Przejdź do treści

Ziemniaki, czyli dlaczego ludzie jedzą truciznę?

Gdyby nie klęski głodu i wojny, a dokładniej – francuskiej rewolucji w 1789r – nikt by ich nie jadł. Głód był wówczas ogromny, a one dawały sytość, szybko i łatwo się mnożyły. Stały się więc idealnym i łatwo dostępnym pożywieniem dla Francuzów, Niemców (koniec XVIII wieku), a później reszty Europy. O czym mowa? O ziemniakach, bez których wiele osób nie wyobraża sobie codziennego obiadu.

Jak ziemniaki trafiły na nasze stoły?

Przed 1451 rokiem nikt w Europie o nich nie słyszał, bo trafiły tutaj z Krzysztofem Kolumbem, kiedy ten powrócił z nowoodkrytego kontynentu. Przez kolejnych 200 lat Europejczycy traktowali je jako pożywienie krów i świń. Nie było w tym nic dziwnego, bo nawet Indianie – rdzenni Amerykanie – nie wykorzystywali ich jako podstawy pożywienia (była nim skrobia kukurydziana) i karmili nimi zazwyczaj bydło. Głównie przez to, że należą do rodziny psiankowatych, a w tej rodzinie jest mnóstwo czarnych charakterów, które są trujące. Jeszcze pod koniec XVIII wieku uważano je w Europie za rośliny ozdobne, o czym później.

Nie widać ziemniaków…

Wiele osób zwracało mi uwagę na to, że w moich przepisach jakoś tych ziemniaków nie widać. Jeśli już, to jest jeden albo dwa na całe danie. A nie widać ich dlatego, że jem je raczej okazjonalnie i to prawie wyłącznie w postaci frytek, placków ziemniaczanych albo ziemniaków z ogniska, kiedy ich skórka jest niemal zwęglona. Osobiście nie przepadam za ziemniakami, z uwagi na skrobię, która jest cukrem, a tego unikam. A poza tym są trujące.

Nie tylko solanina

W emailowym kursie S.O.S. w Kuchni jest taki odcinek, w którym opisuję dlaczego ziemniaki są trujące oraz jak je rozpoznać. Chodzi o bulwy z zieloną skórką – która powstaje, gdy ziemniak jest w ziemi odkryty i oddziaływuje na niego promieniowanie UV (słoneczne). Pojawia się u niego solanina, która jest toksyczna i trująca dla człowieka. Ale to nie wszystko.

Czy ziemniaki są trujące?

Otóż tak. Są. Nie tylko ziemniaki. Wszystkie rośliny – tak jak i zwierzęta – mają w sobie coś, co nazywa się systemem immunologicznym. U zwierząt wygląda on inaczej niż u roślin – jednak jego działanie sprowadza się to jednej kwestii – sprawić, aby roślina lub zwierze oparły się infekcji i przeżyły ją wydając na świat kolejne pokolenia.

Rośliny mają kilkanaście toksycznych substancji w swoim arsenale i rażą nimi wszystkich amatorów ich łodyg, liści, nasion czy owoców. Niektóre toksyny działają na wszystkich, inne tylko na niektóre istoty. Przykładowo, pisałem już o naturalnym sposobie na robaki. Wystarczy jeść świeże pestki z dyni – kurkubitacyna zawarta w cieniutkiej błonie chroniącej nasionko jest tak silną trucizną że z łatwością może porazić, a nawet zabić tasiemca w Twoim jelicie. Dynia robi to po to, aby uchronić nasiona przed robakami, które chętnie pożywiłyby się nimi. Innym przykładem jest kwas erukowy zawarty w rzepaku (powoduje uszkodzenia serca i narządów wewn.).

Mechanizmów obrony jest masa, nie wszystkie są toksyczne dla człowieka, ale jak mawiał Paracelsus – wszystko jest trucizną i nic nią nie jest – to dawka czyni truciznę. I dopóki świeże nasiona dyni jemy w ilości 200 szt na rok nie ma problemu. Jeśli stałyby się podstawą naszego pożywienia (np. 200 gramów dziennie), wówczas toksyny oddziaływałyby na nas podobnie jak na tasiemca czy inne glisty.

Ziemniaki są podstawą pożywienia

Wróćmy do ziemniaków. Jak wspomniałem, one również zawierają toksyny szkodliwe dla człowieka. I problem w tym, że u większości ludzi ziemniaki stanowią taką właśnie podstawę żywieniową. Zboża również (również zawierają mnóstwo toksyn), ale ten tekst poświęcam ziemniakom i to na nich się skupię. Nie są już traktowane jak dodatek do dań, ale są daniem samym w sobie, które znajduje się na każdym talerzu w Polsce (i na świecie) przynajmniej kilka razy w tygodniu.

I co z tego?

