosić temperaturę (nagły podmuch zimnego wiatru) albo kiedy ją obniżać (przebłysk słońca w zimny dzień). Mimo, że warunki zewnętrzne są zmieniane (jesteśmy nadzy, lepiej lub gorzej ubrani, mokrzy, w upale albo saunie) a mimo to, nasza temperatura oscyluje w tej samej granicy nie różniąc się istotnie. To że wie kiedy podnosić/obniżać – to jedno. Ale wie też w jaki sposób to robić oraz skąd czerpać energię aby ta reakcja była odpowiednio szybka. Stąd mechanizmy podnoszenia ciśnienia krwi, gęsiej skórki czy mikronapięć mięśni (przechodzących w dreszcze) albo pot i obniżenie ciśnienia w upalne popołudnia. Zmiennych sterujących tym naszym termostatem jest cała masa (choćby zawartość elektrolitów we krwi) – wszystko po to, żeby ochronić życie. O tym jak wrażliwy jest to mechanizm można dowiedzieć się czytając choćby artykuł z Wikipedii na temat hipotermii albo ten artykuł z Onetu.

      Ponderostat zaś to mechanizm podobny w swoim działaniu do opisanego wyżej termostatu. Oba działają z resztą w ścisłej, wzajemnej współpracy. Ponderostat pilnuje naszej równowagi żywieniowo-energetyczno-metabolicznej. W wielkim uproszczeniu, kontroluje on zależności pomiędzy tym co widzimy na talerzu, naszym stanem głodu i jego zaspokojenia, potrzebami energetycznymi organizmu oraz jego wagą i ogólną kondycją. Przedstawiając to obrazowo: jeśli ktoś intensywnie ćwiczy, bo chce zrzucić trochę tłuszczu to jego organizm podczas tych ćwiczeń istotnie konwertuje pewną część „słoninki” na energię wydatkowaną podczas wysiłku. Jendak ponieważ „natura nie znosi próżni” natychmiast po wydatkowaniu energii organizm (a w zasadzie ponderostat) domaga się jej uzupełnienia. Kiedy cżłowiek siada przed suto zastawionym stołem jego ponderostat potrafi oszacować ile energii (i jakiej) uzyska z każdego typu potrawy którą ma przed sobą. Stąd doskonale wie, że potrzebuje mieć inną dietę, kiedy pracuje jako górnik pod ziemią, a inną kiedy czyni wysiłek intelektualny opracowując np. lekarstwo na raka. Wszystko to dodatkowo zależne jest od płci, wieku, stanu zdrowia, środowiska i masy innych czynników. Naukowcy ciągle tworzą hipotezy (niektóre z nich potwierdzają) w jaki sposób poszczególne elementy na siebie oddziaływują, choć jest to równanie z milionem niewiadomych. W zasadzie jeden, wielki niekończący się wielomian (w każdym razie algorytm Google do obliczania PageRank to przy tym pikuś ;)).
      Mechanizm ten – całkowicie niezakłócony – łatwo widać na dzikich zwierzętach oraz… noworodkach. One jakby „intuicyjnie” wiedzą kiedy jeść oraz co jeść (mleko kobiece podczas laktacji ma różne „fazy” odżywcze).

      Oba mechanizmy (termostat i ponderostat ale i wiele innych) funkcjonują w autonomicznym układzie nerwowym – innymi słowy są niezależne od naszej świadomości tak jak ciśnienie krwi czy ruchy robaczkowe jelit. To dobry patent – dzieki temu nikt nie może „majstrować” przy tej precyzyjnej mechanice. Nie znaczy to, że nikt tego nie próbuje. Próbuje i to bardzo często. Kto? Przemysł spożywczy właśnie. Wcale nie od wczoraj czy od minionego wieku. Ale w zasadzie od kiedy wynaleziono rolnictwo (choć wielu naukowców twierdzi że nawet od momentu, kiedy ludzie nauczyli się używać ognia).

      Pytasz, czy ponderostat nie zmienia się w zalezności od warunków życia – problem w tym, że tak, zmienia się. Teoretycznie powinniśmy się cieszyć, bo gdyby był stały, jedlibyśmy tylko surowe mięso, kilka owoców znajdowanych na pobliskich drzewach oraz parę jagód. Bo mechanizm by się „nie regulował” wobec zmian otoczenia tylko działał na „oryginalnych” ustawieniach sprzed milionów lat. Ale w istocie te dynamiczne zmiany w ponderostacie są w dzisiejszych czasach problemem. Co z tego, że zmienia się nam ponderostat skoro nie zmienia się fizjologia naszego układu trawiennego albo metabolizm? Oto przykład: ponderostat rozpoznaje (bardzo szybko, czasem wystarczy kilka doświadczeń z danym pokarmem), że np. makaron daje dużo energii. I super – ogranizm może mieć dużo łatwo dostępnej energii z węglowodanów. Problem w tym, że nasze ciało nie ewoluowało fizjologicznie w tym kieunku. Nie urośnie nam w dwa dni dodatkowy żołądek czy nie zmienimy sposobu oddziaływania insuliny na glukozę oraz komórki. Ponderostat powstał po to, żebyśmy mogli przetrwać w zdrowiu w (niemal) każdych warunkach, ale jesteśmy ograniczani przez geny, które nas projektują w taki a nie inny sposób. Mutacja tych genów w jakimś kierunku (np. odżywiania się ziarnem) jest znacznie, znacznie, znacznie dłuższa niż zmiana ponderostatu. Najłatwiej widać to u dzieci, które „uczą się” jedzenia w ten sposób, że stosują monodiety: mogą przez miesiąc jeść tylko frytki albo tylko rosół czy mielone. Nie lubią „miksu” potraw właśnie z tego powodu, że natura chce „nauczyć” ich ponderostaty jak oddziaływuje na nich poszczególne „pojedyńcze” jedzenie. U dorosłego widać to w innym przypadku: kiedy choć raz zatrujesz się jakąkolwiek potrawą (niech to będą gołąbki, po których całą noc spędziłeś klęcząc przy kibelku), to pomimo wcześniejszej nauki Twojego ponderostatu, że gołąbki są OK, w jedną noc w Twojej głowie zrodzi się całkowita niechęć do gołąbków, najprawdopodobniej na resztę życia. Już sam zapach gotowanej kapusty będzie wywoływał u Ciebie odrzucenie i przykre wspomnienia.

      Oszukiwanie ponderostatu jest niestety dzisiaj praktyką powszechną. Ludzie nie lubią i nie chcą gotować (pomiomo lansowania trendu jakie to fajne i na topie) bo szkoda im na to czasu. To świetny moment dla producentów żywności, którzy – aby produkować tanio ale równie dobre produkty – uciekają się do różnych oszustw, aby oszukać nasz ponderostat. Klasykiem są produkty light – które dostarczają w tej samej objętości mniej kalorii. Ponderostad zakłada na podstawie wcześniejszych doświadczeń, że wystarczy zjeść jeden kubek jogurtu, który kupowałeś zawsze. Ale tym razem bierzesz wersję light – i mimo, że zjadasz tę samą ilość, nadal czujesz się głodny i sięgasz po kolejną porcję light. Drugi przykład to śmietana z dodatkiem mączki chleba świętojańskiego czy wspomnianej już skrobii modyfikowanej. Ponderostat pamięta, że śmietana daje ileśtam energii bo zawiera tłuszcz, białko itp. Kiedy jednak sięgasz po śmietanę z tymi dodatkami – choć smak i konsystencja Ci pasuje – Twój ponderostat
      „zmierzył” że coś w tej śmietanie jest „nie tak”. Kiedy widzisz słodką bułkę, ponderostat od razu porzygotowuje organizm na jej konsumpcję (choćby przez wyrzut insuliny), jeśli jednak okaże się, że bułka tylko wyglądała na słodką a w istocie jest słona, Twój ponderostat każe Ci być ostrożnym przy następnym wyborze, a jeśli się ponownie na nią zdecydujesz, wyrzut insuliny będzie mniejszy.

      Jesli zagadnienie ponderostatu interesuje Cię bardziej, przejrzyj te zasoby (niestety po angielsku): http://deepblue.lib.umich.edu/bitstream/2027.42/33789/1/0000044.pdf
      (testy ponderostatu szczurów), tu: http://www.fasebj.org/content/6/2/794.long, tu: http://www.nature.com/ijo/journal/v25/n5s/pdf/0801904a.pdf oraz tutaj http://books.google.pl/books?id=SD_QX7x366MC&lpg=PR11&ots=43txI2ASQm&dq=Regulation%20and%20the%20ponderostat.%20Cabanac%20M.&hl=pl&pg=PA724#v=onepage&q=Regulation%20and%20the%20ponderostat.%20Cabanac%20M.&f=false

      Jeśli chodzi o mleko – wychodzę z założenia, że człowiek, który nie jest oseskiem powinien traktować je tak samo jak imbir. Osesek ma ja pić (najlepiej matki) bo jesteśmy ssakami i w pierwszym okresie życia to jedyny pokarm. Mówię o naturalnym mleku matki. Póżniej nie jest już do niczego potrzebne, chyba, że ktoś chce, żeby urosły mu rogi i kopyta albo chce mieć alergię czy reumatyzm na starość – tutaj poczytasz więcej. W szczegolności jeśli chodzi o substancję, którą sprzedaje się w sklepach w prostokątnych kartonach. Mlekiem bym tego nie nazwał, choć ponoć istotnie ma nim być. Jeśli już piłbym mleko to takie prosto od krowy, ale i jego w zasadzie nie używam (chyba, że do płukania wątróbki). Z produktów mlecznych najlepiej jeść te, które zostały sfermentowane – ale w naturalny sposób – w innym przypadku (a już szczególnie jeśli chodzi o mleko UHT) lepiej wypić octu jabłkowego. Przynajmniej zdrowiej :) Owies ma tę przewagę nad innymi zbożami, że ma mniejszy ładunek glikemiczny przez co słabiej podnosi cukier. Poza tym zawiera w większości te same toksyny co inne zboża. Świetnie nadaje się w zasadzie jako pasza dla kopytnych (ponownie – ich żołądki są lepiej przystosowane do tego typu pokarmów zbożowych niż żoładki ludzi).

      McDonalds… hmmmm… Oczywiście że chodzę! (Szok? :)) Po co? Pisałem Ci już wcześniej, że zawodowo prowadzę szkolenia dla sprzedawców. Jednym z moich ulubionych warsztatów jest wizyta z uczestnikami szkolenia w McDonalds po to, aby nauczyli się obsługiwać klientów jeśli chodzi o tzw cross-selling i up-selling, który w McD jest opanowany do perfekcji (porcja powiększona? ;)). Czasem bywam w McDonalds na kawie, zwłaszcza, kiedy jestem w trasie, choć na wielu stacjach też mają dobrą kawę. Nie zmienia to jednak faktu że jestem z McD bardzo związany i próbuję korespondować z nimi zawzięcie.
      Dlaczego tylko „próbuję”? Ano dlatego, że niestety się to nie udaje. Ich kontakt mailowy podawany w wielu miejscach (kontakt@mcd.pl) zwraca odpowiedź serwera mailowego, że nie da się przesłać wiadomości, jedynie pozostaje mailing przez formularz na stronie. Mimo tych trudności, cały czas próbuję się dowiedzieć co znajduje się w produktach McD i czasem Pani Eliza Kazubek (od PR i kontaktu) z McDonalds prześle mi swoją lakoniczna odpowiedź na zadane pytania. A miałem ich całkiem sporo, w kontekście kampanii dociekliwi.pl która miała na celu przekonać konsumentów, że ich produkty to samo zdrowie i w ogóle są lepsze niż domowe obiady. Mimo to, dociekliwość owych dociekliwych jest tak płytka, jak poziom Wisły tego lata, zaś strona mcdonaldsmenu.info nie mówi kompletnie nic o składnikach produktów.

  53. Panie Rafale, bardzo dużo nauczyłam się z Pana wypowiedzi. Przemawiają do mnie argumenty, są logiczne. Mam „problem” z cholesterolem, całkowity 264,
    natomiast HDL 108 a LDL 144, TG 58. Czy mam być zaniepokojona? Stosowałam kurację spirytus z czosnkiem wg Tombaka, raczej nie jadam tłusto. Chcę dietą poprawić wyniki. Jeżeli zastosuję niskowęglowodanową czy po dwóch tygodniach coś się zmieni. Mój znajomy przyjmuje ALI i jada tłusto, ale czy to ma sens? Blokery tłuszczu chyba nie są dobrym rozwiązaniem? Co Pan o tym sądzi? Pozdrawiam serdecznie

    1. Pani Małgorzato, nigdy nie podjąłbym się opiniowania (nie mówiąc o diagnozie) bazując wyłącznie na wynikach trzech parametrów krwi (na dodatek zmiennych w czasie) bez większej i szerszej wiedzy, której nie posiadam. Czynników ryzyka w chorobach układu krwionośnego jest kilkadziesiąt (nałogi, stosowanie używek, waga, płeć, aktywność fizyczna a nawet region zamieszkania), cholesterol czy trójglicerydy są tylko jedymi z wielu czynników.

      Analizując jednak wyłącznie podane przez Panią wyniki, nie widać w nich niczego nadzwyczaj dziwnego (nawet w kontekście tradycyjnej medycyny). Wyznaję zasady opisane przez Uffe Ravnskova i Waltera Hartenbacha, którzy po analizie wielu badań granicę cholesterolu całkowitego, od którego należy sie cokolwiek nim przejmować ustawili powyżej 350mg/dL i to pod warunkiem, ze utrzymuje się stale, przez dłuższy czas.
      Niski poziom trójglicerytów jest o wiele ważniejszym czynnikiem niż cholesterol razem wzięty. A ten wskaźnik ma Pani niski, co wskazuje że nie ma Pani ani syndromu metabolicznego ani też nadwagi. Istnieje przewaga lipidów LDL nad HDL ale zmiana olejów na oliwę lub smalec oraz dorzucenie do diety kilku żółtek powinny zmienić propocje na odwrotne.

      Dwa tygodnie stosowania jakiejkolwiek diety zmieni jedynie wyniki badania krwi, natomiast mija kilka tygodni, zanim „zmiany” dotrą do organów i kilka miesięcy zanim zostaną wprowadzone na poziomie komórkowym (trwałym).

      Nie stosowałem sposobu Pana Tombaka, choć słyszałem o jego skuteczności, nie znam też nikogo, kto by go stosował. O korzystnym wpływie (niewielkich ilości) alkoholu na lipidy LDL i HDL pisałem już w swoich komentarzach, przytaczając stosowne badania.

      Jeśli chodzi o alli (chyba o ten środek Pani chodziło), nie zaufałbym mu bardziej niż maści na szczury ze starego przedwojennego dowcipu. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że jest blokerem tłuszczu. To wystarczający powód. Druga sprawa, to że nawet na stronie produktu dotyczącej składników nie ma o nich ani słowa. Nikt nie wyjasnił jak to działa i dlaczego powinno działać. Ale nic to, w linku „sekcja dla specjalistów ochrony zdrowia” możemy się w końcu dowiedzieć jakie badania i efekty stoją za tą magiczną kapsułką. Uwaga, cytuję: „Umożliwia osiągnięcie znaczącego dla zdrowia zmniejszenia masy ciała (5% masy ciała), co potwierdzono w badaniach klinicznych” i tutaj mamy przypis 1. Przypis odsyła nas na stronę zasobów gdzie pod numerem 1 mamy… „Charakterystyka produktu leczniczego alli. GlaxoSmithKline Consumer Healthcare.”

      Tak właśnie firmy farmaceutyczne kpią sobie z ludzi w potrzebie. To tak, jakbym ja na mojej maści na szczury napisał, że „zwiększa ilość oczu o dodatkową parę, co potwierdzono w badaniach klinicznych” a potem odesłałbym do charakterystyki produktu leczniczego (mojej maści). Dla osób nie zaznajomionych: karta charakterystyki produktu leczniczego to taka ulotka informacyjna, tylko napisana mądrzejszym językiem. Tutaj jest dla produktu alli. Piszą w niej tak: „Na podstawie badań klinicznych określono, że orlistat w dawce 60 mg przyjmowany trzy razy na dobę blokuje wchłanianie około 25% tłuszczu zawartego w pożywieniu.” Jakich badań? Kto widział wyniki? Ktoś może powiedzieć, że się rzucam, bo po pierwsze tak wygląda karta leku jak pisze w rozporządzeniu ministra zdrowia a po drugie tam przecież są tabelki z danymi. No racja – Minister kazał to robią jak kazał. Ale po to mają strony swoich produktów żeby informować konsumentów/pacjentów. Widać im to nie na rękę (jak widać po stronie Składniki, którą już podlinkowałem wyżej). Druga sprawa – wyniki – no niby są. Nawet wnioski są pod tabelką (strona 7). I jak to zwykle bywa w takich badaniach – te wyniki które im pasowały – pokazali. A te które nie – ukryli. Bo na przykład, gdzie są informacje jak kształtował się poziom HDL? Nie pokażą, bo spadł na łeb na szyję. Tak jest zawsze, przy każdym blokerze tłuszczu.
      Gdzie jest informacja jak zachowały sie trójglicerydy? Nie ma – bo wyskoczyły w górę niczym konik polny.

      Pomijam, że wszelkiej maści blokery tłuszczu zaburzają wchłanianie wielu substancji, między innymi witamin rozpuszczalnych w tłuszczach. Z oczywistych przyczyn jednoczesna dieta tłusta razem z blokerami tłuszczu jest lekko… dziwna. Po co jeść coś, co się blokuje? Niby tylko w 25% ale jednak.

      Druga sprawa – skoro chwalą się aż 5% spadkiem to oznacza, że przy osobie ważącej 100kg umożlwia zrzucenie 5kg. Dla wyprostowania światopoglądu, jeśli czyjaś waga (choćby z BMI) powinna wynosić 65 kg, ale on wazy 100kg i jest to tłuszcz (a nie np. mięśnie bo jest ciężarowcem), to 5kg bez trudu straci… pocąc się przy dowolnym wysiłku, bez łaski i bez alli. Tłuszcz (trójglicerydy) jest świetnym magazynem wody i to ona jest odzyskiwana podczas procesu spalania tłuszczu (beta-oksydacji) a później zużywana (choćby do pocenia).

      Dla wyjaśnienia: alli blokuje tylko wchłaniany tłuszcz, a nie ten metabolizowany np. z węglowodanów i z cukru. Innymi słowy mogę jeść alli razem z węglowodanami (to ta tzw. zdrowa dieta, bez tłuszczu) a mimo to nadal będę tyć. Na dodatek, to 25% występuje tylko wtedy, gdy dieta jest dokładnie taka jak oni tam napisali tzn 2000kcal i tylko kilka procent stanowi tłuszcz.

      Jedno, do czego może się przydać karta charakterystyki produktu leczniczego – to jest zapoznanie się ze skutkami ubocznymi. Których jest mnóstwo.

  54. Serdeczne dzięki Panie Rafale za odpowiedź. Podziwiam że ma Pan tyle cierpliwości dla swoich czytelników. Oczywiście poinformuję znajomego o tym wspaniałym specyfiku Alli i myślę, że da sobie spokój. Pozdrawiam

    1. Pani Małgorzato, cierpliwość w moim zawodzie to podstawa działania :)

      Jeśli każdy przyjrzałby się dokładnie specyfice każdego produktu który miałby cokolwiek robić w kwestii zmniejszania wagi ciała (a dokładniej – redukcji tłuszczu) przekonałby się, że jeśli ma do czynienia z blokerem – skutek będzie mizerny, okupiony skutkami ubocznymi, stosowaniem rozmaitych obostrzeń (np. całkowita zmiana diety bo tylko w takich warunkach bloker może działać np. zamiast jeść tylko węglowodany sugerują zmienić dietę na zróżnicowaną, np. 20%tłuszczu, 50% węgli i 30% białek) i podjęcia forsownego wysiłku fizycznego. Z kolei inne produkty bazujące na suplementach albo magicznych produktach przyspieszających przemianę materii nie rozwiązują problemu tycia. Najwyżej przyspieszają metabolizm (ale to samo robi zwykły alkohol), a trzeba pamiętać że każda energia wytracona musi być odzyskana (stąd efekt jojo). Tylko przebudowa organizmu na poziomie komórkowym (zmiana szlaków metabolicznych glukozy i promocja beta-oksydacji) gwarantuje skuteczną i trwałą redukcję wagi oraz poprawę zdrowia i samopoczucia. Pisałem o tym w artykule na temat tycia i odchudzania.

  55. Panie Rafale, wykorzystując Pańską cierpliwość proszę jeszcze o wytłumaczenie jak się mają przedstawione proporcje spożywania węglowodanów (1g na 1kg masy ciała) do spożywania fitosteroli 3-5mg na 1 kg masy ciała? Dopiero zaczynam studiować Pana blogi (nareszcie rozumiem co czytam!) i może coś mi umknęło. Z góry dziękuję

    1. Pani Małgorzato, proporcje mają się dobrze i dobrze je Pani przedstawiła. 1g węglowodanów na 1kg masy ciała w zupełności wystarcza do stabilnego funkcjonowania czerwonych krwinek – erytrocytów. Komórki te nie posiadają mitochondrium przez co „nie umieją” oddychać tlenem – zachodzi w nich wyłącznie oddychanie beztlenowe, co jak wyjaśniałem możliwe jest tylko przy dostawie glukozy. Jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że nasze ciało potrafi wytworzyć glukozę również z białka, to nawet całkowite wyzbycie się weglowodanów (na diecie białkowej, albo jak ma to miejsce u drapieżników) nie upośledza wcale oddychania erytrocytów.
      Tak więc 1 gram na 1 kg należnej masy ciała (można ją wyliczyć z siatki centylowej, BMI albo upraszczając – odejmując 100 od wzrostu dorosłego człowieka). W moim przypadku – na 96 kg należnej masy ciała jem 90-95g węglowodanów (choć są dni, kiedy nie przekraczam nawet 50).