Możesz zapytać – i co z tego? Ja kupuję ziemniaki, które nie są zielone więc nie mają tej toksycznej solaniny! Nic nie szkodzi. I tak stopniowo się zatruwasz. Czym? Innymi glikoalkaloidami, do których należy solanina.

Czym są glikoalkaloidy?

Glikoalkaloidy pełnią w ziemniakach funkcję ochronną – są jak białe krwinki w ludzkim układzie odpodnościowym. Jeśli tylko bulwa zostanie mechanicznie uszkodzona – albo wystarczy, że zostanie wystawiona na działanie światła (niekoniecznie słonecznego) wówczas glikoalkaloidy gromadzą się wokół tej „rany” aby ochronić żywotność bulwy i umożliwić jej wykiełkowanie.

Glikoalkaloidów najwięcej jest w bulwach młodych, nie do końca dojrzałych ziemniaków (tak, to tzw. „młode ziemniaki”), oraz wszystkich innych, które są uszkodzone lub wystawione na działanie światła. Zawierają je również zielone pomidory (tomatydyna, ona jednak jest mniej toksyczna) i zielona (niedojrzała) papryka. Glikoalkaloidy działają toksycznie na centralny układ nerwowy i powodują zaburzenia ze strony układu pokarmowego. Mogą powodować także śmierć.

Żeby nie było niedomówień: szkodliwe działanie alkaloidów zostało naukowo udowodnione, dlatego FAO/WHO ustaliły dopuszczalne najwyższe stężenie tych związków w ziemniakach i wynosi ono 1-10mg na 100g bulwy ziemniaka. W zasadzie nie można importować ani handlować ziemniakami, które mają wyższe stężenia.

No to w czym problem, skoro ktoś tego pilnuje?

Ano w tym, że choć ziemniaki, które właśnie przyleciały z Izraela/Maroko/Grecji czy innej Portugalii mieszczą się w normach ustalonych przez FAO/WHO to nie znaczy, nie są toksyczne. Oto dlaczego:

Dawka śmiertelna (wg różnych badań) wynosi 2-6 mg glikoalkaloidów na 1 kg masy ciała człowieka. Innymi słowy: jeśli dziecko waży 25kg, może umrzeć po spożyciu dawki (przyjmę niższą dawkę 2g/1kg masy ciała) 50 mg tego związku na dobę (źródło tutaj i tutaj).
Teraz matematyka kuchenna : gdyby dziecko jadło ziemniaki „certyfikowane” przez FAO/WHO mogłoby ich zjeść w najlepszym wypadku 5kg. Pięć kilo ziemniaków na dobę do ogromna ilość nawet dla faceta, nie mówiąc o dziecku prawda? Czyli jednak nie ma się czym przejmować.

Łyżka dziegciu

Wrzućmy do tej beczki miodu łyżkę dziegciu. Łyżka jest duża, znajduje się tutaj, jest po polsku w pdf. Są to badania, pokazujące jak zmienia się zawartość glikoalkaloidów w różnych odmianach ziemniaków pod wpływem światła „sklepowego” oraz uszkodzeń mechanicznych. Lektura nie jest ani długa, ani trudna a tabelki na końcu mówią wszystko.

Okazuje się, że ziemniaki, które zostały uszkodzone oraz przechowywane w świetle (a to ma miejsce w sklepach) „zyskują” nawet 200% tych toksycznych związków osiągając wartość ponad 200mg/1kg – czyli 20mg na 100g – a więc 20 razy więcej niż na to pozwala norma WHO przytoczona powyżej.

Przypominam – dawka śmiertelna to 2-6mg/1kg masy ciała. Dla dziecka o wadze 25kg wyniesie 50mg. A więc wystarczy, aby zjadło 250g takich ziemniaków i może umrzeć. Powyższa kalkulacja dotyczy ziemniaków całych (czyli np. młodych, które praktycznie nie są obierane a jedynie skrobane). Po ich grubym obraniu poziom glikoalkaloidów zmniejszył się do 130 ale nadal pozostaje dramatycznie wysoki. Tak czy inaczej przyznasz, że zjedzenie przez dziecko w ciągu doby 250g ziemniaków jest już bardziej prawdopodobne niż pierwotnie założone 5kg, gdzyby miały one rzeczywiście 1mg/100g tak jak chciało tego WHO.

Eeee… coś tu ściemniasz.

Ktoś powie – bredzisz, bo tak: jesteś wielkim chłopem, który może przyswoić 4x więcej tej toksyny niż 25kg dziecko. Cztery razy więcej czyli 200mg. Czyli 1 kg takich ziemniaków. Rzeczywiście, to dużo ziemniaków i nie znam osób, które jadłyby tyle codziennie, na osobę.

I w końcu – kupuję w markecie tylko ładne ziemniaki. Racja. Nie ma tam uszkodzonych.

Wyjdę od końca:

  • stan ziemniaków w marketach jest koszmarny. Dzisiaj nie da się już kupić normalnych ziemniaków z ziemią bo wszyscy chcą mieć czyste i płukane. A jak się je płuka? W bębnie z wodą. Wówczas właśnie ulegają uszkodzeniom (tak jak obite jabłka, które czernieją pod skórką) i tam gromadzą się ochronne toksyny. Druga sprawa:
  • nikt nie je aż tylu ziemniaków codziennie. Ale większość ludzi je je w nadmiarze, bo stanowią podstawę diety. Je je codziennie stale zwiększając stężenie toksyn, dodatkowo obciążając wątrobę ich utylizacją, z którą często nie potrafi nadążyć. Ujmę to tak: można codziennie spożywać minimalne, dozwolone ilości rtęci, ale to nie oznacza, że jest to bez znaczenia dla organizmu, który może się upomnieć o swoje za kilkanaście lat. I ostatnie – najgorsze właśnie jest to, że dorośli mają większe organizmy i większe wątroby – ich ciało łatwiej poradzi sobie z toksynami. A co z dziećmi? I na koniec wisienka:
  • jeśli na serio nadal twierdzisz, że ziemniaki są ok, bo są selekconowane pod względem minimalnej ilości glikoalkaloidów zrób mały test: zjedz na surowo jednego małego ziemniaka i opisz mi później swoje samopoczucie.

Jeśli temat ziemniaków oraz glikoalkaloidów Cię interesuje (np. przez wzgląd na naukę lub pracę) zainteresuje Cię z pewnością to świetne podsumowanie badań (na szczurach, chomikach, królikach i ludziach).

Ale ja lubię ziemniaki! Jest jakieś wyjście?

Jest. Po pierwsze nigdy, przenigdy nie daj się skusić na gotowanie ziemniaków w mundurkach (nawet do sałatek) bo pod skórą (3mm grubości) stężenie tych toksyn jest najwyższe (może sięgać nawet 405mg/1kg)! Stąd też wskazane jest grube obieranie wszystkich ziemniaków (zwłaszcza „młodych”) bo to usuwa większość toksyn. W przypadku ziemniaków frazesy o witaminach zgromadzonych tuż pod skórką to bujda.

Druga sprawa – glikoalkaloidy można częściowo zniszczyć w temperaturze powyżej 170 stopni więc ziemniaki w postaci frytek czy placków ziemniaczanych zawierają ich mniej (gotowanie ich nie usuwa, jedynie wypłukuje a potem ziemniaki gotują się w takiej „zupie”). Innym sposobem może być ziemniak z piekarnika albo z grilla, bo tam temperatura sięga 200 i więcej stopni.

Korzystając z okazji – oto mój ulubiony sposób na ziemniaki z grilla. Zwyczajnie sypię je solą, dodaję czosnek i zawijam w folię aluminiową, a potem wędrują na grill:

No, od razu włączy się bacznemu czytelnikowi konflikt: jak to – aluminium? Glin? Trucizna w najczystszej postaci?

Tak. Zawijam je w aluminium. Zauważ co napisałem: to mój ulubiony sposób (a nie najzdrowszy). Jeśli nadal Cię to kłuje w oczy przeczytaj ten komentarz poniżej.

Traktowanie warzyw ogniem ma dużo głębsze korzenie w polskiej kuchni, niż może się to wydawać. Popatrz:

Skąd pochodzi słowo „warzywa”?

Warzywa sprowadziła do Polski królowa Bona z Włoch. Stąd niektóre z nich nazywa się „włoszczyzną” (kalafior, seler, por, kalarepa). Ale wiele warzyw było znanych w Polsce wcześniej, choćby dzięki klasztornym mnichom oraz naturalnemu występowaniu pewnych roślin w naszej strefie klimatycznej.

Słowo „warzywa” pochodzi od polskiego słowa „warzyć” czyli doprowadzać do wrzenia, poddwać działaniu wysokiej temperatury (używa się też słowa jarzyny które pochodzi od jarej pory roku – czyli wiosennej, kiedy warzywa są sadzone).Skąd taka etymologia?

Większość warzyw ma dzikich przodków i na skutek hodowli i krzyżowania powiększono u nich jadalne części i ale tylko w niewielu przypadkach udało się wyeliminować lub znacznie zredukować zawartość toksyn, które występują w ich dzikich kuzynach.

Stąd poddawanie ich wysokiej temperaturze sprawia, że wiele związków toksycznych jest z nich usuwanych podczas pieczenia czy wypłukiwanych przy gotowaniu. Nie jestem lingwistą (znam angielski i niemiecki), ale chyba tylko w języku polskim taka etymologia wskazuje na sposób ich traktowania przed spożyciem (ang: vegetables, hiszp: verduras, niem: Gemüse).

A na koniec wrócę do walorów estetycznych ziemniaków. Ludwik XVI interesował się nie samą bulwą ale jej kwiatem, który był modnym dodatkiem do męskich kapeluszy. Dzisiaj – żele kosmetyczne zawierające glikoalkaloidy są sprzedawane na świecie jako doskonałe substancje które złuszczają naskórek (peeling).