      Jeśli zaś chodzi o fitosterole, które opisywałem w tym artykule istotnie, naturalna podaż nie powinna przekraczać 3-5 miligramów. Dla porównania 1 gram to 1000 miligramów. Jeśli ważę 96 kg to mogę jeść (weźmy górną granicę 5mg) 480 mg (więc nie jest to nawet pół grama) fitosteroli. Jak wspomniałem, występują one w różnych stężeniach w każdej roślinie podobnie jak cholesterol występuje wróżnej ilości w każdym zwierzęciu. Ponadnormatywne zwiększanie dawki fitosteroli (co zalecają producenci produktów obniżających cholesterol) jest szkodliwe (badania podałem w tekście) – jednak w naturalnym, nieprzetwarzanym celowo pożywieniu (warzywa, orzechy) ilości fitosteroli nie są na tyle duże, żeby tę zalecaną dawkę przekraczać.

      Tak jak już napisałem w komentarzu dla Pani Basi, naturalne stężenie fitosteroli w roślinach nie jest wcale bardzo wysokie. Np. w migdałach (mają najwięcej fitosteroli) jest ich ponad 140mg na 100g produktu co oznacza, że mogę zjeść 300g migdałów. To sporo, zważywszy, że zawierają ponad 50% tłuszczu (czyli w porcji 300g jest go ponad 150g). „Skoncentrowany” olej lniany ma ponad 300mg fitosteroli w 100g produktu. Nawet osoby spożywające duże jego ilości (np. na diecie dr Budwig, gdzie olej lniany jest podstawą) zauważą, (przykładowe przepisy tutaj), że rzadko przekracza na dobę 150 ml tego oleju (przez niego posiłki są syte i kaloryczne).

  56. Witam!
    Panie Rafale. Bardzo ciekawe wiadomości. Ja oczywiście dałem sie „złapac” na reklamę dot.: fitosteroli zawartych w margarynie. Byłem trochę przerażony wynikami : cholesterol całkowity powyzej 350 a tg240. Czuję sie jednak świetnie. Kupuję sobie resweratrol firmy Kenay AG, zmikronizowany a`200mg. Jem 2 x dziennie. Co Pan sądzi na temat resweratrolu trans?
    Powróciłem do masła/czy można je jeśc?/. Powrócę też do smalcu. Mój Ojciec używał tylko smalcu, masła. Nie używał innych tłuszczów do smazenia.
    Wiele opinii jest też negatywnych na temat spozywania mleka. Przekonuje mnie argument , ze zaden ssak po dorośnięciu nie spożywa mleka /poza mlekiem matki w okresie dorastania/. Ja raczej nie spozywam przetworów mlecznych/ naprawde małe ilości/. Zastąpiłem przetworami z mleka koziego i owcze serki. Czy słusznie?
    Pozdrawiam i miłego wieczoru oraz dziękuje za cierpliwość :-)

    1. Panie Adamie,
      nie jest Pan jedyną osobą, która „łapie” się na tego typu reklamy – najgorsze jest to, że ich przekaz bazuje na głęboko zakorzenionej trosce o własne zdrowie. Dobrym przykładem takiej reklamy jest reklama produktu Sterolea, gdzie znany prezenter pogodowy opisuje jak to nadciąga cholesterol i zagraża zdrowiu, przy czym nie ma nawet jednej „gwiazdki” na ekranie, która odwoływałaby się do obiektywnych badań.

      Resweratrol to polifenol, który ja osobiście wolę spożywać w formie wytrawnego czerwonego wina. Związek ten bowiem najobficiej występuje w naturalnej postaci na skórce czerwonych winogron. Dla rośliny jest to kolejna toksyna, którą produkuje po to aby zwalczyć grzyby na owocach. Polifenole są przeciwutleniaczami – choć ich cechą nie jest tylko neutralizowanie wolnych rodników. Resweratrol „potrafi” obniżyć stężenie cholesterolu (to konsumpcja czerwonego wina ma wyjaśniać tzw francuski paradoks – Franzuzi jedzą tłusto i piją dużo alkoholu – w postaci czerwonego wina – a nie dotykają ich choroby układu krążenia w takim stopniu jak innych mieszkańców Europy) choć z tego co mi wiadomo sam proces jest jeszcze zagadką (np. u myszy nie stwierdzono, aby jakkolwiek wpływał na cholesterol czy wolne kwasy tłuszczowe, zaś u ludzi owszem, obniża TC).

      Interesujący artykuł (pisany swobodnym językiem, ale dobrze opracowany) na temat tego polifenolu znajduje się na stronach Wprost.

      Dawki które są zawarte w suplementach wielokrotnie przekraczają naturalne. Podaje Pan dawkę 200mg (w jednej dawce zakładam, że w kapsułce), poczas gdy 1 litr czerwonego wina zawiera go przeciętnie od 2 do 7 mg. Jak widać, natura oferuje dawkę niemal 100 razy mniejszą (i to w 1 litrze wina!). Problemem przy tak dużych dawkach może być… maskulinizacja. Związek ten powiem działa pro-testosteronowo i anty-estrogenowol dlatego kobiety powinny używać suplementów rozważnie, a i mężczyżni mogą obserwować nagłe napływy agresji. Osobiście wychodzę z założenia, że suplementacja nie jest potrzebna osobie, która żywi się poprawnie tzn. jej dieta oparta jest o dobrej jakości tłuszcz i białko zwierzęce i zawiera minimalną ilość węglowodanów. Druga kwestia to taka, że jak Pan zauważył, ilości składników aktywnych w takim suplemencie są wielokrotnie wyższe, niż człowiek spotykał przez setki tysięcy lat w swoim pożywieniu. Pojawia się więc pytanie, czy po pierwsze – jest w stanie przyswoić takie ilości (np. czy umie produkować odpowiednią ilość enzymów potrzebnych do metabolizmu takiej substancji) oraz czy w tak dużym stężeniu nie niesie ona za sobą negatywnych skutków. Wszak Paracelsus mawiał: wszystko jest trucizną i nic nią nie jest – to dawka czyni truciznę. Inne źródła tego związku to np. orzeszki ziemne czy czarne porzeczki, jednak to ciągle niewielkie ilości w porównaniu ze skoncentrowanymi dawkami z suplementów.

      Podane przez Pana wyniki wyglądają tak, jakby dieta Pana była zarówno słodka jak i tłusta. Pisze Pan, że czuje się świetnie, więc niech to będzie wyznacznikiem, o ile istotnie umie Pan obserwować swój organizm (może to idiotycznie brzmi, ale nie każdy umie). Sugerowałbym jednak usunięcie z diety wszelkich węglowodanów (słodkich w szczególności), wówczas parametry TC i TG się poprawią w kilka tygodni, dodatkowo będą trwałe – w przeciwieństwie do efektu uzyskanego margarynami czy resweratrolem.

      Jeśli chodzi o masło i inne tłuszcze zwierzęce (smalec, łój wołowy) nie ma podstaw do obaw. Napisałem z resztą artykuł pokazujący porównanie smalecu do oliwy. Należy zupełnie zrezygnować z olejów roślinnych (z wyjątkiem oliwy z oliwek i nierafinowanych olejów kokosowych i palmowych ale o nie bardzo trudno w Polsce bo wszystkie są rafinowane i często jeszcze uwodornione) bo kwasy tłuszczowe omega-6 odpowiadają za większość procesów zapalnych w naszym ciele, poza tym wytwarzają wiele wolnych rodników podczas metabolizmu. Należy pamiętać, że tłuszcze są zdrowe tylko wtedy, gdy nie są łączone z węglowodanami w ilości typowej dla przeciętnego zjadacza chleba (trzeba usunąć cukier, mąkę, ziemniaki i inne łatwo przyswajalne węglowodany).

      Pij mleko – będziesz kaleką. Wpisując to zdanie w Google można trafić na kilka interesujących artykułów na temat tego jak faktycznie mleko oddziaływuje na człowieka włączając choroby kości, mięśni, serca i alergie. Zdrowsze są produkty nabiałowe na bazie fermentowanego mleka oraz tłuszczu mlecznego (masło, śmietana, sery źółte, kefir). O jogurtach spotykanych w marketach nie wspominam, bo to jedna wielka chemia, która z prawdziwym jogurtem nie ma wiele wspólnego. Zawiera mnóstwo cukru, syrop glukozowo-fruktozowy, w wielu przypadkach sztuczne barwniki i konserwanty. Wystarczy pilnować zasady, aby produkt mleczny był fermentowany lub na bazie tłuszczu mlecznego, to wystarczy.

  57. Witam ponownie i bardzo proszę o wyjaśnienie jak przeliczać normy dziennego spożycia np. dla migdałów, czy wg tabel kalorycznych czy wg ilości zawartych w nich fitosteroli? Trochę się zagubiłam.
    A wracając do komentarza wyżej, czy jogurty naturalne też są be?

    1. Pani Małgorzato, przepraszam, jeśli moja odpowiedź była chaotyczna, spróbuję to wyjaśnić poniżej, jeszcze raz.

      Do wyliczenia niezbędnej ilości białka, węglowodanów i tłuszczu można posługiwać się tabelami kalorycznymi ponieważ wszystkie tabele kaloryczne te trzy informacje zawierają. Natomiast nie zawierają (przynajmniej ja takich nie znam) informacji o mikroelementach czy innych substancjach aktywnych (takich jak np. zawartość antyutleniaczy czy witamin). Już samo skonstruowanie tabeli kalorycznych jest kłopotliwe z tego powodu, że przykładowo w pozycji „jabłka” mamy dane które „uśredniają” wszystkie jabłka a wiadomo jest, że np. zawartość cukru zależy w nich od odmiany, momentu zbioru a nawet miejsca uprawy czy jakości gleby. Stąd tabele kaloryczne obarczone są pewnym marginesem błędu (może być duży), jednak obserwacja reakcji swojego organizmu z czasem przynosi lepsze efekty niż pomiary w oparciu o tabele kaloryczne. Mimo to, tabele są jedynym sposobem na orientację w kwestii zawartości trzech podstawowych składników odżywczych.
      Większy problem jest ze związkami aktywnymi, mikroelementami i witaminami, ponieważ ich zawartość może się dramatycznie różnić (przykładowo, zawartość resweratrolu o który pytał Pan Adam może różnić się nawet 10-krotnie pomiędzy gatunkami ciemnych winogron nie mówiąc o różnicach na skutek sposobu uprawy czy nasłonecznienia). I tak, w przypadku fitosteroli, ilości które podałem dla migdałów również są uśrednione więc traktować je należy orientacyjnie. Nie mniej jednak ilości tych aktywnych związków będą zawsze daleko mniejsze niż w rafinowanych, stężonych produktach i suplementach (tak jak np. fitosterole w margarynie czy resweratrol w suplemencie).

      Jeśli chodzi o to czym się kierować – proszę kierować się utrzymaniem niskiego spożycia węglowodanów. To w zupełności wystarczy aby obniżyć TG i TC oraz poprawić profil lipidowy (HDL/LDL). Tylko w ten sposób można za pomocą diety zmienić swój lipidogram (tak samo jak można w drugą stronę, pogorszyć go kiedy „żyje się” na samym cukrze).

      Jeśli chodzi o jogurty naturalne to… bardzo trudno na takie trafić. Serio. Nawet w sklepach, gdzie lady z nabiałem mają dziesiątki metrów. Dlaczego? Ano dlatego, że masowo produkowane jogurty są (podobnie jak śmietana czy mleko) zupełnie inaczej robione, niż może się to wydawać przeciętnemu konsumentowi. Spójrzmy na śmietanę: mleczarnia musi zrobić wszystko, żeby zachowując jej smak i konsystencję przedłużyć maksymalnie jej okres żywotności handlowej na półce. To już nie chodzi o datę przydatności do spożycia. Chodzi o to, aby śmietana maksymalnie długo pozostawała bez wydętego wieczka. Co z tego, że okres trwałości będzie długi, jeśli bakterie mlekowe zaczną w tej śmietanie pracować na pozostałej laktozie, wytworzą dwutlenek węgla i przykrywka pojemniczka nieładnie się uwypukli? Ludziom to się źle kojarzy – że to na pewno nieświeży produkt albo że jest zepsuty. Prawda jest taka, że to naturalny proces w każdej prawdziwej śmietanie (np. takiej od baby na rynku). Ale dla klientów robi się ją masowo, w inny sposób. Jako przykład, podam metodę która frakcjonuje (rodziela) składniki mleka (tłuszcz, laktozę, kazeinę, wodę, serwatkę itd) a następnie ponownie je łączy tworząc śmietanę o dokładnie oznaczonej zawartości tłuszczu, która jest następnie zasiedlana „kontrolowanymi” bakteriami w znanej ilości oraz dodaje się dokładnie wyliczoną ilość cukru mlecznego aby te bakterie śmietanę zakwasiły na tyle, by denko się nie uwypukliło, a śmietana pozostała kwaśna. W tym procesie nawet kwaśna śmietana nie będzie miała ani grama serwatki. A w razie czego dodaje się do niej mączki chleba świętojańskiego (albo skrobi modyfikowanej) lub żelatyny (tak! wieprzowej żelatyny!). Póżniej wszystko poddaje się procesowi homogenizacji (to proces, który ma na celu wymieszanie i ujednolicenie substancji, które w naturalnych warunkach się ze sobą nie mieszają). O tym jak bardzo homogenizacja produktów nabiałowych jest szkodliwa można poczytać tutaj. Tyle o śmietanie. Teraz o jogurtach naturalnych.

      Wiele osób myśli, że jogurt powstaje w bardziej „swojski” sposób. Być może są takie mleczarnie, w których tak istotnie jest, jednak proces taki jest zdecydowanie kosztowniejszy niż ten opisany przeze mnie. Kosztowniejszy nie tylko dlatego bo więcej kosztuje tylko dlatego, że można mniej zarobić. Dlatego jogurty „naturalne” produkuje się w sposób zbliżony do opisanego wyżej.

      Mleczarnie działają na rynku i muszą analizować i badać oczekiwania klientów – i je spełniać, jeśli chcą istnieć. Jeśli klienci nie lubią „normalnej” śmietany, która się rozwarstwia, jest żółta od tłuszczu na górze, a na dnie ma oddzieloną serwatkę – to nie będą tego produkować. Jeśli wolą jogurt 0% to taki będą robić, choć w naturalnym procesie trudno taki uzyskać. Podobnie jest z jego kwaśnością (tak jak i kefiru), która zwiększa się z czasem a jogurt (kefir) zmienia swoją strukturę. W sklepowych – cały czas jest taki sam.

      W domu jogurtu nie wyprodukujemy, ale kefir owszem – ze swojskiego mleka kupionego na targu. Mamy przynajmniej gwarancję, że tak wytworzone produkty będą zdrowsze, niż ich sklepowe odpowiedniki. I proszę się nie sugerować, że w takim „swojskim” mleku są antybiotyki czy inna chemia. Gdyby były, mleko się nie skwasi (antybiotyk zabije bakterie kwasu mlekowego, może Pani zrobić test w domu z właściwie dowolnym antybiotykiem).

      O jogurtach owocowych nawet nie wspominam (choć napiszę o nich osobny artykuł, bo to arcyciekawe, jak wmówiono rodzicom że te słodsze od coca-coli, białe substancje ze zmielonymi pozostałościami owoców są zdrowe dla kogokolwiek).

  58. Witam! Dzięki Panie Rafale za link do art. we wprost. Przeczytałem choć leciwy , ma 5lat. Wiele zrozumiałem , ale o tym w następnym mailu gdyż ,jak piszę długie maile to się zawiesza system, Oki?

  59. W ubiegłym roku, po ciężkiej chorobie, mój poziom cholesterolu przekroczył górną granicę przeszło 3-krotnie. Oczywiście przepisano mi lek statynowy, kazano brać duże dawki i po miesiącach zrobić badania kontrolne, bo ten lek to już tak do końca życia raczej…
    Nie wykupiłam recepty, świadomie – nie zaplanowałam zawału czy wylewu krwi do mózgu.
    Zajęłam się dietą, brałam suplementy, duże dawki wit. C i duże dawki wit. D3.
    Po 2 miesiącach posłusznie zrobiłam badanie krwi – cholesterol był już w normie…
    Dzięki za wspaniały artykuł (kolejny:)
    Pozdrawiam, Halina

    1. Halino, cieszę się, że choroba minęła. Cholesterol rośnie naturalnie w czasie każdej rekonwalescencji – świetnie opisał to prof. dr hab. Walter Hartenbach, któego książkę przytaczałem tutaj wielokrotnie. Wynika to z funkcji, jaką cholesterol pełni – jest budulcem błon komórkowych, które po chorobie czy zabiegu operacyjnym muszą zostać odbudowane. Proces odbudowy i jego tempo zależy od uszkodzeń więc także stężenie cholesterolu może rosnąć do wysokich wartości. Dopiero ciągłe, stałe i niezależne od warunków utrzymywanie się wysokiego poziomu cholesterolu może być powodem do kolejnych, szerszych badań (np. w kierunku hipercholesterolemii). Profesor podaje w swojej książce, że górna „normalna” granica u osób w wieku 10-59 lat wynosi 350mg/dl. Podobne wnioski prezentowane są przez innych praktyków związanych z badaniem lipidów i ich wpływu na zdrowie.

  60. Panie Rafale, gratuluję ogromnej wiedzy. Z ciekawością przeczytałam artykuł i komentarze.Jestem zwolenniczką diety dr.Kwaśniewskiego, dzięki poradom lekarzy „optymalnych” radzimy sobie z cukrzyca typu1 mojej córki, która dzięki diecie wysokotłuszczowej,niskowęglowodanowej przyjmuje niskie dawki insuliny, ok.15 jednostek na dobę i ma dobre wyniki badań.Na tej diecie jesteśmy całą rodziną, mąż wyleczył dolegliwości stawowe.Dzięki Panu poszerzyłam swoją wiedzę o informacje o sterolach roślinnych i trójglicerydach.W pełni podzielam Pana poglądy,cenię mądrych i kulturalnych ludzi.Trafiłam do Pana z „Nowej Debaty”,którą też redagują mądrzy, otwarci ludzie.Pozdrawiam, Małgosia.

    1. Pani Małgosiu, przykro mi z powodu choroby córki – niestety tego rodzaju choroby autoimmunogoliczne są w dzisiejszych czasach prawdziwą zmorą. Niestety, w przypadku cukrzyczy typu 1 o całkowite wyleczenie raczej trudno, z przyczyn oczywistych – funkcja trzustki jest często zupełnie zatrzymana. Ale stosowanie diety niskowęglowodanowej (szczególnie wysokotłuszczowej, na wysokobiałkowej sporo białek zamienianych jest na glukozę) znacznie poprawia komfort życia czego Pani i córka jak widzę doświadczacie.

      Próbuję w swoich tekstach unikać przyrównywania do diety dra Kwaśniewskiego (czy Atkinsa) bo jest ona w naszym kraju – zupełnie niesłusznie – traktowana niczym szarlatanizm albo działanie wbrew logice. Zamiast tego staram się raczej przedstawiać naturalne mechanizmy biochemiczne lub fizjologiczne, co dla wielu osób stanowi wystarczający powód do zbadania przyczyn/skutków takiego a nie innego działania diety/odżywania na ich stan zdrowia.

      Wiele osób stosując dowolną dietę niskowęglowodanową (w zasadzie bez znaczenia czy była wysokotłuszczowa czy wysokobiałkowa – sam fakt unikania węglowodanów już miał działanie lecznicze) wyleczyło bardzo dużo trwałych (wydawałoby się) schorzeń oraz zdecydowanie poprawiło komfort życia. Na serwisie Nowej Debaty (ale i forum BioSlone) znajduje się mnóstwo takich przykładów.

  61. Witam Panie Rafale, chciałam Panu podziękowac za bardzo ciekawe artykuły i blog. Mnóstwo rzeczy się sprawdza w praktyce i ta wiedza jest niezmiernie cenna. Dzisiaj przeczytałam info na temat cholesterolu i przyszło mi do głowy by zapytac Pana, czy mogłabym umieszczac co jakiś czas wybrany artykuł na mojej stronie w aktualnościach? Oczywiście z podaniem autora i linku do strony.
    Serdecznie pozdrawiam.
    Barbara Szyłobryt

    1. Pani Barbaro, dziękuję za słowa uznania :) I oczywiście proszę republikować moje treści, cytować je czy korzystać z nich w inny sposób – im więcej osób „nauczy się” zwracać uwagę na swoje zdrowie i to co je tym lepiej. I za linki także dziękuję, przydadzą się :)

  62. Na wstępie jestem pełen podziwu Pana wiedzy. Powyższe informacje przeczytałem bardzo dokładnie i faktycznie zmieniło to moje poglądy na pewne sprawy a w szczególności „steroli roślinnych”. Tak na prawdę to chciałbym jeszcze dowiedzieć co jeść w takim razie ?? jakie produkty?? ile dziennie można spożyć owoców ile warzyw? spotkałem się z informacjami, iż trzeba jeść owoce rano ew. do godz. 14.00 a wieczorem owoce. Produkty mączne, ryż, ziemniaki… czym to zamienić? co z produktami typu ciemne kluski ( razowe), ryz ciemny wieloziarnisty ? może jakaś propozycja co jeść i kiedy żeby być zdrowym? konkretne produkty niskowęglowodanowe? pozdrawiam i jeszcze raz dziękuje za „uświadomienie”.