Podsumowując, jedz kilkanaście ziemniaków tygodniowo. A najlepiej, traktuj je tak, jak wtedy, kiedy przybyły do Europy jako ciekawostka botaniczna. I napisz mi komentarz, bo wiem, że tym tekstem mogłem przewrócić Ci w kuchni i spiżarni ;)

Dołącz do 581 subskrybentów!

Zapisz się na mój darmowy kurs emailowy a dowiesz się między innymi:

Ebook dla Ciebie
Ebook dla Ciebie

  • jak w sklepie odróżnić trujące ziemniaki od dobrych?

  • co gotować w domu, żeby oszczędzić czas

  • czemu podwyższony cukier jest większym problemem niż cholesterol?

  • które choroby możesz wyleczyć albo złagodzić dietą?

Dodatkowo otrzymasz bezpłatnie ebooka "52 skuteczne psychorady", który ułatwi Ci wpływanie na ludzi i lepsze życie!

1-2 maile w tygodniu pełne informacji, wskazówek i ciekawostek dotyczących jedzenia, gotowania i zdrowia.

Dołącz do 581 subskrybentów!

Zapisz się na mój darmowy kurs emailowy a dowiesz się między innymi:

Ebook dla Ciebie
Ebook dla Ciebie

  • jak w sklepie odróżnić trujące ziemniaki od dobrych?

  • co gotować w domu, żeby oszczędzić czas

  • czemu podwyższony cukier jest większym problemem niż cholesterol?

  • które choroby możesz wyleczyć albo złagodzić dietą?

Dodatkowo otrzymasz bezpłatnie ebooka "52 skuteczne psychorady", który ułatwi Ci wpływanie na ludzi i lepsze życie!

1-2 maile w tygodniu pełne informacji, wskazówek i ciekawostek dotyczących jedzenia, gotowania i zdrowia.

114 komentarzy do “Ziemniaki, czyli dlaczego ludzie jedzą truciznę?”

  1. odkąd schudłem 11kg w 3 tygodnie jedząc do godz.20 i nie mieszając ziemniaków z mięsem( jem je ale np. z jajkiem sadzonym, innymi rzeczami -no można powiedzieć 2 razy w tygodniu ) nie namieszałeś mi w kuchni Rafale ale bardzo cenię Twoje wszystkie artykuły.

    1. @thomas: gratuluję świetnego wyniku w redukcji wagi! zuważyłem to już wielokrotnie, zarówno w wynikach badań, książkach ale też w kontakcie z różnymi osobami – minimalizacja spożycia węglowodanów (nawet bez uprawiania sportu) sama w sobie powoduje zmniejszenie masy ciała. Powodzenia!

  2. Moje doświadczenia potwierdzją to co napisałeś. Gotowane ziemniaki powodują u mnie zaburzenia trawienne, a pieczone na grilu lub w piekarniku już nie.

    1. Wieśku, nie ma w tym nic dziwnego, niektórzy ludzie są szczególnie wrażliwi na glikoalkaloidy. Do rodziny psiankowatych należą (poza ziemniakami) np. papryka, pomidory oraz tytoń (http://pl.wikipedia.org/wiki/Psiankowate). Znam osobiście przypadek, w którym zjedzenie choćby minimalnie niedojrzałego pomidora powoduje sensacje żołądkowe, a tzw. sałatka z zielonych pomidorów na occie to murowany szpital.
      Wśród psiankowatych jest też wilcza jagoda, która zawiera duże ilości m.in. atropiny (pomocnej w medycynie, okulistyce), jednak zjedzenie 10-20 jagód przez dorosłego (albo 5 przez dziecko) powoduje zgon.

  3. Ziemniaka na surowow koles jadlo sie w podstawowce,zeby dostac goraczki i nie isc na zajecia…Tez mi artykul napsiales….Ameryke odkryles.
    A co?,pomidory,ogorki i inne warzywa nafaszerowane nawozami i innymi toksycznymi skladnikami sa zdrowsze? Tak naprawde tylko to,co sam sobie wyhodujesz na dzialce jest zdrowe i dobre.

    1. @yo: Dla wszystkich Europejczyków ziemniaki to odkrycie Ameryki :) Warzywa rzeczywiście są dzisiaj standaryzowane – wszystkie musza być takie same, tego samego koloru, kalibru i kształtu. Rzeczywiście stosuje się herbicydy i nawozy w produkcji przemysłowej. A na własnej grządce – nie. Natomiast ziemniaki – bez względu na to, czy są działkowe czy przemysłowo hodowane na farmie – są toksyczne. Podobnie jak zboża.