    1. Panie Rafale, dziękuję za wyrazy uznania :) Zachęcam do samodzielnej eksploracji tematów związanych ze zdrowiem i wpływem diety na funkcjonowanie naszego ciała. A jeśli chodzi o odpowiedzi, na postawione przez Pana pytania, zapraszam do lektury tekstu na temat tycia i odchudzania. A gdyby pozostały jakieś wątpliwości, proszę o komentarz pod tekstem.

  63. Panie Rafale, o nominacjach doktor Budwig dość ciekawie pisze angielska wikipedia:

    Claimed Nobel Prize nomination

    Proponents of the Budwig protocol often claim that she was nominated for a Nobel Prize either six[5] or seven times.[6] However, the names of the nominees are never publicly announced, and neither are they told that they have been considered for the Prize. All nomination records for a prize are sealed for 50 years from the awarding of that prize.[7][8] As there are no limits on nominations—any university professor in the world may nominate as many people as he or she chooses—thousands of people are nominated for these awards each year.

    Natomiast to tylko dygresja. Głównie chciałem zapytać o rzecz ogólniejszą, czyli poruszone w tym temacie leczenie dietą chorób nowotworowych (niekoniecznie dietą tej Pani). Może na początku tak krótko zapytam: czy Pana obecna wiedza daje Panu na tyle silne przekonanie, że odradziłby Pan komuś bliskiemu chemioterapię/radioterapię i w zamian nakazał obcięcie do zera węglowodanów?

    1. Panie Pawle, to bardzo trudne pytanie i tak jak już zaznaczyłem to w wielu miejscach, także w swoich ebookach – nie da się nikogo uszczęśliwić na siłę ani go na siłę zmienić. Wola i decyzja a co za tym idzie odpowiedzialność za skutek musi pochodzić od samego zainteresowanego. To jedno.
      Druga sprawa, to fakt, że mimo wszystko medycyna umożliwia przedłużenie życia ludziom (w mniejszym lub większym komforcie) więc absolutnie nie zalecałbym nikomu bliskiemu ani dalszemu rezygnacji z jej zdobyczy.
      Jeśli już, to sugerowałbym łączenie kilku metod leczenia pod okiem onkologa (np suplementację amigdaliną, kapsaicyną czy dietę ketogeniczną), który umiałby wyciągać wnioski bazując na łączeniu tych sposobów.

      To zagadnienie jest bardzo szerokie i silnie zazębia się z kwestiami etycznymi, dlatego jestem zdania, że każdy winien rozpatrzeć te kwestie samodzielnie. Przykładowo, spotkałem w wielu książkach informację, że po niektórych terapiach nowotworowych na niektóre rodzaje nowotworów komfort życia pacjenta ulega tak wielkiemu pogorszeniu, że wielu z nich wolało terapie eksperymentalne, które choć dawały krótszy czas życia, oferowały niezmieniony komfort życia.

      Osobną kwestią w przypadku wszystkich schorzeń jest to, że w niektórych przypadkach sprawy są już tak daleko, że bez interwencji medycznej czy chirurgicznej ich naprawa za pomocą diety jest w zasadzie niemożliwa. O ile się nie mylę to Kwaśniewski napisał to w taki sposób, że często konsekwencje wielu lat zaniedbań uniemożliwiają przywrócenie do zdrowia i sprawności wielu funkcji organizmu.

  64. Ja często zadaję trudne pytania:) Tak mi przychodzi teraz do głowy taka luźna dygresja, że wiele osób tego nie lubi. W mojej obserwacji najbardziej znienawidzonym w tej kwestii słowem jest słowo „dlaczego”. O ile pytania typu „Lepsze A czy B?” są jeszcze w miarę lubiane i pozwalają elokwentnym odpowiadającym brylować w towarzystwie, o tyle dodanie po takim pytaniu kilku wchodzących coraz to głębiej w temat „A dlaczego?” jest gorsze i szybciej ujawnia u ludzi powierzchowność wiedzy:)

    Co do tematu to może nie do końca precyzyjnie się wyraziłem, ale troszkę inna była moja intencja, nie tyle mnie interesowało czy oraz jak Pan by kogoś przekonywał, bo taka decyzja w pełni się zgadzam, że powinna być poparta czyjąś wolą oraz dodatkowo zahacza o etykę, a bardziej co by Pan odpowiedział, gdyby ktoś bliski sam przyszedł do Pana po radę lub przyszło Panu samemu podjąć decyzję wobec siebie… Inaczej mówiąc ciekawiło mnie na ile poznane fakty pozwalają Panu ufać tej metodzie. Medycyna, jakkolwiek idąca do prawdy krętą drogą, jest od tego, aby pomagać ludziom i trudno mi uwierzyć, że metoda tak prosta i niedestrukcyjna jest pomijana, a w zamian stosuje się metody, które w pewnym przybliżeniu polegają na niszczeniu organizmu…
    No ale na szczęście mówimy o nauce czyli czymś bardzo dalekim od wiary:) Może niepotrzebnie chciałem pójść na skróty, zamiast po prostu przyjrzeć się bliżej samemu zjawisku. Zatem Panie Rafale, czy ma Pan może jakieś materiały, które definitywnie pokazują, że komórki nowotworowe odżywiają się tylko i wyłącznie glukozą oraz, że gdy całkowicie odetniemy jej źródło z pożywienia to zaczną one umierać i pacjent wyzdrowieje? Tak sobie myślę, że pierwsze nie do końca implikuje drugie (i to już nawet nie mówię o dużym nowotworze, który jest tak zaawansowany, że nawet umierając i tak zdąży zabić organizm w którym się znajduje), bo ludzki organizm jest niezwykle skomplikowany i można sobie wyobrazić, że jednak nowotwór nawet nie mając węglowodanów, weźmie glukozę z innego źródła (strzelam: na przykład tak zmieni szlaki metaboliczne, że patologicznie każde otrzymane lub znajdujące się w organiźmie białko zacznie siłowo zamieniać na glukozę przez co będzie jeszcze bardziej niszczył organizm). Dlatego jesli posiada Pan linki do eksperymentów prowadzonych w tej kwestii to również bym prosił.

    W ogóle to widzę, że moje życzenia dokończenia książki chyba były skuteczne, bo nowa książeczka już jest:) Czy może porusza Pan w niej powyższy temat? Jeśli tak to w niej sobie doczytam, żeby nie prosić Pana o niepotrzebne tracenie czasu na duplikowanie informacji tutaj.

    PS
    Dziś zacząłem czytać pierwszą książkę:)

    1. Tzw leczenie systemowe, z którego składa się onkologia w głównej części (chemioterapia, terapia hormonalna, leki) polega na tym, że chory otrzymuje preparaty, które oddziaływują na cały organizm – na chore oraz zdrowe komórki. Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że leczenie systemowe poraża zarówno chore tkanki nowotworowe jak i zdrowe, z tego powodu pacjent musi mieć czasy przerw – w innym wypadku umrze na skutek takiego leczenia. Stąd też przez wielu lekarzy te formy leczenia nie są nazywane „leczeniem” ponieważ przeczą one podstawowej zasadzie „primum non nocere”. Mamy też terapie „kierowane” czy raczej „celowane” tak jak np. radioterapia (w nowoczesnym wydaniu można dość precyzyjnie niszczyć komórki nowotworowe, jeśli są skupione w jednym organie) oraz leki molekularne, które mogą blokować specyficzne enzymy i hormony, które sprzyjają rozwojowi komórek nowotworowych. Niestety, dokładność tych terapii ciągle jest niewystarczająca i oddziaływują one na komórki zdrowe. Zazwyczaj oba sposoby (systemowy i celowany) stosuje się jednocześnie. Niektóre nowotwory można łatwo usunąć chirurgicznie w zasadzie bez wspomagania lekami jak np. czerniaka skóry, ale to przypadki jednostkowe.

      Problemem chemioterapii i innych terapii systemowych jest ich niska skuteczność oraz wysoka śmiertelność (wynikająca z rozległości działania). Czytałem jakiś czas temu książkę dra Ralpha Mossa „Questionning Chemotherapy” i podobnie jak inne źródła, pokazywał on wyniki badań świadczących że chemioterapia pomaga na 2-4% nowotworów, na które chorują ludzie (przykładowo, jest zupełnie nieskuteczna w przypadku raka piersi, a mimo to lekarze ją stosują), przy jednoczesnej śmiertelności Z POWODU chemioterapii (a nie raka) na poziomie nawet 80% w niektórych przypadkach nowotworów traktowanych chemią. Jak by tego było mało, badania pokazują, że w pewnych przypadkach nowotworów (np. ginekologicznych) skuteczna chemioterapia (zakończona sukcesem) nie przedłużyła życia pacjentom (innymi słowy umarli tak czy inaczej, tyle, że ich jakość życia po chemii była znacznie gorsza). Fakt – nie umarli na raka. Tylko na wątrobę, która została zniszczona chemią.

      Wyników badań w książce było mnóstwo, to profesjonalnie przygotowana publikacja. A z mojego punktu widzenia: procedura podania pacjentowi chemii zawiera kilkanaście punktów krytycznych dla personelu, który musi wielokrotnie się zabezpieczyć (np. maski ochronne, okulary, podwójne rękawiczki lateksowe) a odpady po chemioterapii należą do kategorii szczególnie niebezpiecznych, które należy specjalnie utylizować. Paradoks polega na tym, że wstrzykuje się to ludziom do żył, aby ich uzdrowiło. Prawda, Paracelsus mówił że dawka czyni truciznę, ale zdroworozsądkowo myśląc, dawka w przypadku chemioterapii, aby była skuteczna musi być bardzo wysoka.

      Zainteresowanym polecam tę stronę i (niestety, obie po angielsku).

      Jeśli zaś chodzi o radioterapię – spotykałem się z podobną krytyką w wielu źródłach. Mimo, iż nowoczesna technologia potrafi już bardzo precyzyjnie atakować nowotwory, to mimo to nadal obecne są szkodliwe efekty uboczne: rozprzestrzenienie się nowotworu na inne komórki, ból, choroby układu krwionośnego, oraz brak jednoznacznych dowodów, że pacjenci wyleczeni z raka w ten sposób żyją dłużej (zazwyczaj umierają na inną chorobę spowodowaną radiacją).

      Last but not least: niedługo minie pół wieku, jak dr Hardin Jones poinformował bazując na wynikach swoich analiz, że osoby chore na nowotwory bez leczenia żyły średnio cztery razy dłużej niż osoby poddane leczeniu. Choćby z tego powodu, że u „wyleczonych” często rozwijał się inny nowotwór.

      A wisienka na torcie jest taka. Ilość zgonów z powodu nowotworów w Polsce rośnie (tutaj GUS). W 1960 roku nowotwory były przyczyną 8,9% zgonów, w 2010 – 25,3. W USA – jeszcze ciekawiej (dane z roczników statystycznych USA): co 4 osoba (22%) umiera na nowotwór.

      Teraz trudna sprawa bo trzeba włączyć logikę. Skoro technologia i medycyna idą do przodu, dysponują coraz większymi środkami na leczenie nowotworów to w ciągu 50 lat ilość zgonów powinna sie zmniejszać. Ale rośnie. Oznacza to, że albo medycyna w przypadku leczenia jest bezsilna, albo ilość chorych wzrasta w większym tempie. Oczywiście żywienie nie jest jedyną przyczyną powstawania nowotworów – inne hipotezy mówią o zanieczyszczeniu środowiska, lekach czy nawet stresie. Jeśli zestawimy wykresy śmiertelności z powodu nowotworów z wykresami spożycia cukru lub olejów roślinnych – oba trendy będą się pokrywać, z podobną dynamiką. To oczywiście moje przemyślenia i zabawy z liczbami – ale mam większe przekonanie co do tego, że za wieloma nowotworami stoi dieta niż jakiekolwiek inne czynniki.

      Jeśli chodzi o kwestie związane z metabolizmem komórek nowotworowych, proszę poguglować za hipotezą Otto Warburga (laureat nagrody Nobla) – znajdzie Pan sporo materiałów o „fermentacji” komórek. Warburga zaciekawiło to, że ludzie nie chorują na nowotwory serca (są niezmiernie rzadkie w formie pierwotnej, częściej to wtórne przerzuty) – jeśli już to zazwyczaj na tle genetycznym (tłuszczako-mięśniaki) – powziął teorię, wg której serce jest zbyt intensywnie zaopatrywane w tlen co utrudnia powstawanie nowotworów. Dopiero technologia tomografii pozytronowej umożliwiła potwierdzenie jego teorii oraz dalsze badania.

      Trudno jest określić, czy w przypadku każdego rodzaju nowotworu – oraz każdego osobnika – odcięcie nowotworu od glukozy przyniesie oczekiwany efekt, ponieważ stadia poszczególnych nowotworów znacznie się od siebie różnią i takie formuowanie wniosku byłoby na wyrost. Nauka tego nie potwierdziła, ale być może tak jest.

      Nie znam nowotworów (z glejakiem mózgu włącznie), które są w stanie „świadomie” wpływać na enzymy trawienne czy hormony w taki sposób, żeby organizm dostarczał im to, czego oczekują.

      W ebooku o diecie i chorobach także piszę o nowotworach, w nieco szerszy sposób ale nie wyłuszczam tam aż tylu odwołań do badań w tym temacie a raczej wnioski żywieniowe. A S.O.S w Kuchni to ebook bardziej o gotowaniu – ale mam nadzieję, że się Panu spodoba :)

  65. Bardzo dziękuję za tak szeroką odpowiedź oraz za naprowadzenie na niektóre wątki, które już samodzielnie postaram się zgłębić.

    Pozdrawiam,
    Paweł

  66. Witam

    Mam 61 lat i staram się jeść w miare zdrowo żeby obniżyć cholesterol i sporo chodzić na świeżym powietrzu. Nie biorę żadnych tabletek. Oto moje wyniki z różnego okresu:

    4.04.2012

    Cholesterol całkowity – 309 mg/dl
    HDL Cholesterol – 66,6 mg/dl
    LDL Cholesterol – 161,9 mg/dl
    Triglicerydy – 48 mg/dl
    Współczynnik aterogenności CHOL/HDL – 4,7 – pożądana wartość poniżej 5

    9.08.2012

    Cholesterol całkowity – 266 mg/dl
    HDL Cholesterol – 72 mg/dl
    LDL Cholesterol – 148,3 mg/dl
    Triglicerydy – 57 mg/dl
    Współczynnik aterogenności CHOL/HDL – 3,7 – pożądana wartość poniżej 5

    i ostatnie badanie z 20.03.2013

    Cholesterol całkowity – 281 mg/dl
    HDL Cholesterol – 84,2 mg/dl
    LDL Cholesterol – 141,5 mg/dl
    Triglicerydy – 93 mg/dl
    Współczynnik aterogenności CHOL/HDL – 3,3 – pożądana wartość poniżej 5

    Ogólnie oprócz cholesterolu całkowitego, prawie wszystkie wyniki są w normie.

    Zły cholesterol LDL wg niektórych źródel powinien wynosić ponżej 130 mg/dl czy 135 mg/dl. Więc już tu dużo nie brakuje. Bo od 130 – 159 mg/dL jest tzw graniczny, 160 – 189 mg/d – wysoki a 190 mg/dL i powyżej bardzo wysoki. Do tego dochodzi wiek 61 lat to juz przemiana materii nie jest taka jak u młodej dziewczyny. Dobry cholesterol HDL rośnie i wynosi juz 84,2 mg/dL a powyżej 60 jest bardzo korzystny z tego co czytałam. Triglicerydy są non stop w normie poniżej 150mg/dL. Współczynnik aterogenności CHOL/HDL – 3,3 też spada z każdym badaniem. Bo norma jest poniżej 5.

    Jak te ostatnie wyniki sie przedstawiają i dlaczego cholesterol całkowity wzrósł jak zły systematycznie spada a powiniem być jak najmniejszy a dobry rośnie i powinien być jak największy? I co należy zrobić żeby ten całkowity trochę obniżyć.

    Chyba że cholesterol zły, dobry, triglicerydy są ważniejsze od całkowitego. Tak samo współczynnik aterogenności, jak tam regularnie występuje poprawa z każdym badaniem. Jak to z tym jest?

    1. Pani Zofio, w Pani przypadku wyniki (każde z podanych) są bez zarzutu. Niski wskaźnik TG (trójglicerydów) wskazuje, że istotnie uważnie Pani dobiera produkty stroniąc do tych, które są bogate w węglowodany łatwoprzyswajalne. Najwyraźniej jest też Pani aktywna fizycznie.

      Proszę unikać „etykietowania” cholesterolu jako „dobrego” i „złego” bo to nie ma nic wspólnego z prawdą. Po pierwsze, LDL czy HDL to nie jest cholesterol ale białko (dokładniej lipoproteina – tłumaczenie: low density lipoprotein – LDL). To jest białko transportowe – jakby „ciężarówka” która wiezie cholesterol w układzie krwionośnym do komórek i tam go pozostawia np. dla celów budowy błony komórkowej albo tworzenia hormonów (np. kortyzol) i enzymów (np. żółć). Jeśli komórki nie potrzebują już cholesterolu, wówczas inna ciężarówka (HDL) jakby „odwozi” cholesterol do magazyny w wątrobie. Skąd ponownie jest pobierany przez LDL i transportowany we krwi – i tak dalej.

      W przypadku Pani wyników zupełnie nie widzę powodów do obaw. Proszę nie sugerować się podręcznikowymi normami, bo one dotyczą średnich wyników. A organizm każdego z nas jest inny, w innym momencie życia i działa w innych warunkach.

      Wzrost cholesterolu całkowitego również nie jest niepokojący bo nie jest do wysoka dynamika wzrostu. Co innego, gdyby odnotowała Pani skok np. z 200mg na 400 pomiędzy badaniami.

      Proszę prześledzić moje odpowiedzi w komentarzach powyżej, a znajdzie tam Pani więcej moich sugestii w kwestii „uspokojenia” się wobec wyników badań cholesterolu, oraz wskazówki jak można go obniżyć (jeśli ktoś chce, proponuję 200 ml wytrawnego wina co wieczór, niewielkie dawki alkoholu skutecznie podnoszą HDL).

  67. Witam Panie Rafale,

    chciałbym nawiązać do tematu który poruszył karwa, w szczególności ten wpis:

    https://www.ziolaiprzyprawy.info/2012/01/30/blog/jak-obnizyc-cholesterol-szkodliwe-sterole-roslinne-stanole-benecol-flora-proactiv/#comment-1727

    Otóż na ile zrozumiałem jego intencje to w skrócie są one takie:
    Dieta optymalna być może jest zdrowa, jednak nawet niewielkie uchybienia mogą mieć bardzo fatalne skutki.

    Zaciekawiło mnie to, bo czytając wpisy na tym portalu odniosłem inne wrażenie. Wiadomo, im dokładniej się trzymamy zaleceń tym lepiej, jednak niejednokrotnie było tutaj podkreślane, że samo zmniejszenie ilości węglowodanów (jakie by ono nie było) powinno wpłynąć pozytywnie na zdrowie (co oczywiście nie oznacza wyzdrowienia czy też nie złapania choroby). Czy zatem wedle Pana wiedzy bardziej prawdopodobne, że karwa sobie pogorszył ciśnienie stosując dietę „prawie optymalną”, czy może bez tego byłoby jednak gorzej. Jak Pan się na to zapatruje? Oczywiście nie wiemy tak naprawdę co jadł, jednak można przyjąć że następuje porównanie między dietą typowego mieszkańca Polski, a dietą właśnie prawie optymalną.

    Mówiąc ogólniej ciekawi mnie jakby Pan ułożył pod względem zdrowotnym następujące diety:
    1) dieta standardowa, czyli jemy co nam wpadnie w ręce: białka, tłuszcze, węglowodany z najróżniejszych źródeł i w dowolnych proporcjach każdego dnia
    2) dieta węglowodanowo-białkowa z niewielką ilością tłuszczy, czyli energię czerpiemy praktycznie w całości z węglowodanów, przy czym węglowodany jemy tylko takie które mają niski indeks i ładunek glikemiczny oraz pochodzą z nieprzetworzonych źródeł
    3) dieta białkowo-węglowodanowo-tłuszczowa czyli już w tej diecie obcinamy trochę węglowodany (powiedzmy na tyle, że energia pochodzi po połowie z węglowodanów i tłuszczy czyli mamy ewidentne mieszanie źródeł energii przez co mamy uruchomione różne szlaki metaboliczne), tutaj również zakładamy, że węglowodany oraz tłuszcze pochodzą z nieprzetworzonych źródeł
    4) dieta białkowo-tłuszczowa
    5) dieta Kwaśniewskiego

    W sumie to jestem prawie pewny jak Pan je ułoży, ale jednak cień wątpliwości pozostaje:)

    A pytania Pani Zofii ciekawe. Szczególnie, że sam niedługo planuję zrobić sobie badania cholesterolu:) Nigdy ich nie robiłem… W sumie to od wieków nie robiłem sobie żadnych badań…

    1. Panie Pawle, każda dieta może mieć fatalne skutki. Generalizując – każde zachowanie człowieka może mieć fatalne skutki.

      Osobiście nie spotkałem się z przypadkiem, który przy zachowaniu zasad żywienia niskowęglowodanowego (usunięcie „szybkich” węgli oraz trzymanie się limitu 1g/1kg masy), w komentarzu podałem Panu nawet kiedyś badanie (test kliniczny) dotyczące żywienia się wyłącznie dietą mięsno-tłuszczową.