    1. aneto, to pytanie jest niemal filozoficzne w dzisiejszych czasach – i ile jest ludzi, tyle jest opinii. 500 albo 2 miliony lat temu ludzie nie mieli takich dylematów:
      1. nie jedli rafinowanych produktów (cukru, mąki, skrobii),
      2. owoce i warzywa jedli tylko sezonowe i tylko świeże i było to jedyne źródło węglowodanów i cukru,
      3. podstawą diety były tłuszcze oraz białko zwierzęce.

      Ruch nie ma tutaj istotnego znaczenia bo o zdrowiu organizmu decyduje metabolizm. Temat jest bardzo szeroki i nie omieszkam napisać na ten temat kolejnego artykułu.

  4. czekam z niecierpliwością o tym metaboliżmie ,a wszystko co dostaje na maila jest tak ciekawe,że kasuje inne zasrane raklamy a zostawiam tylko…Rafał Mróz!!!!!!Pozdrowionka!!!!

    1. Moniko, cierpliwości – za chwile będzie tekst o pomidorach, bo można je konserwować prostą metodą, która daje mnóstwo smaku, kiedy za oknem śnieżyce albo trzaskający mróz. A potem – o tym, jak nasz organizm pozyskuje energię, dlaczego tyjemy i jak się pozbyć nadwagi.

  5. Kocham ziemniaki i jem je codziennie:(A młodych co roku nie moge sie doczekać!Dlaczego to przeczytałam-o ja głupia i nieszczęśliwa.Nie mogę uwierzyć,że moje kochane pyry są toksyczne.To co mam jeść na drugie danie?Nie lubie kluchów,ryżu ani kaszy!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    1. podgrzybku, jeśli nie chcesz ich eliminować z diety, zacznij je grubo obierać, kupować tylko takie, które nie mają śladów uszkodzeń oraz obicia, nie są zielone ani skiełkowane. Przechowuj je w ciemnym i chłodnym miejscu (piwnice w blokach odpadają bo są zbyt ciepłe). A i do konsumpcji używaj raczej pieczonych i smażonych niż gotowanych. Najlepiej jednak (i zdrowiej, z uwagi na skrobię) zmniejszyć ich ilość do kilku tygodniowo. A do drugiego dania – jeśli musisz mieć już jakieś dominujące dodatki – bierz inne warzywa (np. cukinia, kapusta, ogórki) i więcej tłuszczu – śmietany, smalcu ze skwarkami albo masła. To zrównoważy (a nawet przewyższy) ilość kalorii uzyskiwaną z ziemniaków.

  6. Może i przewyższy,może zrównoważy,mogę zrobić puree z kalafiora albo zielonego groszku,ale nie mogę zapomnieć smaku puszystego ziemniaczka polanego skwareczkami albo sosikiem.I to jest ten mój problem:(Bo jak sam piszesz-jedzenie musi smakować
    i pachnieć!!!!!!!To nie może być …..pasza dla ludzi.Postaram się jeść jednego mniej ziemniaczka dziennie.

    1. pdgrzybku, kalafior będzie zdecydowanie lepszy (choć jako kwiat nie ma praktycznie zadnych wartości odżywczych). Jeśli zaś ziemniaki są dla Ciebie kluczowe – postaraj się aby były w formie frytek, placków ziemniaczanych albo pieczone powyżej 170 stopni (najlepiej 200, wówczas glikoalkaloidy są neutralizowane).

    1. Aninka – są niezdrowe dlatego, bo smaży się je na tłuszczach roślinnych (oleje) a nie na zwierzęcych. Więcej o tym pisałem w tekście o cholesterolu oraz o smalcu. Natomiast sam fakt smażenia działa na ziemniaki dobrze, ponieważ po przekroczeniu 170 stopni C glikoalkaloidy są usuwane (stąd zaleca się pieczenie i smażenie ziemniaków, a nie gotowanie).

  7. Nie ukrywam, że jestem zaskoczona opowieścią o ziemniakach. Co naukowiec to nowy wywód. Czy te badania robią hodowcy mięsa? Konkurencję trzeba eliminować. A tak serio – kto zna prawdę?

    1. Nuka, to nie jest żadna tajemnica – ziemniaki, pomidory, bakłażany, papryka i wiele innych roślin z rodziny psiankowatych słynie z toksycznego oddziaływania na przewód pokarmowy nie tylko ssaków ale i wielu innych roślin.
      Dopiero obróbka termiczna powyżej 170 stopni eliminuje glikoalkaloidy (pieczenie, smażenie) i w takiej formie są one bezpieczniejsze.

      Co do poznania prawdy – mówi się – „ile ludzi tyle opinii” – dlatego ja, jak tylko mogę – prezentuję wyniki badań, które pokazują więcej niż opinia bo poparte są dowodami. Oczywiście są to tylko badania na próbach więc nie zawsze są reprezentatywne ale zawsze staram się dodatkowo dotrzeć do krytyki takich badań, aby mieć pewność że ktoś jeszcze uznał je za wiarygodne albo niepewne.