      Stosowanie diety „prawie” optymalnej (czyli tłusto ale i z większą ilością węglowodanów) może powodować „chiński syndrom” czyli otyłość z insulinoodpornością (później dna moczanowa, stłuszczenie wątroby itd). Dla odmiany, Japończycy tłuszczu nie jedzą a w zasadzie wyłącznie białko i węglowodany. To zasada nie mieszania paliw o której pisali wszyscy niskowęglowodanowi autorzy.

      Co do kolejności diet, zakładam, że celem ma być zdrowe funkcjonowanie organizmu przez długi czas z zachowaniem prawidłowych funkcji (czyli nie jest to dieta np. rekonwalescencyjna). Wówczas w kolejności od najlepszej do najgorszej ustawiłbym 5,4, (2 i 3 na równi) a na końcu 1. Warto zauważyć, że na końcu umieściłem te diety, w których jest choć trochę węglowodanów bo one (tak jak i białka) wymagają dużego kosztu metabolicznego. Pomijając więc kwestie pro-zdrowotne, ustawiłbym je w takiej kolejności, która najmniej obciąża organizm zarówno krótko- jak i długoterminowo.

      Pewnym „subiektywizmem” jest fakt że np. wiem jakiego typu pokramów zwolennikiem jest Kwaśniewski (mam na myśli podroby bogate w kolagen, witaminy i mikroelementy), a nie wiem, jakiego typu produkty byłyby stosowane w diecie węglowodanowo-białkowej, która w wydaniu Japońskim także może być zdrowa (choć bardziej kosztowna od strony procesów biochemicznych).

      1. Dziękuję za odpowiedź:) Tak, oczywiście chodziło mi o zdrowe funkcjonowanie organizmu przez dłuższy czas.

        To ja może teraz wyjaśnię skąd wzięły się moje pytania. Z racji studiowania Pana artykułów byłem pozytywnie nastawiony do diety wysokotłuszczowej i postanowiłem ją wypróbować. Zgodnie z Pana zaleceniami jadłem wtedy gdy byłem głodny, i do momentu aż nie przestałem być głodny. Jaki efekt? W zasadzie to taki jaki każdy by sobie życzył czyli zacząłem chudnąć (różnicy w samopoczuciu nie odczułem). Efekt taki był do przewidzenia, bo z tym, że obcięcie węglowodanów powoduje chudnięcie to nie była dla mnie tajemnica i nie raz się o tym przekonałem. No tylko jest jeden problem… Ja nie chcę chudnąć. Wiadomo, jak każdy człowiek mam trochę tłuszczu, więc teoretycznie jest z czego chudnąć ale jestem osobą szczupłą także zdecydowanie nie chcę pozbywać się resztek tłuszczu i wyglądać jak chodzące kości z nawieszonymi na nimi mięśniami. No więc co dalej? Skoro chudnąłem to nie było innego wyjścia niż jeść więcej. Więc trzeba było dla organizmu więcej energii, a że jestem na diecie tłuszczowej to trzeba było więcej tłuszczów zwierzęcych. I tu się pojawił problem bo tłuszczu nie jestem w stanie jeść więcej, organizm mnie odrzuca od jego większych ilości. I to pomimo tego, ze miałem pozytywne nastawienie wobec tłuszczu.

        To jest bardzo ciekawa kwestia i gdyby Pan miał czas to chętnie bym przeczytał jakie jest Pana zdanie w kwestii tego czemu praktycznie większość ludzi już na sam widok, albo niewielkie ilości tłuszczu reaguje odrzuceniem.

        No w każdym razie ja tak reagowałem na większe ilości tłuszczu. Więc zachowując to co było do tej pory zwiększyłem węglowodany… (czyli miałem dietę taką jak w punkcie 3) i jak się można domyślić przestałem chudnąć. Nawet jadłem na tyle, że [celowo] trochę zwiększyłem wagę i obecnie jest na takim poziomie na jakim chciałbym aby była (a przynajmniej w kontekście tłuszczu, bo mięśni mogłoby przybyć…).
        Panie Rafale, co Pan o tym wszystkim sądzi? Skoro przy mieszaniu paliw nie otłuszczam się to ma szansę takie coś być zdrowe? Czy jednak według Pana wiedzy wciąż może mi grozić chiński syndrom?
        Dodam, że ja wciąż trenuję sporty walki, średnio trzy raz w tygodniu x 1,5h intensywnego treningu, także mój organizm potrzebuje energii.
        Chyba, że żeby uniknąć mieszania energii to lepiej ją czerpać głównie z węglowodanów? Ale nie sądzę, żeby taka była Pana odpowiedź:)
        Aha, jeszcze dodam, że węglowodany pobieram głównie z warzyw i owoców, ewentualnie jedna kromka chleba dziennie grubo posmarowana masłem. Całkowicie odrzuciłem przetworzone pokarmy.

        Pozdrawiam,
        Paweł

        1. Panie Pawle, odczuł także niewątpliwie Pan w samopoczuciu pewną subtelną ale istotną różnicę pomiędzy byciu głodnym (kiedy całe ciało woła „jeść”) a zwykłym pustym żołądkiem (który czasem „burczy”). Przy redukcji węgli odczuwa to każdy – ciało wysycone jest wolnymi kwasami tłuszczowymi i nawet gdy niczego się nie je nie odczuwa się potrzeby jedzenia (głodu) mimo, że czuje się burczenie w brzuchu.

          Niestety, tłuszczem nie można się przejeść – o czym już mówiłem wielokrotnie. Podobnie cukrem (ale to tylko pozornie podobne odczucie). Nadmiar tłuszczu sprawia, że człowiek „ma dość” i na kolejną porcję może reagować już nawet fizjologicznie. Co ciekawe wiele osób potwierdza (gdzieś miałem nawet badania), tłuszcz warto jeść wolno (posiłek ok 20-30 min) bo wówczas odczucie sytości przychodzi sukcesywnie, z większym opóźnieniem niż ma to miejsce w przypadku węglowodanów.

          Odrzucenie „większości” ludzi na widok tłuszczu (czystego, nie słodkiego) bierze się z kilku czynników, łącznie z wpływem na ponderostat oraz czynnikami psychologicznymi. Nawet gospodarka hormonalna ma znaczenie – a wszystkie te aspekty zmieniają się wraz z rodzajem diety (typem paliwa, które się dostarcza). Pana w tym momencie też odrzuca od słodyczy (w nadmiarze), które wcześniej mógł Pan zjeść chętnie i bez oporów (np, kiedyś całe pudełko pralin, teraz 1-2 czekoladki). Żeby lepiej zrozumieć ten mechanizm musiałby Pan przejrzeć cały wykład Dra Lustiga „Sugar: Bitter Truth” (Gorzka prawda o cukrze – na YT).

          W kwestii treningowej to wolałbym aby Adramel był wywołany do tablicy, ma większe doświadczenie praktyczne. Ja mogę powiedzieć tylko tyle, że ilość białka w przypadku intensywnego wysiłku (takiego na masę, kiedy „zrywa” się celowo wiele mikrowłókien mięśniowych) ilość białka w Pana diecie powinna być większa (ale trudno mi określić tę wyższą granicę, oscyluje jak sądzę koło 2g, węgle nadal 1g lub mniej).

          Gdybym miał to wyjaśnić bardziej łopatologicznie użyłbym takiego opisu: średnio co 2 dni prowadzi Pan intensywny wysiłek, który potrzebuje energii (dostarczanej np. z tłuszczu). Przy intensywnym wysiłku (szczególnie przy przekraczaniu granic wysiłkowych) dochodzi do mikrouszkodzeń mięśni, ich rozrywania itp. Wówczas, w kolejnej dobie organizm regeneruje tkanki z lekkim naddatkiem – bo się uczy, że skoro to co miał nie wystarczyło żeby sprostać wyzwaniu, to trzeba jeszcze więcej mięśni (ale i innych tkanek, od kości po serce). Więc z aminokwasów buduje białka i montuje je w nowopowstałych komórkach. W ten sposób budowana jest masa mięśniowa, zaś tkanka tłuszczowa jest redukowana.

          Kiedy nie ma wystarczającej ilości białka dietetycznego, wówczas organizm utylizuje białko systemowe (najczęściej poprzez atrofię niepotrzebnych tkanek) i buduje tkanki z tego budulca. Kiedy brakuje paliwa (tkanki tłuszczowej albo pokarmu) to nie ma energii na zaspokojenie potrzeb tak rozbudowanego organizmu – wówczas występuje wiele jednoczesnych sytuacji np. obniżenie aktywności (ospałość – w celu zmniejszenia wydatkowania energii) albo atrofia zbudowanych tkanek (nawet wówczas, gdy nadal są potrzebne np. do podnoszenia ciężarów). Stąd np. wychudzenie więźniów w w obozach pracy.

          Logicznym wnioskiem jest więc to, że masę należy budować za pomocą białka, zaś energii dostarczać za pomocą tłuszczu. Od strony biochemicznej polecałbym Panu lekturę wykładów dra Michalaka, szczególnie tego.

          Dowie się Pan tam również, że czerpanie energii z węgli nie jest dobrym pomysłem (tak jak i z białek) bo wymaga to bardziej skomplikowanych procesów i angażowania kilkudziesięciu enzymów. To z kolei powoduje przeciążenie szlaków metabolicznych, co owocuje różnymi chorobami (klasyk to dna moczanowa).

          A tak „prywatnie” to interesuje mnie jakie Pan ma pozytywne a jakie negatywne obserwacje na sobie po przejściu na ten sposób żywienia (poza wagą) – mam na myśli ogólne samopoczucie, „nastawienie do życia”, odczucie ciepła, potliwość itp :)

          1. Zatem zacznę od odpowiedzi na Pana pytanie – co jest w tym najciekawsze to to, że ja właśnie nie odczułem na sobie żadnych zmian. Nie wiem z czego to wynika, jedną z przyczyn na pewno jest to, że u mnie nie była to zmiana nagła. Kiedy się jeszcze nie interesowałem dietetyką to [jak większość] jadłem to na co miałem ochotę i w ogóle się nad tym nie zastanawiałem, efekt – dużo węglowodanów. Jednak gdy zacząłem czytać o dietach (było to jeszcze zanim poznałem Pana portal) to zacząłem być coraz bardziej świadomy, i postanowiłem przede wszystkim usunąć z diety produkty przetworzone oraz dodać białka (z racji treningów). Efektem ubocznym zmniejszania ilości produktów przetworzonych było stopniowe zmniejszanie węglowodanów. Zależało mi żeby to było stopniowe. Wskutek tego wszystkiego jadłem około 2g węglowodanów. Po jakimś czasie natrafiłem na Pana artykuły i stwierdziłem, że już świadomie obetnę węglowodany do 1g jako cel sam w sobie. I faktycznie bardzo konsekwentnie je obciąłem, notowałem ile ich jem i w niektóre dni było nawet mniej niż 1g. Tak czy inaczej przeskok był z około 2g na 1g więc nie taki wielki. Może to jest przyczyna, że nie odczułem tego. Nie wiem.
            Z kolei od kiedy zacząłem dbać o dietę (nawet przy 2g węgli) to jedna rzecz jaką odczułem to większa odporność organizmu. Dużo mniej choruje – prawie w ogóle. Z kolei potliwość u mnie zawsze była duża. Też nie wiem z czego to wynika, organizmowi gorąco:)

            Uff, przebrnąłem przez Pana link. Zresztą już kiedyś trochę poczytałem artykuły Michalaka, zgoła inaczej się je czyta niż Pana:) Ale stanowią dość ciekawe uzupełnienie. Chemicznych wzorów nie analizowałem, bo to by mi wieki zajęło, jednak sam tekst odbieram dokładnie tak jak Pan pisał. Zamiana aminokwasów na glukozę nie jest 1:1, natomiast o czym już prawie zapomniałem to, ze z białek i tak otrzymujemy bardzo podobną ilość energii jak z węglowodanów (rozumiem, że po prostu inną drogą niż przez konwersję na glukozę).

            Także pod względem teoretycznym wszystko jest chyba jasne, tylko Panie Rafale wciąż pozostaje problem, że nie jestem za bardzo w stanie jeść więcej tłuszczy… Zmuszać się to chyba nie będzie dobre na dłuższą metę?
            To może przykład z dnia wczorajszego, otóż zjadłem następujące produkty:
            pół bułki z masłem, jajka, kiełbasa zwyczajna, boczek, filet drobiowy, sałata, ziemniaki, ogórek, jabłko, syrop owocowy (chyba jedyny przetworzony produkt w mojej diecie).
            To wszystko dało następujący efekt: 2,2g białka; 2,6g tłuszczu; 1,9g węglowodanów na kilogram masy ciała. Był to dzień treningowy, w dni nietreningowe jem mniej, jako efekt waga mi się obecnie utrzymuje na stałym poziomie. Czy wedle Pana wiedzy to ma szansę być zdrowe? Liczę, że jednak otrzymam od Pana jakąś praktyczną radę wprost:) Rozumiem, że zgodnie z Pana ideami idealnie by było obciąc węglowodany i dołożyć tłuszczy, ale tak jak wspomnialem nie widze tego w praktyce…

            1. Panie Pawle, po tym jak przeczytałem propocje, nie dziwię się, że nie odczuwa Pan żadnych istotnych zmian w swoim samopoczuciu :) Te proporcje mają raczej niewiele wspólnego z dietą niskowęglowodanową (za mała proporcja tłuszczu do węgli).
              Ale być może woli Pan taką proporcję z powodu treningów.
              Inna rzecz, że jak Pan pisze – zmiana z 2 na 1g węgli (bez zmiany proporcji tłuszczu) także nie przyniesie szerokiej poprawy. Ale jak widać coś zmieniła (brak infekcji najprawdopodobniej spowodowany jest lepszym uszczelnieniem błon komórkowych).

              Białka – kiedy trawione są w celu uzyskania energii – albo zamieniane sa na glukozę (glukogeniczne) albo na ciała ketonowe (ketogeniczne).

              A jeśli chodzi o zmuszanie się do tłuszczy – powiem tak: nic na siłę. Nawet najlepszy sposób odżywiania, jeśli jest stosowany wbrew organizmowi – może wyrządzić więcej szkody niż pożytku (wbrew pozorom psychika odgrywa tutaj ogromną rolę).

              Jeśli tłuszcze są problemem, może powinien Pan spróbować innych rodzajów tłuszczu? Są droższe niż smalec czy masło, ale dają pewne urozmaicenie (awokado, orzechy), albo przygotowywać posiłki w taki sposób, żeby ten tłuszcz można było wchłonąć z pomoca warzyw (cebula, marchew, buraki, ogórki, pomidory).

              1. Podana proporcja tj. „2,2g białka; 2,6g tłuszczu; 1,9g węglowodanów” dotyczyła okresu kiedy pisałem posta, w którym odszedłem od diety tłuszczowej zwiększając ilość węgli (bo chudłem za bardzo). Wcześniej było: węgli góra 1g, tłuszczu 3g. Trochę to na pewno zmienia choć nie wiem jak wiele.

                Z tymi awokado ciekawy pomysł, zupełnie o tym zapomniałem:) I tak jak wspomniałem Panu w innym komentarzu, znów dla eksperymentu zmniejszam ilość węglowodanów (wedle niektórych artykułów powinno pomóc na trądzik) także zobaczymy jak będzie tym razem. Gdyby pomogło to będę bardzo zdeterminowany.

                1. Poszukałem i znalazłem jeszcze jeden owoc, kokos wygląda wyśmienicie pod względem tłuszczu!
                  Tylko nie wiem czy takich owoców można jeść dużo, bo jednak mają też węgle… Dokładnie to tyle:

                  http://www.ilewazy.pl/kokos
                  IG: 45

                  http://www.ilewazy.pl/awokado
                  IG: 10

                  http://www.ilewazy.pl/orzech-wloski
                  IG: 15

                  Prosze powiedzieć, czy przy takich ilościach wegli oraz poziomie IG mógłbym codziennie jeść kokosy/awokado/orzechy jako istotne źródła energii? Powiem Panu, że coraz bardziej się przekonuję do diety tłuszczowej, tylko musze coś znaleźć co by mi pozwoliło nie chudnąć bez węglowodanów… A pomimo, że na różnych high-fat portalach piszą iż taka dieta jest łatwa w praktyce do utrzymania oraz że dużo jest urozmaiconych potraw, to ja wcale tego nie widze:/ W pewnym uproszczeniu zawsze jest powiedziane „jajecznica na boczku, do wszystkiego dodawać olej albo masło” i tyle. W Pana kulinarnym opracowaniu też nie znalazłem wielu potraw tłuszczowych. Duuużo węgli tam było…
                  Myślał Pan o tym żeby napisać jeden artykuł ze spisem potraw? Bez wchodzenia w szczegóły przyrzadzania, po prostu jako zwykłe wypunktowanie, pomocna lista do której zawsze można się udać, gdy brakuje urozmaicenia.

                  1. Kokos jest bardzo dobrym orzechem jeśli chodzi o stosowanie go w diecie low-carb. Po pierwsze, z racji tego, że zawiera dużą ilość nasyconych kwasów tłuszczowych (ok 30%). Po drugie, ładunek glikemiczny kokosa jest bardzo niski (ok 4). Trzecia rzecz to fakt, że kokos trzeba pogryźć i robi się to zdecydowanie trudniej niż w przypadku innych orzechów które z łatwością można rozgnieść na jednolitą masę. Oznacza to mniejszą biodostępność wszystkich zawartych w kokosie składników. Last but not least – w kokosie jest sporo błonnika (9%), którego nie trawimy. Fajnie przedstawiony profil kokosa znajdzie Pan tutaj.

                    Ja zjadam kokosa raz w tygodniu, awokado tylko jeśli trafię na dobre (izraelskie są całkiem przyzwoite). Należy mieć na uwadze to, że oba te produkty nie są „organiczne” – są dzisiaj hodowane na farmach tak samo jak u nas hoduje się jabłka czy pomidory (środki ochrony roślin).

                    Przepisy, które pokazuję na serwisie są zgodne ze standardami low-carb (nawet tiramisu), ale faktem jest, że wiele znich celowo odchudziłem. Zwiększenie ich kaloryczności jest bardzo proste – wystarczy dodać więcej smalcu/masła/oliwy w ostatniej fazie gotowania.

                    Artykułu ze spisem potraw nie planowałem, bo wyszedłem z założenia, że lepiej poznać „konstrukcję” czy „zasadę” wobec której każdą potrawę można stosownie przemodelować. Oczywiście tatar z wołowiny podany zgodnie z zasadą 1g białka na 3g tłuszczu nie jest już tym samym tatarem, który trzyma się odwrotnej proporcji (więc tradycyjny, typowy tatar), ale to już kwestia upodobań, tak samo jak to, czy komuś smakuje czysty ser mascarpone (ok 50% tłuszczu) czy nie.

                    1. Chyba nawet więcej niż 30%, olej kokosowy ma aż 90% kwasów tłuszczowych nasyconych (choć nie wiem dokładnie jak to się ma do samego kokosa, ale on w takim razie pewnie też ma ich duzo) co jest chyba niespotykane w żadnym innym naturalnym produkcie (http://en.wikipedia.org/wiki/Coconut_oil – ładna tabelka w środku artykułu). Swoją drogą nasycone kwasy tłuszczowe mają mnóstwo przeciwników, ale na ile ja o tym poczytałem to krytyka wynika z faktu, że tłuszcz nasycony to szeroki termin i jeden może być dobry, a inny zły. Tutaj jest trochę o tym napisane:
                      http://www.healthguidance.org/entry/4171/1/Is-Saturated-Fat-In-Coconut-Good-For-Your-Heart-Health.html
                      Pan ma w tym względzie jakieś swoje przemyślenia?

                      W ogóle to poczytałem o samej już konsumpcji kokosów i z tego co widze to jest zalecane, aby przy zakupie wstrząsnąć kokosem i sprawdzić czy chlupie w nim woda. Z drugiej strony czytałem, że młody kokos ma dużo wody, a starszy mniej za to więcej miąższu. Czy zatem nie lepiej jednak kupować starsze czyli te bez wody, a z wiekszą ilością miąższu? No chyba że starszy to jakiś zepsuty…
                      I czy jak miąższ już wyłupie ze skorupy to mogę go trzymać cały dzień poza lodówką? Pytam bo jak on jest tak energetyczny to mozna by go brac z mięsem na wycieczkę/do pracy zamiast kanapek:)

                      W sumie to ja też zawsze byłem zwolennikiem teorii zeby ludzi uczyć mysleć a nie dawać gotowe przepisy (w dowolnej dziedzinie życia), gorzej jak ktoś stawia pierwsze kroki w czymś:) Ale powoli już na szczescie zaczynam ogarniać to wszystko:)

                      Hmm… ser mascarpone mnie kusi już od jakiegoś czasu… A myśli Pan, że jeśli ktoś byłby uczulony na ser biały lub ser żółty (tego nie jestem jeszcze pewny co do mojej osoby, ale mam takie przypuszczenie, że jednak nie do końca trawię nawet ser żółty, bo biały to wiadomo, że kwestia braku podpuszczki wiele utrudnia organizmowi), to czy jest szansa, że ser mascarpone byłby strawny dla takiej osoby?

  68. witam nie będę się rozpisywał krótko i zwiężle Mam 40 lat jestem zwykłym zjadaczem chleba bardzo zaciekawił mnie pana artykuł na temat cholesterolu Moje wyniki to całkowity 321,HDL 70,LDL213,TG188 . W porównaniu do wyników Pani Zofi musze wprowadzić jakieś zmiany w diecie . bo cięko się widzę za 21 lat.Jak poprawić wyniki bez tak skrupulatnego warzenia mierzenia i liczenia . Czy wystarczy unikać węglowodanów i cukru .Co by pan zaproponował żeby był jakiś efekt . Pozdrawiam

    1. Panie Darku, sugerowałbym jednak szersze „rozpisanie” się. Mam jednak kilka uwag, którymi uzasadnię celowość tego „rozpisania”.
      1. więcej powtórzeń badań – gdybym zapytał teraz Pana czy tegoroczny luty był zimny czy ciepły to prawdopodobnie nie umiałby Pan udzielić odpowiedzi. A to dlatego – że nawet jeśli spoglądał Pan na termometr codziennie, to nie zapisał Pan wyników. Podawanie wyniku jednego badania krwi to tak, jakby oceniać ostrość zimy po jednym odczycie temperatury.
      2. opis Pana sposobu życia, aktywności zawodowej i sytuacji zdrowotnej – to niestety niezbędne. Nie jestem lekarzem, ale tak jak u lekarza – te informacje są kluczem w prawidłowej ocenie faktycznej przczyny ewentualnych anomalii.

      Oczywiście mogę zrozumieć, że nie będzie się Pan chciał tym dzielić na forum, stąd nadmieniam, że to tylko moje sugestie które chciałem uzasadnić. Przy braku tej wiedzy przy Pana wynikach mogę wnioskować że istotnie nie stroni Pan węglowodanów, prawdopodobnie też soków i białka, zaś tłuszcz zjada Pan wyłącznie w towarzystwie węglowodanów (mąka, ziemniaki).

      Może okazać się, że Pana niepokojący wynik jest efektem jakiejś rekonwalescencji organizmu po kontuzji (stąd wyższy LDL), może być też efektem regularnego spożywania alkoholu (np. piwa) albo kilkunastu innych czynników.

      Sam wynik TC (całkowity cholesterol) na poziomie powyżej 300 nie jest jakoś specjalnie alarmujący (choć wg diagnostyki medycznej tak, zobaczy Pan to na każdym wyniku badań, że jest Pan poza widełkami), to jestem pewien, że przejście na dietę bez węglowodanów łatwoprzyswajalnych (bez produktów mącznych, cukru, miodu, itp) jest w stanie zmienić LDL i HDL oraz poziom TG na korzyść.

      Jeśli jest Pan gotowy na wyzwania, proszę zastosować dowolną dietę niskowęglowodanową (może być tłuszczowa albo białkowa, najważniejsze jest aby ilość węglowodanów nie przekraczała 1g na 1kg masy ciała), a zapewniam, że w 2 tygodnie wszystkie wyniki będą miały lepsze parametry.

  69. Po przeczytaniu tych komentarzy…włosy mi się zjeżyły .W styczniu mój poziom cholesterolu wynosił 326 !!!, po równych trzech miesiącach zbiłam go do 187 ! Włączyłam sobie do jadłospisu BENECOL , który zawiera STANOLE roślinne, i produkt do picia Pro Serce, który zawiera STEROLE roślinne.Oczywiście smażone kolety poszły w zapomnienie, na rzecz mięsa gotowanego, a ziemniaczki i wszystkie dostępne warzywa gotuję na parze ….. Przeraziły mnie /po przeczytaniu tego artykułu/ skutki zbijania cholesterolu i działaniu tych stanoli i steroli. Jutro idę z nowymi wynikami do kontroli i zobaczę , co usłyszę od mojego lekarza?

    1. Bajbus, i co powiedział lekarz? Choć ważniejsze od tego co powiedział jest to, jak się czujesz?

      Inna rzecz, tak jak w przypadku odpowiedzi dla Pana Darka – po jednym pomiarze trudno cokolwiek wnioskować. Żeby to miało sens, wypada zrobić serię badań np. co 2 tygodnie i koniecznie 15 godzin od ostatniego posiłku. Ludzie zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego, że czas który upłynął od ostatniego posiłku ma fundamentalne znaczenie: inne wyniki są po 9 godzinach, inne po 15.

      1. Jestem optymistycznie nastawiona… :O) tzn potrafię trzymać „rękę na pulsie” i kotleciki, bigosiki inaczej przyrządzać /myślałam, że nie obejdę się bez tego, co lubię/….oczywiście leki na pierwszym miejscu /bez zaniedbywania, przerywania…. i kontrolowanie cholesterolu co jakiś czas. Ale……..zima wreszcie się skończyła i powracam do codziennych wyjazdów na działkę /8 km !/ na rowerze, to jak dla mnie /66 latki/ dużo ruchu + gimnastyka na grządkach :O):O):O) Pozdrawiam Panie Rafale :O)

  70. Witam ponownie tym razem rozpisze się troche więcej Tak jak pan sugerował więcej wyników poszperałem i znalazłem nie jest tego za wiele ale zawsze coś
    2011-06-17 TC-245
    2012-03-07 TC-325
    2013-04-15 TC-321 HDL-70 LDL-213 TG-188 Glukoza-108
    A co do sposobu życia wydaje mi się że jest jak większości ludzi praca- dom -praca dom i tak w kółko pracuje fizycznie a reszte dopisał pan czyli mieszenie węgli z tłuszczami itd piwko po obiedzie a na sobote coś mocniejszego ogulnie na nic nie choruje okaz zdrowia poza tym żę chyba jestem nerwowym rocznikiem szybko się denerwuje i
    często
    Więc się zmobilizowałem i wprowadziłem ostre ograniczenia zero cukru ,mąki,soków,ziemniaków ,piwka itd .Moja waga na początku 92.2 kg po dwóch tygodniach spadła na 89 kg czuje się ok brzuszek się zmiejszył taka dieta mi pasuje lubie tłusto jeśc .Ale wróce do sedna sprawy WYNIKI więc zrobiłem po dwóch tygodniach i oczywiscie zachowane 15 godz
    2013-04-30 TC-345 HDL-68 LDL-248 TG-141 glukoza-100
    Zero poprawy co pan na to ? do usłyszenia

    1. Panie Darku, jeśli nadal ma Pan wyeliminowane węglowodany tak jak Pan pisze, proponowałbym, aby włączył Pan 1g węglowodanów na 1kg masy ciała (niech to będzie 85g węglowodanów – to 3 cienkie kromki chleba albo ok 400g ziemniaków), do tego tyle samo białka (proszę pamiętać, że nawet najlepsze mięso składa się w większości z wody, a nie z czystego białka!) a tłuszczu ok 300g. Dobrze byłoby, jeśli tłuszcz pochodziłby z żółtek (tam także jest dużo protein), masła, smalcu gęsiego i wieprzowego, oraz słoniny i boczku oraz oliwy. Najlepiej pić wodę (do zaspokojenia pragnienia), z alkoholu czerwone wytrawne wino, 150g na dobę. Po 14 dniach utrzymywania tych proporcji proszę ponowić badanie.

      Jeśli będzie Pan używał tłuszczu z warzywami, to bez obaw – warzywa w większości nie mają wielu węglowodanów. Np. 100g pomidorów to 1g białka i 4 g węgli, do tego 2 łyżki oliwy (18g tłuszczu), łyżeczka octu balsamicznego (1g węgli) i sól. Nawet słodki w smaku burak czerwony (ugotowany) ma w 100g 10g węglowodanów – podanie go ze 100ml śmietany 18% (18g tłuszczu, 3g białka, 3g węgli) i 2 żółtkami (6g białka, 12g tłuszczu) daje posiłek o niewielkiej ilości węglowodanów (pomidory: 5g węgli, 1g białka, 18g tłuszczu, burak:13g węgli, 9g białka, 30g tłuszczu) a dużej ilości tłuszczu.

      Ważne w nim jest to, jaki jest poziom HDL, LDL, TG i cukier. Z tymi markerami jest niestety tak, że one trwale i istotnie zmieniają się dopiero po pewnym czasie, kiedy komórkowe stężenie pewnych substancji będzie już ustabilizowane. To przypomina sytuację, w której suchą gąbkę kładzie Pan na kałuży wody. Zanim woda „dojdzie” do góry mija pewien czas, od razu mokra jest tylko ta strona gąbki, która bezpośrednio przylega do kałuży.

      Podobnie jest z ludzkim ciałem: niektóre stężenia natychmiast zmieniają się na poziomie krwi, później na poziomie organów wewnętrznych (magazynów) a potem na poziomie komórkowym (całego ciała). Ponieważ „chemia” działa na poziomie komórkowym (całego ciała) to ustabilizowanie markerów musi trochę potrwać.

  71. Panie Rafale ,przeczytałem pana opinie na temat cholesterolu i zgadzam się z tym co pan pisze, chciałbym też zapoznać się z opinią na temat spożywania niewielkiej ilości soku z cytryny rozcieńczonej wodą nad czo raz dziennie a konkretnie (soku z pół cytryny na pół szklanki wody )ma to pomagać pracy wątroby a co za tym idzie ma wpływ na cholesterol . jaka jest pana opina .
    pozdrawiam
    Wiesiek

  72. Mam 2 uprzejme pytania:
    Badania cholesterolu badają jego zawartość we krwi.Czy z nich można okreslić czy pochodzi on z pożywienia czy jest syntetyzowany przez watrobę(organizm).
    Czy dieta wgetariańska i wegańska może być zdrowa? Pytam o to bo widzę,że nie decyduje się Pan na nią,choć podejrzewam,że podziela Pan ich ideologię.

    1. Panie AK, wobec pierwszego pytania, nie ma prostych badań, które to oznaczą. Dotychczas zazwyczaj stosowano metodę napromieniowania cholesterolu dietetycznego a następnie oznaczenie go w organizmie. W podobny sposób wykonywano badania oceniające z czego i w jakich ilościach organizm syntetyzuje najwięcej cholesterolu (np. napromieniowując glukozę). W typowych badaniach wykonywanych w diagnostyce to niestety niemożliwe.

      Co do diety wegańskiej moje zdanie jest dość jednoznaczne – z biochemicznego punktu widzenia nie ma możliwości, aby na takiej diecie nie powstały niedobory wynikające z braku fundamentalnych składników budulcowych ciała (np. kwasów EPA i DHA obecnych tylko w produktach zwierzęcych). W przypadku diety wegetariańskiej jest nieco lepiej, bo mamy do dyspozycji zarówno nabiał jak i jajka, których żółtko jest w zasadzie wystarczającym źródłem składników odżywczych dla człowieka. Odrębną kwestią jest to, że natura nie lubi próżni i sama wybiera najlepszą i najkrótszą drogę. W przypadku trawienia produktów roślinnych organizm musi wcześniej męczyć się z unieczynnianiem inhibitorów, toksyn i innych „przeszkadzaczy”, których w roślinach nie brakuje – co jest działaniem bezsensownym z ewolucyjnego punktu widzenia, skoro potrafimy tak samo dobrze (a raczej lepiej) trawić białko zwierzęce, nie zawierające tychże substancji (a jedynie hormony, które dzięki temu że w wielu przypadkach są tożsame z ludzkimi nasze ciało umie deaktywować).

      Nie podzielam ideologii wegetariańskich ani wegańskich, co nie przeszkadza mi sięgać do naukowych informacji, które takie diety wspierają oraz do tych, które je krytykują (vide badanie China Study Campbella). To naturalne u każdego, kto chce wyrobić sobie opinię na jakiś temat, że musi poznać wszystkie czynniki mogące mieć wpływ na tę opinię – inaczej mamy do czynienia ze ślepym fanatyzmem, który z racjonalnym pojmowaniem świata nie ma wiele wspólnego.

  73. O mleku vs osteoporoza z zaznaczeniem,że piszę to co wyczytałem i tyle wiem.
    Wyczytałem,że wapń z mleka jest słabo przyswajalny i ,że u mięsożerców mających stale z tego powodu zakwaszony żołądek wapń wespół z fosforem jest „wyciągany” z kości właśnie w celu neutralizacji zakwaszenia.I podobno osteoporoza najbardziej się rozwija w krajach zachodnich (gdzie wmawia się mleczną profilaktykę),a mało w w Azji(3/4 świata nie pija podobno mleka).
    I wklejam:
    „W naturze wapń występuje w dwóch postaciach. ,,Dobry” wapń czyli organiczny, łatwo przyswajalny przez kości, znajduje się w warzywach i owocach a szczególnie w skórce, w świeżo przygotowanych sokach, jajach, orzechach, miodzie, otrębach, świeżym mleku krowim i kozim. “Zły” wapń, nieorganiczny, trudno przyswajalny dla kości jest we wszystkich produktach oczyszczonych (rafinowanych) czyli również w mleku krowim pasteryzowanym. Pech polega na tym, ze ten zły wapń nie wchłania się do kości ale w tkanki miękkie (ścięgna, między powięzie okołostawowe), powodując stany zapalne stawów, tapetując od środka ściany naczyń przyczyniając się do przyspieszonego procesu miażdżycy. Badając graficzne wykresy analizy pierwiastkowej włosów spotykam się bardzo często z przekroczoną nawet piętnastokrotnie zawartością wapnia w organizmie przy współistniejącej zaawansowanej osteoporozie. W organizmie jest około 1200 gramów wapnia przy czym 99% znajduje się w kościach. Tkanka kostna jest rusztowaniem dla naszego ciała i równocześnie magazynem, z którego organizm czerpie wapń i fosfor o ile jest jego zbyt mało w środkach spożywczych. Zawartość jego we krwi jest zawsze stała, nawet w ostatnim stadium zrzeszotnienia kości czyli osteoporozy. Jest to reakcja obronną organizmu. W przypadku jego deficytu jest on intensywnie pobierany z kości. Jest to proces nieustanny i wówczas masa substancji kostnej zaczyna zmniejszać się. Wiemy już, że wysoko przetworzone produkty między innymi mleko, mięso, cukier i jego wyroby, tłuszcze zwierzęce, podczas procesu trawienia dostarczają organizmowi dużej ilości szkodliwych kwasów organicznych. Jest to kwas mleczanowy, szczawianowy i moczowy. Sole wapniowe neutralizują te kwasy chroniąc organizm przed zatruciem. W przypadku niskiej ich podaży w pożywieniu organizm sięga do rezerwuaru w kościach. Jeśli to wszystko zsumujemy razem to staje się oczywiste dlaczego większość ludzi cierpi na próchnicę i osteoporozę. Nasuwa się przy tym kolejne pytanie: po co zwiększać ilość zachorowań, spowodowanych przez mleko, a potem walczyć o ich zmniejszenie? Wydaje mi się, że o utrzymaniu tego ,,status quo” decydują pieniądze lobby przemysłu mleczarskiego oraz błoga nieświadomość lekarzy”…

    1. AK, o przyswajalności wapnia decyduje wiele czynników, jednym z nich jest proporcja fosforu (poza tym jest także temperatura, obecność określonych enzymów i witamin).

      „Stale zakwaszony u mięsożerców żołądek” jest jakimś fatalnym nieporozumieniem. Żołądek wszystkich zwierząt jest „stale zakwaszony” ponieważ… o to w nim chodzi. Kwas solny, który w nim się znajduje musi mieć kwaśny odczyn bo w innym przypadku nie udałoby sie niczego strawić – bez znaczenia, czy pokarmem jest roślina czy mięso.

      Do mleka mam podejście ambiwalentne, z lekkim skrzywieniem w stronę jego unikania – wszak człowiek jest jedynym ssakiem na Ziemi, który spożywa mleko po wyjściu z okresu oseskowego i jest to wynalazek relatywnie młody (kiedy zaczęliśmy się parać hodowlą bydła, jakieś 10 tysięcy lat temu) więc nie sądzę, aby natura zdążyła nas wyposażyć w skuteczne narzędzia do pozyskiwania energii i składników odżywczych z tego źródła. Z drugiej jednak strony, istnieją społeczeństwa stricte pasterskie, u których mleko stanowi podstawę żywienia – trudno byłoby mi sobie wyobrazić takie marnotrawstwo, z punktu widzenia natury – aby te społeczności nie mogły pozyskiwać energii i mikroelementów z mleka (w sposób „prawie” optymalny).

      W cytowanym tekście jest wiele uproszczeń i skrótów myślowych, które możnaby przedstawić w nieco inny sposób – zamiast podawać produkty lepiej pokazać mechanizm kiedy powstaje osteoporoza oraz jaki ma z nią związek wapń dietetyczny lub jego brak. Większość osób w ogóle sądzi, że kości są zbudowane z wapnia, co nie jest prawdą (tak samo, jak wiele osób sądzi ze wapń jest białym kamieniem, tak jak wapień, choć w istocie jest to metal). Innym uproszczeniem jest opis dostarczonych wraz z pożywieniem kwasów, które sa potem neutralizowane.

  74. Uwazjta miastowe co bysta nie poumierali z powodu bledu w druku i od popadania ze skrajnosci w skrajnosc!!! Moja babka co ma ze 98 lat zawzdy gadali ze jesc tsza wszycko ino z umiarem .Jo zyca tym panockom co by ze stosowania swoich madrosci tyla dozyli hei!!!

  75. Witam panie Rafale podzielam pana opinie i wiedze .Mam pytanie ma temat ldl są dwa rodzaje A i B ( B ten mały zły )

    1. Anonimie, frakcja LDL dzieli się na kilka klas. LDL to lipoproteina (białko transportowe, które „przewozi” cholesterol) – to co widać na typowym badaniu (lipidogramie) to zazwyczaj LDL-C. W niektórych przypadkach badań (spotykane podczas diagnoz stanów cukrzycowych, szacowaniem ryzyka rodzinnych chorób związanych z gospodarką tłuszczami) rozdziela się LDL na tzw. fenotypy A i B.

      LDL z fenotypu A to duże, „puchate” cząsteczki zaś LDL z fenotypu B to małe i gęste cząsteczki. I co najciekawsze, każdy z nas ma ten fenotyp zdeterminowany indywidualnie. Albo jesteśmy bardziej A albo bardziej B. Czyli albo mamy te lipoproteiny duże, albo małe.

      W wielu badaniach używa się określenie IDL jako „pośredniego” stanu zamiany lipoproteiny VLDL w LDL (w kolejności VLDL>IDL>LDL), ponieważ pomimo tego fenotypu częśc cholesterolu ma taki właśnie „pośredni” stan. Gdybyśmy mieli zagłębić się jeszcze bardziej, trzeba by także ująć w zagadnieniu wszystkie alipoproteiny, ponieważ ich obecność i realizowane funkcje również mają istotny wpływ na gospodarkę lipidową, a co za tym idzie na stan zdrowia. Ale wróćmy do bardziej ogólnych kwestii – fenotypu.

      Chodzi o to, że fenotyp B LDL jest skorelowany dodatnio z podniesionionym poziomem trójglicerydów, zmniejszonym poziomem HDL i występowaniem niektórych zagrożeń naczyniowych (niedokrwienny udar mózgu, zatory tętnicze). Sa nawet polskie badania na ten temat (choć na niewielkiej próbie).

      Niektórzy naukowcy twierdzą, że zagrożenie wynikające z fenotypu B może wynikać z tego, że jest bardzo mały i gęsty i może zatykać naczynia włosowate i małe tętnice. Inni twierdzą, że to, że jest bardzo mały i skoncentrowany ułatwia utlenianie cholesterolu (powstaje wówczas bardzo szkodliwy oksycholesterol, o którym już pisałem wyżej, w artykule).
      Po lekturze kilku książek uważam, że pierwsza teoria jest przesadzona, druga prawdopodobna, jednak jej efekt nie powinien być wielkoskalowy (wszystko w naszym organizmie się utlenia i jakoś sobie z tym radzimy). Dobrze opisane jest to w książce Uffe Ravnskofa.

      Pojawia się pytanie: skoro fenotyp mamy już „ustawiony”, to czy można coś z tym zrobić aby mieć więcej LDL z fenotypem A?
      Można. Współczesna medycyna sugeruje następujące traktowanie osoby z fenotypem B: mało tłuszczów nasyconych (zwierzęcych), dużo ćwiczeń oraz obniżenie ilości tkanki tłuszczowej. Problem w tym, że taką metodą nie udało się to większości pacjentów, z prostej, metabolicznej przyczyny: ograniczenie tłuszczu na rzecz węglowodanów i białka powoduje wzrost cholesterolu (we frakcji VLDL i LDL) i trójglicerydów. I sprzyja wzrostowi tkanki tłuszczowej, nawet przy stosowaniu ćwiczeń (a dokładniej – po ich zaprzestaniu).
      W takich przypadkach (a jest ich większość) medycyna wykorzystuje farmakologię w taki sposób, że stosuje leki obniżające LDL (więc w ten sposób zmenia proporcje LDL do innych frakcji) – głównie niacynę (witamina B3, której dużo znajduje się w fistaszkach, wątróbce, tuńczyku a nieco w sercach, migdałach, kaszy gryczanej) a jeśli to nie pomaga – leki zawierające gemfibrozyl.
      Aby zwiększyć trwale i skutecznie ilość LDL fenotypu B należy – przepraszam za monotematyczność – stosować dietę niskowęglowodanową. Tj. usunąć z diety wszystkie węglowodany proste (cukry, produkty mączne), pilnować ilości węglowodanów i białka (po 1g na 1kg masy ciała). I można stosować ćwiczenia (choć w większości przypadków nie będą potrzebne).

      1. Panie Rafale, po przeczytaniu Pana artykułów o chudnięciu i cholesterolu radykalnie zmieniłem swoją dietę przechodząc od Benecolu na smalec i masło. Czyli stosuję się do zasad diety niskowęglowodanowej opiasanej u Pana. Po trzech miesiącach straciłem 7 kg – czyli działa. Zrobiłem ostatnio badania i wszystko jest OK za wyjątkiem cholesterolu LDL (cholesterol całk 303, HDL 90, a aż LDL 203, zaś triglicerydy 50). Czy przejmować się tym? Przed dietą zbijałem cholesterol Benecolem i miałem lepsze wyniki (cholesterol całk 198, HDL 54, LDL 127, triglicerydy 86). Zanim zacząłem stosować Benecol (cholesterol całk 237, HDL 56, LDL 158, triglicerydy 112). Mam 56 lat/185 cm wzrostu i waże teraz 81 kg. Dieta mi pasuje, czuję się generalnie dobrze (czasem tylko zawroty głowy) i chciałbym kontynuować. A może trzy miesiące to jeszcze za krótko by ten cholernosterol spadł.
        Dzięki z góry za poradę, no i dzięki za fajne przepisy i otworzenie oczu!