      Najważniejsze jest jednak to, aby znać dużo faktów, bo wtedy każdy człowiek może do prawdy dojść samodzielnie. Jednej „wspólnej” prawdy raczej nie odkryjemy jako ludzkość – prawdopodobnie nigdy.

  8. Przynam ze artykul zszokowal mnie z lekka… byc moze to wszysto i prawda ale jesli komus tak bardzo smakuja ziemniaczki, to mysle ze moze je zajadac dalej. Ja przeczytalam tony informacji n/t jedzenia, zywienia, przeszlam powazne choroby. Wlacznie z rakiem nerki. Szukam i dla siebie „zlotego srodka” ale: w ksiazkach Anastazji jest pwiedziane ze to co nam smakuje najbardziej, bywa leczace. O. Grande na ktorego i R. Mroz czasami sie powoluje uwaza ziemniaki wrecz za leczace (a wiedza O. Bonifarow podparta jest 500-letnia praktyka i wiedza) Powiem tak, mam wiele, wiele szacunku i uznania dla artykulow Pana Mroza. Wiele sie z nich ucze ale mysle ze to my sami musimy nauczyc sie obserwowac swoj organizm, karmic go zdrowo i z miloscia o ktorej czesto zapominamy w stosunku do siebie.

    1. Doroto, Twoja puenta jest jak najbardziej właściwia: trzeba słuchać swojego organizmu – a niestety większość ludzi tego nie potrafi. A nawet, jeśli ma dobrą wolę i chęć, to nie może tego robić, ponieważ ich ciało jest „ogłuszone” wszelkimi nadmiarami obecnymi w naszej diecie (głównie to cukier i insulina która za nim idzie). Jeśli chodzi o Anastazję – mam na myśli siostrę Anastazję – to istotnie „bywa leczące” jednak do tego trzeba ogromnej samoświadomości, której jak wspomniałem większość ludzi nie ma. Można by przyjąć że skoro cukier nam smakuje to ma właściwości lecznicze. Z punktu widzenia biochemii również Bonifratrzy w wielu kwestiach się mylą jednak dzięki swojemu „kompleksowemu” systemowi (a raczej światopoglądowi na zdrowie człowieka) wiele chorób są w stanie wyleczyć bez powodowania kolejnych, co najczęściej podowduje medycyna tradycyjna.

  9. Zapomniałeś o tym że organizm w naturalny sposób pozbywa się toksyn. I mogę Ci przytoczyć mnóstwo przykładów toksyn w roślinach jak i mięsie zwierząt.

    1. Ktosiu, oczywiście tak jest że nasze ciało oczyszcza się z toksyn (po to mamy między innymi układ limfatyczny i wątrobę), chodzi jednak o to, żeby przyjmować mniej toksyn (niż więcej) a jeśli już, to przyjmować takie z którymi organizm umie i potrafi sobie poradzić.

      Istotnie jest tak, że również mięso zawiera toksyny. Możemy wziąć pod uwagę choćby hormony – wiele przekaźników jest podobnych do ludzkich (choć większość nie jest identycznych więc nie aktywują tych samych szlaków, ale niektóre są podobne jak np. insulina zwierzęca podawana diabetykom /od świń, psów i krów/ czy kortyzol – hormon stresu).
      Zasadnicza różnica polega jednak na tym, że to podobieństwo jest z jednej strony przekleństwem – np. kortyzol wyzwalany u zwierząt podczas uboju potrafi działać w pewnym stopniu u ludzi. Ale jest też dobra strona – ponieważ substancja ta jest niejako „znajoma” nasze ciało potrafi to sprawniej metabolizować (rozmontować, dokonać detoksykacji) niż substancje właściwe dla roślin, zupełnie nieznane (w rozumieniu ewolucyjnym) dla naszego ciała (tak jak przykładowo psiankowate – bakłażan, papryka, ziemniaki, tytoń).

      Jak mawiał Paracelsus: Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, bo tylko dawka czyni truciznę. Przykładowo, spożycie wątroby niedźwiedzia polarnego może spowodować śmierć w wyniku hiperwitaminozy witaminy A.

  10. Mam nadzieję, że analogia nie działa i tak jak pod skórą jest najwięcej toksyn w ziemniaku to w zbożu jest też ich najwięcej w otrębach.

  11. Zboża również kryją w okrywie i pod nią mnóstwo toksyn, których jedynym zadaniem jest ochrona zarodka przed roślinożercami. Opiszę to zjawisko w osobnym artykule bo jest fenomenalnie zaprojektowane przez naturę (przykładowo, ziemniaki – i wiele innych roślin – potrafią produkować feromony, które po zetknięciu z owadami zjadającymi ich liście intensywnie przywabiają naturanych wrogów amatorów ziemniaczanych liści).