  76. Panie Rafale. A moze cos Pan napisac nt jajek ? Szukam po necie informacji i jedni pisza mozna jesc inni ze do 2,3 tygodniowo. Sam mam troche wysoki poziom trojglicerydow oraz niski hdl ale tez niski LDL . Jadam ok 4,5 w tygodniu jajek ale przed badaniem cholesterolu nie jadlem jajek.
    pozdrawiam

    1. radyk, osobiście jestem przeciwny suplementom. Wcale nie z tego powodu, że są nieskuteczne (wręcz przeciwnie), ale raczej z tego, że ludzie powszechnie sądzą, że jeśli zażyją kilka kolorowych pastylek, to załatwi to ich problemy ze zdrowiem raz na zawsze. Podczas gdy nie załatwia to niczego, bo trwają w swojej złej diecie.

      Przykładowo – zarówno morwa biała jak i cynamon mają właściwości obniżające poziom cukru we krwi. Czy zatem osoba, która zjada ogromne ilości płatków owsianych z mlekiem (produkty bardzo silnie podnoszące cukier) uzyska pożądany, długofalowy efekt zagryzając takie posiłki wymienionymi suplementami? Jestem przekonany, że nie. To trochę tak, jak wylewanie wody z łódki, która przecieka, zamiast skupić się na załataniu dziur, przez które ta woda się wlewa. Póki dziury są małe, wylewanie jest skuteczne (suplementy sobie jakoś radzą). Ale ponieważ nie zmieniamy diety, te „dziury” w naszej łódce robią się coraz większe i w pewnym momencie suplementy niczego już nie zmieniają.

      Stąd – najpierw trzeba zmienić swój sposób życia i odżywiania się i jeśli to nie pomaga – potem należy sięgać po suplementy (które w wielu sytuacjach są pomocne jak np. witamina D3 w zimie).

  77. Witam Panie Rafale,

    Jestem pod ogromnym wrazeniem Panskiej wiedzy! Cos niesamowitego! Mam nadzieje, ze kiedys bede wiedzidziala przynajmniej w polowie tyle co Pan :) Caly dzien zajelo mi dzis przeczytanie artykulu wraz z komentarzami, ale bylo warto bo wielu ciekawych rzeczy sie dowiedzialam.

    Chcialabym zapytac co mysli Pan o oleju rzepakowym tloczonym na zimno? Z tego co czytalam stawiaja go ostatnio na rowni z oliwa, ale tutaj wyczytalam, ze pisze Pan pochlebnie jedynie na temat oliwy i oleju kokosowego.

    I jeszcze cos, otoz od kilku lat interesuje sie dietetyka i dbam o to co jem. Mam 25 lat i czuje sie generalnie bardzo zdrowo, pomijajac pewne problemy hormonalne, co w dzisiejszych czasach jest czesto spotykane. Czy takiej osobie jak ja, rowniez polecilby Pan diete niskoweglowodanowa? Zaznacze, ze nie mam problemow z waga, ale po prostu staram sie odzywiac jak najlepiej dla siebie samej. Osobiscie stosuje raczej zroznicowana diete ale dbajac o zdrowie moze powinnam cos zmienic? Powiem jeszcze, ze cukru w mojej diecie jest naprawde malo. Nie jem zadnych sklepowych slodyczy, nie pije slodkich napojow, glownie woda i herbata ziolowa badz owocowa, jedynie czasami w weekendy pozwalam sobie na cos slodkiego ale tylko i wylacznie domowe wypieki. Od kilku lat codziennie jadlam owsianke z bananem i orzechami, teraz przerzucilam sie na kasze jaglana. Wydaje mi sie, ze zdrowo sie odzywiam, bo jak jem mieso to raczej z warzywami, a jak ryz czy tez makaron to rowniez tylko z warzywami i nabialem. Staram sie nie popadac w paranoje i czasami w weekend zjem kanapki, tarte czy gore risotta,ale prosze o rade czy w takim razie lepiej byloby, dla mojego zdrowia przejsc na wyzej wspominana diete czy, jezeli czuje sie dobrze pozostac przy swoich nawykach, albo moze zrobic jakies badania?

    Przepraszam, za tak dlugi wywod i za brak polskich znakow, ale niestety nie mam polskiej klawiatury.
    Pozdrawiam.

    1. Pani Kasiu, cieszę się, że informacje zawarte w serwisie są dla Pani interesujace i sprawiły, że poszerzyła Pani swoją wiedzę. Sam zdobywam ją bardzo mozolnie i dlatego właśnie staram się, aby opisywać sprawy prostym ale precyzyjnym językiem (co nie oznacza, że jestem nieomylny w swoich wnioskach czy interpretacjach cudzych wniosków).

      Co do oleju rzepakowego patrząc na pryzmat zawartości kwasów tłuszczowych omega-6 pisałem w wielu komentarzach (np. tutaj) a popełnłem także odrębny tekst o oliwie (i porównaniu jej do smalcu).

      Ja także nie jestem osobą, która potrzebuje diety w celach odchudzania. Niskowęglowodanowy sposób żywienia stosuję dlatego, że dobrze się przy nim czuję (a stosowałem świadomie i celowo kilka modeli żywieniowych /np. niskowęglowodanowo i wegetariańsko/wysokowęglowodanowo/białkowo/ i ten jest dla mnie najbardziej odpowiedni (dodatkowo z praktycznie całkowitą likwidacją źródeł glutenu i okresową rotacją produktów mlecznych). Osobiście polecam ten model każdemu „zdrowemu”, kto ma dość chronicznego zmęczenia, braku energii, napadów głodu, kłopotów z cerą i włosami, zatwardzeń czy przeziębień, ubytków w uzębieniu). O chorobach metabolicznych nie wspominając (cukrzyca, choroby autoimmunologiczne, przewlekłe stany zapalne).

      Sposób żywienia, jaki Pani opisała nazywam tzw. standardową dietą plus (plus za to, że nie zawiera produktów przetworzonych ani rafinowanych). Jeśli nie odczuwa Pani żadnego dyskomfortu wynikającego ze zjadanych potraw (np. wiele osób odczuwa dyskomfort po zjedzeniu strączkowych /fasola i groch/ albo niektórych psiankowatych /papryka, bakłażan, pomidory/ to nie musi Pani niczego zmieniać. Nie jestem jakimś ortodoksem żywieniowym jak niektórzy zwolennicy wege czy mięsożercy albo „optymalni” – wychodzę z założenia, że w długiej perspektywie satysfakcja emocjonalna z tego co się je i jak się je ma równie istotne znaczenie jak proporcje składników odżywczych w tymże pożywieniu. Przykładowo, dla osoby która odżywia się frutariańsko (tzw 90/5/5) rezygnacja z owoców w diecie byłaby psychiczną katorgą co mogłoby powodować więcej szkód (podniesiony kortyzol) niż pożytku.

      Nie mniej jednak z biochemicznego i fizjologicznego punku widzenia dieta niskowęglowodanowa mogłaby okazać się lepsza dla Pani zdrowia i samopoczucia. Najlepiej proszę ją wypróbować przez jakiś czas (ok 3 miesięcy) i wszystko będzie jasne. Badań nie musi Pani wykonywać, jeśli nie czuje Pani żadnych sygnałów, które organizm dawałby jako zwrócenie uwagi (choć napisała Pani o pewnych problemach hormonalnych, co zawsze oznacza jakieś negatywne konsekwencje dla stanu organizmu).

  78. No cóż, „starsi i mądrzejsi” w których łapach są prawie wszystkie firmy produkujące tzw. „żywność” i „lekarstwa” (z ropy + inne związki chemiczne)
    nie będą się przejmować stanem zdrowia gojów.
    Goj istnieje po to, by go strzyc ze wszystkich stron.
    I dopóki owce będą odwiedzać różne teska,kerfury, biedronki i apteki,
    festiwal chorób będzie się ciągnął w nieskończoność.
    A sprawa jest banalnie prosta, jemy tylko
    ZDROWĄ NATURALNĄ ŻYWNOŚĆ z POLSKIEJ WSI!!!!!
    A PO LEKI SIĘGAMY TYLKO NATURALNE!!!!!!
    I jeszcze jedno nie oglądamy i nie słuchamy ścierwomediów!!!!!!
    Oglądanie telaVi-zji prowadzi do Alzhaimera.
    Słyszeliście to od kogoś?!
    Nie?
    A jak myślicie, dlaczego?
    Na szczęście są jeszcze prawdziwi lekarze którym na sercu leży zdrowie człowieka.
    Tu 2 filmiki, jest ich w sieci znacznie więcej, kogo zainteresują, ten znajdzie.
    Zdrowe masło – Jadwiga Kempisty
    http://www.youtube.com/watch?v=tIOb5A-EYKg
    Zdrowe jajko
    http://www.youtube.com/watch?v=UHLH-CP4ZSM

  79. Serdecznie dziękuję za informacje w tym artykule.wlaśnie zacząłem
    obniżać cholesterol margarynami tego typu.Być może ustrzegło mnie to przed następnym poważnym błędem.Przez 18 lat żarłem z polecenia lekarzy statyny.Aż się dziwię,że jeszcze żyję.Po wszczepieniu byapassów co 3 lata średnio miałem przepychane tętnice w sercu , a cholesterol był 130 w tym LDL 50 i HDL 60.Rok temu mój organizm zbuntował się.Branie statyn spowodowało maksymalne osłabienie mojego ciała.Już nie mogłem chodzić,brak było energii i chęci do życia.po analizie leków ,,które brałem odstawiłem statyny robiąc doświadczenia miesiąc bez statyn i miesiąc ze statynami wyniki były jednoznaczne ,to statyny były winne,i choć lekarze wręcz grozili mi konsekwencjami,nie biorę tej trucizny i czuję się świetnie.Jedyne co robię dla siebie to jestem prawie wegetarianinem.Jem dużo warzyw i oowoców.Byłbym wdzięczny za opinię odnośnie wegeterianizmu. Pozdrawiam,Jacek

    1. Jacku, niestety negatywny wpływ preparatów obniżających cholesterol (i tych dietetycznych i leków) jest znany od dawna (widać go na każdej ulotce statyn) ale z jakiegoś powodu jest marginalizowany (mimo często dramatycznych konsekwencji).

      Jeśli chodzi o moją opinię na temat wegetarianizmu – to wielokrotnie ją umieszczałem na łamach komentarzy w serwisie (np. tutaj, tutaj albo tutaj. Generalnie – nie jestem wcale ortodoksem mięsożercą, który uważa, że tylko mięcho i nic więcej. Można odżywiać się zdrowo i dobrze dla swojego ciała będąc wegetarianinem, jednak będzie to wymagało dodatkowej suplementacji kilku składników odżywczych (między innymi kwasów omega-3, których synteza z wiekiem maleje więc pozyskiwanie ich ze źródeł roślinnych będzie niewystarczająca) a także będzie to powodować dodatkowe, niepotrzebne obciążenie organizmu do realizacji zadań budulcowo-remontowych oraz zwykłego pozysku energii.

      PS. Formalnie trudno być prawie-wegetarianinem – to tak, jakby być prawie w ciąży.

  80. Panie Rafale. Jestem w szoku!!!Ciągle jestem atakowaana przez lekarza ,że mam za duży cholesterol,łykam je i nie słuchałam męża ,który mówił , że połowę tych lek ow powinnam wyrzucić. A tu proszę -uwielbiam smalec- odrzuciłam. Ale wracam do niego. Proszę mi tylko powiedzieć , czy moge teraz odrzucić leki obniżające cholesterol.Co na to mój organizm. Serdecznie pozdrawiam

    1. Anonim, nie jestem lekarzem ani też ten serwis nie stanowi źródła porad lekarza i kontaktu z lekarzem nie zastąpi. Sam jestem przeciwny stosowaniu „dr. Google” zamiast wizyty. Internet ma raczej edukować (bo lekarze tego nie robią).

      Nie odpowiem Ci czy możesz odrzucić leki obniżające cholesterol z prostego powodu – jeśli cierpisz na hipercholesterolemię o podłożu genetycznym, te leki mogą ratować Ci życie.

      U wielu osób (zdrowych ale i chorych) u których pojawia się podniesiony poziom cholesterolu samo zażywanie statyn, steroli i stanoli niczego nie załatwia – a może prowadzić do wielu komplikacji.

      I na koniec – nie należy mieszać paliw. Tłuszcze w połączeniu z łatwo przyswajalnymi węglowodanami to najgorsze, co można zrobić dla swojego zdrowia – i wtedy nie ma już znaczenia, czy tłuszczem tym jest „superzdrowy” rybi tran, czy zwykły olej słonecznikowy. Jeśli będzie jedzony z chlebem, produktami mącznymi i cukrem – nic dobrego dla naszego ciała z tego nie wyniknie.

  81. Szanowny panie Rafale: „I tu wkracza marketing: porówujemy naszego 1 uratowanego do 3 zgonów i uzyskujemy 1/3” – 1/4… uratowany był jedną z czterech osób, nieprawdaż?

    1. Pani Kasiu, dziękuję za wnikliwość! Proszę jednak zauważyć całość obliczenia, które przedstawiłem:
      2 osoby ze 100 zmarły na zawał mimo zażywania leku.
      w grupie kontrolnej, która nie zażywała leku (albo dostawała placebo) na 100 osób zmarło 3 osoby na 100.
      3-2=1 czyli można rzec, że 1 osoba uratowana została dzięki lekow.

      Gdyby więc spośród 3 osób, które zmarły w grupie kontrolnej lek uratowałby życie 1 to jego skuteczność wyniosłaby 1/3. Wtedy marketingowo można powiedzieć że „dzięki statynom udałoby się zmniejszyć liczbę zgonów o 1/3”.

  82. Panie Rafale,
    bardzo Pana proszę o radę:

    mam problem z cholesterolem i trójglicerydami. Przez kilka ostatnich lat faszerowano mnie równocześnie Atorisem+Lipanthyl. Źle się po tym czułem i odstawiłem.
    Po odstawieniu tych leków bardzo „skoczyły mi w górę” wyniki.

    Aktualnie(od 1 miesiąca) sam stosuję Cynarex + ostropest + ograniczam węglowodany(dzięki Pana radom). Ogólnie, dobrze się odżywiam, jem dużo warzyw i owoców, nie palę;alkohol okazjonalnie.

    Czy wyciąg z karczocha i ostropest(poza dietą) jest właściwym środkiem na mój problem ?

    Pozdrawiam.
    Andrzej

  83. Panie Rafale. Mam pytanie ,czy Pańskie jedzenie- dużo tłuszczu-mało węglowodanów jest niebezpiecznym odżywianiem się dla osoby o odłożonych w niewielkich ilościach blaszki miażdżycowej w tętnicACH SZYJNYCH, KTÓRE nie utrudniają przepływu krwi. Proszę o wyjaśnienie.Jak to jest. Czy ta osoba ,zdana jest na leki, bo grozi zawał?Czy wyeliminowanie węglowodanów pomoże.

  84. Panie Rafale. Czy odrzucenie weglowodanów iprzejście na „tłuste życie ” nie jest zagrożeniem dla zdrowia dla osoby.która w tętnicach szyjnych ma odłożone niewielkie ilości blaszki miażdżycowej, nie utrudniającej przepływu krwi. Czy warto ryzykować?

  85. Panie Rafale mam pytanie czy przed badaniem cholesterolu nalezy zastosowac jakąś diete i niej więcej przez jaki czas? Pozdrawiam!

  86. Panie Rafale mam wysoki cholesterol 380 i trojglicerydy 300 6 lat temu mialam zawal miimo dobrych wynikow Nie chce brac lekow na obnizenie cholesterolu wiec mam pytanie co powinnam jesc w ciagu dnia zeby te wyniki sie poprawily i czy przed nastepnym robieniem wynikow powinnam zastosowac jaka specjalna diete i przez jaki czas? Pozdrawiam!

  87. Nie wiem dlaczego ludzie przejmują się przejmują żywieniem.
    Naprawdę tego nie rozumię.
    Jak wynika z mojego podpisu (mam 33 lata) nie uważam na to co jem i nigdy nie uważałem. Naprawdę.
    Mam 170 cm wzrostu, wagę 62-64 kg, oddaję regularnie krew i nigdy nie miałem problemów ze zdrowiem. A od 16-tu lat, nie mam nawet grypy. Nie odwiedzam lekarzy, badania tylko w krwiodawstwie mi robią.
    Dlaczego jest taka nagonka na zdrową żywność?
    Dodam, że jem to co lubię, a żeby było ciekawie, to im bardziej jedzenie ocieka mi tłuszczem tym lepsze. Tłuszczem ze smalcu, ze świnki, bo ten jest aromatyczny, oleju nie lubię

  88. Olga CURTIS, Lublin

    WARTO I O TYM PAMIĘTAĆ, ŻE.
    ___________________________________________________________________________
    ISTNIEJĄ DWA POWODY OTYŁOŚCI (CHOLESTEROL) / NADWAGI / CUKRZYCY / NADCIŚNIENIA / CHORÓB SERCA U LUDZI: ♥♥♥♥♥

    1. Wysoki poziom cukru we krwi, czyli mąka i cukier spożywczy, a zatem (niezdrowe dla człowieka):
    WYSOKIE WĘGLOWODANY TJ. OD 26,01% WZROSTU.

    2. Zbyt duże spożycie tłuszczów, mamy więc klasyfikację:
    INDEKS ŻYWIENIOWY TJ. IŻ PRODUKTU.

    3. Puenta to tabele:
    IŻ PRODUKTU.

    P. S. Realizując klasyfikację IŻ, organizm sam wykorzystuje złogi trójglicerydów w żyłach, oczyszczając je. Zwyczajne biologiczne reakcje, które równocześnie eliminują miażdżycę i nadciśnienie, a także cukrzycę typu 2. Spożycie CHLEBA NA OSTEOPOROZĘ-IRL, szprotek wędzonych oraz fasoli czyli produktów o dużej zawartości wapnia wyjaśnia celowość umieszczenia tych produktów jako zalecane.

    4. Prozdrowotne w diecie są (energetyczne) tzw:
    NISKIE WĘGLOWODANY TJ. DO 26% WZROSTU.
    ODPAROWANE WĘGLOWODANY TJ. DO STRUKTURY C.

    ___________________________________________________________________________

  89. Witam Panie Rafale. Jestem już w kraju- zrobiłam wyniki i poniżej je przedstawiam. Na diecie niskowęglowodanowej jestem od 60 dni.
    Cholesterol całkowity 273
    cholesterol HDL 86,6
    cholesterolLDL obl.173,0
    trójglicerydy 67
    Co Pan myśli -proszę o odp.

  90. Witam !Chciałbym podac swój przypadek dotyczący wysokiego cholesterolu.Półtory roku temu zrobiłem badania i okazało się że mam bardzo wysoki cholesterol.Po trzy miesięcznej diecie,cholesterol był książkowy,powtórzono badanie i wynik był ten sam {zadziwiająco dobry}.Zadowolony wróciłem do codzienności i za 2 tygodnie wylądowałem z ciężkim zawałem na Odziale intensywnej terapi.Obecnie mam wysokie trójglicerydy {1000}i nie wiem co robic. Pozdrawiam Darek!

    1. Panie Darku, nie wiadomo jaki tryb życia Pan prowadził, jak wyglądał Pana jadłospis, czynniki stresu oraz co wyzwoliło zawał (na jakim był tle).
      Wysokie TG należy przebadać i sprawdzić przyczynę tego stanu rzeczy, proszę skonsultować to z lekarzem, który ma doświadczenie w prowadzeniu pacjentów po zawale. Na ten stan rzeczy mogło mieć wpływ wiele różnych czynników wewnętrznych (np. używki, szybka zmiana nawyków) ale i zewnętrznych.

  91. Witam Panie Rafale. Muszę powiedziec .ze tym wysokim cholesterolem zbytnio się nie przejęłam, bardziej patrzyłam na trójglicerydy.I juz widzę że wyrzucenie słodyczy chleba itp. przyniosło efekty. a najbardziej czytanie Pana strony ,dało mi potęzną dawkę wiadomości i zastosowań. Często wracam do Pana strony jeszcze raz analizuję , dokarmian sie i wiem, że nie „zbłądziłam” ale znalazłam klucz do zdrowia.Dziękuję Panie Rafale…
    Nowe wyniki zrobię i przedstawię ale dopiero za miesiąc. Do tego czasu codziennie jestem informowana o nowych wiadomościach na pana stronie i czytam je z przyjemnością, życząc sobie aby wielu ludzi przestało być niedowiakami-cóż szkodzi popróbowac. A mamy wiele do stracenia.
    Smuci mnie tylko to, że me córki patrzą na mnie z politowaniem ,zajadając stosy plastikowego jedzenia. Może one kiedyś mnie wysłuchają. Ale jedno jest optymistyczne. Ma wnuczka [5 lat] kiedy jedzie do mnie m owi BABCIU A ZROBISZ PLACKI NA SMALCU{CHODZI O PLACKI KWAŚNIEWSKIEGO]. i TO JEST CUDOWNE sERDECZNIE POZDRAWIAM

    1. Pani Elu, cieszę się, że jest Pani zadowolona ze swojego stanu zdrowia i wyników badań, choć mniemam, że nie bez znaczenia jest też to, że Pani samopoczucie poprawiło się.