    Obecne zboża mają się nijak do ich praprzodków, ponieważ krzyżowanie usunęło wiele toksyn, ale spora ich część nadal pozostała i działa świetnie szkodząc wszystkim roślinożercom, których układ trawienny nie jest przystosowany do ich konsumpcji (trawożercy mają wole i żwacz, w którym toksyny te likwiduje bioflora, podobnie ptaki, dysponujące dodatkowym żołądkiem mięśniowym w którym twarde pozostałości po ziarnach (okrywy) są później wydalane w tzw wypluwkach).

    Nie inaczej jest z nasionami oraz większością orzechów. Przykładowo, owoce dębu (żołędzie) zawierają dużo taniny (wykorzystywanej w garbarstwie skór), ale ludzie nauczyli się je jeść po odpowiedniej obróbce (płukanie mąki żołędnej oraz gotowanie i prażenie owoców), choć nadają się do jedzenia tylko dla świń (i dzików), których układ pokarmowy doskonale radzi sobie z toksyczną taniną. Taninę zawierają także inne rodzaje orzechów, migdały i inne pestki zawierają cyjanowodór właśnie po to, aby odstraszyć amatorów jedzenia nasion (ludzie wyhodowali słodkie migdały, które prawie nie zawierają cyjanowodorów).

    Nieco inaczej sprawa wygląda z owocami i warzywami. Wiele z nich, w określonym momencie „życia” staje się dojrzałymi i kolorowymi, często bardzo pachnącymi „prezentami” od roślin, które stanowią wynagrodzenie dla „spedytorów”, którzy po ich zjedzeniu, przeniosą ich nasiona w inne miejsca, składając je przy okazji na kupce odżywczego nawozu wspomagającego kiełkowanie.

    Jak wspomniałem, zagadnienie związane ze zbożami i ich spożyciem na pewno stanie się tematem kolejnego artykułu, choćby z tego powodu, że musli (muesli?) oraz owsianka albo produkty z „pełnego ziarna” są spożywane przez wiele osób zupełnie bezwiednie, z brakiem świadomości wobec szkód jakich dokonują swojemu ciału. Dla niecierpliwych podam, że najzdrowiej jest produktów zbożowych nie jeść, ale jeśli ktoś musi – to najlepiej jeść możliwie najbardziej białą mąkę, z najniższego wyciągu (np. typ 380) lub pieczywo wypiekane z takiej własnie pszennej mąki i to na naturalnym zakwasie, w którym bakterie i drożdzę unieczynnią większość toksyn.

  12. Jak dobrze, że trafiłam na ten blog, tyle że trudno mi się oderwać ;) Większość tej wiedzy, jaką prezentuje Rafał, nie jest dla mnie nowością, ale to tak fajnie trafić na kogoś, kto mówi tym samym językiem – dziękuję Rafale.
    Najwięcej nieznanych mi szczegółów wyczytałam w tym właśnie artykule. Ziemniaki jem w umiarkowanych ilościach, najczęściej w postaci placków oraz… w mundurkach. Oczywiście wybierałam nieuszkodzone i bez zielonego zabarwienia, ale jestem zaskoczona krytyką ziemniaków w mundurkach. Wydaje mi się ona logiczna i wezmę to pod uwagę. Na szczęście, dla mnie to margines.
    Artykuł daje wiele do myślenia i wyraźnie nawiązuje do wspólnych cech roślin psiankowatych. Przyznam, że już kiedyś, ktoś namawiał mnie, bym nie jadła pomidorów (a także papryki), ja jednak dalej folgowałam smakowi, trochę dziecinnie stwierdzając „bo ja tak lubię…” A jednak trzeba będzie zanucić Adios pomidory.
    Dodam, że pomidory zawierają wiele kwasów i chyba szczególnie niedobrze jest jeść je z produktami mlecznymi, gdyż tworzą się związki (szczawiany?), które odkładają się w tkance łącznej, powodując dolegliwości. Już Edgar Cayce przestrzegał Amerykanów przed łączeniem mleka i soku pomarańczowego. Adios sałatko pomidorowa z dużą ilością cebuli i gęstą śmietaną…
    Zwłaszcza, że kolanka bolą, aj bolą.
    Co powiesz, Rafale, na przetwory pomidorowe (wysoka temperatura, likopen itd.)? Bakłażany – tylko pieczone, ewentualnie smażone na grillowej patelni? Z pieczonych bakłażanów przyrządza się pastę z dodatkiem czosnku, coś na wzór ajwaru z papryki czy keczupu z pomidorów.