      W kwestii próbowania – cóż, medycyna akademicja w większyści przypadków (szczególnie w polskich warunkach, gdzie o profesjonalną diagnostykę bardzo bardzo trudno) także testuje na pacjencie różne warianty leczenia. To nie tak, że ją jakoś detronizuję (gdyby nie postęp w medycynie, średnia długość życia ciągle pozostałaby na poziomie 35 lat), chodzi raczej o to, jak wygląda jej stosowanie w praktyce, na pacjencie.

      Jeśli chodzi o przekonywanie kogokolwiek na siłę – niczego Pani nie zmieni. Jeśli ktoś chce – będzie sam szukał i testował. Nie chodzi nawet o to, żeby stosował taką czy inną dietę – ważne jest to, żeby ludzie w końcu zobaczyli, że istnieje bezpośredni związek z tym jak się czują i jaki jest stan ich zdrowia – a tym, co mają codziennie na talerzu.

      Na marginesie sam zauważałem ciekawą właściwość „budowania zaciekawienia” – kiedy mówiłem w towarzystwie o niskowęglowodanowym modelu żywieniowym wszyscy słuchali z zaciekawieniem. Ale kiedy mówiłem to samo poprzedzając wstępem, że chodzi o dietę Kwaśniewskiego/Atkinsa/Paleo reagowali agresją albo znudzeniem. To takie „poznawanie książki po okładce” :)

  92. Dobry artykuł, ale w kwestii żywienia nadal obowiązuje zasada „1000 organizmów – 1000 zapotrzebowań”. Sam, kiedy zacząłem interesować się oddziaływaniem diety na własny organizm, postanowiłem zmniejszyć ilość węglowodanów, próbowałem skrajnie niskiej podaży tzn. poniżej 50 g/dobę. Niestety w przypadku takiego żywienia pojawiły się problemy z koncentracją i wydolnością podczas rekreacyjnych treningów. Tłuszcz jest oczywiście ważnym związkiem który dostarcza energii, ale nie jest w stanie zapewnić wszystkich potrzeb energetycznych tak jak to jest ujmowane przez Pana. Układ nerwowy do sprawnej pracy potrzebuje przynajmniej 150 g glukozy którą trzeba dostarczyć, gdyż organizm ma bardzo ograniczone możliwości jej magazynowania, na poziomie 1% masy ciała. Dodajmy do tego jakąś formę ruchu, która mimo wszystko jest niezbędna dla zdrowia (np. bieganie, trening siłowy) co jeszcze bardziej zwiększa zapotrzebowanie na węglowodany. Można sobie tłumaczyć, że wątroba potrafi zsyntetyzować glukozę w procesie glukoneogenezy, ale jest to ograniczona ilość (ok. 130 g/dobę), poza tym powoduje to kolejne obciążenie organizmu, podobne do braku cholesterolu w diecie, który wątroba musi sama wytworzyć. Podaje Pan przykład Eskimosów, którzy są zdrowi, bo jedzą dużo tłuszczu i znikomą ilość węglowodanów, ale zapomina Pan o ilości pracy jaką ci ludzie muszą wykonać aby zdobyć pożywienie, czyli prozdrowotnej dawki ruchu. Ludzie w krajach rozwiniętych nie muszą podejmować wysiłku, aby zdobyć pokarm, wystarczy pojechać do sklepu, i to jest wielki problem który powinien Pan poruszyć w tego typu artykułach. Podsumowując, w kwestii spożycia węglowodanów stanowczo odradzam dzisiejsze zalecenia według których mężczyzna który mało się rusza powinien zjadać 335 g węglowodanów dziennie (!), ale przyjmowanie poniżej 100 g czy nawet poniżej 50 g, tak jak Pan zaleca, to uciekanie w drugą skrajność i może być stosowane tylko okresowo, nie więcej niż 3 dni z rzędu, aby zmniejszyć oporność na insulinę i stężenie trójglicerydów. Jednak stosowanie takiej diety na stałe prowadzi do głodu ukrytego (nie dostarcza się odpowiedniej ilości makroskładników, pomimo odpowiedniej kaloryczności) i prowadzi do negatywnych skutków zdrowotnych. Ponadto, to właśnie spożycie węglowodanów uwarunkowało rozwój cywilizacji (poprzez rozpowszechnienie rolnictwa), ponieważ odpowiednio zasilone mózgi naszych przodków mogły wydajniej pracować. Ważne jest, aby znaleźć dla siebie tzw. złoty środek. Czekam na Pana odpowiedź, bo ciężko jest mi uwierzyć, że ktoś jest w stanie wytrzymać kilka miesięcy/lat na diecie niskowęglowodanowej bez odczuwania negatywnych konsekwencji, no chyba, że ma Pan geny Eskimosa :)

    1. Panie Grzegorzu, w kwestii diety i mojego poglądu na ilość węlgowodanów zapraszam tutaj (wraz z komentarzami). Oczywiście szerzej ustosunkuję się do Pana komentarza, (choć Adramel, który także tutaj się udziela byłby lepszym autorytetem jeśli chodzi o kwestie treningowe) ale nie chcę tego zrobić „po łebkach” a nie mam teraz zbyt wiele czasu (mam przed sobą długą drogę do domu).

  93. Wg różnych źródeł od 1,5 l do 2 l. Ale nie warto się tym sugerować, bo inne jest zapotrzebowanie w czasie zimowego dnia, kiedy mało się ruszamy, a inne w dzień upalny podczas np. wycieczki górskiej.

    Pić trzeba wtedy, kiedy czuje się pragnienie. Ośrodek pragnienia w mózgu istnieje właśnie po to, żeby takie rzeczy regulować, nie są potrzebne kalkulatory i formuły :)

    Trzeba pić wodę taką, jaka nam smakuje, ja kiedyś piłem najtańszą butelkowaną, teraz przerzuciłem się na kranówkę, która paradoksalnie w większości miejscowości w Polsce jest bardziej godna zaufania niż taka ze sklepu, ponieważ jest badana kilka razy dziennie w laboratorium. No i nie jest filtrowana do destylatu i później sztucznie napowietrzana i mineralizowana, w przeciwieństwie do butelkowej.

  94. Cholesterol – pole do nadużyć?
    Na amerykańskich opakowaniach leków statynowych FDA nakazało umieszczać informację, że ich przyjmowanie grozi zawałem lub wylewem krwi do mózgu.
    Hmmm 3 lata temu po ciężkiej chorobie miałam 3-krotnie przekroczony poziom cholesterolu ( i nie był to jedyny skutek tej choroby). Zapisano mi statyny, żeby obniżyć poziom cholesterolu – ale ja sobie wykombinowałam, że powinnam się zająć wyleczeniem stanu zapalnego naczyń krwionośnych, czego objawem był wspomniany wynik badania. Ustawiłam sobie suplementację (zgodnie z posiadaną wiedzą) i po 2 miesiącach badanie wykazało, że cholesterol wrócił do normy. I tyle opowieści :)

  95. Jedną z przyczyn podwyższonego cholesterolu jest chora tarczyca – niedoczynność tarczycy, a niedoczynność z niedoboru jodu. Tarczyca to organ, który reguluje pracą prawie całego organizmu, tak więc najpierw należy sprawdzić hormony tarczycy, a dopiero pózniej myślec o nowoczesnym wynalazku jakim są statyny,zeby nie wpedzic się w kozi róg i do końca życia łykac tableki na obnizenie cholesterolu. Za prawidłową pracę tarczycy odpowiada przysadka mózgowa, która często zablokowana jest przez STRES i od tego powinno się zacząć, znalezć własny sposób na jego zmnejszenie. Myślę że Pan Rafał to dobrze wie i znaczna grupa osób,która zaczęła szukać alternatyw dla medycyny konwencjonalnej. Zmienić dietę, przestać ślepo wierzyc w to co powie lekarz- z bożej łaski i reklamy w telewizji. Twoje zdrowie i życie, tylko i wyłącznie w twoich rękach, nikogo to nie obchodzi i każdy powinien to wiedzieć, a nie liczyć na cud uzdrowienia w ciągu „5” minut, jeśli przez 50 lat wypala 40 papierosów dziennie, pije sztuczne piwsko i leży przed telewizorem a w sobotę grill. Tylko 20% za choroby krążenia odpowiada genetyka, reszta to czynniki środowiskowe czyli jesteś tym co jesz i kropka.
    Pozdrawiam

  96. mieso i tluszcze bez warzyw???
    Skąd brać fitoenzymy odżywcze i prozdrowotne? Sulforafen (kapustne), beta karoten, likopen, garbniki, bioflawonidy, antocyjany antyoksydanty, jak niwelować wolne rodniki, jak alkalizować organizm, pić zioła czy nie pić ziół, flora bakteryjna z kiszonek, błonnik dla pracy jelit i ich oczyszcania ze złogów kałówych, nie jeść/albo malutko jeść szpinaku, brokułów, pora, pietruszki, malin, ogórków, pomidorów itd itp?????????????????????????????????????? Skąd brać wartości odzywcze, antyrakowe, antyzapalne, anty grzybiczne, anty wirusowe i anty bakteryjne jak ich bogactwo jest w owocach i warzywach??????????????????????

    To co pan pisze o odzywianiu miesnym to raczej bląd.

  97. Do Grzesia!! Przeczytałam uważnie kila razy twą wypowiedz. To jest b. interesujące i warte zatrzymania się .1000 organizmów- 1000 zapotrzebowań-zgadzam się całkowicie.
    jestem od lutego na diecie niskowęglowodanowej, schudłam to prawda ,trójglicerydy około 65 -tez dobrze, ale cholesterol ogólny ponad 380 i ciągle rośnie.
    i ten „utajony głód’-ciągle mi towarzyszy. Niby wszystko o.k ale jednak…gorzka czekolada- jedyna słodycz, która mi towarzyszy. Doszło do tego ,że musi by w lodóce, bo bez niej nie usnę… podejrzewam,że to z braku cukru.. Ale to tak na marginesie, bo każdy inaczej opisałby swą drogę… pozdrawiam. A może ktoś inny się wypowie??

  98. Do Krzyska. Obejrzałam ,posłuchałam rewelacja!!!! Jestem teraz coraz bardziej przekonana, że czytając i stosując dietę niskoweglowodanową ,odrzucając margaryny,cukier chleb….. jest się na dobrej drodze do zdrowia. Dzięki za podpowiedz,bo teraz wiem że są ludzie,mówiący prawdę…
    Stronę p,Rafała odkryłam przypadkiem w lutym i od tej pory nastąpiła w mym żywieniu rewolucja i b. dobrze…pozdrawiam

  99. Dzieki przeczytam i musze powiedziec, ze wczoraj się przekonałam ,że nie warto mówic znajomym swe odczucia, bo wszyscy są oburzeni i zniesmaczeni mym nowym sposobem na życie… Pozostał tylko niesmak..

  100. WITAM P. RAFALE.
    JESTEM WIERNA CZYTELNICZKA PAÑSKIEJ STRONY OD LUTEGO 2014 ROKU. cODZIENNIE LUB PRAWIE CODZIENNIE TUTAJ GOSZCZE. MUSZE POWIEDZIEC,ZE WYWROCILAM MOJ JADLOSPIS,”DO GORY NOGAMI” Z DOBRYMI EFEKTAMI DLA SIEBIE.mALO WEGLOWODANOW-DUÆO TLUSZCZU!!! NO I TE PANSKIE PRZEPISY-NIEBO W GEBIE. dZIEKUJE ZA NIE.
    CZEKAM NA NOWE PUBLIKACJE I ÆYCZÉ WIELU SUKCESOW. P.S MAM WIELE PYTAN ALE TO PRZY NASTEPNEJ WIZYCIE. POZDRAWIAM WSZYSTKICH
    PRZEPRASZAM ZA KLAWIATURE …

  101. Witam.
    Przyznam nie czytałem wszystkich wpisów i mogę się powtórzyć. Od małego moja babcia i mama dawały mi rosół w stanach chorobowych (przeziębienie, grypopochodne stany i itp). Czyżby od dawien wiedziano, że tłuszcz w rosole, czytaj cholesterol, pomaga w odbudowaniu organizmu podczas infekcji? :)
    To samo picie gorącego mleka z miodem, czosnkiem i MASŁEM :)

    Pozdrawiam

  102. Do Haliny. Jeśli możesz ,podaj proszę Twą suplementacje. Jestem ciekawa jak doszłaś do obniżenia cholesterolu- mój jest wysoki. Nie chcę brac statyn i równiez ograniczam węglowodany…Ale na razie bez zmian..
    Jeszcze dopowiem ,że biorę leki na tarczyce { 0d 3-mcy}. Może ona powoduje wzrost. Co robi w takim razie?

  103. Manipulowanie faktami nigdy nie przestanie mnie razić, tak samo jak skłonność do wypowiadania się w sposób skrajny na tematy,o których mało się wie. Słyszałem już różne bzdury na temat fluoru, także z ust zawodowych biochemików, więc nie wiem czemu jeszcze mnie to dziwi, zwłaszcza z ust biochemicznego hobbysty. Polecam wnikliwe przestudiowanie podstaw histocytologii zębów, mikrobiologii jamy ustnej i zapoznanie się z panującymipowszechnie zasadami dot.stosowania fluorków zanim napisze Pan coś więcej na ten temat i zrobi ludziom wodę z mózgu. Pozdrawiam!

    1. Panie Pawle, w artykule podałem dwa linki do angielskich stron, na których przywołano badania na temat wpływu fluoru na zdrowie człowieka. Byłbym zobowiązany, gdyby zechciał się Pan odnieść merytorycznie do tych materiałów, albo, gdyby zechciał Pan wyjaśnić czytelnikom podstawy cyt. „histocytologii zębów, mikrobiologii jamy ustnej i zapoznanie się z panującymi powszechnie zasadami dot.stosowania fluorków”. Ciekawi mnie również Pana opinia na temat tego, dlaczego w pastach do zębów dla małych dzieci związki fluoru nie są obecne, zaś u dzieci które przekroczyły 6 rok życia już są. Tzw. zasady bezpiecznego stosowania fluorków mówią o tym, że dawka ma być dopasowana do wagi człowieka (a pasta czy preparat fluoryzujący nie może zostać połknięty, choć tego nie da się uniknąć choćby dlatego, że stosuje się „przyjemne” smaki past). Czym więc różni się dziecko w wieku 1-6 od osoby w wieku 6-99 że w jego paście fluorków nie ma? Wszak fluoroza może wystąpić w każdym wieku. Gdyby zechciał Pan podjąć polemikę, temat byłby lepiej zrozumiały dla czytelników i dla mnie (bo przecież mogę trwać w błędzie).

  104. Witam! w ciagu miesiaca trojglicerydy podskoczyly mi o 70 do góry! tzn jak mialem 135 to po miesiacu 203,mogłby Pan mi doradzic dlaczego tak wielki skok ? regularnie uprawiam sport,tzn cwicze ciezary,duzo ruchow,,na spalanie tluszczu,a mimo to trojglicerydy rosna,kupilemsterole humavit i po 2 dawce (łyzka do cukru),poculemsie zle,serce dziwnie zaczelo bic ,dziwne szumy,w necie zaczalem szukac info o sterolach i napotkalem na pana artykul,co by mi pan polecil>dodamze nie jemczesto,ale sporo,tzn potrafie zjesc z 2,3 obiady(np,pyzy z miesem okraszone smazona cebulka-godz,12; godz 15-ziemniaki,kotlet schabowy ,godz 18 ziemniaki i znowu kotlet lub jkies kurczzak pieczony),niby trenujac potrzebuje wiecej kalorii,ale widocznie tego nie spalam(tzn,tluszczy,a chyba raczej wode),co mam poczac,czy dobry bd ekstrakt z karczocha ) ? i czosnek ? sterole odkladam mimo iz dalem50 zl za 65 gr,prosze o jakas pomoc

  105. Witaj,
    Znalazłem Twój artykuł przez czysty przypadek, choć przypadki nie istnieją.
    Czy mógłbyś wyjaśnić mi związek pomiędzy nowotworami żywiącymi się cukrami, a lizyną? O lizynie artykuły traktują różnie, generalnie, że wspiera ona wzrost nowotworu. Dlaczego pytam? Otóż moja obecnie panująca mi żona miała raka wątroby i żadne szanse na wyjście z tego. Owszem jest młoda, więc cola, mcdonalds i szybkie posiłki dla zapracowanej były na porządku dziennym. Zastosowałem zmianę diety na blendowane zupy, bo ze stałym jedzeniem było ciężko już (plus jeszcze małe błahostki) i zmniejszyłem guz o 9mm w ciągu miesiąca. Potem oczywiście wchłonął się po kolejnych dwóch, ale to już inna bajka. Interesuje mnie ten początek, jeśli mógłbyś.
    Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam,

  106. Witam

    Przypadkowo trafiłem na Pański blog i wielce mnie zainteresował.
    Rzeczowe txty, poparte dowodami itp. Można wiele ciekawych rzeczy się dowiedzieć – zwłaszcza te najważniejsze dot. błędów żywieniowych.
    Przyczyną poszukiwań były (pewnie jak w przypadku wielu osób, które tu trafiły) wyniki badań.
    Cholesterol – 249
    HDL – 57 , LDL – 170,8
    Trójglicerydy – 106
    Bardzo zastanawia mnie taki wynik, gdyż analogicznie do ubiegłego roku wynik całkowity jest o ponad 10mg wyższy.
    Po wyniku zeszłorocznym zmieniłem dietę (regularne posiłki itp) na zdrowszą (pasty z soczewicy/cieciorki, dużo warzyw, ograniczenie spożycia cukru,pieczywa (generalnie mącznych dań), mięso nadal ma duży udział w diecie ale jest przyrządzane w sposób lepszy (smalec gęsi/oliwa z oliwek, olej lniany/kokosowy). Białe sery, jajka – Eko,
    Zrzuciłem 10kg do ok 83kg co przy wzroście 183 jest wg mnie ok.
    Zawsze patrzę na składy produktów unikam chemii itp. Oczywiście wizyta u lekarza jest zalecana i do niej dojdzie

  107. Witam

    Przypadkowy klik nie pozwolił mi skończyć :)

    … do niej dojdzie”
    jednakże czytając inne portale/blogi edukacyjno-informacyjne o podobnej tematyce nie natknąłem się na przyczynę takich wyników. Zdaję sobie sprawę że problemem nie jest wynik wysoki sam w sobie , ale wysokość tego „złeg” i „dobrego”, dziwi też wysokość trójglicerydów z której wynika że są w normie.
    Zastanawia mnie co jeszcze powinienem zrobić w celu poprawienia wyniku – stosunku HDL i LDL. Zdaję sobie sprawę, jest Pan zasypywany podobnymi pytaniami, jednakże prosiłbym o komentarz, gdyż dobrze jest mieć niezależne informacje, które mogą okazać się pomocne.

    p.s co do unikania chemii – nie tyczy się to niestety tytoniu (co jednak niedługo sie zmieni :) , oraz alkoholu – czywiście wszystko jest dla ludzi)

    Pozdrawiam serdecznie

  108. Witam Panie Rafale.
    Mam podwyższony poziom trójglicerydów – jak pamiętam 250. Lekarz przepisał mi Lipanthyl 267M. Niepokoją mnie skutki uboczne tego leku. Jak obniżyć poziom trójglirydów naturalnie bez stosowania leków. Mam 37 lat 183cm waga 90kg. Stwierdzono u mnie również dnę moczanową jeśli to ma jakiś związek.

  109. Re Mariusz
    Proszę odszukać na youtub, wykłady p. Jerzego Zięby.
    Jest sporo filmików z jego udziałem. Człowiek ma ogromną wiedzę, którą, z pasją się siedzieli.

  110. Mariusz zamiast leków polecam suplement diety omega zawarte w nim kwasy omega 3 bardzo dobrze radzą sobie z podwyższonym cholesterolem. DO tego zmiana diety ruch i nie ma opcji poziom złego cholesterolu musi się obniżyć

  111. Jeżeli nie ma dowodów na to ze wysoki cholesterol powoduje miażdżycę to co powinna zrobić, jeść moja mama która ma małe płytki miażdżycowe w tętnicach szyjnych? Czy da to się odwrócić lub jak nie pogarszać stanu?

  112. Arleta. Witamina K2. Poczytaj o jej działaniu na gospodarkę wapniowa i wpływ na usuwanie blaszki miażdżycowej z tętnic. Poogladaj p. Jerzego Ziębena na YouTube w odcinku o miażdżycy, tam to wszytko jest prosto opowiedziane i naświetlonych problem wapnia w organizmie.

  113. Jeszcze raz ja. Czy mogą być inne blaszki miażdzycowe nie wapniowe? Mama na wyniku usg nie ma tego napisanego a ja się nie znam. Czy mogą być tylko cholesterolowe?
    Bo jeżeli to nie wapniowe to chyba nie ma sensu podawanie witaminy k2? Ktoś mnie nakieruje?

  114. Do Arlety.Tak jak powiedzial moj poprzednik przeczytaj uwaznie wszystkie kome tarze.wyzluchaj pana Jerzego Zieby… Jak wiadomo zlogi sa wapniowe to on zamienia sie w twarda kosc.To zostLo sprawdzone a chesterol jest miekki. Co wykZlo usg- nie napisali bo nie wiedza.Ja jestem laimiem.tez szukam.NA forum zagladaja osoby kompetentne- mysle.ze dostaniesz odp.Zycze powodzenia

  115. I znowu ja. Przepraszam, temat mnie nurtuje a nie chce mamie zaszkodzić. Czytałam kilkakrotnie komentarze w kilku artykułów pana Rafała , może nie uważnie czytałam ale nie natknęłam się na link do badania z wnioskiem ze witamina k2 nie wpłynie na krzepliwość krwi. Mama nie bierze leków ale miewa z tym problemy a nie chce jej zaszkodzić , a jednocześnie chce pomóc na blaszki miażdzycowe, które w dalszym ciągu nie wiem z czego się składają. Czy autor lub inną cierpliwa osoba może mi pomóc?