    1. Eunicka, nie jesteś sama w „głodzie” na pomidory czy paprykę – myślę, że jest nas więcej :)

      Sam uwielbiam pomidory i paprykę (szczególnie żółtą i każdą ostrą chili). Warzyw tych bym nie demonizował. Podobnie jak bakłażanów, które również należą do psiankowatych. W porównaniu z ziemniakami jest kilka różnic. Po pierwsze – nie stanowią one postawy żywieniowej tak jak kartofle. Innymi słowy są spożywane raczej sezonowo albo w postaci przetworzonej (keczup, przecier, sałatka z papryki, ajwar). Po drugie ilości spożywane podczas jednego posiłku są nadal znacznie mniejsze niż w przypadku ziemniaków. I trzecia, najważniejsza rzecz: zepsute pomidory/paprykę/bakłażany bardzo łatwo jest zauważyć. Albo mają zmiany wyglądu (zamiast być czerwone są różowe lub zielone), albo są uszkodzone, co zazwyczaj nie zachęca do zakupu czy zjedzenia – ziemniaki znacznie trudniej rozpoznać.

      W niedojrzałych pomidorach znajduje się tomatyna (alkaloid o podobnym działaniu do solaniny) i istotnie zawierają szczawiany (im bardziej dojrzałe i słodkie pomidory tym mniej szczawianów) więc łączenie z nabiałem jest ryzykowne (jeśli zupa pomidorowa na śmietanie do z dużą dawką tłuszczu np. masła i jak najmniejszą węglowodanów). Ale aby doszło do objawów dny moczanowej czy RZS potrzebne jest coś jeszcze niż tylko szczawiany – chodzi o ich wytrącanie się w stawach. To temat na osobny artykuł, ale kluczem jest tu substancja o skrócie PRPP (5-fosforybozylo-1-pirofosforan) bez której nawet duże stężenie kwasu moczowego oraz szczawianów nie jest w stanie dać objawów (czy ataku) dny.

      Przetworzone pomidory (keczup, przecier) są w zasadzie niegroźne w typowych żywieniowo porcjach. Niestety, przetworzenie ich sprawia, że większość substancji odżywczych zmienia swoją postać w nieprzydatną dla człowieka. Wyjątkiem jest likopen – on przyswajany jest lepiej po obróbce termicznej (tzw translikopen). A i smak pozostaje :)

      A tutaj mój ulubiony sposób na bakłażany.

  13. Czekam więc na artykuł o PRPP, ma to chyba jakiś związek z redoksem.
    Pomidory w lecie jadam do 2-3 posiłków dziennie, a więc trochę za często i za dużo, myślę.
    A co do bakłażanów, czasami sobie pozwalam – Twój przepis jest świetnie opisany. Piszesz nawet o takim szczególe, że bakłażany chłoną oliwę – przypominam sobie, że gdy pierwszy raz smażyłam bakłażany, były one okropnie tłuste, gdyż wciąż dolewałam oliwę. Potem już smażyłam je na grillowej patelni, tylko posmarowanej oliwą. Czytając przepis wymyśliłam, że zamiast paluszków z sera, można by także stosować słupki mozzarelli, wykonanie byłoby prostsze, choć nie tak smakowite :).

    1. Eunicka, zagadnienie dny moczanowej i RRPP już poruszałem opisując ich związek (pomiędzy atakiem dny czy podagry a spożywaniem bogatowęglowodanowych posiłków vide synteza PRPP).
      Tak jak tam napisałem – jeśli nie przeciąża się metabolizmu na szlaku pentozowym (czyli metabolizm glukozy – innymi słowy, jeśli nie jemy za dużo węglowodanów przerabianych przez organizm na glukozę) nie da się na tym szlaku wyprodukować składowych niezbędnych do „rozmontowania” PRPP i wówczas jego stężenie się podnosi i pojawia się atak.

      Danie z bakłażanami można dowolnie modyfikować – znajomi robili je nawet z paluszkami rybnymi (nie smakowało mi), mielonym smażonym mięsem (rozsypywało się, ale było fajne w smaku). Dla mnie ta chłonność to zaleta – dzięki temu można je „nasączyć” ulubionym tłuszczem i podnieść ich kaloryczność. Wówczas do zaspokojenia głodu wystarczą 2-3 sztuki :)

      Aha, a jeśli chodzi o reakcje redox to oczywiście one zachodzą w naszym organiźmie w zasadzie na każdym poziomie, od oddychania komórkowego przez metabolizm na zatruwaniu i odtruwaniu kończąc :) Niewątpliwie, również podczas całego procesu syntezy puryn mają swój udział.

  14. Witam!
    Mnie przekonało. Wiadomości o ziemniakach. Kazdy organizm broni sie na swój sposób. Ja oczywiście jenm ziemniaki, bo je lubię , ale zmienie system podawania na zapiekane w folii.
    Nie wiem czy przeszedł mój mail poprzedni , ale pisałem o świetnym preparacie resweratrol a`200mg , resweratrol trans. Czy jest skuteczny? Ja z własnych obserwacji potwierdzam, ze tak. Niestety jest drogi. Co Pan sądzi na ten temat? Ja stosuję dwa razy na dzień po posiłku.
    Innym tematem jest omega3. Wiele preparatów. Czy wybrać ten pochodzenia roślinnego /np. ester kwasu omega3 czy np. z wątroby rekina, biomarine/czy z morskiego pochodzenia?