  116. Panie Marianie!
    Wspomniał Pan, że pije Pan też niektóre oleje nieoczyszczone, zimnotłoczone – co prawda nie wymienił Pan jakie? Otóż co Pan myśli na temat oleju z czarnuszki i oleju konopnym? A może jeszcze inne oleje Pan zaleciłaby do konsumpcji? Serdecznie Pana pozdrawiam.

  117. witamina K2 a dokładnie K2mk7 nie wpływa na krzepliwość , bo to nie ta witamina.Krzepliwość – to witamina K1. K2mk7 powoduje prawidłową gospodarkę wapniem czyli wapń będzie się odkładał tam gdzie jego miejsce czyli w kościach a nie w tętnicach powodując płytkę miażdżycową.

  118. Czytałem ten artykuł rok temu. Wystraszył mnie Pan i przestałem spożywać Benecol. Po roku czasu mój poziom triglicerydów wzrósł do 450 – cholesterol również (280 – zły), poziom kwasu moczowego również wzrósł (wystąpiły wznowy dny moczanowej), wylądowałem w szpitalu z bólem serca (zapalenie mięśnia sercowego o nieznanej etiologii – chociaż to może nie miało związku). Zaczęto chcieć mi pakować Statyny – coś znacznie gorszego od Steroli i Stanoli. Postanowiłem ich nie przyjmować jednak powróciłem do Benecolu. Być może osoby z lekko podwyższonym cholesterolem nie muszą stosować tego typu suplementów, ale osoby z zaburzoną gospodarką lipidową i ogólnie przemianą materii są skazane na ich zażywanie – strona niepotrzebnie straszy i miesza ludziom w mózgach. Spożywanie tego typu margaryn po prostu służy a same Stanole i Sterole są wydalane z organizmu (służą jedynie do budowy miceli ograniczających wchłanianie cholesterolu).

    1. Panie Piotrze, dziękuję za krytyczny komentarz i przykro mi z powodu pańskiej hospitalizacji. Ustosunkuję się do informacji, które Pan przekazł.

      Bazując na danych, które Pan podał – po odstawieniu Benecolu Pana LDL wzrósł do 280 (norma < 135 mg/dl). Nie napisał Pan o poziomie całkowitym, co nieco utrudnia analizę wpływu margaryn funkcjonalnych na poziom cholesterolu we krwi, gdyż producenci tych artykułów informują o obniżaniu cholesterolu (całkowitego), a nie poszczególnych frakcji lipoprotein.Cytat ze strony Benecol, opis produktu Benecol Classic: "Efekt obniżenia poziomu cholesterolu o 7-10% uzyskuje się przy ciągu 2-3 tygodni przy dziennym spożyciu od 1,5 do 2,4 g stanoli dziennie, czyli 3-4 kromek pieczywa posmarowanego produktem Benecol® CLASSIC."Cytat ze strony Flora Pro Active: "Niezależne badania kliniczne wykazały, że stosowanie zdrowej diety, zawierającej 3 porcje Flory pro.activ (3x10g ), czyli co najmniej 1,5-2,4 g steroli roślinnych dziennie, powoduje obniżenie poziomu złego cholesterolu LDL średnio o 7-10% w ciągu 2-3 tygodni."Z prostej kalkulacji matematycznej wynika, że odstawienie Benecolu nie mogło mieć tak istotnego wpływu na poziom LDL (czy w ogółe cholesterolu całkowitego) bo (podobnie jak inne produkty funkcjonalne zawierające sterole roślinne) może on obniżać on ten poziom jedynie w niewielkim stopniu.Gdyby to te margaryny miały znaczący wpływ na poziom LDL to zgodnie z deklaracjami producenta - z 280 mg mógłby Pan obniżyć go maksymalnie o 28 mg co i tak oznacza zdecydowanie podwyższony poziom. Z tego można wnioskować, że prawdziwa przyczyna leży poza tym, czy używa Pan żywności funkcjonalnej czy nie (styl życia, dieta). Tym bardziej, ze wskazuje Pan na pojawienie się diety moczanowej, która częściej przejawia pozytywną relację w diecie bogatej w produkty węglowodanowe (cukier, łatwo przyswajalne węglowodany, alkohol itp).Jeśli potrzebuje Pan szerokiego i bardzo precyzyjnego opracowania popartego licznymi badaniami (ponad 300 włączając w to metaanalizy) to polecam publikację dra Uffe Ravnskov'a - pełna wersja w języku angielskim (dostępna w polskich księgarniach – Cholesterol – naukowe kłamstwo). Był pierwszym naukowcem, który zasugerował, że statyny mogą mieć pozytywny wpływ na zdrowie z innego względu niż obniżanie poziomu cholesterolu.

  119. „Sterole roślinne czyli jak zostać kobietą”
    No więc w jaki sposób fitosterole działają na DHT? Powszechnie wiadomym jest, że powstrzymanie łysienia uzyskujemy poprzez ograniczenie produkcji DHT z Testosteronu – i w ten sposób leczymy prostatę – np. jej przerost – jeśli fitosterole powodują ograniczenie wydzielania testosteronu, tendencja powinna być odwrotna – brak lub ograniczona ilość DHT = brak łysienia.
    Skąd takie dane?

    1. Panie Piotrze, problemem jak zwykle w ludzkim ciele jest proporcja. W tym przypadku – proporcja pomiędzy hormonami estro i androgennymi. Fitosterole – tak jak pisze dr Różański – powyżej 6mg/kg masy ciała hamują androgenny wpływ męskich hormonów sterydowych. Działają wówczas estrogennie co w praktyce oznacza np. pojawienie się ginekomastii, celulitu czy problemu z płodnością u mężczyzn a także powiększonej prostaty i problemów z sercem. Dobrym przykładem jest chmiel (piwo), który zawiera roślinne „analogi” estrogenów (tutaj „czytadło” z WP), który spożywany w nadmiarze może powodować nierównowagę hormonalną prowadzącą do feminizacji mężczyzny. Nie na darmo w wielu regionach w basenie Morza Śródziemnego mawia się, że wino powinni pić mężczyźni a piwo – kobiety ;)

  120. Witam p.Rafale i mam pytanie odnośnie podwyższonego poziomu cholesterolu. Otóż moje wyniki z czerwca tego roku wyglądją tak:
    -całkowity 355
    -HDL 66
    -LDL 264
    -Trójglicerydy 125
    Nadminię, że poprzednie z lutego tego roku były takie:
    -całk-302
    -HDL 57
    -LDL 227
    -Trójglicerydy 88
    Wcześniejsze poziomy były niższe. Zaczęło się od(odpowiednio):
    314,78,225,56, zmieniło po diecie zaleconej przez lekarza:
    272,79,181,61.
    Mam 60 lat, jestem szczupła (zawsze była), waże ok.60kg przy wzroście 164cm.
    Nie wiem co mam robić, bo ostatnio lekarka przypisała mi statyny-nie chcę ich brać(wcześniej już też przypisywałam, ale odmówiłam przyjmowania).
    Mój ojciec zmarł w wieku 62lat na zawał serca, a mam mając 75 na niedokrwienny udar mózgu. Oboje mieli cukrzycę. Mam na pół roku przed śmiercią brała insulinę, a tato leczył się tabletkami na cukrzycę.
    Proszę mi coś doradzić, bo próbuję coś zmienić w diecie, ale nie do końca wiem, czy dobrze. Jemy mało mięsa i wędlin, rano;owsianka z bananem i bakaliami plus jajko na miękko, na obiad zupy, warzywa, ryby, 2xmięsne potrawy i wówczas z ziemniakami, na kolacje często śledzie (bo lubimy) bądż sałatki warzywne surowe. Używam oliwy do sałatek i smażenia, czasem smalec, oraz masło do pieczywa-pieczywo razowe, żytnie-mało. nie słodzimy napojów, nie pijemy gazowanych ani soków w kartonach. Robię sama soki warzywne i owocowe.
    Co powinnam zmienić w diecie. Jestem średnio aktywna-jeżdżę regularnie rowerem-prawie codziennie i spaceruję od czasu do czasu z kijkami. Nie palę i nie piję alkoholu. Piję kawę (ostatnio 1x dziennie) i niestety lubie słodycze-ograniczam.
    Jestem zmartwiona, bo po przeczytaniu różnych artykułów generalnie się uspokoiła, ale ten poziom raczej o niczym dobrym chyba nie świadczy. Proszę o radę.

  121. Ten wyższy poziom to na pewno LDL, a nie cholesterol całkowity???

    Polecam Dietę Dobrych Produktów http://www.dietaoptymalna.com/

    Nie odnoszę żadnych korzyści z promowania tej diety prócz tego,że osoby ją stosujące mogą wyzdrowieć i wieść zdrowe życie.

  122. O tym co to miażdżyca i przyczyną powstawania jej jak również jak pozbyć się miażdżycy wyjaśnił naturoterapeuta Jerzy Zięba.wspaniałe to przedstawia.

  123. Mam troche ponad 50 lat jeszcze parę lat temu jadałem 2 razy dziennie, nigdy kolacji, jeździłem na łyżwach, biegałem, dużo innego ruchu, czułem się super. Ok 3 lata temu mi się „polepszyło’, dobry opiekun, obfite jedzenie, b. dużo wieprzowiny, mało ruchu itd, przytyłem prawie 15 kg. Półtora miesiąca temu wróciłem ze szpitala mam rozrąbaną klatę no i bajpasy, koronografia nie dala wyboru żyły ze złogami cholesterolu od 50% do 99%, cieszę się że żyję. Na razie wszystko się zrasta ale zamierzam wrócić do dawnego żywienia + niestety lek na cholesterol(wcześniej LDL niestety dużo za duży)+ raz w roku głodówka 2-3 tygodniowa ponoć niszczy złogi wapienne. Co na to znawcy od cholesterolu?

  124. Proszę wysłuchać Jerzego Zięby co mówi na temat cholesterolu. A najlepiej wszystkich jego wykładów (a jest ich mnóstwo) na youtubie. I zaopatrzyć się w książkę jego autorstwa – Ukryte terapie.

    PS
    Najnowsze badania dowodzą, że im wyższy poziom cholesterolu, tym żywot człowieka dłuższy.
    Masz wysoki cholesterol? Żyjesz dłużej
    http://wolna-polska.pl/wiadomosci/masz-wysoki-cholesterol-zyjesz-dluzej-2015-06

    Cholesterol a choroby serca – cała prawda. Dr Michael Cutler
    http://wolna-polska.pl/wiadomosci/cholesterol-a-choroby-serca-cala-prawda-dr-michael-cutler-2016-11

    PS 2
    Proszę też wejść na stronę – Akademia witalności.

    Dużo zdrowia życzę i mniejszego zaufania w stosunku do dealerów tabletek, tzn. tzw.lekarzy.

  125. „Zaprzyjaźniona ubojnia” i pozyskiwane z niej obrzydliwości… Choć nie jadam margaryn, to nie zgadzam się z tym co pan tu napisał. Wszystko, co nienaturalne i przetworzone zdrowia nie dodaje, ale straszenie ludzi pożywieniem roślinnym to nadużycie z pana strony. Z jednej strony molochy spożywcze ze swoimi reklamami i fałszem, z drugiej strony tacy mądrale jak pan, zachwalający smalce różnego pochodzenia. Mój znajomy wykończył się dzięki takim tłuszczom. Proszę nie straszyć pożywieniem roślinnym, pan może jeść co chce, ale nie wolno innym wmawiać bzdur.

  126. od ściany do ściany, wczoraj cholesterol szkodliwy, dziś nieszkodliwy. Prawda pewnie leży gdzieś jak zwykle po środku. W końcu oznacza się poziom cholesterolu i odnosi go do ustalonych norm. Nie wiem, jak się te normy ustala, ale nawet w powyższym artykule się nie kwestionuje ich obowiązywania, bo sam autor pisze o wynikach swojego badania poziomu cholesterolu i uznaje je za miarodajne. Czy więc jeśli badanie wykaże u kogoś bardzo wysoki poziom cholesterolu we krwi, to można ten wynik zlekceważyć? Z pewnością „tolerancja” i zdolność organizmu do metabolizmu tłuszczów są indywidualne i to, co jednemu podnosi poziom „złego” cholesterolu, to drugiemu nie podnosi. Ale jeśli już norma zostaje przekroczona, to chyba trzeba z tym coś zrobić. I chyba nie należy tego lekceważyć, jak wynikałoby i z tego artykułu, jak i obecnego „tryndu” potępiania wszelkich terapii antycholesterolowych połączonego z oskarżaniem tych, którzy je popierają, o złą wolę i pazerność.

  127. …W końcu oznacza się poziom cholesterolu i odnosi go do ustalonych norm. Nie wiem, jak się te normy ustala…Nie uwierzysz ale normy nigdy nie ustalono! W 1984 roku na konferencji w USA na temat cholesterolu dziennikarz zapytał trzech prowadzących tą konferencję / w przerwie/ – to jaki powinien być poziom tego cholesterolu . Spojrzeli jeden na drugiego- i jeden z zapytanych odpowiedział że chyba 200 jednostek.Nie było żadnych badań! Prasa podała i…wszędzie publikowano że norma to 200 jednostek. Dopiero w 1995 roku w Niemczech przeprowadzono pomiar ilości cholesterolu we krwi młodych i zdrowych ludzi/5000 osób/ . Stwierdzono że poziom cholesterolu o nich wynosi średnio 350 a u kobiet 370 jednostek. Mój przyjaciel, lekarz, powiedział mi że na studiach badali poziom cholesterolu w stresie przedegzaminacyjnym i okazywało się że poziom wynosił ok 500.Po egzaminie gwałtownie spadał.Wniosek mój jest taki że w stresie organizm broni się przed nim wytwarzają substancję obronną – cholesterol. Czyli to nie żaden patogen ale lek.To po licho z nim walczyć?

  128. trafiłam na te artykuły chyba zbyt pozno,ożarłam się tych cudownych margaryn całe tony ,choruje dalej,na starość zostałam oswiecona,dziekuje,lepiej pozno niż wcale

  129. Witam!!!
    Nie wiem, czy blog jest jeszcze aktywny. W moim już dość długim życiu (78) przetestowałem i zastosowałem wiele pomysłów na zdrowe długie życie. Sam obecnie nie mam żadnych problemów zdrowotnych. Nawet różne badania profilaktyczne, które wykonuję głównie dla zaspokojenia mojej ciekawości, nic nie wykazują. Ponieważ jestem tylko inżynierem, a nie biochemikiem, nie potrafię dorobić teorii, pozwalającej uzasadnić związek i wpływ, mojego fizycznego postępowania, z moim stanem zdrowia. Mam kilka zagadnień do omówienia. Poruszę jedno z nich, dla sprawdzenia, czy prowadzący blog – Rafał Mróz odpowie. Ja już od kilku lat siadam do jedzenia, nie dlatego ze jest pora jedzenia (śniadanie, obiad, kolacja), nie dlatego, że jestem głodny, tylko wówczas i dlatego, ze uważam świadomie, ze należy dostarczyć organizmowi paliwo do wytworzenia energii i odpowiednią ilość składników w postaci witamin i minerałów. Twierdzę, że taki stan uzyskałem dzięki mojej działce rekreacyjnej, odległej od mieszkania 15 km. Na działkę wyruszam po śniadaniu ok. 9.00, wracam do domu 18 – 19. Na początku zabierałem z sobą spory zapas jedzenia, po pewnym czasie zacząłem zmniejszać zabieraną porcję. Doszło do tego, że zabierałem tylko 1 jabłko, banana lub marchewkę (na działkę marchewkę?!). Wreszcie zabierałem tylko 1,5 l butelkę wody. I tak robię do dzisiaj – oczywiście latem. Równocześnie robiłem sobie treningi głodówki. Postanawiałem nie jeść, dzień, dwa dni, trzy dni, tylko woda. Z początku miałem problemy dotrzymać obietnicy, bo głód dawał znaki. Po pewnym czasie głodu już nie odczuwałem – mogłem głodować dalej. W tym miejscu nadmienię, że mój syn, wegetarianin, głodował o wodzie, przez 14 dni, chudnąc w tym czasie 12 kg. Ani ja, ani on, nie odczuliśmy żadnych negatywnych skutków. Zauważyłem rzecz następującą. Wówczas, gdy zaczynałem głodówki, dziennie ubywało mi ok. 1 kg wagi. Obecnie, gdy też stosuję 1- 2 dniowe głodówki, nie zauważam spadku wagi. Spadek wagi następuje po dłuższym głodowaniu lub po zmniejszeniu dziennej kaloryczności posiłków przynajmniej 500 kcal. Przepraszam, za dość długi opis sytuacji, ale może będzie ją miał ktoś ochotę skopiować, to potwierdzam, że nic złego, z moim zdrowiem się nie działo i nie dzieje obecnie.
    Teraz nastąpią pytania do Pana Rafała zawierające moje tezy. Proszę tylko o ich potwierdzenie lub zaprzeczenie, z uzasadnieniem pod kontem biochemicznym, że organizm nasz jest wyposażony w takie: receptory, regulatory, bramki i sprzężenia zwrotne, które bez uszczerbku dla zdrowia pozwalają tak funkcjonować. I więcej, a może to jest recepta na dobry stan zdrowia – biorąc mój przykład. Mam świadomość, że na podstawie jednostkowego incydentu, nie można wyciągać daleko idących wniosków, tym bardziej – uogólnień. A więc: 1.Czy normalnie funkcjonujący nasz organizm, nie działa na zasadzie odruchów, które Pawłow zauważył u swoich psów,(przypomnę) podając im jedzenie równocześnie z sygnałem dźwiękowym lub świetlnym. Po pewnym czasie, już sam sygnał dźwiękowy lub świetlny wywoływał wydzielanie się śliny gotowej do przyjmowania pokarmu. Czy my nie reagujemy podobnie, gdy jest rano – musi być śniadanie, w południe obiad, wieczorem – kolacja. I obowiązkowo napychamy żołądek tym jedzeniem, co gorsze, bez żadnej kontroli, pod względem ilości składu i zawartości. (O kontroli ilości i zawartości napiszę, jeżeli otrzymam odpowiedź na ten temat). 2. Czy brak odczuwania głodu, następuje dlatego, że organizm nauczył się szybciej przestawiać na zasilanie wewnętrzne – korzystając ze zgromadzonych zapasów (bez wyjaśniania, które składniki skąd bierze)a selektywnie ignoruje sygnał pochodzący od ścianek żołądka. 3. W jaki sposób tłumaczy się zdolność organizmu, do korzystania ze spowolnionego metabolizmu?. Chodzi mi o tą sytuację, że dawniej już po dniu głodówki traciłem 1 kg na wadze, a obecnie tego zjawiska nie zauważam, dopiero po paru dniach. 4. Czy propagowanie jedzenia, wówczas gdy jesteśmy głodni lub że świadomości, że musimy zasilić organizm, nie było by lepsze od nagminnego propagowania minimum 5 posiłków dziennie?. Nie mówmy o cukrzykach, bo ich sytuację blog dogłębnie wyjaśnił. 5. Czy ten sposób odżywiania, może powodować jakieś zagrożenia?. 6. Jeżeli już nie dla wszystkich, to czy do tego schematu odżywiania nie zachęcać emerytów, którzy siedząc w domu zawsze mają dostęp do kuchni i do lodówki. 7. Czy jest dużym błędem, ignorować zasadę, że przynajmniej jeden posiłek dziennie powinien być ciepły i gotowany?. Przecież dla emeryta, o małej aktywności, wystarcza 1.200 – 1.500 kcal. Ze spełnieniem tego warunku, w obecnych czasach, nie ma najmniejszego problemu. Ja przynajmniej nie mam, bo jestem wszystko – żerny, a szczególnie uwielbiam marynowaną słoninkę i pić łyżką olej lniany. A moja poranna (często pita o 11) „herbata” zawiera: 1 łyżeczkę kakaa,1/2 łyżeczki cynamonu, 1/4 łyżeczki imbiry, ok. 1/5 łyżeczki kurkumy, 1 łyżeczka błonnika (mielona, w młynku do kawy, łuska gryczana), 1/2 łyżeczki mielonego jarmużu (sam uprawiam na działce, suszę i w młynku miele), dodaję jeszcze ok. 1/3 łyżeczki ostropestu plamistego (ochrona i regeneracja wątroby), oraz jedna, spora łyżeczka miodu gryczanego i to zalewam ciepłą wodą. Czasem, jeżeli przewiduję niedobory w dziennej diecie, witamin i mikroelementów, wrzucam 1/2 musującej tabletki wit. C lub 1/2 musującej tabletki mikroelementów lub magnezu. Należy szybko spijać piankę, bo wyleci na blat stołu. W brew pozorom, jest to szybsze niż parzenie herbaty. Robię tak już od wielu lat. Podkreślam. nie mam żadnych problemów z wątrobą. Czego dowodem może być to, że bez żadnych następstw (no, może zwiększone gazy) mogę zjeść 0,5 kg gotowanej białej fasoli. Ciekawy jestem, co na tą okoliczność powie nasz Biochemik?.
    Życzę zdrowia Wszystkim.

  130. Dziękuję za profesjonalizm Pana za wiedze i obszerne wiadomości.Pozdrawiam serdecznie życzę dużo zdrówka.

Skomentuj anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *